sobota, 2 listopada 2013

Powrót króla, tylko królowa jakaś inna.

Niespełna dwa lata trwał rozbrat Rona Marza z serią Witchblade. W zeszłą środę ukazał się 170 numer flagowej serii imprintu Top Cow, którego scenarzystą znów jest człowiek odpowiedzialny za moim zdaniem najlepszy okres w dziejach tej bohaterki. Jednak wiele się zmieniło przez te niecałe 24 miesiące. Ba! Zmieniło się w zasadzie wszystko. Marz opuszczał Sarę w momencie, gdy wychowywała swoją córkę Hope, była policjantką, a jej życiowym partnerem był lubiany przez fanów Patrick Gleason. Dziś nie zostało z tego nic, a wszystko przez reboot uniwersum, którego architektem był... Ron Marz. Czego więc możemy spodziewać się po jego drugim runie w tej serii?
Scenarzystą poprzednich dziewiętnastu zeszytów serii Witchblade był Tim Seeley, który klimatem opowiadanej historii zupełnie odszedł od tego, co prezentował Marz podczas swojej pierwszej pracy nad Sarą Pezzini. Nowy-stary scenarzysta niby z uznaniem odnosi się do jego osiągnięć, ale jednocześnie zapowiada że będzie robić komiks zupełnie inny zarówno od swojego poprzednika, jak i od własnego pierwszego podejścia, gdy sprawnie rozbudował uniwersum Top Cow, dodając między innymi kolejne artefakty.

By nie rzucać słów na wiatr, przyznam się, że przeczytałem już Witchblade #170 i jak na razie Marz nie rzuca słów na wiatr. W komiksie zabrakło mistycznego klimatu znanego z pierwszego runu scenarzysty, ale także obyło się bez fabularnych idiotyzmów, którymi co rusz rzucał Seeley. Sarę Pezzini odnajdujemy w małym miasteczku położonym na północy USA, gdzie z dala od większej cywilizacji pracuje jako detektyw. Tym razem trafia na sprawę mordercy, pozbawiającego swoje ofiary głów. To co najciekawsze zostawiłem jednak na koniec - Sara nie nosi swojego artefaktu. Dlaczego? Tego dowiemy się w kolejnych numerach.

Wielokrotnie już dziś przypominany, pierwszy run Marza dał światu nie tylko kilka naprawdę solidnych historii, ale przede wszystkim niesamowitego Stjepana Sejica. Tym razem scenarzysta także współpracuje z debiutantką, lecz niestety nie wróżę jej zawrotnej kariery. Laura Braga "wynaleziona" została dzięki DeviantArtowi i chociaż jest zdecydowanie lepsza niż inni debiutujący w Top Cow artyści z ostatnich miesięcy, lecz moim zdaniem nie wybija się ponad przeciętność i rysunki na pewno nie są tym, co może utkwić w pamięci po przeczytaniu Witchblade #170. Ale to już możecie ocenić sami i wcale się nie zdziwię, jeśli się ze mną nie zgodzicie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz