SERIE
GŁÓWNE
„Spawn”
(1992-trwa) – jedyna
pozycja w tej rubryczce. Seria ta pojawiła się na rynku 22 lata temu i
przetrwała na nim do dziś. To właśnie tu znajdziecie najważniejsze wydarzenia
dotyczące najpierw Ala Simmonsa, a od 185 numeru Jima Downinga. Jak w przypadku
każdej dłuższej serii, tak i ta doczekała się kilku naprawdę słabych momentów.
Jednak od czasu zmiany głównego bohatera czytelnicy mogą cieszyć się
niesłabnącym, niezłym poziomem opowiadanej historii. Oczywiście jest to pozycja
obowiązkowa dla każdego fana tej postaci, a nowi czytelnicy właśnie od niej
powinni rozpoczynać przygodę ze Spawnem. Za dodatkowy atut uchodzić powinien
Szymon Kudrański, który już od 40 numerów jest stałym jej rysownikiem.
SERIE
POBOCZNE
„Case
Files: Sam & Twitch” (maj 2003-lipiec 2006) – w pewnym momencie doszło do ciekawej
rzeczy. Sam i Twitch mieli równolegle dwie serie, a Spawn zaledwie jedną. Sytuacja
ta trwała kilka miesięcy, aż w końcu ten tytuł jako jedyny ostał się na rynku.
Niestety, swoim poziomem nie zbliżył się do oryginału, a ponadto odszedł od
prezentowania skomplikowanych zagadek kryminalnych, na rzecz ponownego
zbliżenia Sama oraz Twitcha z resztą uniwersum Spawna. Wyszło tak sobie,
chociaż tytuł doczekał się aż 25 numerów.
„Curse
of the Spawn” (wrzesień 1996-marzec 1999) – historycznie druga seria regularna ze Spawnem...
chociaż nie do końca. Komiks ten skupiał się na tytułowej klątwie i przez 29
numerów swojego żywota czytelnik miał szansę znaleźć się w kilku
czasoprzestrzeniach i podążać za przygodami kilku Spawnów. Komiks bardzo fajnie
rozbudowuje uniwersum tej postaci i uważam, że stoi na tyle na dobrym poziomie,
że warto w niego zainwestować.
„Hellspawn”
(sierpień 2000-kwiecień 2003) – moim skromnym zdaniem fanów Spawna nie czeka już nigdy nic
lepszego z serii pobocznych od tego tytułu. Takie nazwiska jak Bendis, Wood,
Niles czy Templesmith gwarantują komiks na przyzwoitym poziomie, ale ten jest
dużo, dużo lepszy. Całość składa się z jedynie szesnastu numerów, lecz każdy z
nich warty jest wszystkich wydanych na nie pieniędzy. Jest to o tyle
łatwiejsze, ponieważ niedawno ukazało się wydanie zbiorcze całości serii, które
bardzo mocno Wam polecam.
„Sam
& Twitch” (sierpień 1999-luty 2004) – niby spin-off, niby mocno oderwany od reszty
uniwersum Spawna, ale na tyle dobra lektura, że wstydem byłoby jej nie polecić.
Przygody dwójki niecodziennych detektywów są niezwykle oryginalne, wciągające i
świetnie zilustrowane. To już trzy powody, by zainwestować weń swoje pieniądze.
Jest to kolejny komiks z uniwersum Spawna, przy którym swoje piętno odcisnęłi
Brian Bendis i Ashley Wood.
„Spawn:
The Dark Ages” (marzec 1999-październik 2001) – seria osadzona początkowo w roku 901
naszej ery przedstawiła czytelnikom Spawna tamtego okresu, który przemierzał
świat poszukując odpowiedzi na pytania dotyczące jego klątwy. Oczywiście po
drodze napotykał na wiele innych zagrożeń. Tytuł absolutnie nie jest obowiązkowy,
ale powinien przypaść do gustu wielbicielom magii i miecza, których jest tu
naprawdę sporo.
„Spawn:
The Undead” (czerwiec 1999-luty 2000) – jeden z nieudanych projektów McFarlane’a. seria ta skupiała
się na Alu Simmonsie i prezentowała oddzielone od wydarzeń z głównej serii,
jednoodcinkowe historie. Nie stały one na jakimś nadzwyczajnym poziomie, często
wręcz nudząc czytelnika. Stąd też kiepskie wyniki sprzedaży i cancel na
dziewiątym numerze.
MINISERIE
I ONE-SHOTY
„Angela”
(grudzień 1994-luty 1995) – jedna z niewielu miniserii, które z czystym sumieniem
polecam wszystkim czytelnikom. Neil Gaiman rozbudowuje świat Spawna poprzez
ukazanie realiów panujących w tamtejszym niebie. Wszystko to z perspektywy
jednej z najoryginalniejszych postaci, która obecnie zupełnie marnuje się w
Marvel Comics. Jeśli więc chcecie przypomnieć sobie czasy gdy Angela była
fajna, polecam zajrzeć do tej miniserii.
„Chapel”
(sierpień 1995-czerwiec 1996) – dopóki Rob Liefeld nie odszedł z Image, Chanel był bardzo
mocno powiązany nie tylko z Youngblood, ale także i ze Spawnem. Widać to także
na przykładzie tej miniserii, w której Al Simmons odgrywa niemałą rolę.
Generalnie jednak nie jest to tytuł, którym warto sobie zawracać głowę.
„Cy-Gor”
(lipiec-grudzień 1999) – jeden z dziwniejszych pomysłów McFarlane’a z czasem doczekał się także
swojej miniserii. Przypomnę może, że Cy-Gor to były przyjaciel Ala Simmonsa,
który odwrócił się od swoich pracodawców po śmierci towarzysza. Ci w ramach
zemsty przenieśli jego umysł w ciało ogromnej małpy i kazali zabijać. Tak, wiem
jak to brzmi. W każdym bądź razie postać posiadała także własny, krótki tytuł,
zupełnie nie związany ze światem Spawna. Można spokojnie ominąć lub przeczytać
jedynie dla zaspokojenia ciekawości.
„Image
United” (listopad 2009/niedokończona) – to miała być miniseria, która zmieniłaby oblicze komiksów w
USA. Założyciele wydawnictwa Image raz jeszcze mieli połączyć siły i stworzyć
wielką historię ze stworzonymi przez siebie postaciami. Co z tego wyszło?
Ukazały się trzy numery z sześciu, a jakiś czas temu Erik Larsen wreszcie
przyznał, że kontynuacji nie będzie. Wspominam o tytule tym z powodu tego, iż
Al Simmons był w niej głównym złym.
„Mediewal
Spawn/Witchblade” (maj-lipiec 1996) – gdy okazało się, że ta dwójka herosów miała swoje
średniowieczne wcielenia, naturalnym pomysłem było starcie ich ze sobą. Wyszła
z tego standardowa papka, którą zdecydowanie radzę omijać.
„Operation:
Knightstrike” (maj-lipiec 1995) – jedna z niewielu okazji, by przyjrzeć się Alowi Simmonsowi
za życia. Trzyczęściowa miniseria nie stała nawet w pobliżu „Team7” – znacząco
lepszego komiksu utrzymanego w podobnym klimacie. Tu mamy jedynie to, do czego
Image nas przyzwyczaiło, a więc mnóstwo mięśni, groźnych min, niewiele fabuły i
ogólnie straszną kichę, którą powinniście omijać.
„Shadows
of Spawn” (grudzień 2005-marzec 2006) – popularne w Image parę lat temu było podbijanie rynku
azjatyckiego, które okazało się w 100% porażką. Jednym z jej efektów była
trzytomowa manga, która nie zdobyła zbyt dużej popularności ani w Japonii, ani
także w USA. Stąd kasacja po trzech tomach, w środku historii. Nie polecam.
Chyba że w ramach ciekawostki.
„Shattered
Image” (sierpień-grudzień 1996) – miniseria wydana po to, aby wyjść z twarzą przy rozpadzie
uniwersum Image Comics. Najwięksi herosi tego świata spotykają się by wspólnie
stawić czoła zagrożeniu. Koniec końców wszyscy giną i odradzają się... na
osobnych światach. W ten sposób zakończyła się zaledwie czteroletnia historia uniwersum
tego wydawnictwa i jeśli brzmi to dla Was dość głupio to nie martwcie się –
komiks również taki jest. Nie polecam.
„Sam
& Twitch: The Writer” (maj-czerwiec 2010) – ostatnia jak dotąd solowa przygoda
duetu sympatycznych detektywów. To przyjemny powrót do poziomu zaprezentowanego
w pierwszej z ich wspólnej serii. Ekspresowo wydana – cztery numery w dwa
miesiące – niestety nie odniosła na tyle dużego sukcesu, by pojawiły się jakieś
kontynuacje. Zdecydowanie polecam zapoznać się ze sprawą Pisarza.
„Spawn/Batman”
(marzec-kwiecień 1994) – dwa oddzielne one-shoty ukazujące spotkania Ala Simmonsa z Brucem Wayne.
Pomimo zatrudnienia naprawdę dobrych twórców, z projektu tego wyszły dwa
kiepskie one-shoty. Warto przeczytać, żeby na własne czy zobaczyć jak osoby
pokroju franka Millera marnują potencjał obu postaci.
„Spawn/WildC.A.T.S.”
(styczeń-kwiecień 1996) – długo fani zmuszeni byli czekać na spotkanie dwóch ikon ówczesnego Image
Comics. Gdy w końcu do niego doszło, okazało się to sporym nieporozumieniem. Spawn
w towarzystwie Dzikich Kotów trafia do alternatywnej wersji przyszłości, gdzie
stoi na czele piekielnych sił, a ludzkość stoi na progu zagłady. Historia jest
potwornie kiepska, a jej czytanie boli tym bardziej, że za scenariusz
odpowiedzialny był sam Alan Moore. Nic dziwnego, że scenarzysta ten chciałby
wyprzeć z pamięci okres współpracy z Image.
„Spawn:
Architects of Fear” (luty 2011) – stosunkowo świeży one-shot ukazujący spotkanie Spawna z
jednym z aniołów. Ten drugi wpuszcza Ala Simmonsa w pułapkę, w którą zamieszany
będzie także jego rodzony brat. Historia nie wyróżnia się zbyt specjalnie pod
względem scenariusza, lecz przyciąga niesamowitymi rysunkami Aleksi Briclota.
No i niską ceną. Komiks ten czeka w kolejce na recenzję, więc tu go nie ocenię.
„Spawn:
Blood Feud” (czerwiec-wrzesień 1995) – chronologicznie jest to drugie podejście Alana
Moore’a do świata Spawna i na takim samym stopniu podium bym ją ulokował. Nie
jest to żadne mistrzostwo świata, bo nawet zaledwie przyzwoity „Violator”
był lepszy, ale też nie jest to tak żenująca głupota jak spotkanie Simmonsa z
Dzikimi Kotami. Można, nie trzeba.
„Spawn:
Godslayer” (wrzesień 2006) – osadzona poza głównym uniwersum historia alternatywnego
świata i zamieszkującego w nim niezwykle potężnego Spawna. Jego moc jest tak
wielka, że nawet bogowie się go obawiają. Jest to kolejny z one-shotów, które
wyróżniają się praktycznie jedynie świetna warstwą graficzną.
"Spawn: Godslayer" (maj 2007-kwiecień 2008) - najwyraźniej powyższy one-shot spodobał się na tyle, że doczekał się kontynuacji pod postacią ośmioczęściowej miniserii. Nie znam jej, dowiedziałem się o tym tytule z komentarza. Obiecuję jednak nadrobić.
"Spawn: Godslayer" (maj 2007-kwiecień 2008) - najwyraźniej powyższy one-shot spodobał się na tyle, że doczekał się kontynuacji pod postacią ośmioczęściowej miniserii. Nie znam jej, dowiedziałem się o tym tytule z komentarza. Obiecuję jednak nadrobić.
„Spawn:
Simony” (styczeń 2008) – wydany w formie ekskluzywnego albumu komiks ukazujący alternatywną
przyszłość i starcie Ala Simmonsa z cybernetycznym stworem, zbudowanym między
innymi z części jego własnego kostiumu. Rysuje znany z „Architects of Fear”
Aleksi Briclot i to właśnie on jest największym atutem tego komiksu. W zasadzie
też i jedynym.
„Spawn:
The Impaler” (październik-grudzień 1996) – dowiedziałem się o istnieniu tego tytułu podczas
zbierania materiałów do tej rubryki. Nie czytałem, a ponieważ jestem szalenie
nierzetelny, nie chciało mi się tego zrobić na potrzeby dzisiejszych „Śladów...”.
Shame on me ;)
„Spawn:
The Movie” (grudzień 1997) – no cóż, podobnie jak kiepski film, tak i komiks na jego
podstawie polecam omijać szerokim łukiem.
„The
Adventures of Spawn” (styczeń 2007-listopad 2008) – niech Was nie zwiedzie data w
nawiasie, tytuł ten doczekał się jedynie dwóch odsłon i w sumie nie za bardzo
wiadomo było ani po co go stworzono, ani także dla kogo. Utrzymana w stylistyce
kreskówki dla młodszego odbiorcy, miniseria prezentowała treści raczej dla
dojrzalszych odbiorców. W dodatku, podobno była osadzona w regularnym uniwersum
postaci. Myślę, że pomimo tego można bez mrugnięcia okiem zrezygnować z
lektury.
„Violator”
(maj-lipiec 1994) – jedna
z najpopularniejszych postaci z uniwersum Spawna także doczekała się solowego
występu. W zasadzie nie służył on niczemu innemu, jak tylko pokazaniu postaci
klauna z nieco innej strony. Chociaż także i tutaj Alan Moore nie wzbił się na
wyżyny swojego talentu, to jednak polecam zajrzenie do tej miniserii. Ma ona
tylko trzy numery, a całkiem przyjemnie rozbudowuje charakter Violatora.
„Violator
vs Badrock” (maj-sierpień 1995) – nie wiem kto wpadł na pomysł stworzenia tej poronionej
miniserii i podejrzewam o to Roba Liefelda. Cztery numery stanowiące sztandar
starego Image Comics – zero sensu, brak scenariusza, przesadzone rysunki i
potężne zrycie beretu po lekturze. Omijać. I to naprawdę szerokim łukiem.
„Spawn: The Impaler” - fatalnie narysowana i tylko niewiele lepiej napisana. Ostrzegam przed tą mini-serią. Bardzo się zawiodłem.
OdpowiedzUsuńDzięki za ostrzeżenie :)
Usuń"Godslayer" to też miniseria z 2007.
OdpowiedzUsuńPS
"Curse" nie "Curie".
Autokorekta w Wordzie rządzi :P Już poprawione.
UsuńNatomiast co do Godslayera to nawet nie wiedziałem że powstała dalsza część. Nie znalazłem takich informacji ani na Comicvine, ani też na Spawn.com. Dzięki
Bardzo fajny tekst. Kto tego Godslayera, którego chwalisz, rysował?
Usuń