środa, 26 lutego 2014

Top 5 #11: Serie autorstwa J. Michaela Straczynskiego

Na początku tego miesiąca w ofercie Image Comics zadebiutowała miniseria „The Adventures of Apocalypse Al #1” autorstwa J. Michaela Straczynskiego. Podczas jej lektury naszło mnie, że skoro jest to jego szósty tytuł w barwach tego wydawnictwa, to może warto dla pozostałych sześciu stworzyć osobną odsłonę „Top 5”? Tak też dziś się stanie. Jeśli znacie scenarzystę tego jedynie z niezwykle udanej pracy dla Marvela lub też ze średnio udanego pobytu w DC, ten tekst jest dla Was. Wyliczanie czas więc zacząć.
5. The Sidekick
Gdyby wyżej wspomniana miniseria doczekała się już więcej niż jednego numeru, podejrzewam że wyrzuciłaby tę właśnie pozycję z zestawienia. Przygody Flyboy’a miały ukazywać losy pomocnika znanego bohatera, którym nikt się nie przejmuje po tym, gdy jego mentor umiera. Mógł z tego wyjść niezły, psychologiczny komiks z elementami superhero. Jednak z każdym kolejnym numerem Straczynski zmierza w stronę parodii, ponieważ praktycznie wszystkie zaproponowane dotąd przez niego rozwiązania wywołują uśmiech zażenowania niż pozytywne emocje i zainteresowanie. Wisienką na tym nieudanym torcie jest numer czwarty, który po lekturze chciałem spalić w piecu. Mocniej nad tym tytułem będę pastwić się w recenzji, którą mam nadzieję wkrótce napisać.
4. Protectors Inc.
Ta seria z kolei jest dość trudna do określenia. Doczekaliśmy się już czterech jej numerów, a wydaje się jakby fabuła nie posunęła się do przodu ani o centymetr. To jednak praktycznie jedyna jej wada. Straczynski na łamach tego tytułu przedstawił interesujących i wyrazistych bohaterów, a także w ciekawy sposób zawiązał akcję. Dzięki temu, pomimo dotychczasowych mielizn scenariusza, kolejne zeszyty czyta mi się nieźle. Dodatkowy plusik ode mnie dla Gordona Purcella, który jest rysownikiem serii. posiada on bardzo odpowiadający mi lekki styl rysowania, który określiłbym fajną mieszaninę pulpy oraz retro. Zobaczymy jak będzie dalej.
3. Midnight Nation
Ten komiks ma już ponad czternaście wiosen na karku, a mimo to nie zestarzał się prawie nic. Jednocześnie jest to też jeden z niewielu komiksów wydawnictwa Mandragora, który jeszcze nie rozleciał mi się od stania na półce :P Licząca dwanaście numerów historia pozbawionego duszy Davida Grey’a oraz pomagającej mu dziewczyny o imieniu Laurel jest zwarta, z konkretnym zakończeniem i cały czas prowadzona w jednostajnym, ale za to bardzo szybkim tempie. Nie przeszkadzało to Straczynskiemu bardzo wyraźnie nakreślić charaktery wszystkim ważniejszym bohaterom, a bardzo dobre rysunki Gary’ego Franka przyjemność z lektury jeszcze podbijają. Z całą pewnością kupię sobie oryginalne wydanie zbiorcze, gdy moja wersja PL się już rozpadnie.
2. Ten Grand
Drugie miejsce trochę na wyrost, ponieważ zdążyło ukazać się jak dotąd siedem z dwunastu zapowiadanych numerów. Lecz to, co już posiadam w swojej kolekcji podoba mi się znacznie bardziej, niż odświeżony niedawno laureat trzeciego miejsca. Przede wszystkim ta seria wyróżnia się bardzo oryginalną fabułą, w której najważniejszą rolę odgrywa Joe Fitzgeralt. Aż dziw bierze, że w tym przypadku Straczynski tak dobrze pokazuje ból po stracie ukochanej osoby i poświęcenie, jakie dla niej można wykonać. Czemu do cholery w „The Sidekick” to w ogóle nie działa? Wróćmy jednak do tej pozycji. Oprócz ciekawego bohatera, scenarzysta przedstawia nam fabułę z pogranicza horroru i fantasy, co osobiście bardzo mi się podoba, a całość ilustruje najpierw fenomenalny Ben Templesmith, a później również całkiem niezły C.P. Smith. Nie wiem co musiałoby się stać, żeby tytuł ten został zepsuty. Polecam zdecydowanie.
1. Rising Stars
Nie mogło być inaczej. Zwycięzcą dzisiejszej odsłony „Top 5” jest seria, która dla Straczynskiego stała się przepustką do prac nad przygodami Spider-Mana w Marvel Comics. Fabuła skupia się na grupie ludzi obdarzonych niezwykłymi mocami, których łączy data urodzenia. Bowiem w dzień ich przyjścia na świat w Ziemię uderzyła niezwykła kometa. Zebrani w tajnym i odizolowanym mieście tworzą małą i na pozór spokojną społeczność. Do czasu gdy na jaw wychodzi, że śmierć każdego z nich daje większą moc pozostałym. I zawsze znajdzie się ktoś, kto zechce zdobyć siłę absolutną. To niezwykłe podejście do gatunku superhero, dużo ciekawych i wyrazistych postaci, a także niezmiennie wysoki poziom przez cały czas trwania serii sprawia, że zdecydowanie wygrywa dzisiejszą odsłonę mojej wyliczanki. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że „Rising Stars” jest lepsze nie tylko od wszystkich dotychczasowych komiksowych prac Straczynskiego, ale także scenarzysta ten już niczym tego dzieła nie przebije.

3 komentarze:

  1. Skoro wspomniałeś czasy Madragory, to może udałoby Ci się napisać jakiś większy tekst o Fathom lub Michaelu Turnerze? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tu się pojawia pewien istotny problem - "Fathom" mi się totalnie nie podobało, "Soulfire" tak samo

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też fanem Fathom nie jestem, aczkolwiek wciąż mam wydania z Mandry i pozostał mi sentyment do tego komiksu. A sam Turner był genialnym rysownikiem i to ciekawe, że poświęcił się praktycznie tylko Aspen, rysując czasem jedynie okładki.

    A wracając bardziej do tematu posta, to nie znam pozycji 4 i 5, natomiast z top 3 jak najbardziej się zgadzam. A Rising Stars to rzeczywiście opus magnum pana S.

    OdpowiedzUsuń