Pięć tygodni minęło jak z bicza strzelił i nadszedł czas na kolejną edycję "Okładki miesiąca". Było w czym wybierać tym razem, ponieważ pomimo dość licznych opóźnień, ukazało się naprawdę sporo komiksów z wieloma wariantami okładkowymi. W rozwinięciu posta znajdziecie tradycyjnie pięć najlepszych moim zdaniem okładek wraz z krótkim uzasadnieniem.
5. Saga #30 (autorka: Fiona Staples)
Prosta i zarazem niejednoznaczna okładka zwiastujące ważne wydarzenia z pewnym optymistycznym akcentem. Inaczej bowiem nie można chyba interpretować to, że na plamie krwi wyrósł piękny, kolorowy kwiat. Całość jest typowym popisem Fiony Staples i jeśli już ma jakiś minus, to chyba tylko to, że początkowo sprawia wrażenie wykonanego w pośpiechu i bez większego wysiłku. To jednak tylko złudzenie, przyjrzyjcie się z jaką starannością wykonany został kwiat. Tu każda postawiona kreska jest absolutnie przemyślana.
4. Sons of the Devil #3 (cover B, autor; Cliff Chiang)
I kolejna odjechana rzecz - potwór do złudzenia przypominający zachodzące słońce. Wyróżnienie zostało przyznane przede wszystkim za ten naprawdę intrygujący pomysł. Samo wykonanie nie powala na kolana, każdy czytelnik "Wonder Woman" autorstwa Briana Azzarello wie doskonale, że Chiang potrafi rysować znacznie lepiej. Z drugiej strony, dbałość o szczegóły i odpowiednią kompozycję jest już bardzo typowa dla tego rysownika, a ponieważ za to też go cenię, okładka wylądowała tuż za podium.
3. Trees #11 (autor: Jason Howard)
Tej serii nie mogło zabraknąć w comiesięcznym zestawieniu, prawda? :) Jason Howard jak zwykle wygrywa dzięki niesamowicie intrygującemu pomysłowi oraz jego oszczędnemu, ale zarazem przykuwającemu uwagę wykonaniu. To już jedenasta okładka do tej serii i chyba zaledwie jednej nie wyróżniłem na łamach tej rubryki oraz jej poprzedniego wcielenia. Jego prace po prostu do mnie trafiają i już teraz mocno zastanawiam się, czym jeszcze będzie w stanie mnie zaskoczyć. Symbolika tej okładki jest niesamowita, nie mogła nie zasłużyć na najniższy stopień podium.
2. Elephantmen #65 (autor: Boo Cook)
Moja lepsza połowa uważa, że to powinno znaleźć się na miejscu pierwszym, ale nie uległem jej brutalnym naciskom. Okładka jest genialna i co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Klimatyczna, przemyślana, świetnie narysowana oraz pokolorowana. No i do tego dochodzi ten efekt "wow", kompletnie zresztą zrozumiały. Jedyne czego mi zabrakło, co zresztą sprawiło iż cover zajął ostatecznie miejsce drugie, to pomysł. Obrazków tego typu, co prawda bez statku-mamuciej głowy, widzieliśmy wszyscy już naprawdę dużo. I chociaż powtarzam, ta wariacja jest genialna, to jednak sam jej schemat jest delikatnie oklepany. Sądzę że mozna było wycisnąć jeszcze więcej.
1. Injection #3 (cover B, autorzy: Declan Shalvey i Jordie Bellaire)
I mój lipcowy zwycięzca. W wersji pozbawionej napisów i znaczka Image, jest cover nawet jeszcze bardziej udany niż z nimi. I znowu, na pierwszy rzut oka jest to praca prosta, która powstała małym nakładem pracy. Wrażenie to zmienia się wraz z bliższym przyjrzeniem się. Shalvey kolejny raz udowodnił, że gdy uwolnił się spod jarzma Marvelowskich deadline'ów, stał się artystą dwa razy lepszym. Tak niepozorna okładka to zarazem pełen popis jego umiejętności oraz świetnej współpracy z Jordie Bellaire. No ale to chyba nikogo nie dziwi, wszak ta dwójka już od jakiegoś czasu jest małżeństwem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz