Jakiś czas
temu minęła druga rocznica wydarzenia, które wówczas uznałem za chyba najlepszą
wiadomość od Image Comics, jaką tylko mogłem sobie wymarzyć. Wtedy właśnie
jeden z najbardziej lubianych i szanowanych przeze mnie twórców zapowiedział
powrót do tego wydawnictwa oraz restart swojego autorskiego imprintu. W tym
ukazywać miały się oczywiście komiksy tegoż właśnie autora, krótkie, zamknięte
historie rysowane przez bardzo ciekawych artystów. Podjarałem się tym newsem
tak bardzo, że z czasem zacząłem w ciemno zamawiać wszystkie trzy zapowiedziane
tytuły. Mijają dwa lata. Czuję się oszukany, rozczarowany, a gdybym spotkał
gdzieś na ulicy J. Michaela Straczynskiego, myślę że doszłoby do potężnej
kłótni. Bo odrodzenie Joe’s Comics okazało się pod niemal każdym względem
niewypałem.
Początki
nie były takie najgorsze. Pierwszy tytuł nowego Joe’s Comics, a więc rysowane
przez uwielbianego przeze mnie Bena Templesmitha ”Ten Grand” okazało się
bardzo przyjemną lekturą. Co prawda pojęcia nie mam kiedy to nastąpi, ale w
końcu każdemu z trzech kupowanych przeze mnie tytułów poświęcę osobne recenzje,
więc dziś nie chcę zbyt mocno wchodzić w szczegóły dotyczące każdego z nich,
lecz wszystkie posiadają wady, które rzucają się cieniem nie tylko na studio,
ale przede wszystkim na Straczynskiego we własnej osobie. Poniżej wymienię je w
kilku podpunktach, podpierając się subiektywnymi argumentami.
NIELOGICZNE
DECYZJE WYDAWNICZE I BRAK KONTAKTU Z CZYTELNIKIEM
Joe’s
Comics rozpoczęło swoje drugie życie dość typowo. Każdy zeszyt ukazywał się w
miarę terminowo, Straczynski co moment udzielał wywiadów serwisom branżowym, a
także zaczęły pojawiać się strony z mailami czytelników. Taki standardzik,
jeśli chodzi o wydania zeszytowe. Z czasem coś zaczęło się psuć i zbiegło się
to czasem z chwilą, gdy właściwie wszystkie tytuły zaczęły łapać opóźnienia.
Ale o tym wspomnę także za moment. Straczynski co moment zaczął zmieniać coś w
swoich komiksach. Najpierw wspomniany już ”Ten Grand” uderzone zostało
odejściem Bena Templesmitha z powodów, które do dziś nie są oficjalnie znane.
Obaj panowie zaprzeczają, że doszło pomiędzy nimi do jakiegokolwiek konfliktu,
ale jak inaczej można interpretować oficjalnie podane powody? Według tych,
Templesmith odszedł, ponieważ nie miał czasu na pełnoetatowe zajmowanie się
serią. Tymczasem wystarczyło już kilka tygodni, by artysta zaczął dość aktywnie
udzielać się w innych wydawnictwach. Dziś wypełnia swój kontrakt rysując
”Gotham After Midnight” dla DC, a seria wychodzi (niemal zawsze) terminowo.
Powstaje więc pytanie, czy Templesmith faktycznie nie miał wtedy czasu, czy też
po prostu poróżnił się ze scenarzystą? Mimo wszystko, skłaniałbym się ku temu
drugiemu.
Także i ”Protectors
Inc.” oraz ”Sidekick” nie uniknęły zawirowań. Pierwszy z
wymienionych komiksów został skrócony z 12 do 10 numerów, a decyzja ta zapadła
już po wydaniu pierwszego wydania zbiorczego, zawierającego sześć zeszytów.
Dzięki temu, drugi będzie znacząco chudszy, chyba że Straczynski dorzuci jakąś
nadspodziewanie dużą ilość dodatków. Z kolei ”Sidekick” jedną ze swoich
zeszytowych odsłon miał o dolara droższą od reszty, gdyż twórcy postanowili
wzbogacić komiks ten o sztywną, błyszczącą okładkę. Niedawno także okazało się,
że i ten komiks został skrócony o jeden numer i z zapowiadanego tuzina ukaże
się jedenaście.
Stwierdzić
możecie: ale co z tego, przecież to nic nie znaczące szczegóły. Nie do końca
mogę się z tym zgodzić z jednego, prostego powodu. Otóż oprócz dość głośnego
odejścia Templesmitha, żadna z wymienionych decyzji nie została nigdzie podana
czytelnikowi. Ci zostali postawieni przed faktem dokonanym i jestem pewien, że
wielu z nich mogło się zdziwić np. podczas dopłacania dolara za wspomniany
numer serii ”Sidekick”. Z każdego z komiksów Straczynskiego poznikały
strony z mailami czytelników, chociaż każdy z nich posiadał małą ramkę
zachęcającą do ich wysyłania. Sporadycznie pojawiały się jakieś krótkie wpisy
od scenarzysty, lecz czytało się je bardzo dziwnie, gdyż zazwyczaj ograniczały
się one do zaprzeczania rzeczywistości, pokroju ”same sukcesy, jest
zajebiście”.
Dodam
jeszcze, że komiksy Joe’s Comics nie uczestniczyły w akcji Image Comics,
polegającej na wydawaniu premierowych trejdów w promocyjnych cenach.
OPÓŹNIENIA
Dotychczas
nowe Joe’s Comics publikowało lub wciąż wydaje pięć tytułów. Z nich tylko jeden tak naprawdę wychodził w terminie! I tu znów możecie powiedzieć, że przecież w Image
opóźnienia nie są niczym nadzwyczajnym. Naturalnie będziecie mieli tu rację,
aczkolwiek znów wtrącę tu swoje ”ale”. Rick Remender pisze obecnie w Image trzy
serie i żadna z nich nie miała poślizgu większego niż miesięczny. Gdy ”Secret”
– jeden z trzech ówczesnych tytułów Jonathana Hickmana zostało zawieszone,
scenarzysta w miarę regularnie informował o statusie kolejnych numerów.
Tymczasem Straczynski nie tylko nie informował nikogo o kolejnych poślizgach,
to jeszcze pozwalał na to, by rysownicy przechodzili samych siebie. C. P. Smith
na stworzenie ośmiu numerów ”Ten Grand” potrzebował piętnastu miesięcy,
chociaż momentami posiłkował się nawet niewykorzystanymi kadrami autorstwa
Templesmitha, a Tom Mandrake jedenaście odsłon ”Sidekicka” przygotuje
najprawdopodobniej w dwadzieścia. Czytelnicy ”Dream Police” na szóstą
odsłonę serii czekają już czwarty miesiąc, a i Gordon Purcell w drugiej połowie
”Protectors Inc.” złapał wyraźną zadyszkę (dwa i pół miesiąca przerwy
między #8 i #9). Swoją drogą rysownicy warci są wspomnienia w osobnym akapicie.
RYSOWNICY
Straczynski
ogłaszają wznowienie Joe’s Comics zapowiadał, że jego komiksy rysowane będą
przez najlepszych rysowników. Typowa zagrywka pod publiczkę, ponieważ została
obalona już w momencie wspomnienia, że to Tom Mandrake jest jednym z tych
mistrzów ołówka. Rysownik, o którym już od dobrych kilku lat piszę, że
zdecydowanie powinien już przejść na emeryturę, chałturzy w ”Sidekicku”
tak, że oczy bolą. Symbolem wręcz tego, jak ten niezły niegdyś scenarzysta się
stoczył, jest ta okładka:
Zarówno
Mandrake jak i Sid Kotian – rysownik ”Dream Police” dysponują stylem,
który idealnie pasuje do komiksów Image. Tyle tylko, że tych sprzed dwóch
dekad. Rysowane przez nich postacie kobiece to w znakomitej większości chodzące
biusty rozmiaru XXL. Dodatkowo ten pierwszy właściwie już kompletnie odpuścił
sobie rysowanie tła, a niedawno wydany ”Sidekick #10” dodatkowo zawiera
mnóstwo wyraźnie widocznych interwencji osoby odpowiedzialnej za nakładanie
kolorów, która próbuje tuszować to, że artyście się zwyczajnie nie chce.
C. P. Smith
to z kolei wybór nie tyle słaby, co nietrafiony. Rysownik ten ma swój określony
styl, który może, lecz nie musi się podobać. Ale to co mogę napisać ze
zdecydowaną pewnością, to że nie nadaje się on do horroru, jakim był ”Ten
Grand”. Smith swoimi ilustracjami sprawił, że z tytułu uleciał ciężki,
mroczny klimat, a jego kreskówkowe i strasznie komputerowe prace doprowadziły
do tego, że podczas lektury znacznie częściej śmiałem się z kolejnych jego
”popisów”, niż emocjonowałem niegłupią jednak fabułą. Próbka talentu Smitha
poniżej.
Z kolei
Gordon Purcell rysujący ”Protectors Inc.” to podręcznikowy artysty,
który o dynamice raczej nie słyszał. Rysownik ten nie potrafił w żaden sposób
dobrze pokazać scen akcji, a ponieważ dodatkowo sam siebie kolorował,
dostawaliśmy koszmarki takie jak ten:
Dodam, że dwukrotnie
zdarzyło mi się zostać tak przynudzonym przez prace Purcella, że przegapiłem
fabularne cliffhangery i szukałem kolejnych stron historii. Dodatkowo, kobieta
w bieli według opisu ma około trzydziestki i jest w komiksie najpiękniejszą
kobietą na świecie :P
FABUŁY
I wreszcie
na sam koniec trzeba dodać krótko: za wyjątkiem ”Ten Grand” każdy z
komiksów Straczynskiego jest zwyczajnie nieciekawy. ”Sidekick” ociera
się o fabularne dno stosując liczne uproszczenia i bezsensowne rozwiązania, ”Protectors
Inc.” dłużyło się niemiłosiernie pomimo skrócenia fabuły o dwa numery, w ”Adventures
of Apocalypse Al” więcej było dowcipów o cyckach głównej bohaterki niż
faktycznej fabuły i tylko ”Dream Police” przez jakiś czas dawało jakąś
nadzieję. I pewnie wciąż daje, ale tylko tym osobom, którym udało się nie
zasnąć z nudów przy drugim lub trzecim numerze.
Tak wygląda
obraz studia J. Michaela Straczynskiego, który miniony rok podsumował jako
pasmo sukcesów. Obawiam się, że już wkrótce widzieć będzie je tylko on, bo
zarówno jego komiksy są coraz niżej oceniane przez krytykę jak i czytelników. W
przypadku tych drugich, wystarczy rzucić okiem na listy sprzedaży, gdzie
komiksy z logo Joe’s Comics coraz mocniej jadą w dół zestawienia. Straczynski powinien
poważnie się zastanowić nad tym czy nie powinien dbać o to, by czytelnicy
zapamiętali go jako scenarzystę takich tytułów jak ”Rising Stars” lub ze
świetnych komiksów Marvela, czy jako twórcę ”Sidekicka” lub ”Protectors
Inc.”. Porównując sytuację do logo studia Joe's Comics, dla scenarzysty może być już za pięć dwunasta na podjęcie decyzji.
Świetny tekst. Oby więcej takich.
OdpowiedzUsuń