środa, 22 lipca 2015

Nie tylko komiks #21

Jak już wspomniałem poprzednim razem, przez parę odsłon ”Nie tylko komiks” zajmować się będzie klasycznymi animacjami komiksów z wydawnictwa Image, które niestety nie osiągnęły pożądanego sukcesu i skończyły przedwcześnie swój żywot. Tylko czy w przypadku ”The Maxx” na pewno można mówić o porażce?

Jak zapewne większość z Was wie, Sam Kieth jakiś czas temu przeniósł się do wydawnictwa IDW, gdzieś oprócz premierowych komiksów jego autorstwa, ”The Maxx” sukcesywnie wznawiany jest zarówno w zeszytach jak i wydaniach zbiorczych. Gdy jednak dziś omawiana animacja powstawała, twórca wygodnie siedział w fotelu z napisem Image, tworząc serię tak bardzo inną od tego, co wówczas wszechobecne było w ofercie wydawnictwa. Ambitny, inteligentny i niekonwencjonalnie rysowany komiks przebił się do szerszego grona odbiorców, dzięki czemu udało mu się dotrwać do 35 numerów. No i jest jeszcze animacja.

Ta pojawiła się na antenie MTV w roku 1995 i zebrała mnóstwo pozytywnych opinii. Mimo to, nie doczekała się kontynuacji, lecz jej zamknięta całość sprawia, że produkcja nie urywa się w połowie wątku. Z tym nie ma problemów. Co jednak okazało się przeszkodą dla odbiorców?

Przede wszystkim warto zwrócić jeszcze raz uwagę na stację, na której emitowany był serial. MTV nie kojarzy nam się obecnie zbyt pozytywnie, głównie za sprawą , delikatnie pisząc, nie najmądrzejszych programów skierowanych dla równie mało wymagającej publiczności. Legenda głosi nawet, że kiedyś puszczano tam muzykę. Co prawda dwie dekady temu MTV nie było jeszcze stacją telewizyjną, na która wylewa się najgorsze pomyje, lecz jej profil wciąż był podobny. Program ten skierowany był dla osób, które bynajmniej nie chcą wysilać szarych komórek i chcą (wówczas) posłuchać muzyki i się zrelaksować. Do takiego środowiska trafił ”The Maxx” – serial animowany, o którego fabule warto napisać właściwie tylko tyle, że jest jakby żywcem wyjęta z komiksu. Widzowie dostali więc produkcję niejednoznaczną, nie wyrzucającej z siebie wszystkie wprost i zmuszającej chociażby do odrobiny refleksji. Dodatkowo, była ona skierowana dla dojrzałego odbiorcy, którego jak sądzę, próżno szukać wśród typowych odbiorców MTV. Efekt był jasny do przewidzenia, oglądalność nikogo chyba nie zadowalała i po zakończeniu emisji całego sezonu podjęto oczywistą decyzję o zakończeniu produkcji. Ukazało się jeszcze wydanie VHS, potem jeszcze DVD, a do dziś całość ”The Maxx” można obejrzeć na platformie Liquid TV. Czy warto? Jak najbardziej.
Animacja jest skierowana przede wszystkim do osób, które komiksowego pierwowzoru nie znają. Jest bardzo wiernie odwzorowana na zeszytach #1-11 regularnej serii oraz dwóch one-shotów: #1/2 oraz historii z ”Darker Image #1”. O fabule zatem nie będę się rozpisywać nic ponad to, że jest nieco trudna w odbiorze, ale z czasem wciąga jak diabli. To co stanowi oczywistą dla mnie przeszkodę podczas oglądania ”The Maxx”, jest sama animacja.

Ta momentami również wygląda jakby żywcem wyjęta z komiksu, co możecie sprawdzić sobie na powyższym filmiku. Dość powszechnie artysta odpowiedzialny za stworzenie marki ”The Maxx” uważany jest za takiego, który dzieli ludzi. Jedni zachwycają się jego rysunkami, ale niejednokrotnie uważa się go także za faceta bazgrolącego niedbale. Ale to nie wszystko. Sam Kieth wraz z ekipa twórców bawili się konwencją i mieszali w poszczególnych scenach. Gdzieniegdzie pojawia się więc prowizoryczne CGI – pamiętajmy, że w 1995 ta technika dopiero raczkowała i wyglądała… źle – innym razem cieniowanie i szczegóły są dopracowane pod każdym względem, zaś w kolejnej sekwencji widzimy tylko coś, co na pierwszy rzut przypomina niedbale pokolorowany szkic. Mało tego, są nawet pojedyncze ujęcia kręcone z udziałem prawdziwych aktorów! Zabawy konwencją jest tu mnóstwo i cały czas możecie spodziewać się jakiejś niespodzianki, ponieważ chyba żaden epizod nie jest utrzymany konsekwentnie w jednym stylu. Dla mnie jest to oczywiście zaleta, lecz doskonale rozumiem że taki niby-chaos nie każdemu może przypaść do gustu.

Nie można mieć absolutnie żadnych zastrzeżeń do aktorów, którzy podkładali głosy poszczególnym bohaterom ”The Maxx”. Moim zdaniem są mocno charakterystyczne i nieźle dobrane, a już na pewno nie przeszkadzają podczas seansu.

Serial ten zdecydowanie warto poznać, niezależnie od tego czy jest się fanem charakterystycznej twórczości Sama Kietha czy nie. Dużo czasu Wam to nie zajmie, a pomimo upływu lat przyjemność płynie z tego całkiem duża. Moja ocena to 5/6 z zastrzeżeniem, że ja akurat dorobek twórcy ”The Maxx” bardzo wysoko cenię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz