niedziela, 15 marca 2015

Saga #2 (Brian K. Vaughan/Fiona Staples)

Recenzja jest oparta na wydaniu Mucha Comics.

Nigdy nie przepadałem za różowym kolorem. Po prostu mi się nie podoba. Jak się jednak miałem zachować, gdy w moje ręce trafił komiks z okrutnie różową okładką? Nie mogłem zrobić kompletnie nic innego i... oszalałem z radości. W końcu to drugi tom ”Sagi” od Mucha Comics, komiksu wobec którego jestem totalnie bezkrytyczny. Co więc znajduje się w dalszej części tekstu? Może Was to zdziwić, ale nie tylko zachwyty.

Czy wiecie o tym, że w kilku miejscach polskich Internetów pojawił się jęk zawodu po lekturze pierwszego tomu ”Sagi”? Tylko nie z powodu tego, że był to komiks zły, tylko przez to, że spodziewano się więcej. Osobom, które wysunęły takie zarzuty, chciałbym rzucić tylko jedno słowo: research. Gdybyście zrobili to przed lekturą w zakresie większym niż ”rzucę pytanie na jednym forum”, to pewnie wiedzielibyście, że komiks z którym macie do czynienia, to niczym nie skrępowany miks science-fiction, przygodówki i jeszcze paru innych gatunków, lecz w żadnym przypadku nie aspiruje on do dzieła niebywale ambitnego. ”Saga” ma bawić, ale już niekoniecznie uczyć. I właśnie w takiej kategorii historia ta sprawdza się doskonale, będąc przy okazji kilometry przed swoimi głównymi konkurentami. Ale jak ma być inaczej, skoro komiks powstał dzięki kolaboracji dwóch naprawdę pomysłowych osób?

Po wydarzeniach z premierowej odsłony ”Sagi”, Marko i Alana kontynuują swoją podróż w poszukiwaniu spokoju i lepszej przyszłości dla ich dziecka. Całkiem niespodziewanie na ich drodze staje dość nieoczekiwany problem, jakim jest spotkanie rodziców mężczyzny. Jeśli sądzicie, że macie problem z teściowymi, to co ma powiedzieć Alana, która dobrze się jeszcze nie przywita, a będzie świadkiem teleportacji Isabel w nieznane i kłótni, mającej swój finał na innej planecie? W tle kolejne przygody przeżywają The Will oraz Prince Robot. Obaj nieuchronnie podążają tropem Marko i Alany, będąc już niebezpiecznie blisko.

Przeglądając kolejne strony drugiego tomu ”Sagi” byłem oczarowany. Dziś, gdy przeczytałem go już co najmniej kilkukrotnie, wydaje mi się że mogę ocenić go w miarę na trzeźwo. I nadal nie umiem doszukać się absolutnie żadnych wad zarówno pod względem scenariusza jak i rysunków. Ale najpierw o tym pierwszym. Brian K. Vaughan niejednokrotnie pokazywał już, że potrafi stworzyć dzieło unikatowe, które zapada w pamięć na naprawdę długi czas. Nie inaczej jest z opisywanym dziś komiksem, ponieważ nie tylko zachowuje on wszystkie zalety pierwszego tomu, ale także dodaje od siebie coś ekstra. Najmocniej rzuca się to w oczy w przypadku bohaterów przewijających się na kartach drugiego tomu ”Sagi”. Twórca nie tylko rozwija tych, których już znamy, ale także świetnie wplata w fabułę osoby nowe, nadając im konkretny, niepowtarzalny charakter. Jednocześnie wszystko przychodzi mu bardzo naturalnie, tak jak w przypadku rodziców Marko. Już od pierwszych stron nie pozostają oni obojętni czytelnikowi, a scenarzysta nie tylko pokazuje ich jako samodzielne postacie, ale także raz za razem udowadnia, że są to rodzice jednego z głównych bohaterów komiksu nie tylko z nazwy. Łatwo można doszukać się wśród nich pewnych podobieństw, czego tak często brakuje w tego typu wątkach w innych pozycjach.

Nie ustępuje mu w niczym Fiona Staples, która ponownie stworzyła moim zdaniem przepiękne, a już na pewno niezwykle oryginalnie wyglądające lokacje jak i postacie. Bardzo podoba mi się ”chemia”, jaka panuje między nią i Vaughanem. Jasne, można na artystkę narzekać. Że jej prace są zbyt komputerowe, że zapomina o tle. Dla mnie nie ma to zbyt wielkiego znaczenia, ponieważ pomimo tego, iż sam zauważam wymienione wyżej rzeczy, nie uważam ich w żaden sposób za wadę. Wiem z lektury wydania deluxe, że zabieg ten jest celowy, a warstwa graficzna zbudowana jest tak, by nic nie odciągało nas od tego, co jest tak naprawdę ważne. Zresztą czy aby na pewno można powiedzieć, że rysowniczka jedzie na pół gwizdka? Widząc to, ile wysiłku wkłada ona w design poszczególnych postaci czy też lokacji. Ok, te z reguły są mroczne i pustawe, ale każda z nich ma coś, co odróżnia ich od reszty.

Nie zmienił się fakt, że ”Saga” to komiks skierowany dla osób dojrzałych. Drugi tom komiksu zawiera między innymi swego czasu bardzo kontrowersyjną scenę, gdy na ekranie Prince Robota wyświetlają się obrazy zdecydowanie 18+, a i innych form nagości czy całej masy przekleństw tu nie brakuje. Przyznaję, historia raczej nie straciłaby nic, gdyby usunąć przynajmniej część fucków, a momentami ”Saga” wręcz przesadza, ale znów – takie było założenie twórców. Do dziś pamiętam słowa Vaughana, który określił komiks ten jako ”Star Wars dla zboczeńców”, co oczywiście jest żartem, lecz pamiętajcie – nie dawajcie tego komiksu młodszemu rodzeństwu, pomimo pozornie przyjemnej, różowej okładki (z totalnie zakrwawiona postacią, ale to już szczegóły :D ).

Fani wydawnictwa Mucha Comics nie zawiodą się jakością wydania drugiego tomu ”Sagi”. To jak zwykle zostało opatrzone w twardą okładkę stosunkowo niewysoką cenę. 59zł minus rabaty dają naprawdę atrakcyjną kwotę, więc nie wiem nad czym tu się zastanawiać. Chociaż nie, w sumie wiem. Przecież część z Was narzekała na takie detale jak dymki z tekstami Hazel czy Isabel. Również przyznaję się do tego, że uważam iż nie wygląda to najlepiej, ale powiedzmy sobie szczerze – czy to w jakikolwiek sposób zmienia fakt, że komiks jest po prostu świetnym kawałkiem lektury? Czy ”niszczy to narrację”, jak niedawno wyczytałem? Absolutnie nie. Wydanie Muchy ma nad oryginałem mnóstwo przewag – jest trwalsze, tańsze, niczym nie różni się pod względem zawartości i przede wszystkim, jest w naszym języku. Jeśli to Was nie przekonuje, to ja już nie wiem co może.

Dla mnie, totalnego i bezkrytycznego fana ”Sagi”, drugi tom to kawał solidnej, świetnej lektury. Jeśli wyczekujecie dzieła ambitnego, szukajcie dalej. Ale jeśli szukacie taniego, dobrego komiksu, który da Wam mnóstwo niezłej zabawy, lepiej trafić nie mogliście. Kupujcie w ciemno. 5+/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz