piątek, 27 marca 2015

Felieton: Kilka zdań o tym dlaczego przestałem korzystać z pirackich skanów

Jakiś czas temu na jednym z forum komiksowych krótko i właściwie przypadkiem poruszony został stary jak świat wątek ściągania pirackich skanów komiksów. Nie oszukujmy się, kto z Was nigdy nie skorzystał z tej formy dotarcia do jakiegoś interesującego komiksu? na pewno zdecydowana większość, jeśli nie wszyscy. Ja sam przez długie lata należałem do grona osób, które zasysały na potęgę i nie mam zamiaru temu zaprzeczać. Co prawda nie należałem nigdy do grona osób, wręcz chwalących się ilością gigabajtów posiadanych skanów, lecz z pełną świadomością mogę stwierdzić, że miałem tego naprawdę mnóstwo. 90% nigdy nawet nie przeczytałem, ale to już właściwie nieważne. Jednak resocjalizacja to fajna rzecz, ponieważ od niespełna dwóch lat zaprzestałem tego procederu i zachęcam innych do podobnego kroku.

Reszta tekstu nie ma na celu piętnować tych co korzystają ze skanów. A róbcie sobie co chcecie :) Chcę po prostu wyjaśnić dlaczego sam przestałem to robić i chociaż pewnie nie odkryję przed Wami kompletnie nic nowego, zachęcić do podobnego kroku.

Trzy słowa: sumienie oraz Image Comics. To są właśnie powody dla których mniej więcej w lipcu 2013 roku ostatecznie przestałem korzystać z nielegalnych źródeł dostępu do komiksów. Widzicie, wszystko zależało od punktu widzenia. Faktem jest, że każdy ściągnięty skan zamiast kupionego komiksu to strata dla wydawnictwa, a także jak najbardziej nielegalny proceder. Ale trochę inaczej patrzy się na to gdy zasysa się komiksy Marvela czy DC, a inaczej gdy dotyczy to komiksów Image Comics czy innych, mniejszych wydawnictw. W przypadku tych pierwszych myślałem sobie ”Co to dla nich za strata? Wypuszczą jeden film i zarobią na nim milion razy tyle, ile ja pobrałem skanów ich komiksów”. Start działalności Image Comics Journal był dla mnie także nauką. Nie zaczynałem tworzyć go z pozycji ”wiem wszystko lub przynajmniej tak sądzę”, lecz sam wiele się dowiedziałem w trakcie wertowania chociażby historii wydawnictwa. Jedną z rzeczy o których nie miałem pojęcia było to, że za każdym komiksem wydanym przez Image stoi niemały wkład własny samych twórców. I nie chodzi tylko o poświęcony czas, lecz także uczciwie zarobione pieniądze. Właśnie wtedy coś zaczęło mi dzwonić z tyłu głowy. Doszedłem do dość jasnego wniosku, że piracąc sobie wesoło komiksy z tego wydawnictwa, tak właściwie nie wyrządzam jakiejś wielkiej krzywdy samemu Image. Tak naprawdę uderzam prosto w kieszenie twórców. Nie jakiejś wielkiej, złej korporacji, lecz jak najbardziej fizycznie istniejących ludzi. Takich którzy nierzadko odpowiadali mi na maile, udzielali krótszych lub dłuższych wywiadów, w zdecydowanej większości okazywali się bardzo przyjemnymi ludźmi. I chociaż nie znam ich osobiście, po prostu to wredne sumienie zaczęło bić na alarm i w końcu wygrało.

Swoje trzy grosze dorzucił swego czasu na swoim blogu Jim Zub – twórca ”Skullkickers” oraz ”Wayward”. Postanowił on bowiem udostępnić pełne, momentami dość skomplikowane zresztą, wyniki profitowości pierwszej z wymienionych przez siebie serii. Okazało się wtedy, że twórca ten praktycznie nic nie zarabia na swoim komiksie, a często musi do kolejnych numerów dopłacać. Jednocześnie dotarł on do danych z jednej ze stron z pirackimi skanami, z których wynikało że jego ”Skullkickers” kupują około 4 tysiące czytelników, a nielegalnie ściąga kolejne 2 tysiące. Wyliczył on przy okazji, że gdyby z tego pirackiego grona zaledwie co druga osoba kupiła dany zeszyt, on już nie musiałby brać dodatkowych zleceń, by mieć z czego dopłacać do tworzenia kolejnych numerów. Sęk w tym, że sam długi czas pobierałem kolejne numery Kopaczy Czach i tu znowu sumienie zadzwoniło. Dziś... wcale nie czytam tej serii, ale ze świadomością, że przynajmniej jestem uczciwy wobec Jima Zuba, dla którego seria ta jest oczkiem w głowie. Chociaż skłamałbym, gdybym powiedział że to co już napisałem, to jedyne powody.

Jest jeszcze kwestia streszczeń. Swego czasu, gdy ATOM Comics jeszcze nie istniał, Multiversum otrzymywało dostawy raz w miesiącu, a Comixology dopiero raczkowało, takie strony jak DCMultiverse, Avalon, BatCave, nieistniejące już Spider-Man Online dzień w dzień publikowały streszczenia komiksów, często zresztą zupełnie najnowszych. Jakim cudem? Domyślcie się. Celowo nie rzucę tu słowem ”profesjonalizm”, ponieważ właściwie wszystkie strony i blogi poświęcone komiksom to działalność nierzadko naprawdę mocno profesjonalna, ale nadal przede wszystkim fanowska, darmowa, często z wkładem własnym i zawsze jedynie w wolnych chwilach. Jednakże swego czasu ktoś z redakcji ówczesnego DCMultiverse stwierdził, że żadna bardziej poważana strona nie publikuje streszczeń i w tym kierunku powinniśmy pójść. W tym czasie dwie osoby na portalu prześcigały się pisaniu tego typu tekstów i oczywiście byłem w tej dwójce. Tak też się stało i uważam, że była to bardzo dobra decyzja. Między innymi także z tego powodu, że w momencie porzucenia streszczeń odpadło mi sporo tytułów z którymi miałem do czynienia tylko z tego powodu. Wtedy jeszcze ze skanów korzystałem, ale zacząłem pobierać ich znacząco mniej, nie byłem już na bieżąco ze wszystkim i… świat się nie zawalił.

Zwolennicy korzystania ze skanów często rzucają takimi argumentami jak: komiksy są drogie, nie zarabiam na tyle dobrze by kupować wszystko, seria i tak szybko padnie więc po co kupować czy też ściągnę skan i później kupię jeśli mi się spodoba. Pozwolę sobie krótko ustosunkować się do każdego z nich.

Tak, komiksy są drogie. Co prawda powodów jest naprawdę wiele, ale wygląda to tak także dzięki każdej osobie, która korzysta ze skanów. Porównajcie sobie jak wyglądały listy sprzedaży i ile kosztowały komiksy przed gwałtownym rozwojem Internetu, a zatem także i piractwa. Oczekiwać że komiksy będą kosztować tyle co w czasach, gdy próg stu tysięcy egzemplarzy potrafiło spokojnie przeskoczyć nawet i sto tytułów, a zeszyty wydawano na papierze zbliżonym do toaletowego i w czterokrotnie większych nakładach, jest moim zdaniem jednak dość naiwnym podejściem.

Drogi czytelniku, jeśli nie zarabiasz na tyle, by mieć wszystko co chcesz, odpowiedz mi proszę: kto Cię zmusza do tego, by mieć absolutnie wszystko co chcesz? Rodzina? Przyjaciele? Polityka wydawnictwa? Nie, to tylko Twoja decyzja, by w takiej sytuacji sięgnąć po skany. Jestem żywym przykładem tego, że można zrezygnować z wielu rzeczy, które zwyczajnie przerastają portfel i nie zwariować do końca. I takich jak ja jest wielu, wystarczy chcieć :)

Uwielbiam argument ”seria i tak szybko padnie więc po co kupować?”. Zawsze wtedy wyobrażam sobie kilka tysięcy potencjalnych czytelników którzy używają tego argumentu i seria szybko pada, bo nikt jej nie kupuje. I następujące po tym psioczenie na wydawnictwo. Czy tego chcecie czy nie, dziś najważniejszym głosem za trwaniem danego tytułu jest Wasz pieniądz. Żadne wydawnictwo nie będzie ciągnąc danego tytułu w nieskończoność, bo bije rekordy na torrentach i zbiera najlepsze recenzje. Przykład? Niech będzie bardzo ciepło przyjęty ”All-New Ghost Rider” z Marvela, skasowany już po 12 numerach przede wszystkim z powodu kiepskich wyników na comiesięcznych listach sprzedaży.

”Ściągnę skan i później kupię jeśli mi się spodoba” – tu po prostu uważam, że gdy w dobie Internetu potrzeba około pięciu minut by znaleźć preview i trzy różne recenzje, takie pójście na niezbyt legalne skróty nie jest fajne. Przecież jest ryzyko, jest zabawa! Jeśli znajdziecie w sklepie coś, co chcecie spróbować ale nie wiecie czy Wam zasmakuje to chyba nie włamujecie się do niego w nocy, by to coś podprowadzić. Sam już nie wiem, ile już razy nadziałem się na kiepski komiks za który zapłaciłem na Comixology. Czy żałuję zakupu? Niekoniecznie.

Troszkę się rozpisałem. No więc czas kończyć. Mam nadzieję że brak obrazków jakoś Was nie zmęczył. Jeśli ktoś z Was odebrał to co napisałem jakoś osobiście, to ja już nic na to nie poradzę. Chciałem jedynie wyjaśnić tu dlaczego z osoby zasysającej skany na potęgę stałem się przeciwnikiem tego procederu. Jak już wspomniałem na początku, zachęcam Was do podobnego kroku. No, przynajmniej w kwestii komiksów Image ;)

6 komentarzy:

  1. Ja wychodzę z prostego założenia - nie stać mnie, nie kupuje. Tyle.

    Również korzystałem swego czasu ze skanów, ale zdecydowanie nie na taką skalę, jak inni się chwalili. Jak to opisałeś, niektórzy pisali albo opowiadali w rozmowach "Tak, też czytam komiksy, mam 100 gb na dysku ;]]]". Ja z kolei ściągałem sobie co miesiąc może maksymalnie do trzech serii i tyle. Czasem ewentualnie sięgałem po jakieś ciekawostki typu komiks na podstawie "Batman: The Animated Series". Ale nigdy nie ściągałem rzeczy typu "The Dark Knight Returns", "Batman: The Long Halloween" albo wielu innych wielkich tytułów, bo chciałem je po prostu pierwszy raz przeczytać na papierze. I w taki sposób ściągałem co najwyżej do jakichś max 30-40 skanów rocznie przez około 5-6 lat. Co nie oznacza, że nie kupowałem komiksów w ogóle. Robiłem to cały czas, ale bardziej skupiałem się na wydaniach zbiorczych, a zeszyty kupowałem raczej z początku archiwalne. Później zacząłem regularnie kupować "Batman and Robin" i "Batman: The Return of the Bruce Wayne" Morrisona i mniej regularnie "Batman: Streets of Gotham City". Co miesiąc sprowadzałem sobie też każdy zeszyt miniserii "Batman Beyond".

    Nie ściągałem więcej, bo cały czas trzymałem się myśli z pierwszego zdania, a także, tak jak u Ciebie, gryzło mnie sumienie. Była jeszcze jedna rzecz. Strasznie mnie denerwowało opracowywanie jakiegoś komiksu, którego nie miało się nawet w ręce. Bardzo szybko zrezygnowałem z takiego sposobu, bo zauważyłem, że często można coś pominąć albo być po prostu kompletnie nierzetelnym - patrz robienie recenzji wydań zbiorczych na podstawie skanów zeszytów. Nic o dodatkach w albumie. Nic o korekcie względem wydań zeszytowych. Kompletnie nic o czymkolwiek innym, co sprawia, że ten trejd się wyróżnia.

    Potem są takie przypadki, jak ten. Nie będę wskazywał palcem na osoby i miejsce, ale pewnie się domyślisz, o co chodzi. Po prostu szlag mnie trafiał, jak czytałem na forach, jak osoba X lub Y męczyła się, żeby napisać długiego posta na temat tego, jak bardzo nie podobał mu się zeszyt serii Z, a potem następny, następny i następny. Tak bardzo tego nienawidzi. Ma ogromny problem i ból dupy, że jest totalnie beznadziejnie. Ale oczywiście on tego nie kupuje, tylko ściąga skany z sieci. Ma problem, mimo że nie wydał ani grosza, żeby móc się czuć oszukanym. Dla mnie to bezczelność. To jak porwanie komuś portfela, a potem powrócenie do obrabowanej osoby i narzekanie, że miał w nim za mało kasy ;P

    Odkąd DC weszło w New 52, nie ściągnąłem już ani jednego skana (zresztą, już wcześniej tego prawie w ogóle nie robiłem), żeby coś przeczytać. Wszystko, co czytam, jest normalnie kupione i sprowadzone różnymi kanałami. Kupuję wiele serii z DC, Boom! Studios, kilka z IDW, a teraz jeszcze doszła jedna z Marvela. Ostatnio zdarza się, że czasem też przeczytam też coś za pośrednictwem Comixology - taka alternatywa dla skanów, gdy na prawdę chcę coś jak najszybciej przeczytać (głównie, żeby nie naciąć się na spoilery w sieci), a nie mam jeszcze fizycznej kopii. Innymi słowy, jeśli gdziekolwiek piszę lub mówię o jakimś komiksie, to mam go w ręku, albo co najmniej w wersji cyfrowej zakupionej legalnie.

    Wersja TL;DR: nie masz kasy, nie kupuj, nikt Cie nie zmusza, a jak chcesz być na bieżąco, to czytaj streszczenia albo szukaj opracowań story arców i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie zdajecie sobie sprawy, że to dzięki internetowi są to teraz marki, marvel, dc, o zasięgu globalnym, a nie dzięki sklepom internetowym? Możliwość wymiany informacji stworzyła podwaliny pod sukcesy komercyjne marvelowskich produkcji, bez tego nie byłoby takiej kasy. Producenci i twórcy doskonale to wiedzą, tylko udają głupich. Panowie, jakie sumienie, Ameryka drąży świat od lat na fundamentalnych polach. Blokada obiegu informacji to krok wstecz, na szczęście jeszcze postępu nikt nie zatrzymał, no może wojny trochę hamowały.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wierzę w komentarz powyżej, ale ok, możemy się pośmiać.

    Skanów nigdy nie ściągałem, kupuję 2-3 wydania zbiorcze miesięcznie i staram się polować na okazje, to mi w zupełności wystarczy do szczęścia. Plus dochodzą opcje typu promocje na comixology czy humble bundle i naprawdę mam więcej niż jestem w stanie przerobić. Ludzi którzy koniecznie chcą ogarnąć wszystko mimo iż ich nie stać naprawdę nie rozumiem. Pozdr!

    OdpowiedzUsuń
  4. @Anonimowy27 marca 2015 15:18 - Nazywanie piracenia "postępem" to nowość... Nie wiem po co takie dopisywanie filozofii do prostej w zasadzie czynności.

    Zgadza się - komiksy to nie jest dobro pierwszej potrzeby, jak nie przeczytasz to nie umrzesz z braku lektury.

    Chociaż nie powiem, nie raz zdarzało mi się ściągać pierwszy numer jakiegoś runu, aby zobaczyć jak to się prezentuje, coś w stylu wyprawy do Empiku w zamierzchłych czasach aby przeczytać kawałek książki przed kupnem.

    Owszem recenzje są, ale to jednak subiektywne odczucia autora.

    Dlatego też nie zakładałbym że jeden pirat=jedna utracona przez wydawnictwo kopia, temat jest dosyć skomplikowany, mocno zresztą wałkowany przy okazji przemysłu muzycznego/filmowego/growego. Często gęsto takie spiracenie może się równać dodatkowa sprzedana kopia, która w innym przypadku by nie "zeszła". Ale tutaj zaczynamy się już poruszać po szarzyznach i kombinować. :)

    Faktem jest że najfajniej by było jakbyśmy wszyscy płacili za dobra które konsumujemy, bo tak się po prostu wypada. Trochę wygląda to na walkę z wiatrakami, więc może ktoś wymyśli jakiś konkretny sposób żeby to zjawisko wykorzystać w taki sposób żeby wydawnictwo odniosło jakąś korzyść. Chętnie zobaczyłbym też jakieś konkretne badania wpływu piractwa na którąkolwiek z gałęzi przemysłu rozrywkowego. Tylko nie takie przeprowadzone przez wytwórnie, ze z góry założonym wydzwiękiem. :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie idzie tylko o skany, szybkość przepływu informacji stale rośnie, próby kontroli są coraz trudniejsze, będą zupełnie niewykonalne, chyba, że zastopujemy rozwój technologiczny, ale tego nam nikomu nie życzę. Myślę, że wszelakie wydawnictwa będą musiały się pogodzić z zarabianiem tylko na fizycznych kopiach:winyl, papier. Nie ma się co śmiać, etyka nigdy nie powstrzyma technologii, np.: genetyki też nie powstrzymamy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdzielmy sprawę na dwie kwestie:
    1. Komiks "zachodni". W większości przypadków są to światy/historie/postaci o wieloletnim rodowodzie. Taki Batman czy Spider-Man zawsze się sprzedadzą. Nie trzeba nikogo zachęcać czy też przedstawiać. Z nowościami jest troszkę gorzej, ale generalnie jeśli ktoś należy do znanego świata, ma łatwiej.
    Ja kiedyś też polegałem na skanach i streszczeniach. A potem załem sobie sprawę, że nie muszę. Ilość komiksów wychodzących na tydzień sprawia, że nie sposób tego ogarnąć. A jeszcze ściągać... Nie, podziękowałem. Poza tym, nie stać mnie. Wolę wspierać rynek polski i wydawnictwa (a kupuję wyłącznie mangi).
    2.
    Mówiąc o mangach, jest też inna kwestia. Komiks "wschodni" nie opiera się o tytuły/postaci znane od dziesięcioleci. Doraemon czy Detective Conan to nieliczne wyjątki. W większości wypadków nie mamy do czynienia z tasiemcami pokroju Naruto, Fairy Tail, Bleacha czy One Piece. Wiele tytułów nie byłoby znanych, gdyby nie scany i scanlacje. Takie hity jak Kuroko no Basket czy Shingeki no Kyojin nie wydano by pewnie w Polsce, gdyby nie były sławne i fandom nie marzył o nich. Tutaj każdy scan może poprawić wyniki wydawnictwa lub sprowadzić nam nowy tytuł na rynek.

    OdpowiedzUsuń