poniedziałek, 13 października 2014

Nie tylko komiks #10

Drugą odsłonę ”Nie tylko komiks” poświęciłem premierowym sześciu odcinkom serialu animowanego ”Todd’s McFarlane Spawn”, które w całości złożyły się na pierwszy sezon. Jako że dziś premiera piątej serii ”The Walking Dead” uznałem, że najwyższa pora napisać coś o kolejnej transzy odcinków wspomnianej animacji. Czy to zdanie ma jakiś sens? Pewnie nie, ale logika ludzka kroczy niekiedy bardzo krętymi ścieżkami. Także i scenarzystów, którzy ośmieleni niewątpliwym sukcesem pierwszego sezonu ”Todd’s McFarlane Spawn”, popłynęli w drugim tak mocno, jak tylko zdołali. Tylko czy w dobrym kierunku?

Teoretycznie, gdybym trzymał się swojego ustalonego protokołu, to właśnie teraz napisałbym kilka lub kilkanaście zdań o fabule drugiej odsłony serialu animowanego. Nie zrobię tego jednak, a od razu przejdę do oceny. Dlaczego? Powód jest zaskakująco prosty – nowa transza sześciu epizodów posuwa główną fabułę do przodu o milimetry. Ośmielę się zaryzykować stwierdzenie, że wszystko to można było spokojnie zmieścić w dwóch odcinkach, a resztę poświęcić na rozbudowę kolejnych wątków. Tak się niestety nie stało i w efekcie dochodzi do ciekawej rzeczy. Powolność akcji pierwszego sezonu ”Todd’s McFarlane Spawn” uważałem za zaletę, ale w przypadku drugiej serii jest już zupełnie na odwrót.
Znakomitą większość fabuły poświęca się naturalnie głównemu bohaterowie. Ten oczywiście gdy trzeba sieje grozę i rozsmarowuje swoich przeciwników po ścianach, ale znacznie więcej czasu antenowego poświęca się ukazaniu tego, co już wiem od pierwszego epizodu, a także z komiksu i właściwie z każdego kontaktu ze Spawnem. Tak, tak, dobrze myślicie – nieustannie widzimy Ala Simmonsa użalającego się nad sobą. I w myśl zasady, że w drugim sezonie wszystko musi być dwa razy ”bardziej”, tak główny bohater irytował ze zdwojoną siłą. Zajmowało to tyle miejsca, że wszystkie kulminacyjne sceny sezonu potraktowano nieco po macoszemu. Najlepszym przykładem niech będzie przygotowywane od połowy pierwszej serii starcie z Chapelem. Trudno było nie czuć zawodu po tym, co pokazali twórcy. Oczywiście, mężczyzna ten nie stanowił żadnego większego zagrożenia dla Spawna, ale to z jaką łatwością dał się pokonać było przesadą. Do tego trudno było nie zauważyć, że ”starcie” składało się raptem z kilku ujęć, z których część powtarzała się nawet i trzykrotnie.

Małym minusem drugiej serii ”Todd’s McFarlane Spawn” jest pewna rozbieżność z komiksem. Co prawda w drugim sezonie pojawiają się zarówno Cagliostro jak i wspomniany już Chanel, trudno szukać chociaż śladu chyba najbardziej ikonicznej spośród nich Angeli, która wówczas była już przedmiotem batalii sądowej pomiędzy McFarlane’em i Gaimanem.

O ile mielizna scenariuszowa jest bardzo widoczna i stanowi największą wadę drugiego sezonu ”Todd’s McFarlane Spawn”, to jednak nie można nie wspomnieć o zaletach tej produkcji. Podobnie jak pierwsza seria, tak i opisywane dziś sześć odcinków posiada niesamowicie wręcz mroczny klimat, ale zarazem idealnie pasujący do przedstawianej historii. Serial zdecydowanie jest produkcja dla dorosłych i twórcy mogli sobie pozwolić na wiele. Dzięki temu jednak udało im się stworzyć historię przyprawiającą o przysłowiowe ”ciary”.

Także i część postaci z drugiego planu nadal intryguje i jest dobrze wpasowana w historię. Co prawda można było dać im nieco więcej czasu antenowego, ale mimo to duet detektywów Sam i Twitch oraz ich dialogi nie schodzą poniżej całkiem przyjemnego poziomu. Trzeba wspomnieć także o tym, że większą rolę otrzymał Terry Fitzgerald i dzięki temu jednocześnie zyskał nieco bardziej wyrazistego charakteru, a także jego notowania w moich oczach znacząco wzrosły.

Drugi sezon ”Todd’s McFarlane Spawn” nie jest aż tak udany jak poprzedni, ponieważ momentami przerażająco wręcz wieje nudą. Mimo wszystko i tak polecam zapoznać się z tą produkcją. Ocena tej serii to 3/6, wspólna dla obu odsłon animacji jest wyższa i wyniesie 4/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz