poniedziałek, 5 maja 2014

Nie tylko komiks #2

Pierwsza odsłona „Nie tylko komiks” doczekała się dość sporej liczby wyświetleń, lecz tylko jedna osoba zdecydowała się napisać komentarz z propozycją tematyki dzisiejszego tekstu. Spełniam więc jej prośbę i dziś na warsztat wezmę krótki, bo zaledwie sześcioodcinkowy pierwszy sezon „Todd McFarlane’s Spawn”.

Przede wszystkim trzeba wspomnieć w kilku słowach o historii powstania tego tytułu. Dziś opisywany pierwszy sezon wyprodukowano i wyemitowano w 1997 roku na antenie stacji HBO. Oryginalnie jest to składający się z sześciu epizodów sezon, lecz później zebrany i wydany na dvd pod postacią jednego, dwugodzinnego filmu. Nieprzypadkowo animację tę pokazywała właśnie HBO, ponieważ produkcja ta jest skierowana dla dojrzałego odbiorcy, ale o tym wspomnę jeszcze w dalszej części tekstu.

Fabuła nie odbiegała zbytnio d bardzo popularnego wówczas komiksu, lecz podobnie jak serialowe wcielenie „The Walking Dead”, nie podążała ślepo za obrazkowym dziełem McFarlane’a. Już pierwsze odcinki pokazują zasadnicze różnice, z których najmocniej rzuca się w oczy zupełnie inne zakończenie walki Spawna z Billym Kincaidem. Jak już wspomniałem, ogólne zasady są dokładnie te same – poznajemy Ala Simmonsa w momencie, w którym wrócił do świata żywych dzięki umowie z diabłem. Teraz, potwornie okaleczony, ukrywa się w zaułkach obdarzony żywym kostiumem dającym mu ogromne moce. Jako Spawn ma stanąć na czele armii demonów, lecz żywe wspomnienie ukochanej żony sprawia, że Simmons sprzeciwia się swojemu przeznaczeniu i próbuje je zmienić, a przy okazji zemścić się na ludziach, przez których zginął.
Jak widać doskonale na przykładzie powyższego trailera, który tak naprawdę w głównej mierze przedstawia sceny z drugiego sezonu, „Todd McFarlane’s Spawn” to nie jest seria dla dzieci. Nie tylko mamy w niej mnóstwo krwawych scen, ale także dużo dość brutalnej przemocy, pojawia się seks i nagość, a przekleństwa są na porządku dziennym. Widać także, że animacja już nieco się postarzała, chociaż 17 lat temu była zapewne znacznie bardziej atrakcyjna. Dziś jawi się jako dość toporna, zwłaszcza w momentach gdy widać wyraźnie, że cała plansza jest statyczna, a porusza się tylko jeden jej element, odpowiednio wyróżniony. To są jednak rzeczy, których przeskoczyć nie można i nie mam najmniejszego zamiaru nazywać to minusem produkcji. Raczej przestrzegam tych z Was, którzy przywykli do cgi i konfrontacja z bardziej klasyczną odmianą animacji może okazać się śmiertelnym szokiem ;)

Generalnie nie ukrywam, że serial ten bardzo mi się spodobał. Głównie wynikało to z faktu, że pierwszy sezon „Todd McFarlane’s Spawn” okazał się czymś zupełnie innym, niż zamierzałem obejrzeć. Bardzo przypadły mi do gustu kreacje poszczególnych postaci, na czele oczywiście z duetem Sam & Twitch. W zasadzie nie mogę nic zarzucić żadnej z postaci – Clown jest momentami przerażający, Spawn długo się nad sobą użala (co przez długi czas denerwowało mnie w komiksie), Jason Wynn jest bad-assem, a Billy Kincaid totalnym świrem. Tylko w przypadku tego ostatniego mam pewne „ale” – jego głos zdecydowanie powinien podkładać ktoś inny, bo Kincaid momentami przypominał bardziej obrażone na świat dziecko, niż groźnego mordercę.

Todd McFarlane’s Spawn” posiada jedną, zasadniczą wadę. Sezon liczy zaledwie sześć epizodów, a i tak potrafią znaleźć się mielizny i dłużyzny. Owszem, w serialu pojawia się dużo wątków, ale generalnie przez cały sezon tylko jeden z nich ma swój początek, środek oraz koniec, i jest to wspomniany już kilkukrotnie Kincaid, a cała reszta zostaje zaznaczona i właściwie nie porusza się do przodu aż do samego końca. To naprawdę dziwne uczucie, gdy podczas 25 minutowego epizodu musiałem zrobić sobie dwie lub i czasem trzy przerwy, by przegonić znudzenie. Prym w sztucznym przedłużaniu odcinka wiodą sceny w których Al Simmons użala się nad swoim losem, a jest ich przynajmniej po jednej w każdym epizodzie.

Chyba tylko w jednym z odcinków ani razu nie musiałem ratować się pauzami. Była to piąta odsłona sezonu, którego niejako głównym bohaterem był szalony ksiądz. Paradoksalnie, epizod ten był zdecydowanie najsłabszy w całej serii. Przykuwał on uwagę sporą dawką brutalności i faktem, że ostatecznie „główny” wątek tak naprawdę okazywał się tym najmniej istotnym, a Spawn ukazany został w nim jako wyjątkowo bierny heros.

Pierwszy sezon „Todd McFarlane’s Spawn” to pozycja mająca swoje wady. Gdy jednak przyjrzycie się jeszcze raz temu co napisałem, zapewne dojdziecie do wniosku że podobnie było z początkiem komiksowych przygód Ala Simmonsa, gdzie także więcej czasu oglądaliśmy użalanie się nad sobą tytułowego herosa, niż faktycznej akcji, ale gdy ta już się pojawiła, to szczęka opadała. Dlatego też produkcję tę polecam głównie tym fanom Spawna, którzy jeszcze jakimś trafem nie mieli okazji się z nią zapoznać. Reszta niech ewentualnie obejrzy pierwszy odcinek i zadecyduje, czy taki klimat i sposób opowiadania historii im się podoba. Moja ocena to 4/6

Podobnie jak i poprzednim razem, tak i dziś Wy możecie zadecydować co znajdzie się w kolejnej odsłonie „Nie tylko komiks”. Do wyboru macie: telewizyjny film „Witchblade”, grę komputerową „The Darkness” oraz film animowany „Firebreather”.

3 komentarze:

  1. Jako, że grałem i mi się podobało, to proponuję The Darkness. Chętnie poznam Twoją opinię na temat tej gry.

    GrayFox

    OdpowiedzUsuń
  2. Z wymienionych wyżej zdecydowanie "Firebreather", ponieważ o reszcie powstało w polskim necie już trochę rzeczy.
    Spoza listy widziałbym kreskówkę "Savage Dragon" i/lub "WildCats".
    Maciejewsky

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie też skłaniałbym się ku Firebreather, ale jeśli pojawi się jakiś trzeci głos to będzie decydujący.

      Savage Dragon i WildC.A.T.S. są w planach, muszę to sobie przypomnieć. Ogólnie rubryka ta może liczyć na około 25 odsłon :)

      Usuń