poniedziałek, 6 stycznia 2014

Historia Image Comics, część ósma: Image nie w komiksie

Dzisiejsza odsłona „Historii Image Comics” skupi się nie na komiksach, a na markach wydawnictwa, którym udało się wyjść po za ich karty. Ten wpis ponownie będzie dość długi i wzbogacony o filmy. Tak więc dziś będziecie mogli nie tylko coś poczytać, ale także pooglądać. Na pierwszy rzut oka dokonania bohaterów Image na dużym i małym ekranie nie powalają na kolana. Mimo wszystko tekst podzieliłem sobie na kilka części i w każdej z nich chronologicznie wymieniać będę to co już pojawiło się na sklepowych półkach czy w ofercie jednej czy drugiej stacji telewizyjnej. Nie będę parać się kompletacją plotek i planów, których w czasach boomu na ekranizacje komiksów wszelakich codziennie pojawia się nawet kilka. No to jedziemy z tym koksem, a na pierwszy rzut pójdą...

Animacje
Chociaż już od ponad dekady kompletnie nic nie łączy Jima Lee z Image, to jednak oddać mu trzeba, że historycznie pierwszą produkcją opartą na komiksach tego wydawnictwa był trzynastoodcinkowy serial animowany „WildC.A.T.S.”. Jego emisja rozpoczęła się w październiku 1994 roku i nie mogła trafić na gorszy okres. Stacja CBS, która wyświetlała kreskówkę dwa miesiące później zadecydowała o ściągnięciu z anteny tak zwanego „Action Zone” – bloku z animacjami w których główna rolę odgrywają superbohaterowie. Koty podzieliły los emitowanych od ponad dwóch lat Żółwi Ninja, chociaż serial chwalony był za fabułę, przystępność dla młodego odbiorcy, rockową ścieżkę muzyczną oraz bardzo dobre jak na owe czasy animowane sceny akcji. Decyzja CBS-u nie tylko oznaczała koniec serii, ale także pośrednio doprowadziła do zawieszenia prac nad animowanym serialem „Gen13”.
Zaledwie trzy miesiące po ściągnięciu z anteny przygód Dzikich Kotów, MTV zaczęło emisję „The Maxx” oparte na komiksie Sama Kietha. Niestety, tytuł ten nawet nie poprawia wyniku swojego poprzednika i również dokonuje żywota po 13 odcinkach. Tu jednak problemem nie była jedynie niska oglądalność, a... zbyt ambitny projekt. „The Maxx” mieszało gatunki, sposoby narracji, a nawet animacji. Projekt padł, ponieważ okazało się iż wybranie MTV na dom serialu było po prostu błędem. Wystarczy zresztą zajrzeć do obecnej ramówki tej stacji, by zauważyć ile jest tam chociaż odrobinę ambitnych projektów. Jako ciekawostkę dodam, że animowany „The Maxx” był praktycznie kadr w kadr przenoszony z kart komiksów.
Jak czas pokazał, największym sukcesem jeśli chodzi o ilość odcinków okazał się animowany „The Savage Dragon”, emitowany przez kanał USA Network. Serial ten również zalicza jedynie jeden sezon, ale liczy on sobie 26 epizodów. Co ciekawe, przygody tego herosa były dość powszechnie krytykowane za kiepską fabułę i wszechogarniającą nudę bijącą z ekranu. Ogólnie w tym czasie stacja miała kiepską serię jeśli chodzi o dobór animacji, ponieważ wraz z Dragonem do piachu poszły seriale z bohaterami z Mortal Kombat oraz Wing Commander.  Nie pomógł nawet łączący je wszystkie crossover, wyemitowany w grudniu 1996 roku. 

Z kolei największym sukcesem komercyjnym okazał się „Spawn” Todda McFarlane. Mroczna, brutalna i zdecydowanie przeznaczona dla dorosłych produkcja utrzymuje się na antenie przez trzy sześcioodcinkowe sezony. Emitowana przez HBO produkcja niestety nie doczekała się dobrego, zamkniętego zakończenia, jednak i tak znalazła się na piątym miejscu listy najlepszych animacji opartych na ekranizacjach komiksów według serwisu IGN. Początkowo posądzany o niespieszne tempo „Spawn” okazał się wizualną ucztą pełną niejednowymiarowych postaci. Niestety o zdjęciu serialu z anteny zadecydowała niska oglądalność. To ogromna strata, że HBO nie zdecydowało się na wyprodukowanie jeszcze jednego epizodu, którego zadaniem było domknięcie wszystkich wątków. Mimo to i tak polecam.  
Najdalej poszło studio Top Cow, które w 2006 roku postanowiło zaatakować rynek japoński. Tak też powstała licząca 24 epizody animacja „Witchblade”, która przeniosła bohaterkę znaną z komiksów do futurystycznej, zniszczonej Japonii. Z dziełem Michaela Silvestriego nie miało to absolutnie nic wspólnego, lecz nie to było największą wadą serii. Była nią zwyczajna nuda. Projekt ten, podobnie jak wcześniejsze próby Marvela, nie odniósł żadnego sukcesu ani w Japonii – zapewne z powodu dość typowej kultury mieszkańców kraju kwitnącej wiśni, ani także w USA. I w tym jednym przypadku bardzo cieszę się, że tak właśnie się stało.
Anime „Witchblade” nie jest jednak jak dotąd ostatnią próbą przedostania się bohaterów znanych z komiksów Image na pole seriali animowanych. W 2010 roku na półkach z płytami DVD pojawił się film „Firebreather” oparty na komiksie pod tym samym tytułem. Niestety nie znam ani oryginału, ani także samej animacji. Z trailera wynika jednak, iż mamy do czynienia z opowieścią o standardowym, młodym chłopaku, który wchodzi w posiadanie mocy typowych dla smoków. Jeśli dobrze przeszperałem Internet, film ten wyświetlany był także na polskim Cartoon Network, więc możliwe że ktoś z Was o nim słyszał. Jeśli tak, to poproszę o opinie dotyczące „Firebreathera

Filmy
Pełnometrażowe filmy aktorskie oparte na komiksach Image Comics były jak dotąd cztery i tylko jedna z nich – notabene ostatnia – okazała się sukcesem. Szlaki przetarł nie kto inny jak „Spawn” z 1997 roku. Był to film praktycznie z każdej strony zły: kiepskie aktorstwo, nuda, brak porywającej fabuły, w większości kiepskie efekty specjalne (nawet jak na owe czasy) oraz fatalna reżyseria praktycznie położyły ten film na całej długości. Przełożyło się to także na osiągnięty wynik finansowy, ponieważ film nawet się nie zwrócił, tym samym zamykając drogę do planowanego wówczas sequela. Być może jednak dobrze się stało, że nie było dane nam go doczekać. Wszak z reguły drugie części stoją na znacznie niższym poziomie, co w przypadku „Spawna” oznaczałoby już rycie twarzą do dnie.
Trzy lata przyszło nam czekać na kolejny film z bohaterem komiksów Image. W 2000 roku Top Cow nakręciło telewizyjną produkcję „Witchblade”, która w przypadku sukcesu miała przerodzić się w serial. Chociaż ciężko mówić tu o filmie stojącym na wysokim poziomie, widownia dopisała na tyle, że detektyw Sara Pezzini z twarzą Yancy Butler doczekała się własnego serialu. A o nim kilkanaście słów znajdziecie poniżej.
Mało kto wie o tym, że film „Bulletproof Monk”, w Polsce wyświetlany jako „Kuloodporny” to ekranizacja mało znanego komiksu od Image Comics. Film okazał się umiarkowanym sukcesem, znacznie mniejszym niż bardzo podobne „Godziny Szczytu”. Film ten łączył komedie z kinem akcji oraz odrobiną mistycyzmu i skupiał się na nietypowej przyjaźni obdarzonego niezwykłymi umiejętnościami mnicha i granego przez Seana Williama Scotta (seria „American Pie”) Amerykanina, w którym przybysz ze wchodu upatrzył sobie swojego ucznia. Osobiście uważam, że film ten świetnie sprawdza się na wieczór przy piwku i chipsach.
Największym sukcesem jeśli chodzi o ekranizacje komiksów z wydawnictwa Image okazało się „Wanted” z 2008 roku. Film z udziałem Jamesa McAvoy’a, Angeliny Jolie oraz Morgana Frejmana okazał się nie tylko sporym sukcesem kasowym, ale także i komercyjnym, o czym świadczyć mogą dwie nominacje do Oscarów. Od dłuższego czasu mówi się o jego kontynuacji, lecz na tym też się kończy. Szkoda, ponieważ „Wanted” znajduje się dość wysoko w moim rankingu czysto odprężających filmów, a ponadto nie ukrywam, że jestem fanem większości aktorskich kreacji Jamesa McAvoy’a.
Seriale
Jak już wspomniałem powyżej, sukces telewizyjnego filmu „Witchblade” zaowocował aktorskim serialem, który przetrwał na antenie dwa sezony. Nie było to niestety porywające widowisko, w którym dodatkowo tytułowy artefakt ograniczał się do bycia żelazną rękawicą dzierżoną przez detektyw Pezzini. Większość odcinków nie posiadała porywającej fabuły, a tylko jedna postać potrafiła być naprawdę interesująca. Nie zdradzę dokładnych szczegółów, lecz dopiszę, że pierwszy sezon kończy się cliffhangerem tak kiepskim, iż ciężko jest mi przypomnieć sobie coś znacznie gorszego. W każdym bądź razie, nie polecam.

Teraz wybaczcie mi lenistwo, ale o kolejnej produkcji tylko wspomnę. Serialem tym jest naturalnie święcące obecnie niesamowite sukcesy „The Walking Dead” stacji AMC. Druga połowa czwartego sezonu już 10 lutego, seria piąta na jesień. Kto nie zna ten gapa :)

Gry komputerowe
Teraz wchodzimy w rejony, których nie znam najlepiej, więc będę mocno posiłkował się materiałami w Internetu. Wbrew pozorom, gry z postaciami z komiksów Image to nie tylko dwie marki. Tak naprawdę są ich... trzy. Wszystko zaczęło się od Spawna, który podbijał wszystkie możliwe platformy istniejące pod koniec XX wieku. Wszystko zaczęło się od wydanej w 1995 roku gry „Todd’s McFarlane Spawn: The Video Game” na konsolę SNES. Była to typowa gra dla tego okresu. Gracz wcielał się w postać Ala Simmonsa i kierując się nieustannie w prawo pokonywał kolejne poziomy i znajdujące się na nim hordy przeciwników, by uwolnić grupkę porwanych dzieci. W tym także Cyan – córkę Wandy, jego byłej żony. Gra została przyjęta w umiarkowany sposób, a jej oceny kręcą się w okolicach 3/5.
Znacznie gorzej bohater ten spisał się debiutując na Playstation. Gra „Spawn: The Eternal” została praktycznie zniszczona przez recenzentów. Tytuł ten również był bijatyką, lecz stojącą na bardzo niskim poziomie zarówno pod kątem wykonania, jak i poziomu trudności. Portal ING ocenił ją na 2/10, natomiast GameSpot – 1.8/10.

Nieco lepiej Alowi Simmonsowi powiodło się na Game Boy Color. Gra zatytułowana po prostu „Spawn” skupiała się na genezie bohatera i dość wiernie oddawała historię zawartą w komiksie. Tytuł został ciepło przyjęty przez graczy, także z powodu dużej ilości rozbudowanych, ciekawych i nieźle zrealizowanych cutscenek. Niestety, ostatecznie nie zdecydowano się na wyprodukowanie wymarzonej przez fanów kontynuacji.
Chyba najbardziej doceniona grą z Alem Simmonsem w roli głownej okazało się „Spawn: In the Demon’s Hand”. Gra zameldowała się na konsole Dreamcast oraz Arcade i jako pierwsza pozwalała wcielać się w inne postacie z uniwersum Spawna. Każda z nich miała konkretną linię fabularną do wypełnienia, która ostatecznie łączyła się w złożoną fabułę. Podobno można było ponarzekać na pracę kamery, jednak był to jedyny zauważalny minus tej produkcji.
Ostatnią próbą Spawna na podbicie konsoli była gra o podtytule „Armagedon” na PlayStation 2. w konstrukcji przypominająca „Devil May Cry” produkcja swoją fabułę oparła na pierwszych stu numerach komiksowej serii. Niestety, znów dały o sobie znać kiepskie oceny (z reguły około 5 lub 6/10) i jak dotąd tytuł ten ostatecznie pogrzebał historię tego herosa w grach komputerowych.
Znacznie lepszy okres dla gier z postaciami z komiksów Image zaczęła się w 2007 roku, wraz z pojawieniem się „The Darkness”. Gracz wcielał się w postać Jackiego Estakado i obdarzony mocami Ciemności wykonywał kolejne zadania. Pomysłowa fabuła plus wciągający system gry zaowocował kontynuacją wydaną w 2012 roku, która powtórzyła sukces swojej poprzedniczki i tym samym dała nadzieję na to, że na trzecią część fani nie będą czekać kolejnych pięciu lat. Niestety, nie przełożyło się to na popularność komiksowej serii „The Darkness”, która pod koniec zeszłego roku dokonała swojego żywota.
Jednakże to nie „The Darkness”, a – co nietrudno zgadnąć – gra „The Walking Dead” okazała się zdecydowanie największym sukcesem jeśli chodzi o przenoszenie komiksów Image do wirtualnego świata. Chociaż... nie do końca tak jest. Podzielona na epizody i składająca się już z dwóch sezonów gra osadzona jest w tym samym świecie co komiks, lecz prezentuje zupełnie inną grupę ocalałych ludzi, a kolejne odcinki pokazują nam ich walkę o przetrwanie. Gra przywróciła niejako świetność przygodówkom i została doceniona zwłaszcza za niezwykle udaną fabułę.
Niestety, sukcesu tego nie powtórzyła gra „The Walking Dead: Survival Instinct” opowiadająca znanych z serialu o braciach Darylu i Merle Nixonach i ich drodze do Atlanty, gdzie poznajemy ich w produkcji stacji AMC. Zeszłoroczna produkcja nie zdobyła oszałamiających opinii (najczęściej 4 lub 5/10) i przeszła bez większego echa.

Inne
Początek istnienia wydawnictwa Image naznaczony został nie tylko falą nowych komiksowych serii, ale także gry karcianej z pochodzących zeń postaciami. Dość niespodziewanie odniosła ona spory sukces, co zaowocowało wydawaniem kolejnych talii i kolekcjonerskich kart. Praktycznie aż do rozłamu Image pojawiały się nowe dodatki i przyznać trzeba, że najwięcej właśnie spod znaku WIldStorm. Nic więc dziwnego, że wraz z przejściem tego studia do struktur DC Comics gra zmarła śmiercią naturalną.

Na sam koniec warto wspomnieć o firmie McFarlane Toys, gdzie co jakiś czas pojawiały się figurki postaci znanych z komiksów Image. Prym oczywiście wiodły kolejne serie dotyczące Spawna, ale pojawiały się także postacie innych bohaterów. Mój osobisty faworyt znajduje się na poniższym obrazku.
Na dziś to tyle. Pozostała nam jeszcze jedna odsłona „Historii Image Comics” i mam nadzieję, że jeszcze w styczniu uda mi się ją napisać.

2 komentarze:

  1. Warto wspomnieć o jeszcze jednym - o soundtracku do filmu "Spawn", zdecydowanie lepszym od tego co mogliśmy zobaczyć na ekranie :) Soundtrack to też nie jest dobre określenie, bo ta płyta była raczej "produktem towarzyszącym" jeśli mogę tak to nazwać. Ścieżka dźwiękowa w filmie w znikomym stopniu wykorzystuje to co zostało nagrane na potrzeby płyty. A szkoda bo pomysł z mariażem ciężkiego industralnego grania i elektroniki wyszedł świetnie, a nazwiska, czy też muzycy, którzy maczali w tym palce mówią same za siebie: The Crystal Method, Prodigy, Anthrax, Orbital, Metallica, Slayer, Marylin Mason, Dj Spooky, Moby... Kupiłem to jeszcze na kasecie. Zajechałem ns śmierć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Do tekstu powyżej wkradł się błąd, premiera 2 części 4 sezonu TWD będzie miała miejsce 9 a nie jak błędnie podałeś 10 lutego (chyba, że podałeś dzień premiery w naszym kraju na Fox:)).

    OdpowiedzUsuń