Generalnie w styczniu miałem już nie pisać nic na blogu z powodu małej ilości wolnego czasu. Nadarzyła się jednak okazja przeprowadzić kolejny lifting bloga, więc i pochwalę się efektami. Trzecie już logo zostanie z nami raczej na dłuższy czas jest pracą kolegi Bartka, któremu z tego miejsca raz jeszcze dziękuję. Swoją drogą jestem ciekaw czy ktoś z Was wymieni z jakich komiksów pochodzą postacie umieszczone w poszczególnych literach? Podejmie ktoś wyzwanie?
Dodatkowo tło bloga po raz kolejny lekko się wyostrza. Lying Cat ponownie zyskał nieco na rozdzielczości, chociaż przyznaję że nadal widać brzydkie piksele tu i ówdzie.
Tymczasem zapraszam do odwiedzenia bloga pojutrze. Wtedy też zakończy się moja mała przerwa i pojawią się dwie lub trzy nowe notki.
czwartek, 30 stycznia 2014
poniedziałek, 27 stycznia 2014
Top 5 #8: Serie zakończone warte uwagi
Dzisiejszą odsłonę Top 5 zasugerował jeden z czytelników bloga bodajże gdzieś na przełomie roku. Obiecałem że wykonam taki ranking i dziś swojego słowa dotrzymuję. Ósma odsłona naszej wyliczanki skupi się na znanych mi tytułach od Image, które uważam za warte przeczytania, a których nie znajdziecie już w aktualnej ofercie Image Comics. Daję głowę, że o większości z nich mogliście nawet nie słyszeć i już teraz sugeruję jak najszybciej naprawić ten błąd.
5. The Maxx (marzec 1993-wrzesień 1998)
Tu przy okazji zareklamuję inne wydawnictwo, ale warto. Moim zdaniem tytuł ten jest najlepszą rzeczą, jaką komiksowi dał Sam Kieth, a ponieważ bardzo lubię prace tego pana, pozycji tej nie mogło zabraknąć w dzisiejszym zestawieniu. Mocno uderzająca w gatunek superhero parodia zamknęła się w 35 numerach i okazała się na tyle popularna, że od niedawna wznowienie serii publikuje wydawnictwo IDW. Obok "Supreme" Alana Moore'a jest to chyba jedyna pozycja z początkowych lat istnienia Image Comics, którą czyta się naprawdę bardzo dobrze.
4. Rocketo (wrzesień 2005-październik 2006)
Jak widzicie na załączonej wyżej okładce, seria ta nie była w całości publikowana przez Image. Za początkowe cztery numery odpowiedzialne jest wydawnictwo Speakeasy Comics, a po jego upadku przejęte przez Image. I bardzo dobrze, ponieważ tak jak nie lubię komiksów przygodowych, tak za "Rocketo" po prostu oszalałem. Głównym bohaterem jest mężczyzna, który odkrywa Ziemię. Tyle tylko, że planeta dwa tysiące lat wcześniej przetrwała wielki kataklizm i wciąż jest nieznana dla większości ludzi.
3. Phonogram (wrzesień 2006-maj 2007)
Tytuł, który wyniósł na piedestał duet Kieron Gillen/Jamie McKelvie. Przedstawili oni świat, w którym muzyka jest magią i może zarówno uratować życie człowiekowi, jak i go pozbawić. Oryginalna i niekonwencjonalna fabuła oraz interesująca warstwa graficzna przypadła do gustu czytelnikom i doprowadziła do powstania słabszej już niestety kontynuacji, a kolejna z nich ukaże się w 2014 roku. Czy dorówna oryginałowi?
5. The Maxx (marzec 1993-wrzesień 1998)
Tu przy okazji zareklamuję inne wydawnictwo, ale warto. Moim zdaniem tytuł ten jest najlepszą rzeczą, jaką komiksowi dał Sam Kieth, a ponieważ bardzo lubię prace tego pana, pozycji tej nie mogło zabraknąć w dzisiejszym zestawieniu. Mocno uderzająca w gatunek superhero parodia zamknęła się w 35 numerach i okazała się na tyle popularna, że od niedawna wznowienie serii publikuje wydawnictwo IDW. Obok "Supreme" Alana Moore'a jest to chyba jedyna pozycja z początkowych lat istnienia Image Comics, którą czyta się naprawdę bardzo dobrze.
4. Rocketo (wrzesień 2005-październik 2006)
Jak widzicie na załączonej wyżej okładce, seria ta nie była w całości publikowana przez Image. Za początkowe cztery numery odpowiedzialne jest wydawnictwo Speakeasy Comics, a po jego upadku przejęte przez Image. I bardzo dobrze, ponieważ tak jak nie lubię komiksów przygodowych, tak za "Rocketo" po prostu oszalałem. Głównym bohaterem jest mężczyzna, który odkrywa Ziemię. Tyle tylko, że planeta dwa tysiące lat wcześniej przetrwała wielki kataklizm i wciąż jest nieznana dla większości ludzi.
3. Phonogram (wrzesień 2006-maj 2007)
Tytuł, który wyniósł na piedestał duet Kieron Gillen/Jamie McKelvie. Przedstawili oni świat, w którym muzyka jest magią i może zarówno uratować życie człowiekowi, jak i go pozbawić. Oryginalna i niekonwencjonalna fabuła oraz interesująca warstwa graficzna przypadła do gustu czytelnikom i doprowadziła do powstania słabszej już niestety kontynuacji, a kolejna z nich ukaże się w 2014 roku. Czy dorówna oryginałowi?
2. Emissary (maj 2006-listopad 2006)
Jedyny w dzisiejszym zestawieniu komiks ze studia Shadowline to jedna z wielu prób zrozumienia fenomenu postaci obdarzonych nadprzyrodzonymi mocami. Główny bohater komiksu ujawnia się światu, który jest identyczny z naszym. Historia próbuje odpowiedzieć na pytanie, jak zareagowaliby ludzie, gdyby pośród nas pojawił się prawdziwy superheros. I robi to w sposób nadzwyczajny, kompletnie niespotykany w komiksach z superbohaterami. Pomysłodawcą miniserii był sam Jim Valentino, który tym samym udowodnił, że jeszcze ma w sobie nieco pary.
1. The Nightly News (listopad 2006-czerwiec 2007)
Zwycięzcą dzisiejszego rankingu jest tytuł, dzięki któremu świat usłyszał o Jonathanie Hickmanie i chociaż uwielbiam każdą z jego późniejszych prac dla Image Comics, to jednak ta pozycja moim zdaniem bije je wszystkie na głowę. Twórca pisze i sam ilustruje historię świata opanowanego przez brutalną przemoc, a także losy wyznawców pewnego kultu, którzy dążą do przeprowadzenia rewolucji. Niemałą rolę w komiksie odgrywają nowoczesne media. Zdecydowanie jest to komiks, który powinien przeczytać każdy fan wydawnictwa Image.
Macie jakieś własne propozycje?
Powrót Tech Jacketa
Fani serii tworzonych przez Roberta Kirkmana przeżyli podczas Image Expo niemałe zdziwienie. Ich ulubieniec bowiem nie tylko ogłosił powstanie serii "Tech Jacket Digital", ale także ujawnił, że w chwili gdy informował o niej fanów, ta była już dostępna do kupienia i przeczytania. Za scenariusz odpowiedzialny był Joe Keatinge i to właśnie on został przepytany przez portal CBR. Jeśli więc jeszcze nie czytaliście najnowszych przygód Tech Jacketa, dziś ujawnię nieco informacji na ich temat.
Scenarzysta wyznał, że Robert Kirkman już od 2004 roku planował w jakiś sposób dokończyć przedwcześnie skasowaną historię Zacha Thompsona. Temat jednak umarł i dopiero w zeszłym roku twórca "Żywych Trupów" go wskrzesił i wyznaczył Keatinge'a jako osobę, która powinna się tym zająć. Twórca od razu wiedział, że otrzyma zadanie stworzenia trzyczęściowej miniserii, w dodatku przynajmniej początkowo dostępne jedynie online. Keatinge przyznał, że nie wie czy ewentualny sukces sprawi, że "Tech Jacket Digital" doczeka się kontynuacji.
Keatinge uznał, że mimo wszystko wciąż woli pracować nad formatem miesięcznym. "Tech Jacket Digital" takim nie był, a mimo to pomiędzy poszczególnymi zeszytami scenarzysta musiał wymyślać określone cliffhangery. Twórca uważa, że w tym konkretnym przypadku nie odniosło to spodziewanego efektu, który z reguły polega na oczekiwaniu w niecierpliwości miesiąc lub więcej.
Mimo tych drobnych uwag, Keatinge dobrze bawił się przy tworzeniu "Tech Jacket Digital" i chociaż w wywiadzie tym nie zdradził ani słowa na temat fabuły miniserii, to wierzę że udało mu się stworzyć naprawdę ciekawą historię.
Scenarzysta wyznał, że Robert Kirkman już od 2004 roku planował w jakiś sposób dokończyć przedwcześnie skasowaną historię Zacha Thompsona. Temat jednak umarł i dopiero w zeszłym roku twórca "Żywych Trupów" go wskrzesił i wyznaczył Keatinge'a jako osobę, która powinna się tym zająć. Twórca od razu wiedział, że otrzyma zadanie stworzenia trzyczęściowej miniserii, w dodatku przynajmniej początkowo dostępne jedynie online. Keatinge przyznał, że nie wie czy ewentualny sukces sprawi, że "Tech Jacket Digital" doczeka się kontynuacji.
Keatinge uznał, że mimo wszystko wciąż woli pracować nad formatem miesięcznym. "Tech Jacket Digital" takim nie był, a mimo to pomiędzy poszczególnymi zeszytami scenarzysta musiał wymyślać określone cliffhangery. Twórca uważa, że w tym konkretnym przypadku nie odniosło to spodziewanego efektu, który z reguły polega na oczekiwaniu w niecierpliwości miesiąc lub więcej.
Mimo tych drobnych uwag, Keatinge dobrze bawił się przy tworzeniu "Tech Jacket Digital" i chociaż w wywiadzie tym nie zdradził ani słowa na temat fabuły miniserii, to wierzę że udało mu się stworzyć naprawdę ciekawą historię.
niedziela, 26 stycznia 2014
Okładka tygodnia #4
Czwarta odsłona "Okładki tygodnia" sprawiła mi niemałą trudność. Spośród komiksów wydanych w ubiegłą środę naprawdę ciężko było mi wybrać trzy moim zdaniem najlepsze. Niestety, nie z powodu jakiegoś obłędnie wysokiego poziomu. Koniec końców wybrałem trzy covery i jestem ciekaw co sądzicie o moich typach. Oczywiście zachęcam do podawania swoich.
3. Carbon Grey vol. 3 #2 (photocover variant) - w mojej opinii o słabości okładek z tego tygodnia świadczy właśnie fakt wyboru wariantu ze zdjęciem jak najbardziej prawdziwej osoby. Przyznać jednak muszę, że obecna na tym wariancie Katherine Park potrafi przykuć uwagę, przynajmniej moją.
2. Zero #5 - wyróżnienie za bardzo fajne efekty graficzne. Autorem okładki jest Tom Muller i chociaż próżno tu szukać powalającego na kolana poziomu rysunku, coverowi nie można odmówić pomysłowości i klimatu.
1. Bedlam #11 - zwycięstwo w tym tygodniu odnosi Frazer Irving za swoją okładkę do tej lubianej przeze mnie serii. Artysta świetnie pokazał standardową reakcję na pojawienie głównego bohatera cyklu - mieszaninę strachu i chęci przeżycia kolejnych kilkunastu minut.
Kolejne zestawienie już za tydzień.
3. Carbon Grey vol. 3 #2 (photocover variant) - w mojej opinii o słabości okładek z tego tygodnia świadczy właśnie fakt wyboru wariantu ze zdjęciem jak najbardziej prawdziwej osoby. Przyznać jednak muszę, że obecna na tym wariancie Katherine Park potrafi przykuć uwagę, przynajmniej moją.
2. Zero #5 - wyróżnienie za bardzo fajne efekty graficzne. Autorem okładki jest Tom Muller i chociaż próżno tu szukać powalającego na kolana poziomu rysunku, coverowi nie można odmówić pomysłowości i klimatu.
1. Bedlam #11 - zwycięstwo w tym tygodniu odnosi Frazer Irving za swoją okładkę do tej lubianej przeze mnie serii. Artysta świetnie pokazał standardową reakcję na pojawienie głównego bohatera cyklu - mieszaninę strachu i chęci przeżycia kolejnych kilkunastu minut.
Kolejne zestawienie już za tydzień.
Podsumowanie list sprzedaży z grudnia
Hm... wiedziałem że o czymś zapomniałem w tym miesiącu :D Na szczęście przypomniało mi się podczas pisania poniższego newsa o nagrodach przyznawanych przez Diamond Comics. Najwyższa pora przyjrzeć się nieco bliżej wynikom Image Comics osiągniętym w ostatnim miesiącu zeszłego roku. Niestety, nie są one na tyle dobre, by wydawnictwo miało powody do świętowania.
Zeszyty, grudzień 2013:
1. Origin II #1 (Marvel Comics) - 131 724 sztuk
(...)
14. The Walking Dead #118 - 68 020
29. Saga #17 - 53 264
62. East of West #8 - 31 059
78. Velvet #2 - 25 549
95. Lazarus #5 - 22 695
108. Pretty Deadly #3 - 21 079
116. Black Science #2 - 20 151
126. The Saviors #1 - 17 894
130. Dead Body Road #1 - 16 840
135. The Manhattan Projects #17 - 15 646
Wyniki te jasno pokazują, które tytuły z oferty Image Comics są obecnie największymi hitami. No, można dorzucić do tego grona jeszcze "Fatale". Jednakże jeśli pierwszy debiutant w zestawieniu jest dopiero ósmą pod względem ilości zamówień pozycją z wydawnictwa, możemy wróżyć długą i bezpieczną przyszłość dla pierwszej siódemki. Solidny spadek "Ten Grand" (o blisko 10%), który wyrzucił tytuł ten z dziesiątki może martwić, lecz wciąż jest to najlepiej sprzedająca się pozycja autorstwa J. Michaela Straczynskiego.
Wydania zbiorcze, grudzień 2014:
1. Fables vol. 19: Snow White (DC Comics) - 8 624
(...)
7. Saga vol. 1 - 4 165
9. Saga vol. 2 - 3 570
10. The Walking Dead vol. 1: Days Gone Bye - 3 448
20. Morning Glories vol. 6 - 2 695
28. The Walking Dead vol. 19: March to War - 2 430
36. Godland Finale - 2 222
40. The Walking Dead vol. 2: Miles Behind Us - 2 019
56. Ghosted vol. 1 - 1 831
59. Sheltered vol. 1 - 1 804
60. East of West vol. 1: The Promise - 1 765
Jeśli chodzi o wydania zbiorcze, to ewidentnie był to kiepski miesiąc dla Image. W czołówce znalazły się ponownie głównie tytuły już od jakiegoś czasu będące w sprzedaży i jeden tytuł, który w zasadzie zbiorem nie jest ("Godland Finale"). Dziewiętnasty tom "Żywych Trupów" odnotował spadek zamówień o 75%, a ponieważ konkurencja nie spała, ma to swoje odniesienie w końcowych udziałach w rynku. Te spadły i chociaż Image Comics znów zajęło trzecie miejsce w ilości sprzedanych komiksów (8,07%), to jednak udział w zyskach wyniósł jedynie 7,32% i dało wydawnictwu czwarte miejsce, tuż za plecami IDW. Być może był to tylko jednorazowy wyskok i w styczniu będzie lepiej.
Zeszyty, grudzień 2013:
1. Origin II #1 (Marvel Comics) - 131 724 sztuk
(...)
14. The Walking Dead #118 - 68 020
29. Saga #17 - 53 264
62. East of West #8 - 31 059
78. Velvet #2 - 25 549
95. Lazarus #5 - 22 695
108. Pretty Deadly #3 - 21 079
116. Black Science #2 - 20 151
126. The Saviors #1 - 17 894
130. Dead Body Road #1 - 16 840
135. The Manhattan Projects #17 - 15 646
Wyniki te jasno pokazują, które tytuły z oferty Image Comics są obecnie największymi hitami. No, można dorzucić do tego grona jeszcze "Fatale". Jednakże jeśli pierwszy debiutant w zestawieniu jest dopiero ósmą pod względem ilości zamówień pozycją z wydawnictwa, możemy wróżyć długą i bezpieczną przyszłość dla pierwszej siódemki. Solidny spadek "Ten Grand" (o blisko 10%), który wyrzucił tytuł ten z dziesiątki może martwić, lecz wciąż jest to najlepiej sprzedająca się pozycja autorstwa J. Michaela Straczynskiego.
Wydania zbiorcze, grudzień 2014:
1. Fables vol. 19: Snow White (DC Comics) - 8 624
(...)
7. Saga vol. 1 - 4 165
9. Saga vol. 2 - 3 570
10. The Walking Dead vol. 1: Days Gone Bye - 3 448
20. Morning Glories vol. 6 - 2 695
28. The Walking Dead vol. 19: March to War - 2 430
36. Godland Finale - 2 222
40. The Walking Dead vol. 2: Miles Behind Us - 2 019
56. Ghosted vol. 1 - 1 831
59. Sheltered vol. 1 - 1 804
60. East of West vol. 1: The Promise - 1 765
Jeśli chodzi o wydania zbiorcze, to ewidentnie był to kiepski miesiąc dla Image. W czołówce znalazły się ponownie głównie tytuły już od jakiegoś czasu będące w sprzedaży i jeden tytuł, który w zasadzie zbiorem nie jest ("Godland Finale"). Dziewiętnasty tom "Żywych Trupów" odnotował spadek zamówień o 75%, a ponieważ konkurencja nie spała, ma to swoje odniesienie w końcowych udziałach w rynku. Te spadły i chociaż Image Comics znów zajęło trzecie miejsce w ilości sprzedanych komiksów (8,07%), to jednak udział w zyskach wyniósł jedynie 7,32% i dało wydawnictwu czwarte miejsce, tuż za plecami IDW. Być może był to tylko jednorazowy wyskok i w styczniu będzie lepiej.
Image Comics wydawnictwem roku według Diamonda
Na początku każdego roku spółka Diamond Comics wręcz wyróżnienia dla wydawnictw w wielu, naprawdę bardzo rozmaitych kategoriach. Co prawda nie są to tak prestiżowe nagrody jak Eisnery czy Harvey'e, to jednak warto wspomnieć o kategoriach, w których zwycięstwo odniosło Image Comics.
Z przyjemnością mogę poinformować, że nasze ulubione wydawnictwo zwyciężyło w bodajże najbardziej prestiżowej kategorii, której nazwa brzmi "najlepsze wydawnictwo z ponad 4% udziałem w rynku". Tym samym Image zakończyło czteroletnią dominację DC Comics i sprawiło, że wydawnictwo Marvel na swoje wyróżnienie czeka już pół dekady.
Oprócz tej nagrody, wydawnictwo Image zwyciężyło jeszcze w następujących kategoriach:
Z przyjemnością mogę poinformować, że nasze ulubione wydawnictwo zwyciężyło w bodajże najbardziej prestiżowej kategorii, której nazwa brzmi "najlepsze wydawnictwo z ponad 4% udziałem w rynku". Tym samym Image zakończyło czteroletnią dominację DC Comics i sprawiło, że wydawnictwo Marvel na swoje wyróżnienie czeka już pół dekady.
Oprócz tej nagrody, wydawnictwo Image zwyciężyło jeszcze w następujących kategoriach:
- Najlepsza pozycja z Free Comic Book Day: "FCBD 2013 The Walking Dead Special"
- Najlepsza nowa seria: "East of West"
- Najlepsza gra oparta na motywach z komiksów: The Walking Dead: Monopoly PX
sobota, 25 stycznia 2014
The Walking Dead vol. 5: Best Defence (Robert Kirkman/Charlie Adlard)
Dziś miała
pojawić się recenzja pierwszego tomu „Sagi” Briana K. Vaughana, ale
niedawno ogłoszone plany wydawnicze Mucha Comics zmieniły moje plany. Gotowy
już tekst poczeka na premierę polskiej wersji i przez to nieco przeredagowana i
dopiero wówczas opublikowana na blogu. Dziś za to znalazł się czas na powolne
nadrabianie komiksowych „Żywych Trupów” i skupieniu się tym razem na
piątym tomie cyklu, który wprowadza pewną postać. Będzie to pewien naprawdę
brutalny sukinsyn, który na pewno utkwi nam wszystkim w pamięci na bardzo,
bardzo długo.
Poprzedni tom oceniłem na
piątkę. Poprzeczka została więc ustawiona bardzo wysoko i niestety „Best
Defence” jej nie przeskoczyło. W recenzji tej wyjaśnię dlaczego tak uważam, ale
najpierw kilka słów o fabule. Po tym jak grupa ocalałych z apokalipsy zombie
przetrwała wewnętrzne spory, czas na stawienie czoła znacząco większym
zagrożeniom. Pewnego dnia nad zajmowanym przez Ricka Grimes i jego przyjaciół
więzieniem przelatuje helikopter i rozbija się w lepie nieopodal. W poszukiwaniu
ocalałych Rick, Glenn i Michonne trafiają do małego miasteczka Woodbury, którym
zarządza niejaki Gubernator. Szybko okazuje się, że pozornie miły gość w
średnim wieku skrywa wiele tajemnic, a z idylliczne miasteczko jest czymś
zupełnie innym, niż mogłoby się wszystkim wydawać. Nasi bohaterowie boleśnie
się o tym przekonają.
Piąty tom „The
Walking Dead” diametralnie zmienia kierunek, w którym podąża cała seria.
Dotychczas oglądaliśmy survival horror o grupce ocalałych, dla której szczytem marzeń
było przetrwać do następnego dnia. teraz Kirkman stara się przekonać nas, że w
świecie opanowanym przez trupy największe zagrożenie wciąż stanowią inni żywi
ludzie. Owszem, wcześniej grupa Ricka także musiała mierzyć się z tego typu
zagrożeniem, lecz czterech więźniów mniej działa na wyobraźnie niż miasteczko
pełne uzbrojonych ludzi, dowodzonych przez prawdziwego psycho- i socjopatę.
Niespodziewanie też, to właśnie kreacja Gubernatora jest największą zaletą
piątego tomu „The Walking Dead”. Chociaż seria nie zdążyła się jeszcze
czytelnikowi znudzić, wprowadził on do niej sporo świeżości.
Nie wiem
jak inni czytelnicy, ale ja właśnie dopiero podczas lektury tego tomu serii
poczułem, że dla grupy głównych bohaterów nastało naprawdę wielkie zagrożenie. Gubernator
już od samego początku pokazuje, że nie ma zamiaru bawić się ze swoimi
zakładnikami, a kolejne sceny ukazujące jego codzienność coraz mocniej
utwierdzają nas w przekonaniu, że tak wyrazistej i dobrze pisanej postaci w „The
Walking Dead” jeszcze nie było. Brawa należą się Kirkmanowi za kreację
Gubernatora, lecz z drugiej strony należy nieco martwić się jak on na nią
wpadł.
Teraz kilka
zdań o tym, co mi się w „Best Defence” nie podobało. Przede wszystkim Woodbury.
Nie zrozumcie mnie źle, ale z tego co ujawniono w tym tomie, miasteczko to było
wypełnione psychopatami. No bo jak inaczej określić można miejsce, w którym w
kilka miesięcy po wybuchu epidemii zombie najlepszą rozrywką było oglądanie,
jak ludzie biją się między sobą pośród uwięzionych na łańcuchach trupów? Rozumiem,
że scenarzysta od samego początku chciał pokazać także bardziej socjologiczną
głębie w swoim komiksie, ale na litość boską – takie zderzenie się przeciwieństw
jest dla mnie nie do przyjęcia. W piątym tomie „The Walking Dead”
pojawia się jeszcze kilka zgrzytów, ale ten jeden jest zdecydowanie największy.
Za warstwę
graficzną komiksu odpowiada oczywiście Charlie Adlard i jest to w sumie
wszystko, co mogę napisać. Artysta ten nie schodzi poniżej wyznaczonego w
poprzednich tomach poziomu, ale niestety także nie wzbija się ponad nim. Jak już
pisałem wcześniej, do Adlarda po prostu trzeba się przyzwyczaić.
Polskie wydanie
tego komiksu jest właściwie identyczne z oryginałem. Nie znajdziemy w nim więc
żadnych dodatków, ale za to możemy się cieszyć z nieco lepszej jakości wydania.
Komiks od wydawnictwa Taurus kosztuje 43zł, ponieważ niedawno doczekał się wznowienia
(pierwsze wydanie było nieco tańsze).
Piąty tom „The
Walking Dead” jest dla mnie swoistym paradoksem. Z jednej strony rozruszał
on nieco serię i wniósł do niej nieco świeżości, a z drugiej jego lektura nie
przypadła mi do gustu tak mocno jak czwartego. Wygląda więc na to, że ocena
musi być współmierna do tamtej i dlatego „Best Defence” otrzymuje ode mnie czwórkę.
Nadchodzą złote czasy dla komiksowych horrorów?
Ciężko było nie zauważyć, że podczas tegorocznej odsłony Image Expo najgłośniejsze zapowiedzi dotyczyły horrorów, dla których nastały zdecydowanie lepsze czasy w Image. Sukcesy odnosi już od lat "The Walking Dead", czytelnicy z niecierpliwością oczekują startu "Outcast" oraz "Wytches", a wygląda na to, że swoje trzy grosze do wszystkiego dorzuci duet Grant Morrison/Chris Burnham. O czym więc będzie ich wspólny projekt dla Image?
"Nameless" będzie sześcioczęściową miniserią, która według słów twórców ma przedefiniować koimksowy gatunek horroru. To dość odważne słowa i jestem szalenie ciekaw tego, jak obaj twórcy chcą wprowadzić je w życie. Przeanalizowałem więc wywiady, których udzielili Morrison oraz Burnham i... muszę przyznać, że nie jestem nastrojony zbyt optymistycznie. Ale o tym pod koniec notki.
Tytuł opowiadać będzie o mężczyźnie znanym właśnie pod pseudonimem Nameless. Morrison opisał go jako mieszaninę Sherlocka Holmesa i Batmana oraz przyznał, że początkowo historia ta była szykowana do kontrowersyjnego cyklu "Batman Incorporated". Nie wiadomo jednak z jakiego powodu nie ukazała się ona pod szyldem DC, chociaż Burnham wspomina o poprawkach, które chcieli nanieść edytorzy. "Nameless" w Image nie ma żadnych ograniczeń, a to oznacza, że z głównymi bohaterami twórcy mogą zrobić co chcą.
Twórcy chcą, by czytelnicy którzy sięgną po "Nameless" nie czuli się dobrze po lekturze. Komiks ma odbiegać od utartych ścieżek i zadawać pytanie o prawdziwą naturę człowieka. Miniseria garściami czerpać ma z nihilizmu, a więc z jednego z najbardziej depresyjnych nurtów psychologicznych.
I tyle. Dwa wywiady i jedynie tych kilka zdań udało się wyciągnąć o "Nameless". Jednakże przecieki, których obaj twórcy się dopuścili, każe sądzić iż przygotowują oni dla nas... komiksowy slasher. I z tym właśnie wiążą się moje obawy, ponieważ tego typu historie nigdy nie przypadały mi do gustu. Czy były one bezpodstawne, okaże się jeszcze w tym roku.
"Nameless" będzie sześcioczęściową miniserią, która według słów twórców ma przedefiniować koimksowy gatunek horroru. To dość odważne słowa i jestem szalenie ciekaw tego, jak obaj twórcy chcą wprowadzić je w życie. Przeanalizowałem więc wywiady, których udzielili Morrison oraz Burnham i... muszę przyznać, że nie jestem nastrojony zbyt optymistycznie. Ale o tym pod koniec notki.
Tytuł opowiadać będzie o mężczyźnie znanym właśnie pod pseudonimem Nameless. Morrison opisał go jako mieszaninę Sherlocka Holmesa i Batmana oraz przyznał, że początkowo historia ta była szykowana do kontrowersyjnego cyklu "Batman Incorporated". Nie wiadomo jednak z jakiego powodu nie ukazała się ona pod szyldem DC, chociaż Burnham wspomina o poprawkach, które chcieli nanieść edytorzy. "Nameless" w Image nie ma żadnych ograniczeń, a to oznacza, że z głównymi bohaterami twórcy mogą zrobić co chcą.
Twórcy chcą, by czytelnicy którzy sięgną po "Nameless" nie czuli się dobrze po lekturze. Komiks ma odbiegać od utartych ścieżek i zadawać pytanie o prawdziwą naturę człowieka. Miniseria garściami czerpać ma z nihilizmu, a więc z jednego z najbardziej depresyjnych nurtów psychologicznych.
I tyle. Dwa wywiady i jedynie tych kilka zdań udało się wyciągnąć o "Nameless". Jednakże przecieki, których obaj twórcy się dopuścili, każe sądzić iż przygotowują oni dla nas... komiksowy slasher. I z tym właśnie wiążą się moje obawy, ponieważ tego typu historie nigdy nie przypadały mi do gustu. Czy były one bezpodstawne, okaże się jeszcze w tym roku.
Zupełnie inna Odyseja
W gruncie rzeczy ciężko powiedzieć, czy ubiegły rok był dla Matta Fractiona udany. Z jednej strony jego praca nad Fantastyczną Czwórką oraz FF została przedwcześnie skończona, "Hawkeye" - jego jedyny obecny projekt dla Marvela - cierpi na potężne opóźnienia, a z serii "Inhuman" wyleciał w zasadzie zanim zaczął ją tworzyć. Jednak z drugiej jego "Satelite Sam" zostało ciepło przyjęte przez czytelników, a "Sex Criminals" okazało się ogromnym sukcesem. Na tegorocznym Image Expo Fraction ogłosił start serii "Ody-C", a także przeniesienie do wydawnictwa praw do cyklu "Casanova". Czyżby scenarzysta ten miał zamiar opuścić Dom Pomysłów?
Szczerze? Mało mnie to obchodzi :P Komiksów Marvela już od jakiegoś czasu nie czytam, a tych autorstwa Fractiona unikałem w szczególności. Tak, nawet "Hawkeye". Jeśli jednak scenarzysta ten ma zamiar w Image tworzyć tak interesujące historie, jak obie już publikowane serie - nie mam nic przeciwko. Tymczasem w wywiadzie dla serwisu CBR sam Fraction przyznaje, że pomimo kolejnej nominacji do Eisnera i sporego rozgłosu "Sex Criminals", 2013 nie był dla niego udanym rokiem. Być może jednak "Ody-C" to zmieni.
Pomysł na serię wziął się z tego, że Fraction bardzo chciał stworzyć historię dla swojej córki. Ta uwielbia postać Wonder Woman, ale akurat na posadę przy tworzeniu tej serii scenarzysta nie miał szans. Wtedy też Fraction uznał, że idealną bohaterką dla jego dziecka będzie ktoś w stylu żeńskiej wersji Odyseusza i wtedy właśnie wpadł na pomysł "Ody-C". Główna postać tego cyklu ma zostać pokazana jako silna wojowniczka, ale także równie potężna kobieta i przede wszystkim matka.
"Ody-C" ma zamknąć się w 24 zeszytach, z których każdy opisywać będzie jeden z rozdziałów "Odysei". Nie będzie to jednak dokładna adaptacja. Oprócz tego, że każdy z bohaterów książki Homera w komiksie zmieni płeć, a całość umiejscowiona zostanie w kosmosie, Fraction postara się z szacunkiem dodać coś od siebie do literackiego oryginału. Wszystko zilustruje Christian Ward, ponieważ scenarzysta nie wyobraża sobie pracy nad tym tytułem z więcej niż jednym artystą.
Kontynuacja "Casanovy" nie odetnie się od poprzednich trzech odsłon. Fraction planuje kolejną trylogię oraz twardookładkowe wznowienia miniserii wydanych przez Marvela.
Szczerze? Mało mnie to obchodzi :P Komiksów Marvela już od jakiegoś czasu nie czytam, a tych autorstwa Fractiona unikałem w szczególności. Tak, nawet "Hawkeye". Jeśli jednak scenarzysta ten ma zamiar w Image tworzyć tak interesujące historie, jak obie już publikowane serie - nie mam nic przeciwko. Tymczasem w wywiadzie dla serwisu CBR sam Fraction przyznaje, że pomimo kolejnej nominacji do Eisnera i sporego rozgłosu "Sex Criminals", 2013 nie był dla niego udanym rokiem. Być może jednak "Ody-C" to zmieni.
Pomysł na serię wziął się z tego, że Fraction bardzo chciał stworzyć historię dla swojej córki. Ta uwielbia postać Wonder Woman, ale akurat na posadę przy tworzeniu tej serii scenarzysta nie miał szans. Wtedy też Fraction uznał, że idealną bohaterką dla jego dziecka będzie ktoś w stylu żeńskiej wersji Odyseusza i wtedy właśnie wpadł na pomysł "Ody-C". Główna postać tego cyklu ma zostać pokazana jako silna wojowniczka, ale także równie potężna kobieta i przede wszystkim matka.
"Ody-C" ma zamknąć się w 24 zeszytach, z których każdy opisywać będzie jeden z rozdziałów "Odysei". Nie będzie to jednak dokładna adaptacja. Oprócz tego, że każdy z bohaterów książki Homera w komiksie zmieni płeć, a całość umiejscowiona zostanie w kosmosie, Fraction postara się z szacunkiem dodać coś od siebie do literackiego oryginału. Wszystko zilustruje Christian Ward, ponieważ scenarzysta nie wyobraża sobie pracy nad tym tytułem z więcej niż jednym artystą.
Kontynuacja "Casanovy" nie odetnie się od poprzednich trzech odsłon. Fraction planuje kolejną trylogię oraz twardookładkowe wznowienia miniserii wydanych przez Marvela.
czwartek, 23 stycznia 2014
Trzy tytuły z Image w ofercie Mucha Comics!!!
Teraz trzymajcie się mocno. Informacja pochodzi z oficjalnego profilu wydawnictwa Mucha Comics.
"Kwiecień 2014:
SEVERED (Image Comics);
scenariusz: Scott Snyder (Amerykański Wampir; Batman: Trybunał sów; Batman: Śmierć w rodzinie)
Historia grozy z lat 20. XX wieku.
(...)
Wrzesień 2014
SAGA tom 1 (IMAGE COMICS);
scenariusz: Brian K. Vaughan
rysunki: Fiona Staples
Połączenie Gwiezdnych Wojen i Gry o tron. Pierwszy tom w 2013 roku został wyróżniony nagrodą Hugo oraz trzema nagrodami Eisnera.
CHEW tom 1 (IMAGE COMICS);
scenariusz: John Layman
rysunki: Rob Guillory
Tony Chu jest cybopatą. Potrafi rozpoznać szczegóły dotyczące dowolnego przedmiotu po jego zjedzeniu. Co prowadzi do wielu ciekawych sytuacji. Komiks wyróżniony nagrodą Eisnera dla najlepszej nowej serii w 2009 roku. Nadal się ukazuje.
(...)
Marzec 2015
SAGA tom 2 (IMAGE COMICS);
CHEW tom 2 (IMAGE COMICS);
Wszystkie albumy w twardej oprawie, foliowane.
Terminy premier mogą ulec zmianie."
Jak widać opisy nie są jakieś szczególnie rozbudowane. Teraz pozostaje nam modlić się, aby terminy te zostały dotrzymane. Moim skromnym zdaniem Mucha ogłosiła zdecydowanie najlepsze zapowiedzi na ten rok i nie mówię tu tylko o komiksach pochodzących z Image Comics. Jesteście zainteresowani tymi pozycjami?
"Kwiecień 2014:
SEVERED (Image Comics);
scenariusz: Scott Snyder (Amerykański Wampir; Batman: Trybunał sów; Batman: Śmierć w rodzinie)
Historia grozy z lat 20. XX wieku.
(...)
Wrzesień 2014
SAGA tom 1 (IMAGE COMICS);
scenariusz: Brian K. Vaughan
rysunki: Fiona Staples
Połączenie Gwiezdnych Wojen i Gry o tron. Pierwszy tom w 2013 roku został wyróżniony nagrodą Hugo oraz trzema nagrodami Eisnera.
CHEW tom 1 (IMAGE COMICS);
scenariusz: John Layman
rysunki: Rob Guillory
Tony Chu jest cybopatą. Potrafi rozpoznać szczegóły dotyczące dowolnego przedmiotu po jego zjedzeniu. Co prowadzi do wielu ciekawych sytuacji. Komiks wyróżniony nagrodą Eisnera dla najlepszej nowej serii w 2009 roku. Nadal się ukazuje.
(...)
Marzec 2015
SAGA tom 2 (IMAGE COMICS);
CHEW tom 2 (IMAGE COMICS);
Wszystkie albumy w twardej oprawie, foliowane.
Terminy premier mogą ulec zmianie."
Jak widać opisy nie są jakieś szczególnie rozbudowane. Teraz pozostaje nam modlić się, aby terminy te zostały dotrzymane. Moim skromnym zdaniem Mucha ogłosiła zdecydowanie najlepsze zapowiedzi na ten rok i nie mówię tu tylko o komiksach pochodzących z Image Comics. Jesteście zainteresowani tymi pozycjami?
Zapowiedzi Image na kwiecień 2014
Są już dostępne zapowiedzi Image Comics na kwiecień tego roku, które odrobinkę przespałem.
Podobnie jak nieco ponad miesiąc temu, tak i dziś notkę o nich rozpocznę
od umieszczenia linka. Całość marcowej oferty wydawnictwa Image możecie
poznać klikając tutaj.
Na kwiecień przygotowano całkiem sporo nowości, lecz chyba tylko "Southern Bastards" Jasona Aarona budzi naprawdę duże emocje i można je określić jako mocno oczekiwany tytuł. Oprócz tego za niecałe trzy miesiące zadebiutuje szereg innych pozycji. Wśród nich jest "Shutter", o którym pisałem już kilkanaście słów. Reszta to czteroczęściowa miniseria "The Field" Eda Brissona i Simona Roy'a czy "Dream Police" - kolejny tytuł autorstwa J. Michaela Straczynskiego.Kolejne odsłony doczeka się cykl "'68", a William Harms i Edward Pun zaprezentują swoją cotygodniową miniserię pod tytułem "Shotgun Wedding". Stawkę premier uzupełniają dwa one-shoty: "Genesis" Nathana Edmondsona i "Self-Obsessed" Siny Grace, a także zapowiadany teaserami nowy story-arc w "Invincible".
Na kwiecień Image przygotowuje zaledwie osiem wydań zbiorczych, ale uwierzcie mi na słowo: gdybym miał polecić na przykład tylko dwa z nich, prawdopodobnie eksplodowałaby mi głowa. Wybór jest naprawdę wspaniały.
Oczywiście kilku pozycji zabrakło też w zapowiedziach. Szybki rzut oka sprawia, że zauważamy brak takich tytułów jak: "Witchblade", "The Sidekick", "Aphrodite IX"*, "Elephantmen"*, "Jupiter's Legacy", "Lazarus"*, "Velvet"*, "Pretty Deadly"*, "Rocket Girl", "Saga", "The Manhattan Projects"*, "Sex Criminals", "Rat Queens" i wreszcie "Super Dinosaur". Część z nich swoją nieobecność usprawiedliwia tym, że w kwietniu pojawią się wydania zbiorcze tych serii. Wskazałem je gwiazdką.
Moje zakupy tym razem skromnie. Będą one wyglądać tak: "The Manhattan Projects vol. 4 TP", "Mind the Gap #20", "Protectors Inc. #6", "Ten Grand #10" oraz "Umbral #6". Ta nieco zmniejszona lista wymaga wyjaśnień. Trzy pozycje z Image które zbieram mają w kwietniu przerwę. Ponadto postanowiłem niedawno, że powoli będę odchodzić od kupowania zeszytów na rzecz trejdów. Stąd też od jakiegoś czasu nie biorę nowych pozycji i na część z nich czekam, aż ukażą się zbiorczo.
Wasza kolej. Pochwalcie się w komentarzach planowanymi zakupami z Image.
Na kwiecień przygotowano całkiem sporo nowości, lecz chyba tylko "Southern Bastards" Jasona Aarona budzi naprawdę duże emocje i można je określić jako mocno oczekiwany tytuł. Oprócz tego za niecałe trzy miesiące zadebiutuje szereg innych pozycji. Wśród nich jest "Shutter", o którym pisałem już kilkanaście słów. Reszta to czteroczęściowa miniseria "The Field" Eda Brissona i Simona Roy'a czy "Dream Police" - kolejny tytuł autorstwa J. Michaela Straczynskiego.Kolejne odsłony doczeka się cykl "'68", a William Harms i Edward Pun zaprezentują swoją cotygodniową miniserię pod tytułem "Shotgun Wedding". Stawkę premier uzupełniają dwa one-shoty: "Genesis" Nathana Edmondsona i "Self-Obsessed" Siny Grace, a także zapowiadany teaserami nowy story-arc w "Invincible".
Na kwiecień Image przygotowuje zaledwie osiem wydań zbiorczych, ale uwierzcie mi na słowo: gdybym miał polecić na przykład tylko dwa z nich, prawdopodobnie eksplodowałaby mi głowa. Wybór jest naprawdę wspaniały.
Oczywiście kilku pozycji zabrakło też w zapowiedziach. Szybki rzut oka sprawia, że zauważamy brak takich tytułów jak: "Witchblade", "The Sidekick", "Aphrodite IX"*, "Elephantmen"*, "Jupiter's Legacy", "Lazarus"*, "Velvet"*, "Pretty Deadly"*, "Rocket Girl", "Saga", "The Manhattan Projects"*, "Sex Criminals", "Rat Queens" i wreszcie "Super Dinosaur". Część z nich swoją nieobecność usprawiedliwia tym, że w kwietniu pojawią się wydania zbiorcze tych serii. Wskazałem je gwiazdką.
Moje zakupy tym razem skromnie. Będą one wyglądać tak: "The Manhattan Projects vol. 4 TP", "Mind the Gap #20", "Protectors Inc. #6", "Ten Grand #10" oraz "Umbral #6". Ta nieco zmniejszona lista wymaga wyjaśnień. Trzy pozycje z Image które zbieram mają w kwietniu przerwę. Ponadto postanowiłem niedawno, że powoli będę odchodzić od kupowania zeszytów na rzecz trejdów. Stąd też od jakiegoś czasu nie biorę nowych pozycji i na część z nich czekam, aż ukażą się zbiorczo.
Wasza kolej. Pochwalcie się w komentarzach planowanymi zakupami z Image.
Top Cow szuka leku na swoją niewydolność
Ostatnie miesiące nie są łaskawe dla studia Top Cow. Sprzedaż komiksów z ich głównego uniwersum maleje z miesiąca na miesiąc i wydaje się, że magia Rona Marza przestała już działać na wyobraźnię czytelnika. Jakiś czas temu ogłoszono kasację serii "The Darkness", "Cyber Force" oraz "Aphrodite IX" nie okazały się spodziewanym sukcesem, a współpraca z Heroes and Villains Entertainment przyniosła dwie, żenująco słabe miniserie. Czy zapowiedziana na marzec nowa seria ongoing odwróci tę złą kartę?
Cykl nosić będzie tytuł "Tales of Honor" i jest adaptacją popularnej w Stanach Zjednoczonych powieści sci-fi pod tytułem "Honor Harrington" autorstwa Davida Webera. Jego scenarzystą został Matt Hawking, a więc sam obecny naczelny studia. Seria opowiadać ma o zmodyfikowanym statku kosmicznym pani kapitan Harrington, który przemierza kosmos by odkrywać nowe, nieznane dotąd światy. "Tales of Honor" ma być rasowym komiksem akcji, tyle tylko że osadzonym w przestrzeni kosmicznej.
Matt Hawking otrzymał propozycję pisania scenariusza do tej serii już podczas kończenia prac nad grą komputerową z przygodami Jackiego Estacado. Jako że nie jest on zwolennikiem pracy na zlecenie, odmówił. Później jednak dał się przekonać do przeczytania pierwszej odsłony książkowego cyklu i z miejsca stal się jej fanem. Wtedy też zmienił zdanie i podjął się pisania scenariusza do "Tales of Honor".
Twórca próbował pisać scenariusz w taki sposób, by najbardziej zagorzali fani nie wysyłali mu pogróżek, a i potencjalnie nowi czytelnicy nie bali się sięgnąć po komiks. "Tales of Honor" ma być integralne z książkowym cyklem i uzupełniać znaną stamtąd historię. Pierwszy story-arc dziać będzie się równolegle z pierwszym tomem książki. Samo "Tales of Honor" planowane jest jako seria miniserii, mniej więcej podobnie do sposobu publikowania "Hellboy'a" przez wydawnictwo Dark Horse. Cykl rysowany będzie przez wielu różnych artystów.
Wywiad z Hawkinsem nie obfitował w zbyt wiele ciekawych informacji, więc od siebie tylko dodam, że cykl "Honor Harrington" jest znany i lubiany także i w Polsce. Wydawnictwo Rebis opublikowało piętnaście tomów sagi oraz trzynaście spin-offów. Wydaje mi się więc, że istnieje duże prawdopodobieństwo iż tego bloga śledzą także i czytelnicy tej serii. Dajcie znać czy warto się za nią zabierać.
Cykl nosić będzie tytuł "Tales of Honor" i jest adaptacją popularnej w Stanach Zjednoczonych powieści sci-fi pod tytułem "Honor Harrington" autorstwa Davida Webera. Jego scenarzystą został Matt Hawking, a więc sam obecny naczelny studia. Seria opowiadać ma o zmodyfikowanym statku kosmicznym pani kapitan Harrington, który przemierza kosmos by odkrywać nowe, nieznane dotąd światy. "Tales of Honor" ma być rasowym komiksem akcji, tyle tylko że osadzonym w przestrzeni kosmicznej.
Matt Hawking otrzymał propozycję pisania scenariusza do tej serii już podczas kończenia prac nad grą komputerową z przygodami Jackiego Estacado. Jako że nie jest on zwolennikiem pracy na zlecenie, odmówił. Później jednak dał się przekonać do przeczytania pierwszej odsłony książkowego cyklu i z miejsca stal się jej fanem. Wtedy też zmienił zdanie i podjął się pisania scenariusza do "Tales of Honor".
Twórca próbował pisać scenariusz w taki sposób, by najbardziej zagorzali fani nie wysyłali mu pogróżek, a i potencjalnie nowi czytelnicy nie bali się sięgnąć po komiks. "Tales of Honor" ma być integralne z książkowym cyklem i uzupełniać znaną stamtąd historię. Pierwszy story-arc dziać będzie się równolegle z pierwszym tomem książki. Samo "Tales of Honor" planowane jest jako seria miniserii, mniej więcej podobnie do sposobu publikowania "Hellboy'a" przez wydawnictwo Dark Horse. Cykl rysowany będzie przez wielu różnych artystów.
Wywiad z Hawkinsem nie obfitował w zbyt wiele ciekawych informacji, więc od siebie tylko dodam, że cykl "Honor Harrington" jest znany i lubiany także i w Polsce. Wydawnictwo Rebis opublikowało piętnaście tomów sagi oraz trzynaście spin-offów. Wydaje mi się więc, że istnieje duże prawdopodobieństwo iż tego bloga śledzą także i czytelnicy tej serii. Dajcie znać czy warto się za nią zabierać.
wtorek, 21 stycznia 2014
Historia Image Comics, część dziewiąta: Image a sprawa Polska (1997-2013)
Ostatnia
część cyklu „Historia Image Comics” poświęcona będzie polskiemu rynkowi
wydawniczemu. Być może niektóre informacje z dzisiejszej odsłony Was zdziwią,
ponieważ w naszym kraju ukazało się kilka komiksów, których pochodzenia nie
jesteście świadomi. Szkoda tylko, że przerażająca większość tytułów, które
wspomniane zostaną w tym artykule, nigdy nie została dokończona. Ale o tym
później. Najpierw przenieśmy się do 1996 roku.
Nie tylko gwiazdy tworzą dla Image
Image Comics ostatnimi czasy zadziwia coraz większą liczbą zapowiedzi nowych tytułów autorstwa najbardziej znanych twórców. Gdzieś w tym wszystkim gubią się nieco takie tytuły jak "Undertow", ponieważ nazwiska osób za nie odpowiedzialnych nie pochodzą z komiksowej pierwszej ligi. Dziś spróbuję nieco zaradzić temu zjawisku, pisząc kilkanaście słów o jednej z zapowiedzi pewnego tytułu, którą dotąd nieco niesłusznie pomijano.
Sześcioczęściowa miniseria "Undertow" opowiadać będzie o świecie, w którym największą i najpotężniejszą jest znajdująca się pod powierzchnią wody Atlantyda. Niech Was to jednak nie zwiedzie, ponieważ królestwo to przepełnione jest korupcją, bezprawiem i przemocą. Historia skupi się na świetnie zapowiadającym się żólnierzu, którego największym marzeniem będzie... ucieczka ze stolicy Atlantydy. Dlaczego chce to zrobić? Redum uważa bowiem, że jego rodzinne miasto czeka zagłada i nie ma zamiaru na to czekać.
Scenarzystą "Undertow" jest Steve Orlando, dla którego będzie to pierwszy tak długi projekt komiksowy. Twórca podkreśla, że Redum jest bardzo kontrowersyjną postacią w stolicy Atlantydy, a nie anonimowym, szeregowym wojem. Dla swoich pobratymców jest on niemal terrorystą. Poznajemy go w chwili, gdy pojawia się niezwykła relacja pomiędzy nim a Ukinnu - niegdyś zakładnikiem, dziś kimś w rodzaju ucznia. Wszyscy mieszkają na statku o nazwie "Doręczyciel", który jest domem dla popleczników Reduma i symbolem śmierci dla jego przeciwników. Lecz życie załogi statku nie jest łatwe. Wśród wielu zagrożeń Orlando wymienia Amphibiana - mityczne stworzenie, które okazuje się być całkiem realne.
"Undertow" jest zwartą historią, lecz twórca podkreśla, że jeśli spodoba się ona czytelnikom, to istnieje możliwość kontynuacji. W takim przypadku rysownikiem także byłby Rosjanin Artyom Trakhanov. Orlando poznał go podczas wizyty na konwencie w Moskwie i w ten sposób nawiązali współpracę.
Pierwszy numer "Undertow" ukaże się dokładnie 19 lutego.
Sześcioczęściowa miniseria "Undertow" opowiadać będzie o świecie, w którym największą i najpotężniejszą jest znajdująca się pod powierzchnią wody Atlantyda. Niech Was to jednak nie zwiedzie, ponieważ królestwo to przepełnione jest korupcją, bezprawiem i przemocą. Historia skupi się na świetnie zapowiadającym się żólnierzu, którego największym marzeniem będzie... ucieczka ze stolicy Atlantydy. Dlaczego chce to zrobić? Redum uważa bowiem, że jego rodzinne miasto czeka zagłada i nie ma zamiaru na to czekać.
Scenarzystą "Undertow" jest Steve Orlando, dla którego będzie to pierwszy tak długi projekt komiksowy. Twórca podkreśla, że Redum jest bardzo kontrowersyjną postacią w stolicy Atlantydy, a nie anonimowym, szeregowym wojem. Dla swoich pobratymców jest on niemal terrorystą. Poznajemy go w chwili, gdy pojawia się niezwykła relacja pomiędzy nim a Ukinnu - niegdyś zakładnikiem, dziś kimś w rodzaju ucznia. Wszyscy mieszkają na statku o nazwie "Doręczyciel", który jest domem dla popleczników Reduma i symbolem śmierci dla jego przeciwników. Lecz życie załogi statku nie jest łatwe. Wśród wielu zagrożeń Orlando wymienia Amphibiana - mityczne stworzenie, które okazuje się być całkiem realne.
"Undertow" jest zwartą historią, lecz twórca podkreśla, że jeśli spodoba się ona czytelnikom, to istnieje możliwość kontynuacji. W takim przypadku rysownikiem także byłby Rosjanin Artyom Trakhanov. Orlando poznał go podczas wizyty na konwencie w Moskwie i w ten sposób nawiązali współpracę.
Pierwszy numer "Undertow" ukaże się dokładnie 19 lutego.
Miasteczko narodzin szesnastu morderców
Czas przyjrzeć się nieco bliżej kolejnej bardzo ciekawej zapowiedzi pochodzącej z Image Expo. No, przynajmniej dla mnie niezwykle interesującej. "Nailbiter" skupi się na historii częściowo opartej na faktach, ponieważ scenarzysta komiksu postanowił zmodyfikować nieco historię Edwarda Charlesa Warrena - jednego z najbardziej szalonych seryjnych morderców w historii Stanów. Patrząc na sukces "Ghosted", praktycznie nie ma szans by i ten projekt się nie udał.
Wspomniany Warren uwielbiał odgryzać paznokcie swoich ofiar, stąd też zyskał pseudonim "Nailbiter". Komiks rozpoczyna się w momencie, gdy morderca ten trafia wreszcie za kratki. Wtedy też znika agent FBI, który schwytał tego niezwykle groźnego psychopatę. Podejrzenia padają na Nicholasa Fincha - jego partnera. Ten by oczyścić się z zarzutów, wyrusza do miasteczka Buckaroo. Jest to miejsce narodzin Warrena, a także piętnastu innych morderców. Finch nie tylko chce udowodnić swoją niewinność, ale także dowiedzieć się dlaczego w tym miejscu rodzi się tak wielu niebezpiecznych psychopatów.
Grafika, której część widzicie powyżej, nie była planowana jako cover pierwszego numeru serii. Williamson został przekonany przez Roberta Kirkmana by jednak jej użyć. Scenarzysta przemyślał sprawę i uznał, że skoro ma zamiar pisać naprawdę krwawy i mroczny komiks, to jednak warto posłuchać rady bardziej doświadczonego kolegi. Williamson porównał tempo prowadzenia fabuły w "Nailbiter" do "Twin Peaks", ponieważ w obu tych przypadkach akcja osadzona jest w małych miasteczkach, które skrywają wiele tajemnic, powoli wychodzące na światło dzienne.
Twórcy "Nailbiter" stworzyli od podstaw postacie szesnastu seryjnych morderców. Każdemu z nich nadali odpowiednie cechy charakteru i motywacje. Williamson podkreśla, że wśród nich znajduje się także kobieta, a cała historia będzie niezwykle brutalna.
Finch uważa, że seryjni mordercy są zawsze po prostu świrami. Wydarzenia przedstawione w "Nailbiter" zmuszą go do zmiany tego toku myślenia. Mężczyzna zacznie dostrzegać, jaki wpływ mają ci ludzie na innych i czytelnicy również będą tego świadkami. Williamson przytacza przykład kierowcy autobusu, który codziennie woził całą morderczą szesnastkę do pobliskiej szkoły.
Przyznaję, że "Ghosted" tego autora przekonało mnie do siebie dopiero po kilku numerach. Natomiast zapowiedzią "Nailbiter" dosłownie jaram się już niemal tydzień. Czy jestem w tym osamotniony? :)
Wspomniany Warren uwielbiał odgryzać paznokcie swoich ofiar, stąd też zyskał pseudonim "Nailbiter". Komiks rozpoczyna się w momencie, gdy morderca ten trafia wreszcie za kratki. Wtedy też znika agent FBI, który schwytał tego niezwykle groźnego psychopatę. Podejrzenia padają na Nicholasa Fincha - jego partnera. Ten by oczyścić się z zarzutów, wyrusza do miasteczka Buckaroo. Jest to miejsce narodzin Warrena, a także piętnastu innych morderców. Finch nie tylko chce udowodnić swoją niewinność, ale także dowiedzieć się dlaczego w tym miejscu rodzi się tak wielu niebezpiecznych psychopatów.
Grafika, której część widzicie powyżej, nie była planowana jako cover pierwszego numeru serii. Williamson został przekonany przez Roberta Kirkmana by jednak jej użyć. Scenarzysta przemyślał sprawę i uznał, że skoro ma zamiar pisać naprawdę krwawy i mroczny komiks, to jednak warto posłuchać rady bardziej doświadczonego kolegi. Williamson porównał tempo prowadzenia fabuły w "Nailbiter" do "Twin Peaks", ponieważ w obu tych przypadkach akcja osadzona jest w małych miasteczkach, które skrywają wiele tajemnic, powoli wychodzące na światło dzienne.
Twórcy "Nailbiter" stworzyli od podstaw postacie szesnastu seryjnych morderców. Każdemu z nich nadali odpowiednie cechy charakteru i motywacje. Williamson podkreśla, że wśród nich znajduje się także kobieta, a cała historia będzie niezwykle brutalna.
Finch uważa, że seryjni mordercy są zawsze po prostu świrami. Wydarzenia przedstawione w "Nailbiter" zmuszą go do zmiany tego toku myślenia. Mężczyzna zacznie dostrzegać, jaki wpływ mają ci ludzie na innych i czytelnicy również będą tego świadkami. Williamson przytacza przykład kierowcy autobusu, który codziennie woził całą morderczą szesnastkę do pobliskiej szkoły.
Przyznaję, że "Ghosted" tego autora przekonało mnie do siebie dopiero po kilku numerach. Natomiast zapowiedzią "Nailbiter" dosłownie jaram się już niemal tydzień. Czy jestem w tym osamotniony? :)
niedziela, 19 stycznia 2014
Okładka tygodnia #3
Pojawiły się głosy sugerujące, by zmienić formę tej rubryki, więc postanowiłem ich posłuchać i od dziś "Okładka tygodnia" zmienia się w kolejny ranking :P Zamiast wyboru najlepszej i najgorszej okładki z minionych siedmiu dni, skupie się tylko na tych pierwszych i co tydzień wskazywać będę trzy moim zdaniem najlepsze. Oczywiście Wy możecie komentować moje wybory i dokonywać własnych.
Przejdźmy jednak do meritum. Z komiksów wydanych w ubiegłą środę najprzyjemniejsze okładki mają:
3. Prophet #42 - ostatni stopień podium za pomysłowość w ukazaniu destrukcyjnych sił "natury" planety, na której obecnie przebywa główny bohater serii. Autorką okładki jest Emma Rios.
2. Velvet #3 - Steve Epting nierzadko potrafi zaczarować czytelnika. Każda z dotychczasowych okładek do "Velvet" strasznie przypadała mi do gustu, nie inaczej jest i tym razem. Umiejętny dobór kolorów, realistyczna kreska - jak najbardziej lubię to.
1. Ghosted #6 - w tym tygodniu jednak za zdecydowanie najlepszy cover uznałem pracę Matteo Scalery do szóstego numeru cyklu "Ghosted". Wygrana w tym tygodniu została przyznana za świetną i sugestywną zabawę barwami oraz za nieco odmienną od standardowej technikę wykonania szkicu.
To tyle na dziś, kolejna odsłona tej rubryki powróci równo za tydzień.
Przejdźmy jednak do meritum. Z komiksów wydanych w ubiegłą środę najprzyjemniejsze okładki mają:
3. Prophet #42 - ostatni stopień podium za pomysłowość w ukazaniu destrukcyjnych sił "natury" planety, na której obecnie przebywa główny bohater serii. Autorką okładki jest Emma Rios.
2. Velvet #3 - Steve Epting nierzadko potrafi zaczarować czytelnika. Każda z dotychczasowych okładek do "Velvet" strasznie przypadała mi do gustu, nie inaczej jest i tym razem. Umiejętny dobór kolorów, realistyczna kreska - jak najbardziej lubię to.
1. Ghosted #6 - w tym tygodniu jednak za zdecydowanie najlepszy cover uznałem pracę Matteo Scalery do szóstego numeru cyklu "Ghosted". Wygrana w tym tygodniu została przyznana za świetną i sugestywną zabawę barwami oraz za nieco odmienną od standardowej technikę wykonania szkicu.
To tyle na dziś, kolejna odsłona tej rubryki powróci równo za tydzień.
Moje #9
Dosłownie przedwczoraj dostałem dwie paczki: jedną od Atom Comics, a drugą od pewnego Allegrowicza. Łącznie nazbierało się sporo nowych komiksów od Image do mojej kolekcji i właśnie im poświęcę dzisiejszą odsłonę rubryki "Moje".
Umbral #2 oraz Protector Inc. #3 - drugi numer nowej historii fantasy od Anthony'ego Johnstona robi naprawdę pozytywne wrażenie. Niestety, kolejne dzieło J. Michaela Straczynskiego jest sporo gorsze.
Three #4 oraz Ten Grand #6 - tu na szczęście dwa dobre wybory. Miniseria Gillena robi naprawdę duże wrażenie, natomiast kolejny z tytułów Straczynskiego nic nie stracił na odejściu Bena Templesmitha.
Mind the Gap #16 oraz VooDoo/Zealot: Skin Trade - ostatnia z premier rozpoczyna drugi akt serii Jima McCanna. Pierwsze z wydań archiwalnych jest... po prostu fatalne pod każdym względem. No ale komiks ten uzupełnia moją kolekcję tytułów z bohaterami WildCats.
VooDoo vol. 1 #1-4 - jedna z lepszych prac Alana Moore'a dla Image Comics i chyba pierwszy przypadek, gdy Priscillę naprawdę dało się polubić.
Union vol.1 #0-3 - Niestety niekompletna pierwsza miniseria z tym bohaterem. Pierwszy numer posiada chromowaną okładkę, a całość narysował będący wówczas u szczytu sławy Mark Texeira.
Team7 vol. 1 #1-4 - na szczęście kompletna miniseria, która swego czasu nieco namieszała w całym WildStorm Universe.
Great Pacific vol. 2: Nation Building - i na deser jedyne dziś wydanie zbiorcze.
Pamiętajcie, że cały czas czekam na zdjęcia Waszych kolekcji komiksów od
Image. Śmiało róbcie zdjęcia i wysyłajcie je na ktymczynski@interia.pl, to naprawdę nie boli :)
Gdy nie ma już z kim walczyć - Kyle Higgins o C.O.W.L.
Kyle Higging chyba już od dłuższego czasu nie mógł pochwalić się takim zainteresowanie, jak przez ostatnie dwa tygodnie. Najpierw na fanów spadła wiadomość o tym, że scenarzysta ten kończy swój niemal trzyletni run w serii "Nightwing" dla DC, a teraz jeszcze wiemy, że jest kolejnym twórcą który zawita do Image Comics. Higgins będzie współscenarzystą serii "C.O.W.L." - kolejnej wariacji na temat superbohaterów, pozornie bardzo podobnej do obecnie wydawanego "Protectors Inc." J. Michaela Straczynskiego. Jak się jednak okazuje z lektury wywiadu, nic bardziej mylnego.
Akcja "C.O.W.L." osadzona będzie na początku lat 60-tych ubiegłego stulecia. Największa grupa superbohaterów w Chicago udaje się w pościg za ostatnim złoczyńcą z mocami, jaki dotąd im się wymykał. Gdy udaje się go złapać, pojawia się pytanie: co teraz mają robić herosi? Gdy ich plany sięgać będą całego kraju, szybko okaże się, iż ich największe kłopoty wciąż kryją się w Chicago. I być może wcale nie oznaczają walki z superprzestępcami.
Seria ukazywać będzie wpływ herosów na Chicago z różnych punktów widzenia. Sama akcja "C.O.W.L." osadzona będzie w tym samym świecie, co znanego z krótkometrażowego filmu "The League" autorstwa Higginsa i Aleca Siegela. Ponieważ jest to te same uniwersum, naturalnym wydawał się pomysł, by ten drugi był także współscenarzystą serii "C.O.W.L.". Pomysł na ten tytuł narastał w głowie Higginsa już od dłuższego czasu, lecz zdawał on sobie sprawę z tego, że ani Marvel ani DC nie opublikuje mu tej serii w takim kształcie, jaki sobie wymarzył. Stąd też pojawienie się w Image, które taką możliwość daje.
Osadzenie akcji w latach 60-tych ubiegłego wieku wymagało odpowiednich przygotowań zarówno ze strony obu scenarzystów, jak i rysownika. Higging wspomina, że wybór Roda Ries był oczywisty od momentu, gdy dowiedział się, że... mężczyzna ten nie tylko jest kolorystą. Reis nakładał barwy na połowę prac rysowników podczas runu Higginsa w serii "Nightwing", lecz dopiero na jednym z konwentów scenarzysta przekonał się, że artysta ten potrafi także tworzyć wspaniałe ilustracje.
Higgins ma w planach także inne projekty dla Image, lecz na razie nie będzie ich ogłaszać. "C.O.W.L." zadebiutuje już w maju.
Akcja "C.O.W.L." osadzona będzie na początku lat 60-tych ubiegłego stulecia. Największa grupa superbohaterów w Chicago udaje się w pościg za ostatnim złoczyńcą z mocami, jaki dotąd im się wymykał. Gdy udaje się go złapać, pojawia się pytanie: co teraz mają robić herosi? Gdy ich plany sięgać będą całego kraju, szybko okaże się, iż ich największe kłopoty wciąż kryją się w Chicago. I być może wcale nie oznaczają walki z superprzestępcami.
Seria ukazywać będzie wpływ herosów na Chicago z różnych punktów widzenia. Sama akcja "C.O.W.L." osadzona będzie w tym samym świecie, co znanego z krótkometrażowego filmu "The League" autorstwa Higginsa i Aleca Siegela. Ponieważ jest to te same uniwersum, naturalnym wydawał się pomysł, by ten drugi był także współscenarzystą serii "C.O.W.L.". Pomysł na ten tytuł narastał w głowie Higginsa już od dłuższego czasu, lecz zdawał on sobie sprawę z tego, że ani Marvel ani DC nie opublikuje mu tej serii w takim kształcie, jaki sobie wymarzył. Stąd też pojawienie się w Image, które taką możliwość daje.
Osadzenie akcji w latach 60-tych ubiegłego wieku wymagało odpowiednich przygotowań zarówno ze strony obu scenarzystów, jak i rysownika. Higging wspomina, że wybór Roda Ries był oczywisty od momentu, gdy dowiedział się, że... mężczyzna ten nie tylko jest kolorystą. Reis nakładał barwy na połowę prac rysowników podczas runu Higginsa w serii "Nightwing", lecz dopiero na jednym z konwentów scenarzysta przekonał się, że artysta ten potrafi także tworzyć wspaniałe ilustracje.
Higgins ma w planach także inne projekty dla Image, lecz na razie nie będzie ich ogłaszać. "C.O.W.L." zadebiutuje już w maju.
O tym co się stanie, gdy wielbicielka bogów spotka Lucyfera
Gdy pojawiły się pierwsze informacje na temat Image Expo i wśród gości znalazło się nazwisko Kierona Gillena, fani byli przekonani iż scenarzysta ten przybędzie ogłosić start długo wyczekiwanego, trzeciego woluminu cyklu "Phonogram", który stał się jego przepustką do wydawnictwa Marvel. Ten tymczasem zaskoczył wszystkich, ponieważ pojawiła się informacja o tym iż znów łączy siły z rysownikiem Jamiem McKelvie, lecz ich nowa seria nazywać się będzie "The Wicked and the Divine". Jak się okazało, była to jednak z najbardziej oryginalnych zapowiedzi tegorocznego Image Expo i portal Comics Alliance dość szybko przeprowadził wywiad z Gillenem. Rozmowę tę przegapiłbym, gdyby nie kubag z Pulp Warsaw, za co mu serdecznie dziękuję.
Przyznam się szczerze, że początkowo fabuła "The Wicked and the Divine" nie przedstawiała się dla mnie jakoś szczególnie oryginalnie. Oto bowiem znów mamy do czynienia z istotami o boskich mocach, którzy nagle pojawiają się na Ziemi. Nic bardziej mylnego. Tak naprawdę nowy projekt Gillena i McKelviego opowiada o dziewczynie imieniem Laura. Wie ona, że co dziewięćdziesiąt lat wspomnieni bogowie wchodzą w ciała młodych ludzi i żyją jako oni. Po upływie dwóch lat umierają i wracają do swoich panteonów. Laura jest zafascynowana tymi istotami i nie tylko chce ich poznać. Dziewczyna chce także stać się jedną z nich, niezależnie od ceny, jaką przyjdzie jej za to zapłacić. I wtedy poznaje Lucyfera...
W serii "The Wicked and the Divine" pojawią się bogowie z różnych panteonów. Gillen przeszukał poszczególne mitologie i wybrał dwunastkę postaci, które oprócz Laury będą ważne dla fabuły komiksu. Lucyfer przypominać będzie nieco Davida Bowiego, wyciągniętego z lat 70-tych ubiegłego stulecia. Scenarzysta przyznał, że tworząc postać Laury użył paru wątków... autobiograficznych. Zaintrygowani? Chodzi oczywiście o tę bardziej ludzką część fabuły, niezwiązaną z bogami.
Pomysł na realizację "The Wicked and the Divine" przez Gillena i McKelviego wziął się z tego, że obaj autorzy nie tylko wciąż nie mają siebie dość, to jeszcze z chęcią współpracują ze sobą przy nowych pomysłach. Artysta ten jednak nie jest maszyną i po zakończeniu "Young Avengers" dla Marvela udał się na mały odpoczynek, a w "The Wicked and the Divine" rysować będzie co drugą historię. Fani cyklu "Phonogram" jednak niech się nie obawiają. Przerwę między pierwszą, a trzecią historią nowej serii, McKelvie wykorzysta na zilustrowanie nowej odsłony serii, dzięki której duet ten zyskał ogromną popularność. Spodziewać się jej można pod koniec tego roku.
Natomiast "The Wicked and the Divine" pojawi się latem. Ja już czekam, a Wy?
Przyznam się szczerze, że początkowo fabuła "The Wicked and the Divine" nie przedstawiała się dla mnie jakoś szczególnie oryginalnie. Oto bowiem znów mamy do czynienia z istotami o boskich mocach, którzy nagle pojawiają się na Ziemi. Nic bardziej mylnego. Tak naprawdę nowy projekt Gillena i McKelviego opowiada o dziewczynie imieniem Laura. Wie ona, że co dziewięćdziesiąt lat wspomnieni bogowie wchodzą w ciała młodych ludzi i żyją jako oni. Po upływie dwóch lat umierają i wracają do swoich panteonów. Laura jest zafascynowana tymi istotami i nie tylko chce ich poznać. Dziewczyna chce także stać się jedną z nich, niezależnie od ceny, jaką przyjdzie jej za to zapłacić. I wtedy poznaje Lucyfera...
W serii "The Wicked and the Divine" pojawią się bogowie z różnych panteonów. Gillen przeszukał poszczególne mitologie i wybrał dwunastkę postaci, które oprócz Laury będą ważne dla fabuły komiksu. Lucyfer przypominać będzie nieco Davida Bowiego, wyciągniętego z lat 70-tych ubiegłego stulecia. Scenarzysta przyznał, że tworząc postać Laury użył paru wątków... autobiograficznych. Zaintrygowani? Chodzi oczywiście o tę bardziej ludzką część fabuły, niezwiązaną z bogami.
Pomysł na realizację "The Wicked and the Divine" przez Gillena i McKelviego wziął się z tego, że obaj autorzy nie tylko wciąż nie mają siebie dość, to jeszcze z chęcią współpracują ze sobą przy nowych pomysłach. Artysta ten jednak nie jest maszyną i po zakończeniu "Young Avengers" dla Marvela udał się na mały odpoczynek, a w "The Wicked and the Divine" rysować będzie co drugą historię. Fani cyklu "Phonogram" jednak niech się nie obawiają. Przerwę między pierwszą, a trzecią historią nowej serii, McKelvie wykorzysta na zilustrowanie nowej odsłony serii, dzięki której duet ten zyskał ogromną popularność. Spodziewać się jej można pod koniec tego roku.
Natomiast "The Wicked and the Divine" pojawi się latem. Ja już czekam, a Wy?
sobota, 18 stycznia 2014
Top 5 #7: Największe opóźnienia 2013 roku
Jeśli
śledzicie regularnie tego bloga, zapewne nieraz rzuciły się Wam w oczy takie
słowo jak „opóźnienia” lub jego odmiany. Image Comics niestety ma to do siebie,
że całkowita swoboda dana twórcom oznacza także czasem bardzo swobodne ich
podejście do swoich obowiązków, czego rezultatami są opóźnienia zapowiadanych
numerów serii. W dzisiejszej odsłonie Top 5 skupiam się na tych tytułach z 2013
roku, które nieustannie przesuwane były w terminarzu wydawniczym, ale nie te,
które udawały się na zaplanowane, kilkumiesięczne przerwy między poszczególnymi
story-arcami. Jeśli coś pominąłem, oczywiście dajcie znać.
5.
Non-Humans
Czteroczęściowa
miniseria, która potrzebowała dziewięciu miesięcy na ukazanie się w całości.
Największy poślizg dzieło Glena Brunswicka i Whilce’a Portacio zaliczyło jednak
pomiędzy drugim i trzecim numerem, gdy przerwa wyniosła cztery miesiące. Tu
jednak będę starać się nieco obronić twórców – Portacio jakiś czas temu miał
ogromne problemy ze zdrowiem i tak skomplikowany graficznie projekt musiał
nadwyrężyć jego siły. Warto zaznaczyć, że od tego czasu artysta nie stworzył
ilustracji do żadnego tytułu.
Podsumowanie: 4 miesiące między numerami #2 i #3
4.
America’s Got Powers oraz Nowhere Men
Tuż za
podium ulokowane zostają dwa tytuły, które zaliczyły podobne poślizgi. Pierwszy
z wymienionych ucierpiał z powodu Bryana Hitcha, który w trakcie ilustrowania
scenariusza Jonathana Rossa przeskoczył do Marvela, by narysować kilka numerów
„Age of Ultron”. Następnie wrócił do Image i w udzielonym wywiadzie lakonicznie
stwierdził, że „miał pewne problemy z terminarzem” w efekcie których
siedmioczęściowa miniseria ukazywała się 17 miesięcy. Najmocniejszy poślizg, bo
trwający pięć miesięcy, zaliczono między zeszytami #5 oraz #6.
Z kolei
problemy „Nowhere Men” są już trudniejsze do wyjaśnienia. Scenarzystą
tytułu jest Eric Stephenson – redaktor naczelny Image Comics i niektórzy
stwierdzą, że tym samym jest on bardzo zajętym człowiekiem. Przypadki Dana
DiDio i Joego Quesady pokazują jednak, że w znacznie większych firmach naczelni
dawali radę pisać skrypty w terminach. Jednak w odróżnieniu od nich, dzieło
Stephensona jest naprawdę zacnym kawałkiem lektury, a nie crapem pokroju
„O.M.A.C.” z DC New 52 czy znienawidzonym przez fanów „Spider-Man: One More
Day”.
Podsumowanie:
„America’s Got
Powers” – 5 miesięcy między numerami #5 i #6, „Nowhere Men” – 5
miesięcy między numerami #5 i #6
3.
Jupiter’s Legacy
Trzecie
miejsce nieco na wyrost, lecz nie przewiduję dalszych opóźnień czwartego
zeszytu serii. Ten ukazać ma się pod koniec lutego, podczas gdy #3 swoją
premierę miał na początku września. Do równych sześciu miesięcy poślizgu
zabrakło dosłownie dziesięciu dni. No ale kto wie – może termin ten jeszcze
ulegnie zmianie? Kogo winić za taką obsuwę? Wydaje się że rysownika serii
Franka Quitely’ego, który zawsze miał potężne problemy z trzymaniem się
terminów, lecz z drugiej strony przyznać trzeba, że jeszcze nigdy nie były one
aż tak dotkliwe. Być może w lutym dowiemy się, czy ten długi czas oczekiwania
przekuje się na naprawdę dobry graficznie komiks.
Podsumowanie:
Niecałe 6 miesięcy
między numerami #3 i #4
2.
Secret
Sądziłem że
tytuł ten wyląduje w jednej z kolejnych odsłon Top 5, która poświęcona będzie
tytułom nigdy nie zakończonym. Tymczasem po czternastu miesiącach przerwy
trzeci numer pojawił się na sklepowych półkach, a po kolejnych czterech –
czwarty. Tym samym „Secret” powinno więc dwa razy pojawić się w
dzisiejszej odsłonie moich wyliczanek. Ponownie za kłopoty z wydawanie tego
tytułu odpowiedzialny jest rysownik – Ryan Bodenheim. Kontrakt na serię spisany
został tak, że Jonathan Hickman nie mógł zmienić rysownika w trakcie tworzenia,
a ponieważ scenarzysta koniecznie chciał doprowadzić „Secret” do końca –
musiał czekać. Na ironie nieco zakrawa w dodatku fakt, że na marzec
zapowiedziano wydanie zbiorcze komiksu, które zawierać ma... osiem zeszytów
cyklu. Przypomnę: w połowie stycznia ukazały się dopiero cztery. Powodzenia
życzę.
Podsumowanie:
14 miesięcy między
numerami #2 i #3
1.
Godland
Zwycięzcą
rankingu jest tytuł bardzo osobliwy, ponieważ chociaż praktycznie od początku
swojego istnienia cierpiała na potężne opóźnienia. Wystarczy powiedzieć, że
przez osiem lat ukazało się... 37 numerów. Daje to niecałe pięć zeszytów
rocznie, które publikowano na zasadzie „jak coś mamy to wydajemy”. Co ciekawe,
„Godland” udało się skończyć, co wiązało się nie tylko z największym
opóźnieniem w historii tytułu, ale także z jego przemianowaniem. Zeszyt
oznaczony jako „Godland Finale” najpierw miał nosić numer #37 i zaczynać
ostatnią historię cyklu. Następnie jednak uznano, że czytelnicy dość się
nacierpieli i dodano określoną ilość stron, a całość miała domykać wszelkie
wątki. Oczywiście rysownik nie dał rady unieść większej ilości materiału do
stworzenia, co zresztą przyznał sam Joe Casey. W końcu jednak „Godland
Finale” udało się opublikować – w grudniu 2013 roku i szesnaście miesięcy
po ukazaniu się #36.
Podsumowanie:
16 miesięcy między
numerem #36 i „Godland Finale”
Specjalne
wyróżnienie: Chin Music
Pierwsze w historii Top 5 specjalne wyróżnienie idzie
na koncie Steve’a Nilesa i Tony’ego Harrisa, których „Chin Music #3”
miało ukazać się po sześciu miesiącach przerwy od opublikowania drugiego
numeru. Niestety, zeszyt ten oraz oba kolejne wyleciały totalnie z zapowiedzi
Image Comics, co powoduje, że powinniśmy pytać nie kiedy, ale czy w ogóle tytuł
ten doczeka się kolejnych odsłon.
Trzeci strzał Ricka Remendera
Rick Remender lada chwila będzie mieć w ofercie Image Comics dwa komiksy: "Black Science" oraz "Deadly Class". Na tegorocznym konwencie Image Expo pojawiła się zapowiedź kolejnego jego projektu. Tym razem chodzi o umiejscowiony w oceanie "Low". Scenarzysta udzielił wywiadu, w którym opowiada nieco o tej serii i wyjaśnia, dlaczego różni się on od wszystkiego, co dotąd stworzył. Odpowiedź na to powinna Was nieco zaskoczyć
Fabuła "Low" skupia się na kolejnego postapokaliptycznej przyszłości. Tym razem scenarzysta przedstawi Ziemię skażoną coraz silniejszymi promieniami słonecznymi. Ludzkość schronienie znalazła w ogromnych, wybudowanych pod wodą miastach, lecz topniejące zasoby wody okazują się być rozwiązaniem jedynie na chwilę. Grupy naukowców starają się odkryć sposób na przetrwanie rasy ludzkiej i gdy wydaje się, że nie ma już nadziei, pojawia się możliwość ratunku. Nie mając nic do stracenia, ludzie tworzą grupę, której zadaniem będzie sprawdzenie tej opcji. Od misji tej zależeć będzie przyszłość gatunku ludzkiego.
Rick Remender nie obawia się, że ostatnimi czasy się przepracowuje. Trzy serie w Image i drugie tyle w Marvelu to dla niego idealna ilość pracy na miesiąc. "Low" kłębiło się w jego głowie już od 2009 roku, gdy przeczytał w gazecie artykuł o możliwej ekspansji słońca w przyszłości i jego najnowsza seria ma traktować właśnie o rezultatach takiego zdarzenia. To, co ma odróżniać "Low" od wszystkich jego dotychczasowych prac, to zawarty w serii optymizm. Bohaterowie serii nie będą czekać na zagładę ludzkości, ale od samego początku mają wierzyć w to, że ich gatunek da się jeszcze uratować.
"Low" ma poruszać wątki związane z kolonizacją innych planet. W czasach zmasowanych badań Marsa wydaje się być to tematem na fali, dlatego Remender sądzi, że "Low" spodoba się także czytelnikom na co dzień nie sięgających po komiksy.
Greg Tocchini już nieraz współpracował z Remenderem. Scenarzysta od razu wybrał go do ilustrowania "Low" i tak jak podczas Image Expo, tak i jemu od razu zaznaczył, że plan na serię obejmuje 60 numerów. Oczywiście liczba ta może znacząco ulec zmianie, jeśli czytelnicy polubią lub znienawidzą ten tytuł. Remender wie już jak zakończyć serię i jedynym otwartym pytaniem pozostaje to, kiedy przyjdzie mu je przelać na papier.
Fabuła "Low" skupia się na kolejnego postapokaliptycznej przyszłości. Tym razem scenarzysta przedstawi Ziemię skażoną coraz silniejszymi promieniami słonecznymi. Ludzkość schronienie znalazła w ogromnych, wybudowanych pod wodą miastach, lecz topniejące zasoby wody okazują się być rozwiązaniem jedynie na chwilę. Grupy naukowców starają się odkryć sposób na przetrwanie rasy ludzkiej i gdy wydaje się, że nie ma już nadziei, pojawia się możliwość ratunku. Nie mając nic do stracenia, ludzie tworzą grupę, której zadaniem będzie sprawdzenie tej opcji. Od misji tej zależeć będzie przyszłość gatunku ludzkiego.
Rick Remender nie obawia się, że ostatnimi czasy się przepracowuje. Trzy serie w Image i drugie tyle w Marvelu to dla niego idealna ilość pracy na miesiąc. "Low" kłębiło się w jego głowie już od 2009 roku, gdy przeczytał w gazecie artykuł o możliwej ekspansji słońca w przyszłości i jego najnowsza seria ma traktować właśnie o rezultatach takiego zdarzenia. To, co ma odróżniać "Low" od wszystkich jego dotychczasowych prac, to zawarty w serii optymizm. Bohaterowie serii nie będą czekać na zagładę ludzkości, ale od samego początku mają wierzyć w to, że ich gatunek da się jeszcze uratować.
"Low" ma poruszać wątki związane z kolonizacją innych planet. W czasach zmasowanych badań Marsa wydaje się być to tematem na fali, dlatego Remender sądzi, że "Low" spodoba się także czytelnikom na co dzień nie sięgających po komiksy.
Greg Tocchini już nieraz współpracował z Remenderem. Scenarzysta od razu wybrał go do ilustrowania "Low" i tak jak podczas Image Expo, tak i jemu od razu zaznaczył, że plan na serię obejmuje 60 numerów. Oczywiście liczba ta może znacząco ulec zmianie, jeśli czytelnicy polubią lub znienawidzą ten tytuł. Remender wie już jak zakończyć serię i jedynym otwartym pytaniem pozostaje to, kiedy przyjdzie mu je przelać na papier.
Scott Snyder chce zburzyć swoją reputację?
Nie, oczywiście że nie chce. Scott Snyder chciałby nieco ją zmienić. Scenarzysta już podczas Image Expo mówił o swoim zapowiedzianym projekcie "Wytches" jako o horrorze, po lekturze którego czytelnicy mają zastanawiać się jakim cudem ten gość pisze jednocześnie scenariusze do przygód Batmana i Supermana? Nie będzie to łatwe w momencie, gdy czytelnicy doskonale pamiętają inne jego komiksowe horrory - "American Vampire", "The Wake" czy wydane przez Image Comics "Severed". Czym jednak zaskoczy nas ten uznany scenarzysta?
"Wytches", w przeciwieństwie do wspomnianej przed chwilą historii, bazować ma na prawdziwym strachu. Mało kto lubi wchodzić nocą do ciemnego lasu i to bynajmniej nie z powodu ewentualnego spotkania dzikiej zwierzyny. Zainspirowany filmowymi historiami pokroju "Blair Witch Project" czy "Evil Dead", Snyder uznał że połączenie tego lęku z historią wiedźm może przynieść mu najstraszniejszą historię, jaką kiedykolwiek stworzył. Scenarzysta podkreśla, że wiedźmy w "Wytches" będą się nieco różnić od tego, co dotychczas na ich temat pisano.
Pierwsza historia w "Wytches" opowie o rodzinie, która przetrwała traumę. Małżeństwo musiało mierzyć się z cierpieniem własnej córki, która widziała porwanie swojej najlepszej przyjaciółki przez niezwykłe stwory i nikt jej w tę historię nie uwierzył. Rodzina przeprowadziła się do niewielkiego i nieco zapomnianego miasteczka, by ułożyć sobie życie na nowo. Po latach jednak koszmar powraca, gdy dorosła już dziewczyna znów zaczyna widzieć wiedźmy. Snyder zapowiada, że będzie starać się wytłumaczyć większość zdarzeń występujących w komiksie za pomocą nauki.
Scenarzysta uważa, że jego praca w DC Comics przy Batmanie wygląda niemal tak, jakby nie miał nad sobą edytorów. Wciąż jednak bardzo podoba mu się możliwość tworzenia postaci, które już na zawsze będą jego, a nie wejdą w posiadanie wydawnictwa. Dlatego też "Wytches" trafiło do Image. Rysownikiem serii został Jock, z którym Snyder zna się bardzo dobrze z czasów swojego runu do "Detective Comics" jeszcze przed restartem uniwersum DC. Nie jest jeszcze do końca powiedziane jak wydawany będzie ten tytuł - prawdopodobnie podobnie do "Fatale", a więc z dwu lub trzymiesięczną przerwą między poszczególnymi story-arcami. "Wytches" zdecydowanie planowane jest jako seria ongoing.
Dobry scenarzysta plus świetny rysownik - "Wytches" z miejsca znalazło się na liście tytułów, które będą co jakiś czas uszczuplać mój portfel. Ktoś z Was ma podobne plany?
"Wytches", w przeciwieństwie do wspomnianej przed chwilą historii, bazować ma na prawdziwym strachu. Mało kto lubi wchodzić nocą do ciemnego lasu i to bynajmniej nie z powodu ewentualnego spotkania dzikiej zwierzyny. Zainspirowany filmowymi historiami pokroju "Blair Witch Project" czy "Evil Dead", Snyder uznał że połączenie tego lęku z historią wiedźm może przynieść mu najstraszniejszą historię, jaką kiedykolwiek stworzył. Scenarzysta podkreśla, że wiedźmy w "Wytches" będą się nieco różnić od tego, co dotychczas na ich temat pisano.
Pierwsza historia w "Wytches" opowie o rodzinie, która przetrwała traumę. Małżeństwo musiało mierzyć się z cierpieniem własnej córki, która widziała porwanie swojej najlepszej przyjaciółki przez niezwykłe stwory i nikt jej w tę historię nie uwierzył. Rodzina przeprowadziła się do niewielkiego i nieco zapomnianego miasteczka, by ułożyć sobie życie na nowo. Po latach jednak koszmar powraca, gdy dorosła już dziewczyna znów zaczyna widzieć wiedźmy. Snyder zapowiada, że będzie starać się wytłumaczyć większość zdarzeń występujących w komiksie za pomocą nauki.
Scenarzysta uważa, że jego praca w DC Comics przy Batmanie wygląda niemal tak, jakby nie miał nad sobą edytorów. Wciąż jednak bardzo podoba mu się możliwość tworzenia postaci, które już na zawsze będą jego, a nie wejdą w posiadanie wydawnictwa. Dlatego też "Wytches" trafiło do Image. Rysownikiem serii został Jock, z którym Snyder zna się bardzo dobrze z czasów swojego runu do "Detective Comics" jeszcze przed restartem uniwersum DC. Nie jest jeszcze do końca powiedziane jak wydawany będzie ten tytuł - prawdopodobnie podobnie do "Fatale", a więc z dwu lub trzymiesięczną przerwą między poszczególnymi story-arcami. "Wytches" zdecydowanie planowane jest jako seria ongoing.
Dobry scenarzysta plus świetny rysownik - "Wytches" z miejsca znalazło się na liście tytułów, które będą co jakiś czas uszczuplać mój portfel. Ktoś z Was ma podobne plany?
piątek, 17 stycznia 2014
"Rat Queens" gotowe na kolejne przygody
Kurtis J. Wiebe ma patent na zaskakiwanie. Najpierw nieoczekiwanie spory sukces odniósł jego "Peter Panzerfaust", a dziś ofertę studia Shadowline najmocniej reprezentuje kolejny komiks jego autorstwa, a więc zaskakująco udane "Rat Queens". Baśniowe fantasy ze sporą domieszką bardzo dobrego humoru podbiło serca sporej ilości czytelników i nic więc dziwnego, że domagali się nowej porcji informacji na temat tego tytułu. Scenarzysta spełnił te prośby i udzielił wywiadu, w którym opowiedział nieco o zbliżających się numerach.
Scenarzysta nie ukrywa, że aż tak dobre przyjęcie "Rat Queens" kompletnie go zaskoczyło. Ilość maili jakie otrzymuje od czytelników jest po prostu nie do ogarnięcia i dlatego kolumny listowe w kolejnych numerach zajmują kilka dobrych stron. Twórca dowiedział się, że powstają już cosplaye oparte na wymyślonych przez niego bohaterkach, a jeden z fanów nawet wytatuował sobie motyw znany z komiksu.
W najbliższych numerach serii na pewno czytelnicy będą poznawać historie pochodzenia poszczególnych bohaterek, a także sposób w jaki dziewczyny stworzyły grupę. Wiebe uważa, że jest to bardzo zakręcona historia, która jest warta osobnego story-arcu. Czytelnicy zdecydowanie powinni zwrócić baczną uwagę na Tizzie oraz Hannah. Scenarzysta uważa, że używanie całkowicie współczesnego języka w "Rat Queens" nie powinno być dla nikogo niczym dziwnym. Od początku scenarzysta planował, że seria ta miała być właśnie maksymalnie uwspółcześniona, pomimo smoków i orków kręcących się tu i ówdzie. Widać to zwłaszcza w wątkach, które twórca określa jako "polityczne".
Wiebe uważa, że bez niebywałego talentu Roca Upchurcha sukces "Rat Queens" nie byłby możliwy. Rysownik ten wkłada niezwykle dużo pracy zwłaszcza w humorystyczne aspekty fabuły i robi to z tak dobrym rezultatem, że żarty scenarzysty wydają się być nawet lepsze, niż sam on to sobie zaplanował.
Twórca "Rat Queens" przyznał, że najlepiej pisze mu się wątki związane Betty.
Scenarzysta nie ukrywa, że aż tak dobre przyjęcie "Rat Queens" kompletnie go zaskoczyło. Ilość maili jakie otrzymuje od czytelników jest po prostu nie do ogarnięcia i dlatego kolumny listowe w kolejnych numerach zajmują kilka dobrych stron. Twórca dowiedział się, że powstają już cosplaye oparte na wymyślonych przez niego bohaterkach, a jeden z fanów nawet wytatuował sobie motyw znany z komiksu.
W najbliższych numerach serii na pewno czytelnicy będą poznawać historie pochodzenia poszczególnych bohaterek, a także sposób w jaki dziewczyny stworzyły grupę. Wiebe uważa, że jest to bardzo zakręcona historia, która jest warta osobnego story-arcu. Czytelnicy zdecydowanie powinni zwrócić baczną uwagę na Tizzie oraz Hannah. Scenarzysta uważa, że używanie całkowicie współczesnego języka w "Rat Queens" nie powinno być dla nikogo niczym dziwnym. Od początku scenarzysta planował, że seria ta miała być właśnie maksymalnie uwspółcześniona, pomimo smoków i orków kręcących się tu i ówdzie. Widać to zwłaszcza w wątkach, które twórca określa jako "polityczne".
Wiebe uważa, że bez niebywałego talentu Roca Upchurcha sukces "Rat Queens" nie byłby możliwy. Rysownik ten wkłada niezwykle dużo pracy zwłaszcza w humorystyczne aspekty fabuły i robi to z tak dobrym rezultatem, że żarty scenarzysty wydają się być nawet lepsze, niż sam on to sobie zaplanował.
Twórca "Rat Queens" przyznał, że najlepiej pisze mu się wątki związane Betty.
Setny post na blogu!!!
Niemal przeoczyłem ten fakt, ale właśnie ten post jest dokładnie setnym na moim blogu. Zajęło mi to niecałe trzy miesiące i w gruncie rzeczy nie zmieniłbym nic. No, może oprócz szaty graficznej bloga - zapewniam że wciąż nad nią pracuję. Być może jeszcze w styczniu Image Comics Journal znów przejdzie niewielki tym razem lifting.
Tymczasem garść statystyk na uczczenie jubileuszu:
Tymczasem garść statystyk na uczczenie jubileuszu:
- Dotąd na blogu pojawiło się 127 komentarzy, mniej więcej 30% jest mojego autorstwa
- W chwili obecnej licznik odwiedzin wskazuje 10 710 wyświetleń
- Dziesięć najpopularniejszych obecnie postów na blogu to (kolejność losowa) cztery wywiady, trzy odsłony Top 5, dwie zwykłe informacje i jeden post techniczny
- Najwięcej osób trafia tu z forum Gildii, następnie z forum Avalonu, a podium zamyka forum DCMultiverse
- Jedenaście razy trafiono na blogu po wyszukiwaniu w google. Z czego trzy razy raczej przez pomyłkę (hasła: "historia drugiego dnia", "Lewis Clark" oraz "Kudrański Paweł")
- Blog był wyświetlony w jedenastu krajach. Ale jako że jest wśród nich Kenia (na szóstym miejscu), to wolę jednak myśleć że w dziesięciu :P
- 533 razy na blog wchodzono przy pomocy Internet Explorera, co daje 4% całości. Serio? Aż tyle? :D
- Za jakieś 6% wszystkich wyświetleń odpowiedzialne są Wasze telefony, tablety i "ajfony"
Image Expo 2014: jeszcze więcej Kirkmana
Kirkman, Kirkman, wszędzie Kirkman. Zaczynam się poważnie zastanawiać nad tym, czy scenarzysta ten nie posiada jakiegoś klona, albo chociażby nieznanego światu brata-bliźniaka. Kirkman jest po prostu wszędzie, dlatego i na tym blogu sporo informacji na jego temat. Niedawno opisywałem najważniejsze informacje z jego panelu, a dziś nadszedł czas na wieści z wywiadu, który udzielił serwisowi CBR.
Rozmowa ta w dużej mierze dotyczyła zapowiedzianego jakiś czas temu komiksu "Outcast". Kirkman stwierdził, że chce uczynić ten komiks tak bardzo przerażającym, jak tylko jest to możliwe i przy okazji zmierzyć się z własnymi lękami. Opętanie jest dla niego szczególnym rodzajem strachu, ponieważ wydaje się ono być jednym z najbardziej prawdopodobnych w rzeczywistości. W dość religijnym kraju, jakim są Stany Zjednoczone, zdecydowanie łatwiej przemówić do wyobraźni czytelnika duchami niż zombie. Kirkman oczywiście podkreśla, że "Outcast" nie wzięło się tylko z jego wyobraźni, ale także z wielu opisów podobno prawdziwych przypadków. Komiks z cała pewnością będzie mocno osadzony w konwencji fantastyki, lecz będzie można znaleźć odwołania do znanych w USA przypadków opętań.
Głównym bohaterem "Outcast" będzie Kyle Barnes i już na początku serii okaże się dlaczego był podatny na opętanie i jak się to ma do głównej osi fabuły.
Kirkman uważa, że rosnąca ilość komiksowych horrorów w ofercie Image Comics wynika po części z całkowitego usunięcia Comic Code Authority, które przez dziesięciolecia narzucało twórcom co mogą, a czego nie mogą użyć w tworzonych przez siebie tytułach.
Scenarzysta podsumował krótko zakończone Image Expo. Według niego pojawiło się wiele ciekawych zapowiedzi nowych serii, ale zdecydowanie najbardziej zainteresowany jest tym, co Kelly Sue DeConnick zrobi ze swoim "Bitch Planet". Według Roberta Kirkmana może to być najlepszy komiks wydawnictwa Image w 2014 roku.
Rozmowa ta w dużej mierze dotyczyła zapowiedzianego jakiś czas temu komiksu "Outcast". Kirkman stwierdził, że chce uczynić ten komiks tak bardzo przerażającym, jak tylko jest to możliwe i przy okazji zmierzyć się z własnymi lękami. Opętanie jest dla niego szczególnym rodzajem strachu, ponieważ wydaje się ono być jednym z najbardziej prawdopodobnych w rzeczywistości. W dość religijnym kraju, jakim są Stany Zjednoczone, zdecydowanie łatwiej przemówić do wyobraźni czytelnika duchami niż zombie. Kirkman oczywiście podkreśla, że "Outcast" nie wzięło się tylko z jego wyobraźni, ale także z wielu opisów podobno prawdziwych przypadków. Komiks z cała pewnością będzie mocno osadzony w konwencji fantastyki, lecz będzie można znaleźć odwołania do znanych w USA przypadków opętań.
Głównym bohaterem "Outcast" będzie Kyle Barnes i już na początku serii okaże się dlaczego był podatny na opętanie i jak się to ma do głównej osi fabuły.
Kirkman uważa, że rosnąca ilość komiksowych horrorów w ofercie Image Comics wynika po części z całkowitego usunięcia Comic Code Authority, które przez dziesięciolecia narzucało twórcom co mogą, a czego nie mogą użyć w tworzonych przez siebie tytułach.
Scenarzysta podsumował krótko zakończone Image Expo. Według niego pojawiło się wiele ciekawych zapowiedzi nowych serii, ale zdecydowanie najbardziej zainteresowany jest tym, co Kelly Sue DeConnick zrobi ze swoim "Bitch Planet". Według Roberta Kirkmana może to być najlepszy komiks wydawnictwa Image w 2014 roku.
środa, 15 stycznia 2014
Great Pacific vol. 1: Trashed (Joe Harris/Martin Morazzo)
Dziś
pojawia się recenzja komiksu dość szczególnego. „Great Pacific vol. 1:
Trashed” jest bowiem dla mnie kwintesencją historii, którą mogło wydać
jedynie Image Comics. Zalążek fabuły wydaje się być totalnie oderwany od
rzeczywistości, chociaż daje pewne nauki dotyczące także i naszego
współczesnego zachowania. I właśnie na tej dość absurdalnym scenariuszu
budowana zostaje intryga, która wciąga na tyle mocno, że czytelnik chce poznać
dalsze jej rozdziały. O czym jest więc najnowsze dzieło Joe Harrisa?
Chas
Worthington odziedziczył właśnie ogromną fortunę oraz potężną firmę.
Niespodziewanie dla wszystkich, postanawia przeprowadzić się na Wielką
Pacyficzną Plamę Śmieci – ogromną, niesioną przez prądy morskie wyspę złożoną z
odpadów i tak zakłada własne państwo o nazwie Nowy Teksas. Z czasem okazuje
się, że wyspa nie jest do końca tym czego się spodziewał. Nie tylko skrywa ona
tajemnice niektórych, istniejących już państw, ale także jest strzeżona przez
ogromnego stwora. I bynajmniej nie jest on zadowolony z przybycia Chasa.
Przede
wszystkim muszę wspomnieć o jednej ważnej rzeczy – Wielka Pacyficzna Plama
Śmieci istnieje naprawdę. Nie jest to jednak przedstawiona w komiksie dryfująca
wyspa, a raczej pochodzący od plastiku pył i zawiesina. Wydaje się, że Joe
Harris chciał dzięki „Great Pacific vol. 1: Trashed” zwrócić uwagę na
zagrożenie płynące z zaśmiecania naszej planety. Na mnie wizja spotkania
zmutowanej, czteropiętrowej ośmiornicy działa całkiem nieźle. O dziwo jednak,
pierwszy tom serii nie skupia się najmocniej ani na genezie samej wyspy, ani
także na procesie budowania państwa przez Chasa. Generalnie, są to
uwspółcześnione przygody zdobywcy nowego lądu, który na swojej drodze spotyka
nie tylko przeciwności losu związane z otaczającym go „środowiskiem”, ale także
innych ludzi, którym obecność Chasa przeszkadza. Od początku „Great Pacific
vol. 1: Trashed” widać doskonale, że Joe Harris od początku wiedział co
chce przedstawić czytelnikowi i kilkukrotnie udało mu się wyjść poza dość
oklepane schematy. Nie zawsze jednak był to plus komiksu.
Jeden z
utartych schematów mówi, że pierwszy numer serii powinien tak mocno przemówić
do czytelnika, by ten chciał płacić za kolejne. Tymczasem największą bolączką „Great
Pacific vol. 1: Trashed” jest to, że historia tak naprawdę rozkręca się
dopiero na trzecim rozdziale. Pierwszy był nieco przegadany i prowadzony w
nieśpiesznym tempie, z kolei drugi był już po prostu nudny i przekombinowany.
Komiks ten naprawdę był już na mojej osobistej liście tytułów do odstrzału,
lecz wszystko zmieniło się gdy zajrzałem do numeru trzeciego. Tak naprawdę to
od niego zaczyna się cała zabawa w serii i to właśnie dopiero tam scenarzysta
pokazuje pełnie swoich niebagatelnych umiejętności.
Przejawiają
się one tym, że w ciągu kolejnych czterech rozdziałów komiksu „Great Pacific
vol. 1: Trashed”, co najmniej kilka razy dochodzi do zwrotów akcji, których
totalnie się nie spodziewałem. podoba mi się, że scenarzysta postanowił nie
rozwlekać kilku wątków i praktycznie z numeru na numer potrafi w satysfakcjonujący
mnie sposób je rozwiązać. Mimo to zostawia pewne tajemnice, które być może
doczekają się ujawnienia w kolejnym tomie, który już wkrótce powinien trafić w
moje łaknące go łapska.
„Great
Pacific vol. 1: Trashed” jest także popisem Martina Morazzo. Znam tego
rysownika z komiksu „The Network” wydanego przez wydawnictwo Acana i muszę
przyznać, że tu sprawuje się dużo lepiej. nie jest to może artysta, który
aspirowałby do mojego prywatnego topu, lecz z cała pewnością nie mogę odmówić
mu solidnego warsztatu. Świetnie potrafi on ukazać wszystkie lokalizacje na
wyspie śmieci – widać jak mocno przykładał się do niektórych kadrów, nie
kaleczy postaci ludzkich i jedyny problem jaki mam z warstwą graficzną, to
pewne zarzuty do kolorystów z Tiza Studio. Sceny z wyspy umieszczone w „Great
Pacific vol. 1: Trashed” są jak na mój gust zdecydowanie zbyt... brudne. Nie
zrozumcie mnie źle, w końcu to historia umiejscowiona na kupie śmieci. Momentami
jednak postacie wyglądają tak, jakby zdecydowanie przesadziły z wizytami na
solarium, by na kolejnej stronie mieć już karnację jak większość z nas po
długiej zimie.
W każdej
swojej recenzji zwracam uwagę na dodane to tomu bonusy lub też ich brak. W przypadku
„Great Pacific vol. 1: Trashed” niestety muszę zrobić to drugie. Twórcy komiksu
pokusili się jedynie o dodanie standardu pod postacią kompletnej galerii
okładek poszczególnych zeszytów oraz dwustronicowej notki biograficznej
dotyczącej Harrisa oraz Morazzo. W przypadku tego komiksu aż prosi się o
więcej. Może w drugim tomie?
Komiks ten
jest dla mnie jednym z najbardziej pozytywnych zaskoczeń minionego roku i chociaż
jego początek może odrzucić, zdecydowanie polecam zapoznać się z „Great
Pacific vol. 1: Trashed”, ponieważ ostatecznie okazuje się, że jest to
wciągająca i bardzo dobra historia, która zasługuje na solidną czwórkę.
Image Expo 2014: nieco więcej o zapowiedzianym "Shutter"
Kate Kristopher jest poszukiwaczką przygód, podobnie zresztą jak wielu jej przodków. Pasję do odkrywania zaszczepił w niej ojciec i to dzięki niemu z czasem kobieta stała się jednym najbardziej znanych naukowców na świecie. W końcu jednak jej uporządkowane życie kompletnie się zmieni, gdy Kate odkryje iz posiada niezwykle potężne, magiczne moce. Od tej pory do zmartwień panny Kristopher dojdą takie kwestie jak: wojownicy ninja, stwory z innego wymiaru oraz nowo odkrywane, okropne tajemnice dotyczące jej własnej rodziny. Tak właśnie rozpocznie się zapowiedziana na tegorocznym Image Expo seria "Shutter".
Scenarzysta Joe Keatinge podkreśla, że Kate jest uwspółcześnioną mieszaniną Indiany Jonesa i Doca Savage'a. Już w pierwszym numerze "Shutter" pojawi się np. jej mechaniczny kot, który powinien przypaść do gustu czytelnikom. Panna Kristopher od dziecka była przygotowywana na odkrywanie rzeczy, o których jej się nie śniło, lecz świadomie wybrała tę drogę życia. Fabuła "Shutter" skupi się na prawdopodobnie jej największym odkryciu - tajemnicy własnej rodziny.
Twórca przyznał, że współpracę z Leilą Del Duca zaproponował mu Ross Campbell, z którym tworzył kolejne numeru "Glory". Od tego czasu kontaktowali się ze sobą mailowo, a gdy Keatinge zaproponował artystce współpracę przy "Shutter", ta zgodziła się praktycznie od razu.
Nauczony doświadczeniem scenarzysta nie planuje jak długie ma być "Shutter". Fabułę ułożył w taki sposób, by móc zakończyć serię już po roku, jeśli nie spodoba się ona czytelnikom. Keatinge przypomina, że podczas pisania "Glory" miał zarys fabuły na kilkadziesiąt numerów, a seria została skasowana zaledwie po dwunastu i tym razem chciałby uniknąć takiego rozwoju przypadków.
"Shutter" będzie oznaczone ratingiem M. Oznacza to, że skierowany jest dla dojrzałego czytelnika. Twórcy zaznaczają, że dzięki temu nie chcieli w żaden sposób się ograniczać, lecz zapewniają że w serii nie będzie zbyt dużo przemocy i seksu.
Pierwszy numer serii "Shutter" zadebiutuje 9 kwietnia 2014 roku. Jesteście nią zainteresowani?
Scenarzysta Joe Keatinge podkreśla, że Kate jest uwspółcześnioną mieszaniną Indiany Jonesa i Doca Savage'a. Już w pierwszym numerze "Shutter" pojawi się np. jej mechaniczny kot, który powinien przypaść do gustu czytelnikom. Panna Kristopher od dziecka była przygotowywana na odkrywanie rzeczy, o których jej się nie śniło, lecz świadomie wybrała tę drogę życia. Fabuła "Shutter" skupi się na prawdopodobnie jej największym odkryciu - tajemnicy własnej rodziny.
Twórca przyznał, że współpracę z Leilą Del Duca zaproponował mu Ross Campbell, z którym tworzył kolejne numeru "Glory". Od tego czasu kontaktowali się ze sobą mailowo, a gdy Keatinge zaproponował artystce współpracę przy "Shutter", ta zgodziła się praktycznie od razu.
Nauczony doświadczeniem scenarzysta nie planuje jak długie ma być "Shutter". Fabułę ułożył w taki sposób, by móc zakończyć serię już po roku, jeśli nie spodoba się ona czytelnikom. Keatinge przypomina, że podczas pisania "Glory" miał zarys fabuły na kilkadziesiąt numerów, a seria została skasowana zaledwie po dwunastu i tym razem chciałby uniknąć takiego rozwoju przypadków.
"Shutter" będzie oznaczone ratingiem M. Oznacza to, że skierowany jest dla dojrzałego czytelnika. Twórcy zaznaczają, że dzięki temu nie chcieli w żaden sposób się ograniczać, lecz zapewniają że w serii nie będzie zbyt dużo przemocy i seksu.
Pierwszy numer serii "Shutter" zadebiutuje 9 kwietnia 2014 roku. Jesteście nią zainteresowani?
Subskrybuj:
Posty (Atom)