sobota, 2 listopada 2013

Fell vol. 1: Feral City (Warren Ellis/Ben Templesmith)


I znów recenzja pochodząca z zasobów IndependentComics.pl. Uznałem, że najpierw wszystkie je przeniosę na tego bloga, a potem ruszę ze świeżym materiałem. Przygotujcie się więc jeszcze na dziesięć dubli.

Dlaczego lubię wydawnictwo Mucha Comics? Bo nie tylko udowadnia ono, że na naszym rodzimym rynku można wydawać komiksy z gatunku superhero i nie zbankrutować po kilku miesiącach. Ale to nie wszystko. Edytor ten od czasu do czasu zaskakuje czytelników zapowiedzią wydania pozycji, którą mało kto u nas zna, a następnie okazuje się być wspaniałą lekturą. Tak było z REVELATIONS (Objawienia) Humberto Ramosa czy BATTLEFIELD: DEAR BILLY (Drogi Billy) Gartha Ennisa. Od jakiegoś czasu mogę z całą pewnością napisać, że kolejnym czarnym koniem Muchy okazał się FELL (Detektyw Fell). Ale z drugiej strony, czy można było się spodziewać po komiksie, którego autorami są Warren Ellis i Ben Templesmith, całkowitej porażki? Chyba jednak nie.

FELL to, przynajmniej teoretycznie, kryminalna opowieść utrzymana w bardzo mrocznym stylu noir. Skupia się ona na detektywie Richardzie Fellu, który trafia do sennego miasta Snowdown. Nie wiemy dokładnie jakie są powody jego przeniesienia, bo chociaż sam zainteresowany twierdzi, iż podpadł w swoim poprzednim miejscu pracy, to nie można oprzeć się wrażeniu, że nie jest to do końca prawda. W końcu takie też jest jego osobiste motto: „Każdy coś ukrywa. Nawet on”. Napisałem przed chwilą, że jest to tylko teoretycznie historia kryminalna. Już pierwszy rzut oka do komiksu pokazuje nam, że mamy tu także do czynienia z bardzo widocznymi klimatami grozy. W Snowtown zawsze jest mroczno i ponuro, a dodatkowo co jakiś czas jesteśmy karmieni elementami niemal mistycznymi. Objawia się to zwłaszcza przy okazji opisywania samego miasta, którego mieszkańcy wierzą w to, że pewien odpowiedni znak przyniesie im ochronę. Sami także niechętnie wyjeżdżają do miasta z mostem (którego nazwa zresztą nie pada w komiksie) i tworzą naprawdę oryginalną i niebezpieczną mieszankę.

Sama postać detektywa Fella nie jest wzorowana na popularnych dzisiaj wspaniałych i uczciwych gliniarzach, walczącymi z wszechobecną korupcją. Richard zdecydowanie nie należy do nich – gdy kończą mu się legalne pomysły, nie boi się używać gróźb i przemocy. Być może dzięki temu szybko okazuje się najskuteczniejszym spośród trzech i pół detektywa, jacy pracują w Snowdown. Warto zwrócić baczniejszą uwagę na dwie inne postaci, które odgrywają dość istotne role w komiksie. Są to kelnerka Mayko, która staje się jedyną przyjaciółką Fell w mieście i to pomimo tego, że przy ich pierwszym spotkaniu... wypaliła mu na szyi znak ochronny. Drugą z ciekawych postaci jest tajemnicza zakonnica, ubierająca maskę Richarda Nixona. Chociaż jej rola ogranicza się do pojawiania się raz na kilkanaście stron, czytelnik szybko zaczyna ciekawić się kim ona jest. Czy uda nam się tego dowiedzieć? Po odpowiedzi zapraszam do komiksu.

FELL zawiera osiem zeszytów oryginalnej serii komiksowej. Każdy z rozdziałów to osobna historia, nie połączona żadną ważniejszą fabułą. To spora odmiana od tego, co zazwyczaj serwują nam dziś poszczególni wydawcy. Warren Ellis dobrym scenarzystą jest, ale jak każdy zbiór opowiastek, tak i ten ma swoje lepsze i gorsze momenty. Twórca sprawnie ukazuje nam naprawdę wiele różnych dziwactw i okropności. Większość z nich jest naprawdę udana i czyta się je bez żadnego znużenia. W zbiorze pojawiły się jednak dwie historie, które zupełnie nie przypadły mi do gustu – wręcz niesmaczna o niechronionym domu i o topielcach. Oczywiście każdy ma swój gust, jednak te dwa rozdziały nie wpłynęły ostatecznie na moją, całkiem wysoką zresztą opinią na temat komiksu FELL. Dużo zawdzięczam też rysownikowi.

A skoro już o nim mowa. Ben Templesmith szybko zdobył popularność na amerykańskim rynku, jednak przylgnęła do niego łatka specjalisty od rysowania horrorów, takich jak 30 DAYS OF NIGHT czy SILENT HILL: DYING INSIDE. Nic więc dziwnego, że zapragnął on odmiany i chyba nie mógł trafić lepiej. Rysunki w jego wykonaniu idealnie wpasowały się do scenariusza Ellisa. Jego specyficzny styl nadał Snowdown niepowtarzalny klimat, lecz jednocześnie potwierdził tylko, że Templesmith jest wręcz stworzony do opowieści grozy. Jednak na chwilę obecną po prostu nie umiem sobie wyobrazić kogoś, kto mógłby lepiej przyozdobić swoimi rysunkami FELL.

Niestety, ani oryginalne, ani też polskie wydanie nie posiada niemal żadnych materiałów dodatkowych. Oczywiście, jeśli nie liczyć krótkich notek na temat Ellisa i Templesmitha. Niestety, powoli zaczynam się przyzwyczajać do tego typu przypadków w komiksach od Image Comics w miękkiej oprawie. Być może przyszłość coś zmieni.

FELL jest komiksem naprawdę godnym polecenia i zdecydowanie najlepszą pozycją wydaną w Polsce przez Mucha Comics w 2011 roku. Cena 59zł nie jest jak na dzisiejsze, komiksowe standardy totalnie zwalająca z nóg i myślę, że znacznie lepiej jest zapłacić tyle za FELL niż przykładowo, za kolejne wznowienia Asterixa. Gratulacje za odwagę dla duńskiego wydawcy i liczę na to, że w roku 2012 również pojawi się chociaż jedna pozycja, nie należąca do duetu wielkich i możnych, czyli oczywiście do Marvela i DC. Tymczasem FELL otrzymuje w pełni zasłużoną piątkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz