Ostatnimi czasy o miniserii "Airboy" było dosyć głośno za sprawą kontrowersji wokół scenarzysty Jamesa Robinsona. Portal SKTCHD jakoś wyraźnie o nich nie wspominał, za to jego redaktorzy postanowili zwrócić uwagę czytelników na coś innego - rysownika Grega Hinkle, który tym komiksem debiutuje na rynku. I najwyraźniej nie tylko moim zdaniem jest to bardzo fajne i mocne wejście. Artysta udzielił wywiadu serwisowi, w którym opowiedział kilka rzeczy na temat swojej pracy.
Hinkle od zawsze chciał być rysownikiem komiksów, lecz przez długi czas nie wiedział jak się za to zabrać. Zaczął od wydanej własnym kosztem mini-historyjki, którą sprzedawał po konwentach. Często kontaktował się z innymi twórcami by zaczerpnąć rad. Tak na przykład zmienił styl z rysowania tradycyjnego na cyfrowy i tak również poznał miejsce w którym spotkał Jamesa Robinsona.
Gdy Hinkle pierwszy raz otrzymał w swoje ręce scenariusz do "Airboy'a", nie był do końca pewien czy tak mocna historia dobrze się sprzeda. Z czasem jednak uznał, że chociaż przedstawiać będzie on sam siebie w krzywym zwierciadle, historia jest na tyle zabawna, iż zostanie dobrze przyjęta. Artysta nie mówił tego wprost, ale kilkukrotnie dał do zrozumienia, że nie do końca rozumie, dlaczego kogoś mogła oburzyć treść drugiego zeszytu miniserii.
Styl Hinkle nie uległ szczególnie dużym modyfikacjom podczas powstawania kolejnych zeszytów miniserii, utrudnieniem były jedynie nietypowe kolory, których od samego początku chciał scenarzysta. To dla Robinsona drugi już projekt w Image, który kolorystycznie jest mocno nietypowy. Rysownik jednak lubi pracować pod konkretnego kolorystę i z czasem opanował odpowiednie sztuczki, które stosował przy kolejnych stronach.
Artysta nie lubi i jak twierdzi, nie potrafi rysować nagich ludzi. Uważa za to, że jego mocna stroną jest mimika i gestykulacja.
Źródło: SKTCHD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz