Liefeld po raz pierwszy - Badrock nie ma stóp, ma za to liczne złamania rąk i nóg
Alan Moore ma w swojej bogatej karierze fragment, o którym sam mawiał że się go nieco wstydzi. Było to oczywiście zanim do reszty zwariował i zaczął uznawać się za alfę i omegę wszystkiego, więc można uznać to za fakt. Były to lata 1993-1998, gdy dość intensywnie współpracował z początkującym wówczas Image Comics. Fani do dziś nie potrafią mu wybaczyć tego, że zdecydował się pisać scenariusze dla wydawcy tak mało ambitnego i co gorsza, dostosował się do niego swoim poziomem. Częściowo się z tym zgadzam, bo chociaż run Moore’a w ”WildC.A.T.S.” lubię (w przeciwieństwie do samego twórcy) i uważam go za zdecydowanie najlepszy fragment pierwszej serii z Dzikimi Kotami, a takie ”Supreme” nawet opiszę w jednej z przyszłych odsłon tej rubryki, to jednak nigdy nie wybaczę scenarzyście podpisanie się własnym nazwiskiem pod wspomnianymi wyżej dwiema ministeriami.
Violator to
postać bardzo dobra. Został nawet ujęty w rankingu na stu najbardziej
wyrazistych komiksowych złoczyńców. Czytelnicy ”Spawna” chwalili postać
za knucie, kombinowanie i mimo wszystko dość złożony charakter. Demoniczny
clown był bowiem rozżalony faktem, że to nie jemu przyjdzie prowadzić piekielne
wojska na rzeź ludzkości i z tego powodu rzucał kłody pod nogi Alowi
Simmonsowi. Była to postać momentami zabawna, momentami przerażająca, chwilami
także żenująca, ale zawsze jednoznacznie zła. Wszystko to zmieniło się w
momencie, gdy Alan Moore został zatrudniony do napisania miniserii o tej
postaci. Co więc moim zdaniem poszło zdecydowanie nie tak jak powinno? Już
tłumaczę.
Liefeld po raz drugi - Celestine miała być sexi, a wyszło... jak wyszło
W obu miniseriach Violator jest przedstawiony jako bohater niejednoznacznie zły, co kłóci się z tym, co dotychczas się o nim dowiedzieliśmy. Co prawda widzimy go co rusz mordującego i nie dbającego o nic, lecz już od pierwszego zeszytu jego solowej przygody postaci jest zdecydowanie bliżej do Deadpoola niż przykładowo Jokera. W momencie gdy Violator zostaje zwierzyną, ponieważ ścigają go jego... bracia, właściwie już do samego końca wspólnej miniserii z Badrockiem jedyne co czytelnik robi, to kibicuje Violatorowi, nawet nie zauważając że Alan Moore robi z niego postać pozytywną. NIE, NIE, NIE, NIE, NIE!!! To jest cholerny Violator!!! Zły, egoistyczny, brutalny, bezwzględny i potężny wysłannik piekieł, na widok którego mamy obawiać się o bezpieczeństwo wszystkich bohaterów komiksu, a nie jakiś popierdołowaty potwór, któremu kibicujemy i liczymy na rychły happy end, co zresztą też szybko zostaje wykonane.
Spotkałem się
z opinią, że zarówno miniseria ”Violator” jak i jej kontynuacja ”Violator
vs Badrock” to interesująca zabawa konwencją i powiew świeżego powietrza do
uniwersum Spawna. Co za bzdura!. Przecież to tak jakby, przy zachowaniu
odpowiednich proporcji, DC Comics dało Jokerowi miniserię, w której team-upował
by się on z Supermanem i okazałby się całkiem sympatycznym gościem z dość
szurniętą rodzinką. Już widzę gromy, które wylewają się właściwie z każdego
zakątku globu na osobę, która coś takiego by zrobiła. Generalnie, cała warstwa
fabularna obu miniserii polega na tym, że śledzimy losy demonicznego clowna,
który co moment atakowany jest przez swoich braci i łączy siły z kim popadnie,
byle tylko przetrwać. W ”Violator vs Badrock” dochodzą do tego jeszcze
wątki anielskie, ale równie kiepskie jak cała reszta fabuły. Naprawdę, aż dziw
bierze człowieka, ponieważ Alan Moore o wielu swoich pracach dla Image
wypowiada się źle, ale akurat nie o tym, co osobiście uważam za dno i kilo mułu
w wykonaniu tego scenarzysty.
Celestine pojawia się na kartach "Violator vs Badrock"
Nie mogę za to narzekać na warstwę graficzną obu miniserii. Za pierwszą odpowiadał Bart Sears wspomagany nieznanym wówczas jeszcze tak mocno Gregiem Capullo. Nieco lepiej nawet spisał się Brian Denham, który zilustrował wspólną przygodę Violatora i Badrocka. Tutaj nie widać zbyt mocno wpływów „starego Image”, więc nie uświadczymy zbyt dużej ilości mięśni i biustów rozmiaru XXXXXL. Wyjątkami są oczywiście Badrock oraz anielica Celestine. Jej pierwsze pojawienie się na łamach miniserii możecie zobaczyć na jednym z powyższych obrazków. Reszta ilustracji to okładki Roba Liefelda do ”Violator vs Badrock”. Dodałem je, byście mieli kolejne powody by nienawidzić tego „artystę”.
Obie dziś
opisywane miniserie to produkcja dość typowa dla starego Image: mnóstwo
bijatyk, mięśni, pół-nagości, jakaś tam szczątkowa fabuła. I pewnie nie
wspomniałbym o tym komiksie w ramach tej rubryki, gdyby jej scenarzystą nie był
sam Alan Moore – twórca ”Strażników”, ”V jak Vendetta”, ”Ligi Niezwykłych
Dżentelmenów”, a także ”Violatora”...
W kolejnych
odsłonach „Z archiwum Image” znajdzie się tylko jedna pozycja, którą będę
odradzać Wam mocniej. Moja ocena 2/6, przy czym dodatkowy punkt tylko za
rysunki.
Bardzo fajne komiksy. Bezpretensjonalna rozrywka dla każdego, kto nie czuje potrzeby zmieniania świata i nie wymaga, by każdy komiks był Dziełem Sztuki.
OdpowiedzUsuńTo jest dość ciekawe, że jak ktoś już się ze mną zasadniczo nie zgadza, to przy okazji w żaden sposób się nie podpisuje
Usuń"To jest cholerny Violator!!! Zły, egoistyczny, brutalny, bezwzględny i potężny wysłannik piekieł, na widok którego mamy obawiać się o bezpieczeństwo wszystkich bohaterów komiksu, a nie jakiś popierdołowaty potwór, któremu kibicujemy i liczymy na rychły happy end"
OdpowiedzUsuńHm, tylko w tym komiksie Violator jest zły, egoistyczny, brutalny, bezwzględny. Nie jest potężny, bo stracił moce w głównej serii. Przypuszczam, że nie czytałeś tej serii skoro stawiasz jej takie absurdalne zarzuty. Jakbyś czytał wiedziałbyś także, że Capullo narysował tylko ostatni numer.
A rysunki Denhama to kupa straszna, ale co kto lubi. :)
No cóż, nie będę się odnosić do kwestii jakości rysunków, bo to oczywiście kwestia gustu. Tak samo wiem jakie były okoliczności fabularne w komiksie. Niemniej wciąż nie podoba mi się fakt tego, że Alan Moore zrobił z tej postaci kogoś bardzo mocno odbiegającego od Violatora/Clowna z głównego ongoingu.
UsuńNatomiast chciałbym przyznać Ci rację co do rysunków w głównej miniserii - faktycznie popełniłem błąd przy nazwisku rysownika, lecz gwoli ścisłości Capullo miał swój udział w każdym z trzech zeszytów.
Poprawki zaraz naniosę.