Drugi sezon
serialu nie przenosi akcji zbyt mocno do przodu. Obserwujemy Ricka i jego
towarzyszy w kilka dni po ucieczce z ośrodka CDC i szukających swojego
bezpiecznego miejsca. Niestety, zamiast tego najpierw udaje im się utknąć na
zawalonej porzuconymi samochodami autostradzie, a następnie napotkać hordę
zombie. Nie wszystkim udaje się wyjść cało z opresji, ponieważ wskutek
nieszczęśliwych wypadków znika Sofia – córka Carol. Ekipa rozdziela się w lesie
oraz szuka dziewczynki, aż w końcu trafiają oni na farmę, gdzie mieszka
Hershell Greene ze swoją rodziną. To właśnie tu swoje miejsce będzie miała
akcja 4/5 sezonu.
Stacja AMC
podzieliła drugi sezon ”The Walking Dead” na dwie części. I właściwie
także i ten tekst powinienem rozbić na pół. Dlaczego? Ponieważ różnica poziomów
obu odsłon serii jest tak diametralna, że wymaga poświęcenia osobnych akapitów.
Pierwsze siedem odcinków to jedna wielka, przeciągana na siłę szmira, której
brak emocji, efektów i interesujących fabuł. Głównym wątkiem scenariusza jest
szukanie zagubionej w lesie Sofii, co w efekcie sprowadza widza do oglądania
kolejnych bohaterów serialu chodzących po lesie i rozmawiających ze sobą. To,
co w zamierzeniu pewnie miało służyć rozwinięciu poszczególnych bohaterów, tak
naprawdę jest nudnym i do niczego nie prowadzącym doświadczeniem dla widza.
Szczytem jest już chyba odcinek, w którym część obsady bezcelowo chodzi po
lesie, a pozostali próbują wyciągnąć zombiaka, który utknął w jednej ze
znajdujących się na farmie studni. Było to tak bardzo stracone 45 minut, że nie
umiem sobie przypomnieć, bym czuł się bardziej zawiedziony przy seansie
jakiegokolwiek serialu. Nie skłamię gdy napiszę, że z całej pierwszej połowy
drugiego sezonu ”The Walking Dead” pozytywnie wyróżniały się tylko
fragmenty premierowego epizodu oraz ostatnia scena siódmego. W połączeniu w nie
najlepszą grą aktorską części obsady oraz denerwujących do granic rozsądku
postaci Lori oraz Andrei, teoretycznie powinienem już teraz napisać, byście po
prostu odpuścili sobie ten serial. Ale nie mogę tego zrobić z czystym
sumieniem, ponieważ nastąpiła przerwa zimowa, a po niej...
...jakbyśmy
otrzymali zupełnie inny serial. Oprócz momentami fatalnej gry poszczególnych
aktorów, właściwie wszystko się zmieniło. Do serialu powróciło to, za czym
można było się solidnie stęsknić – napięcie. Fabułę rozruszało przede wszystkim
mocne dążenie twórców serialu do skonfrontowania Ricka z Shanem, pomiędzy
którymi już od dłuższego czasu dochodzi do mniejszych starć i niesnasek. Ten
drugi uważa że byłby lepszym liderem grupy ocalałych i oskarża Ricka o to, że
jest zbyt miękki co kosztuje ich kolejne życia. Serial ”The Walking Dead”
poświęca mężczyźnie temu znacznie więcej miejsca niż niegdyś Robert Kirkman w
komiksie i paradoksalnie robią to tak, że widz czuje pewnego typu sympatię do
nieco nieprzewidywalnego, ale zdecydowanie lepiej przystosowanego do
przetrwania bohatera.
Nie jest to
oczywiście jedyną zaletą drugiej połowy sezonu. Zazwyczaj nie jestem wielkim
zwolennikiem tego typu rozwiązań, ale tym razem bardzo ucieszyłem się gdy w serialu
zaczęto strzelać także do czegoś innego niż zombiaki. Obsada serialu (czasowo)
powiększa się o kilka osób z innej grupy ocalałych, z czego jedna sporo
namiesza wśród naszych bohaterów. Po nudnawych poszukiwaniach największych
szyszek w lesie... przepraszam, zaginionej Sofii, bardzo brakowało mi nowych
twarzy w serialu, które miałyby w sobie nieco charyzmy. Scena z baru, która
widzimy w dziewiątym odcinku sezonu, była jedną z lepszych sekwencji w
produkcji. Nie mam właściwie nic złego do powiedzenia na drugą połowę
opisywanej dziś serii ”The Walking Dead”, ale muszę jeszcze wspomnieć o
odcinku finałowym.
Co tu dużo
mówić – przez 45 minut siedziałem na krześle jak wryty. Akcja, akcja, akcja i
wszystko zrealizowane w naprawdę świetny sposób. Tu nie przeszkadzało nawet to,
że z powodu wspomnianego już ograniczonego budżetu, zombiaki w całym sezonie
wyglądały bardzo słabo i nie umywały się do genialnych charakteryzacji z
pierwszej serii. Cały epizod skupił się na ataku trupów na farmę, a także
zapowiedział przeniesienie akcji do więzienia, które znamy z kart komiksu. Tutaj
zaryzykuje stwierdzenie, że tak dobrze zrealizowanego epizodu jak dotąd w tym
serialu doczekałem się jeszcze tylko raz i zapewne wspomnę o tym przy okazji
opisywania kolejnych dwóch sezonów, co zresztą mam zamiar zrobić jeszcze przed
startem piątej serii. czy mi się uda? Czas pokaże.
Podsumowując,
drugi sezon ”The Walking Dead” to ogromna huśtawka. Jeśli uda się Wam
przetrwać pierwsze siedem epizodów, dalej jest już tylko dobrze lub momentami
bardzo dobrze. Końcowa ocena musi być jednak średnią z obu połówek i dlatego
wyniesie 3.5/6 (2/6 za ep.1-7 i 5/6 za ep. 8-13).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz