czwartek, 23 lipca 2015

Grant Morrison naszych czasów?

Takie właśnie dość odważne stwierdzenie napisał dosłownie kilkanaście minut temu Jakub Górecki z bloga PulpWarsaw. Nie mnie oceniać to porównanie, lecz faktem jest iż Ales Kot to twórca szalenie niekonwencjonalny, bezkompromisowy i wzbudzający wiele kontrowersji nie tylko tym co mówi, ale także jak pisze i nawet jak wygląda. Właśnie udzielił kolejnego mocnego wywiadu i zapewniam Was, że to co ja wypiszę, nie jest nawet częścią tego, czym przykuł on uwagę.
Wspomniany wywiad porusza kilka naprawdę ciekawych wątków, ja jednak w tym poście skupię się jedynie na części dotyczącej komiksów z logo Image. Dlatego raz jeszcze zachęcam do kliknięcia w źródło i doczytania reszty.
Kot niedawno przeprowadził się z Nowego Jorku do Los Angeles i to tam narodził się cały koncept serii "Wolf". Opowiadać miała ona o detektywie zajmującym się paranormalnym zagadkami, lecz jej zarys ciągle się zmieniał. Obecnie jest to historia człowieka mierzącego się z mitami i własnymi słabościami. Nieco przypomina ona w ogólnym zarysie losy Johna Constantine, który zresztą stanowił niemała inspirację dla Kota, lecz czytelnicy z łatwością dostrzec mają spore różnice pomiędzy nimi.

"Wolf" będzie miejscem, gdzie swój niedługi komiksowy debiut będą mogli zaliczać twórcy o innym kolorze skóry niż biały. To efekt jednej z twitterowych batalii Kota, która narodziła się po tym gdy stwierdził, że przemysł komiksowy w USA nie dopuszcza do sterów niemal nikogo oprócz białoskórych, heteroseksualnych mężczyzn.

Podobnie rzecz ma się z serią "Material". Tam z kolei Kot publikuje eseje autorstwa kobiet, a także porusza wątek nowoczesnych form niewolnictwa i wyzysku. Twórca wie, że nie każdemu przypada to do gustu, lecz nic sobie nie robi ze skrajnie negatywnych opinii i skupia się na własnej pracy.

Kot nie chciał także interpretować zakończenia serii "Zero".

Źródło: Vulture

2 komentarze: