piątek, 28 listopada 2014

Nie tylko komiks #12

Marka ”The Walking Dead” rozlała się z komiksu na mnóstwo innych, nazwijmy to platform. Pojawił się serial, w produkcji jest jego spin-off, uraczono nas lepszymi i gorszymi grami komputerowymi (no dobra, tylko jedną zdecydowanie gorszą), grami planszowymi, figurkami, słuchowiskami, a wśród tego wszystkiego znajduje się też książkowy cykl powieści. Tu Robert Kirkman połączył siły z Jay’em Bonansingą i razem stworzyli już cztery jego odsłony, a w planach mają kolejne trzy. W dzisiejszej odsłonie ”Nie tylko komiks” przyjrzymy się pierwszemu tomowi cyklu, który w Polsce opublikowało wydawnictwo Si Qua Non pod tytułem ”Narodziny Gubernatora”.

Jak słusznie zauważył Paweł Deptuch w swojej recenzji tej pozycji ”mieszanie w nieznanej przeszłości popularnych postaci jest niebezpieczne i często prowadzi do katastrofy, bowiem odbiorcy nieznane wątki dopowiadają sobie sami, a w ich wyobraźni bohaterowie żyją własnym życiem. Trudno w takiej sytuacji sprostać oczekiwaniom każdego czytelnika, tak więc przed autorem stoi ogromne wyzwanie, któremu nie jest zazwyczaj w stanie sprostać (...)”. Trudno nie zgodzić się z tym zdaniem. W polemikę wdam się właściwie z całą resztą tego tekstu, który ”Narodziny Gubernatora” bardzo mocno chwali. Ja już nie jestem tak przekonany co do tego, że otrzymaliśmy pozycję wartą polecenia. Postaram się w dzisiejszej odsłonie ”Nie tylko komiks” wyjaśnić dlaczego tak uważam.

Na samym początku warto wspomnieć w kilku zdaniach o fabule książki, którą dziś biorę na tapetę. Właściwie tytuł mówi już sam za siebie. Głównym bohaterem książki jest Phillip Blake, który próbuje przetrwać w opanowanym przez zombie świecie w towarzystwie swojej malutkiej córeczki, brata oraz dwójki przyjaciół. Napotykają oni na swojej drodze kolejne kłopoty, które nie odpuszczają nawet w momencie, gdy udaje im się znaleźć pozornie bezpieczne kryjówki. I tu właśnie skończę opis fabuły ”Narodzin Gubernatora”, ponieważ w książce pojawia się kilka motywów, o których wspomnienie choćby słowem byłoby już dużym spoilerem.

Książka posiada kilka wyraźnych plusów. Przede wszystkim obu autorom udało utrzymać się głównego ducha marki i nie otrzymaliśmy historii wypełnionej siekaniną i flakami (chociaż do tego jeszcze wrócę), ale miejscami bardzo dobrze rozpisany dramat psychologiczny. Przynajmniej do pewnego momentu ”Narodziny Gubernatora” oferują historię bardzo wiarygodną, oczywiście jak na realia zombie-apokalipsy, z bardzo ludzkimi i przekonywującymi postaciami. Osoby, które nie znają tej książki, ale oglądały czwarty sezon serialowej wersji ”The Walking Dead”, znajdą tu znajome wątki, chociaż rozegrane nieco inaczej, moim zdaniem nawet lepiej niż w produkcji stacji AMC.

Im dłużej czytałem dziś opisywaną pozycję, tym więcej wątpliwości miałem co do jej oceny. Znów odwołam się do tekstu Pawła Deptucha, który stwierdził że ”tak naprawdę <książka> nie jest rasowym horrorem spod znaku krwi, flaków i rozmazanych mózgów (...)”. Tu muszę nieco zaprotestować, ponieważ ”Narodziny Gubernatora” zawierają mnóstwo opisów gnijących zwłok oraz ciosów zadawanym im przez bohaterów książki, jak i dość sugestywne fragmenty mówiące o rozszarpywaniu ludzkich ciał przez żywe trupy. Mam z nimi spory problem, ponieważ twórcy wyłożyli wszystko wprost i ich opisy są momentami po prostu obrzydliwe. W niedawnej opinii o pierwszejodsłonie słuchowiska wspomniałem, że i tam pojawiały się podobne fragmenty, ale studiu Sound Tropez udało się podać je w miarę zjadliwej wersji. Książka już bezceremonialnie rzuca kawę na ławę i momentami robi to nieprzyjemnie. Niemniej nie jest to największy minus książki.

Tym jest dla mnie fakt, że Kirkman i Bonansinga napisali książkę, której zadaniem było na siłę zaskoczyć także te osoby, które są na bieżąco z komiksem. Osoby znające cały pojawiający się tam wątek Phillipa Blake’a, a więc także i ja, mogły zasiadać do lektury ”Narodzin Gubernatora” z nastawieniem, że i tak wiedzą do czego doprowadzi książka. Tymczasem jej końcówka sprawiła, że byłem mocno zmieszany. Nie z powodu tego, że dałem się nią zaskoczyć, ale przede wszystkim dlatego, że uznałem ją za zdecydowanie przesadzoną. Nie jestem jedną z przywołanych przez Pawła Deptucha osób, które miały swoją wizję originu Gubernatora. Byłem ciekaw co przedstawią obaj autorzy i pod warunkiem że będzie to miało ręce i nogi, nie miałem nic przeciwko mieszaniu w genezie tego jakże charakterystycznego złoczyńcy. No i właśnie to, co pojawia się w ostatnich rozdziałach powieści, dla mnie było stworzone nieco na siłę, by koniecznie zszokować absolutnie wszystkich. Niepotrzebnie.

Narodziny Gubernatora” to debiut Roberta Kirkmana jako powieściopisarza. Moim zdaniem jest on przyzwoity, lecz zawiera kilka naprawdę wyraźnych minusów. Już teraz mogę zdradzić, że znikają one w tomie drugim i kolejnych, chociaż co do trzeciego mam kilka innych zastrzeżeń. To wszystko znajdziecie w kolejnych odsłonach ”Nie tylko komiks”. Tymczasem dziś opisywana książkę oceniam na 3+/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz