Na początku
tego miesiąca w ofercie Image Comics zadebiutowała miniseria „The Adventures
of Apocalypse Al #1” autorstwa J. Michaela Straczynskiego. Podczas jej
lektury naszło mnie, że skoro jest to jego szósty tytuł w barwach tego
wydawnictwa, to może warto dla pozostałych sześciu stworzyć osobną odsłonę „Top
5”? Tak też dziś się stanie. Jeśli znacie scenarzystę tego jedynie z niezwykle
udanej pracy dla Marvela lub też ze średnio udanego pobytu w DC, ten tekst jest
dla Was. Wyliczanie czas więc zacząć.
5. The
Sidekick
Gdyby wyżej
wspomniana miniseria doczekała się już więcej niż jednego numeru, podejrzewam
że wyrzuciłaby tę właśnie pozycję z zestawienia. Przygody Flyboy’a miały
ukazywać losy pomocnika znanego bohatera, którym nikt się nie przejmuje po tym,
gdy jego mentor umiera. Mógł z tego wyjść niezły, psychologiczny komiks z
elementami superhero. Jednak z każdym kolejnym numerem Straczynski zmierza w
stronę parodii, ponieważ praktycznie wszystkie zaproponowane dotąd przez niego
rozwiązania wywołują uśmiech zażenowania niż pozytywne emocje i
zainteresowanie. Wisienką na tym nieudanym torcie jest numer czwarty, który po
lekturze chciałem spalić w piecu. Mocniej nad tym tytułem będę pastwić się w
recenzji, którą mam nadzieję wkrótce napisać.
4.
Protectors Inc.
Ta seria z
kolei jest dość trudna do określenia. Doczekaliśmy się już czterech jej
numerów, a wydaje się jakby fabuła nie posunęła się do przodu ani o centymetr.
To jednak praktycznie jedyna jej wada. Straczynski na łamach tego tytułu
przedstawił interesujących i wyrazistych bohaterów, a także w ciekawy sposób
zawiązał akcję. Dzięki temu, pomimo dotychczasowych mielizn scenariusza,
kolejne zeszyty czyta mi się nieźle. Dodatkowy plusik ode mnie dla Gordona
Purcella, który jest rysownikiem serii. posiada on bardzo odpowiadający mi
lekki styl rysowania, który określiłbym fajną mieszaninę pulpy oraz retro.
Zobaczymy jak będzie dalej.
3.
Midnight Nation
Ten komiks
ma już ponad czternaście wiosen na karku, a mimo to nie zestarzał się prawie
nic. Jednocześnie jest to też jeden z niewielu komiksów wydawnictwa Mandragora,
który jeszcze nie rozleciał mi się od stania na półce :P Licząca dwanaście
numerów historia pozbawionego duszy Davida Grey’a oraz pomagającej mu dziewczyny
o imieniu Laurel jest zwarta, z konkretnym zakończeniem i cały czas prowadzona
w jednostajnym, ale za to bardzo szybkim tempie. Nie przeszkadzało to
Straczynskiemu bardzo wyraźnie nakreślić charaktery wszystkim ważniejszym
bohaterom, a bardzo dobre rysunki Gary’ego Franka przyjemność z lektury jeszcze
podbijają. Z całą pewnością kupię sobie oryginalne wydanie zbiorcze, gdy moja
wersja PL się już rozpadnie.
2. Ten
Grand
Drugie miejsce
trochę na wyrost, ponieważ zdążyło ukazać się jak dotąd siedem z dwunastu zapowiadanych
numerów. Lecz to, co już posiadam w swojej kolekcji podoba mi się znacznie
bardziej, niż odświeżony niedawno laureat trzeciego miejsca. Przede wszystkim
ta seria wyróżnia się bardzo oryginalną fabułą, w której najważniejszą rolę
odgrywa Joe Fitzgeralt. Aż dziw bierze, że w tym przypadku Straczynski tak
dobrze pokazuje ból po stracie ukochanej osoby i poświęcenie, jakie dla niej
można wykonać. Czemu do cholery w „The Sidekick” to w ogóle nie działa? Wróćmy
jednak do tej pozycji. Oprócz ciekawego bohatera, scenarzysta przedstawia nam
fabułę z pogranicza horroru i fantasy, co osobiście bardzo mi się podoba, a
całość ilustruje najpierw fenomenalny Ben Templesmith, a później również
całkiem niezły C.P. Smith. Nie wiem co musiałoby się stać, żeby tytuł ten
został zepsuty. Polecam zdecydowanie.
1.
Rising Stars
Nie mogło
być inaczej. Zwycięzcą dzisiejszej odsłony „Top 5” jest seria, która dla
Straczynskiego stała się przepustką do prac nad przygodami Spider-Mana w Marvel
Comics. Fabuła skupia się na grupie ludzi obdarzonych niezwykłymi mocami,
których łączy data urodzenia. Bowiem w dzień ich przyjścia na świat w Ziemię
uderzyła niezwykła kometa. Zebrani w tajnym i odizolowanym mieście tworzą małą i
na pozór spokojną społeczność. Do czasu gdy na jaw wychodzi, że śmierć każdego
z nich daje większą moc pozostałym. I zawsze znajdzie się ktoś, kto zechce
zdobyć siłę absolutną. To niezwykłe podejście do gatunku superhero, dużo
ciekawych i wyrazistych postaci, a także niezmiennie wysoki poziom przez cały
czas trwania serii sprawia, że zdecydowanie wygrywa dzisiejszą odsłonę mojej
wyliczanki. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że „Rising Stars” jest lepsze nie
tylko od wszystkich dotychczasowych komiksowych prac Straczynskiego, ale także
scenarzysta ten już niczym tego dzieła nie przebije.
Skoro wspomniałeś czasy Madragory, to może udałoby Ci się napisać jakiś większy tekst o Fathom lub Michaelu Turnerze? :)
OdpowiedzUsuńTu się pojawia pewien istotny problem - "Fathom" mi się totalnie nie podobało, "Soulfire" tak samo
OdpowiedzUsuńJa też fanem Fathom nie jestem, aczkolwiek wciąż mam wydania z Mandry i pozostał mi sentyment do tego komiksu. A sam Turner był genialnym rysownikiem i to ciekawe, że poświęcił się praktycznie tylko Aspen, rysując czasem jedynie okładki.
OdpowiedzUsuńA wracając bardziej do tematu posta, to nie znam pozycji 4 i 5, natomiast z top 3 jak najbardziej się zgadzam. A Rising Stars to rzeczywiście opus magnum pana S.