5-
Deathblow
W
premierowej odsłonie “Z archiwum Image” napisałem tekst poświęcony właśnie tej
postaci, a dokładniej rzecz ujmując pierwszej części jego solowej serii. jest
to o tyle niezwykły bohater, ponieważ chociaż generalnie jest łysą górą mięśni
z jeszcze większymi spluwami w dłoniach, to jednak udało się nadać mu
niepowtarzalny charakter. W swojej solowej serii jest to heros, który umiera na
raka i w swoich ostatnich dniach szuka celu, który nadałby im sens. Pełen
rozterek bohater momentami potrafił ująć i dzięki temu jego niedługą, bo
liczącą 29 numerów serię, czyta się generalnie bez większych zgrzytów. Samo to
było już niemałym osiągnięciem na początku istnienia Image Comics. Deathblow
pojawiał się także w miniseriach ”Team 7”, gdzie z kolei był jedynym członkiem
grupy pozbawionym nadludzkich mocy i przez to jako jedyny nie buntował się
przeciwko swoim pracodawcom, ponieważ tylko dzięki nim on i jego rodzina miała
zapewniony byt. Nie jest to postać wielowymiarowa, ale fani zawsze uwielbiali
to, że chociaż był wielkim mięśniakiem radzącym sobie w wielu sytuacjach, to
tak naprawdę niemal zawsze widzieliśmy go jako postawionego pod ścianą, pełnego
uczuć herosa, który pełnie chwały zyskał dopiero gdy zginął.
A później
przyszedł relaunch uniwersum WildStorm i z Deathblowa zrobiono gadającego z
psami, nieśmiertelnego przerośniętego dzieciaka. Fuj, fuj, fuj.
4-
ShadowHawk (Paul Johnstone)
Bohaterów o
tym pseudonimie doczekaliśmy kilku. Moim zdaniem zdecydowanie najciekawszym był
bohater pierwszych serii stworzonych przez Jima Valentino, a więc przywołany
już do tablicy Paul Johnstone. Ciekawy stał się w momencie zanim został
ShadowHawkiem, ponieważ mieliśmy do czynienia z pół-sierotą, którego ojczymem
był gangster, a pomimo nieciekawego dzieciństwa chłopak i tak został
prawnikiem. Niestety, z czasem stracił pracę i okazało się, że jest nosicielem
wirusa HIV. Tu pojawia się duży plus dla Valentino, ponieważ nie tracił zbyt
wiele czasu na pokazywanie załamanego Paula, lecz niemal z miejsca dał mu nowy
cel w życiu, poprzez ujawnienie u chłopaka niezwykłych zdolności. Tak narodził
się ShadowHawk, który działał pod osłoną nocy i podobnie jak Batman z czasem
stał się mroczną i przerażającą legendą miasta. W tej konwencji bohater
odnalazł się znakomicie, a my doczekaliśmy się liczącej zaledwie osiemnaście
numerów wciągającej historii czarnoskórego bohatera, który był trzy razy
ciekawszy od Spawna – Ala Simmonsa. Niestety, niewielu czytelników to doceniło,
stąd krótki żywot Paula w roli superbohatera.
3-
Zealot
Członkini
WildCats początkowo dała się poznać jako porywcza, półnaga laska z mieczami, co
było megasłabe. Dopiero z czasem zaczęto mieszać w historii tej postaci i im
więcej dowiadywaliśmy się o Kherubince, tym bardziej zyskiwała w moich oczach.
Jeszcze w czasach Image Comics, zaczęto pokazywać ją jako wierną i honorową
wyznawczynię kodeksu wojowniczek CODA, czującą zarazem wyższość nad większością
ludzi, lecz posiadającą pełne uczuć serce, którym co jakiś czas dzieliła się z
innymi. Po przejściu WildStormu pod skrzydła DC Comics, Zealot ostatecznie
porzuciła zakon CODA i wstąpiła przeciwko niemu na wojenną ścieżkę, gdy okazało
się że przez stulecia była okłamywana i manipulowana. Jej udział w drugiej
serii ”WildCats”, chociaż krótki, był jednym z najlepszych momentów tamtego
komiksu.
I wszystko
burzy jedynie wspomniany już dziś relaunch uniwersum WildStormu, po którym
Zealot stała się fanatyczką wprowadzenia na Ziemi rządów nowej wersji zakonu
CODA, więc znowu napiszę jedynie fuj, fuj, fuj.
Natomiast
pojawienie się Zealot w Nowym Uniwersum DC nigdy nie miało miejsca i nie
wmówicie mi że było inaczej, a ta maszkara z serii ”Deathstroke” to na pewno
jakaś inna Zealot. Prawda? PRAWDA?
2-
Witchblade
Niezwykły
przypadek na tej liście, ponieważ jest to jedyna bohaterka z wymienionej
piątki, która zaczynała karierę w komiksie jako postać do bólu nudna i trzeba
było czekać aż siedem lat, by doczekać się potwierdzenia informacji, że nie
jest to tylko kolejna półnaga piękność. Zawdzięczamy to Ronowi Marzowi, który
przejął pisanie serii ”Witchblade” w okolicach numeru osiemdziesiątego i
rozpoczął rewolucję całego uniwersum Top Cow. Zaczął oczywiście od Sary
Pezzini, której nadał wyrazisty charakter i... dodał garderobę, ponieważ od
kiedy scenarzysta ten przejął obowiązki prowadzenia losów tej postaci,
Witchblade zdecydowanie mniej odsłaniała ciała. Marz nie odciął się jednoznacznie
od poprzednich przygód bohaterki, ale wyjął z nich to co najciekawsze, dodał
kilka postaci i mocno rozbudował mitologię Artefaktów. Związek z Patrickiem
Gleasonem sprawił, że Sara Pezzini wreszcie stała się dość niejednoznaczna,
ponieważ Marz pokazywał ją często jako rozdartą pomiędzy nim, a Jackie Estacado
– The Darkness. Ostatecznie cały ten wątek Marz sam spuścił w kiblu w trzecim
tomie ”Artifacts”, lecz i tak nie zmienia to faktu, że pomiędzy 80 a 150
numerem ”Witchblade”, seria ta stała się jednym z najciekawszych
komiksów superhero jakie miałem okazje czytać.
I po raz
trzeci dziś: a potem przyszedł relaunch uniwersum Top Cow i Sara Pezzini znów
stała się postacią w najlepszym przypadku średnio interesującą.
1- Savage
Dragon
Na szczycie
zestawienia ląduje zielony gość z grzebieniem na głowie, a więc Savage Dragon.
Erik Larsen dokonał właściwie cudu, ponieważ najpierw stworzył postać,
delikatnie mówiąc, średnio zachęcającą z wyglądu, a później pokazał, że może z
niego zrobić postać, której losami będą interesować się dziesiątki tysięcy
czytelników. Seria stała się idealnym połączeniem klasycznego podejścia do
superhero z wieloma rzeczami, których na co dzień trudno oczekiwać od tego
gatunku. Mamy tu więc dużo wątków obyczajowych czy rodzinnych. Jesteśmy
świadkami dorastania dzieci głównego bohatera oraz nabywania przez nich
indywidualnego charakteru. I wszystko tworzy jedną, długą i naprawdę
fascynującą historię... do pewnego momentu. Liczący obecnie już blisko 200
numerów ”The Savage Dragon” od jakiegoś czasu wyraźnie cierpi na brak
dobrych pomysłów na kontynuację fabuły. Sam Larsen przyznaje się do tego, że
zwolnił tempo prac nad tytułem, ponieważ nie wymyślił jeszcze nic odpowiedniego
dla jubileuszowego numeru. Także i poziom warstwy graficznej zaliczył spory
spadek formy, co czytają numer po numerze jeszcze nie razi, ale gdyby tak
postawić obok siebie zeszyt pierwszy i najnowszy, to już można się poczuć
znokautowanym. Nie zmienia to jednak w żaden sposób faktu, że Savage Dragon to
najciekawszy bohater dawnego uniwersum Image i zdecydowanie powinniście
zapoznać się z jego losami.
I na sam
koniec odpowiem na pytanie: gdzie jest Al Simmons? Nie ma go, ponieważ nigdy
nie ukrywałem się z tym, że chociaż śledzę serię z drobnymi przerwami od samego
początku, to jednak zawodzącego i użalającego się nad sobą Simmonsa nigdy nie
darzyłem jakąś większą sympatią. Właściwie to żadną go nie darzyłem, jakby tak
chwilę się zastanowić. Rozważałem nieco umieszczenie w zestawieniu Spawna w
wersji Jima Downinga, lecz ostatecznie nie załapał się on do czołowej piątki.
Takie prawo i przywileje subiektywnego wyboru, z którym zgadzać się wcale nie
musicie. Zapraszam do komentowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz