Twórcy "Dark Engine" chyba przejęli się mocno faktem, że ich komiks został przez krytykę w USA właściwie zmiażdżony, a czytelnicy dość szybko odwrócili się od ich pozycji. Po kilkutygodniowej przerwie, powrócili z nowym story-arciem i udzielili wywiadu chyba jedynemu serwisowi, który oceniał ich komiks dobrze. Co zatem zdradzili?
"Dark Engine" to komiks opisujący losy zmodyfikowanej genetycznie kobiety o imieniu Sym, która cofnęła się w czasie by zapobiec zagrażającej ludzkości katastrofie. Kluczem do całej rozgrywki jest alchemik Jin, lecz i mężczyzna ma na głowie wiele rozmaitych problemów. Drugi story-arc rozpoczyna się dokładnie w momencie zakończenia numeru czwartego, a jego głównym założeniem jest zmiana. To właśnie w najnowszych numerach zmienić ma się wszystko, począwszy od charakterów i poglądów poszczególnych postaci, na realiach świata kończąc. Burton i Bivens chcą mocniej skupić się na widocznym powyżej Inkface Rangerze, który zdaje się być głównym celem Sym. Czy jednak na pewno to on jest odpowiedzialny za kataklizm? Czas pokaże.
Tylko czy aby na pewno? Twórcy twierdzą że zmienili nieco plany co do trwania swojego tytułu i wraz z zakończeniem drugiego story-arcu, co nastąpi wraz z numerem ósmym, obaj usiądą i zastanowią się nad tym, czy ruszyć z kolejnym.
Do zespołu twórców dołączył Thomas Mauer, który zajmować będzie się liternictwem. Jest on znany z pracy przy takich tytułach jak "Copperhead" czy "Rasputin".
Twórcy odnieśli się także do jednego z podstawowych zarzutów, jakie pojawiały się wobec ich komiksu. Chodzi mianowicie o chaos w scenariuszu, który sprawiał, że wiele osób po pierwszym numerze odpuściło lekturę "Dark Engine" z powodu niezrozumienia podstaw fabuły. Ryan Burton podkreśla, że od początku nastawił się na pisanie szczątkowych dialogów w serii oraz nie zdradzania wielu elementów fabuły od razu. Liczył, że taki sposób narracji przekona czytelników, lecz nie spodziewał się, że wielu z nich zwyczajnie nie zrozumie wizji autora.
Od siebie dodam tylko, że byłoby to znacznie łatwiejsze, gdyby twórca pomyślał i zaznaczył w scenariuszu sposób wskazania, w którym "czasie" dzieje się dana scena. Pierwszy numer był dla mnie niekontrolowanym zlepkiem scen, który zaczął nabierać ładu i składu dopiero w okolicach końca story-arcu. Niestety przy tym kompletnie nie zachęcał do czytania, więc ja dalsze numery już sobie odpuszczam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz