Dziś czas na drugi wywiad w historii tego bloga. Tym razem moim rozmówcą jest Paweł Deptuch - w latach 2003-2010 redaktor naczelny serwisu CarpeNoctem.pl. Recenzent komiksowy i publicysta współpracujący m.in. z Nową Fantastyką, Dziką Bandą, Bicepsem, Czachopismem, Ziniolem. Swego czasu dziennikarz lokalnych periodyków (gdzie prowadził również stałe kolumny związane z fantastyką), autor kilku scenariuszy komiksowych. Od 2009 roku prowadzi blog tematyczny o Robercie Kirkmanie - niezwyciezony.blogspot.com
Krzysztof Tymczyński: Parę
razy się zdarzyło, że kolega Oleksak z Kolorowych Zeszytów określił mnie
"pierwszym fanem wydawnictwa Image w Polsce". Brzmi to fajnie, ale
osobiście wolę myśleć o sobie jako o numerze dwa, ponieważ mojego bloga i w
ogóle całego mojego zamiłowania do wydawnictwa Image nie byłoby bez dwóch
rzeczy. Wydanego przez TM-Semic „WildC.A.T.S.” oraz... założonego w grudniu
2009 roku blogu o „Invincible”. Jaka była Twoja droga do jego założenia?
Paweł Deptuch: Dzięki za
te słowa. Miło wiedzieć, że czasem twoja praca ma pozytywny wpływ na innych.
Grudzień 2009 to był ten miesiąc, gdzie moja fascynacja Niezwyciężonym
osiągnęła apogeum. Z założenia blog miał być dla mnie składnicą wiedzy
związanej z tym bohaterem. Wcześniej wszystkie informacje, obrazki i pliki
gromadziłem w folderach na dysku twardym, ale było to nieskładne i bez ładu.
Blog miał to usystematyzować, dzięki czemu miałbym szybszy dostęp do wiedzy i
przede wszystkim odbywałoby się to on-line. Miał to być taki fundament pod
artykuł o serii, który chciałem wówczas napisać. Wszystko co wiedziałem i
posiadałem, wrzucałem więc na bloga. Zaznaczę jednak, że to miejsce miało być
tylko dla mnie. Nigdzie nie wrzucałem linków, nikomu nic o nim nie mówiłem.
Jakimś dziwnym trafem coraz więcej ludzi zaczęło je odwiedzać, pojawiały się
komentarze, linki na innych stronach, propozycja dołączenia do Kolorowych itd.
Okazało się, że „Invincible” ma w Polsce dość duże grono fanów. Siłą rzeczy
blog zaczął przechodzić różne metamorfozy i stał się swego rodzaju oknem na
wszystko co związane z tą świetną serią, a później z Image Comics.
Już od
dłuższego czasu próżno szukać aktualizacji na blogu. Jaki jest tego powód?
No cóż,
życie. To chyba najlepszy powód. Blog powstał ponad pół roku po studiach.
Miałem wtedy jeszcze względnie trochę więcej wolnego czasu. Wtedy było tak, że
siadałem i jednego dnia szykowałem aktualizacje na cały tydzień, które
automatycznie się publikowały. Ale z miesiąca na miesiąc tego czasu ubywało.
Ciągła praca, ślub, mieszkanie, mnóstwo innych obowiązków, a czasem trzeba też
odpocząć. Nawet na czytanie czy oglądanie go brakowało i dalej brakuje. Ale
uspokoję Cię, blog nie został uśmiercony i od czasu do czasu na pewno coś się
tam pojawi. Jego funkcję pełni obecnie Kirkmania na facebooku. Wrzucam tam
jednak tylko linki do różnych wiadomości i lakoniczne notki, co by dać znać, że
śledzę wszystko na bieżąco.
Kolejne
pytanie nasuwa się więc samo. Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z serią „Invincible”?
Za
pośrednictwem „Żywych Trupów” od Taurusa. Od samiuśkiego początku śledziłem
serię w polskich wydaniach i byłem zachwycony. Po jakichś dwóch latach (czyli w
2007 r.) postanowiłem sprawdzić do jakich jeszcze tytułów ten Kirkman pisze
scenariusze. Natrafiłem wówczas na kilka okładek „Invincible'a”, ale
niespecjalnie mnie zainteresowały. Bardziej skupiłem się na tym co pisał dla
Marvela, czyli „Marvel Zombies”, „Ultimate X-Men” i „Ant-Manie”. Dopiero rok
później, jak już całkiem zacząłem wsiąkać w jego twórczość, znowu przyjrzałem
się Niezwyciężonemu. I znowu trafiłem na okładki, ale tym razem te bardzo mnie
zaciekawiły. Były to konkretnie numery 31, 44, 50 i miały w sobie coś, czego w
komiksach m.in. Marvela nie widziałem. Tytuł głosił: Najlepszy komiks
superbohaterski, a na okładce sielankowy piknik w sercu Afryki?; rozbryzgi krwi
na rękach kobiety?; okładanie pięściami bezbronnego staruszka? Przeczytałem
pierwszych piętnaście zeszytów (za jednym razem) i zakochałem się po uszy.
Wtedy też wszystkie inne tytuły (nie tylko Kirkmana), łącznie z „The Walking
Dead”, zeszły na drugi plan.
Obecnie
seria „Invincible” to ponad 100 numerów, kilka miniserii i spin-offów, jak
obecnie wydawany „Invincible Universe”. Jak poleciłbyś tę serię komuś, kto jak
dotąd nie miał z nią styczności?
A po
szczegółową odpowiedź na to pytanie odsyłam do grudniowego numeru Nowej
Fantastyki (nr 375), gdzie na trzech stronach z miłością i oddaniem przekonuję
czytelników, że Niezwyciężonego warto i trzeba znać, i że bez żadnej ściemy,
jest to najlepszy komiks superbohaterski we wszechświecie. A dla tych co nie lubią
zbyt długich tekstów odsyłam na Dziką Bandę.
Czy
Twoim zdaniem komiksy osadzone w uniwersum Niezwyciężonego, których autorami
nie jest Robert Kirkman, także są warte uwagi?
“Invincible
Presents Atom Eve & Rex Splode” to chyba jedyny spin-off “Invincible'a”
wart większej uwagi. Świetna akcja, niezła fabuła, narracja
i humor oraz cudowne rysunki Nate'a Bellegarde sprawiają, że bardzo często
wracam do tego tytułu. Bardzo go polecam.
Pierwsza seria „Guarding the Globe", krótko mówiąc, była
słaba. Mimo, że pracował nad nią Benito Cereno (ten sam co przy „Invincible
Presents”) wspomagany przez Kirkmana, był to bardzo ciężkostrawny komiks. A
zmieniający się co numer inkerzy, olbrzymia przerwa między dwoma ostatnimi
numerami i w końcu zmiana rysownika w ogóle nie pomogły temu tytułowi. Gdy
drugą mini przejął Phill Hester i Todd Nauck było znacznie lepiej. Okazało się,
że wprowadzone wcześniej postacie mają jakąś głębię, lepiej rozłożono akcenty
fabularne, a całość bardziej odnosiła się do wydarzeń z „Invicnible'a”.
„Invincible Universe” to kontynuacja tego co Hester i Nauck rozpoczęli w „Guarding the Globe vol. 2”. Wciąż jest poprawnie, ale przyznam, że jestem trochę znużony tą serią. Niby ten sam świat, niby te same znane postacie, ale jednak to już nie to samo co w matczynym tytule.
Maxiseria „Brit” do scenariusza Bruce'a Browna mogła się
pochwalić bardzo dobrymi rysunkami Cliffa Rathburna i Nate'a Bellegarde.
Fabularnie nie było najgorzej, choć ograniczało się to do pokonywania kolejnych
kosmicznych przeciwników. Na plus było wprowadzenie dwóch nowych postaci:
siostry Brita, Britney oraz Atom Shivy - alternatywnego, złego wcielenia
Atomowej Evy oraz shorciak traktujący o genezie tytułowego bohatera. Tytuł
zdecydowanie dla zatwardziałych fanów kirkversum.
Czy
Twoja znajomość wydawnictwa Image ogranicza się jedynie do produkcji studia
Kirkmana?
Absolutnie nie, choć to Kirkman był zapalnikiem, który wywołał
u mnie zainteresowanie tytułami z Image. Wcześniej ten wydawca kojarzył mi się tylko
ze Spawnem, Robem Liefeldem i aferkami, o których pisałeś przy okazji swoich
tekstów. Zaciekawienie komiksami indie wywołały liczne manifesty Kirkmana o
wyższości niezależnych tytułów nad mainstreamowymi produkcyjniakami oraz samo
odejście autora z Marvela. No i oczywiście słynna debata z Bendisem w 2008 r.
Jak pokazało życie, dużo z tego co prawił Kirkman się
spełniło. Miesiąc w miesiąc coraz więcej tytułów Image pojawia się w TOP100
sprzedaży, gdzie kilka lat temu było to nie do pomyślenia. Świadczy to
oczywiście o wysokiej jakości tych komiksów, co poparte jest również licznymi
branżowymi nagrodami.
Tak więc już od kilku lat, miesiąc w miesiąc, bacznie
przyglądam się kolejnym nowym tytułom i co ciekawsze wyłuskuję dla siebie. W
tej chwili Image to dla mnie synonim niezawodnej formy i główne źródło
komiksowej rozrywki.
Które z obecnie wydawanych tytułów
poleciłbyś czytelnikom bloga i dlaczego?
Oj, jest
tego bardzo dużo. Z bardziej znanych ongoingów to „Chew” - bo miksuje wiele z
pozoru nie pasujących do siebie gatunków, jest niesamowicie zabawne i zajmujące,
„The Manhattan Projects” i „East of West” - Jonathana Hickmana, w których
przerabia on fakty historyczne i opakowuje je w znakomite, mięsiste
science-fiction, „Saga” - która mimo rozciągniętej akcji charakteryzuje się
cudnymi dialogami, patentami fabularnymi i rysunkami, „Sex Criminals” - który
pomimo kuriozalnego pomysłu wyjściowego jest naprawdę wciągającą opowieścią, „Prophet”
i „Elephantmen” - bo to kawał znakomitych opowieści science-fiction, „Fatale” -
bo Mity Cthulhu idealnie pasują do kryminału noir, a z miniserii: Luther Strode
- genialna rozpierducha, „Planetoid” - science-fiction z niesamowitą grafiką
trochę w stylu Tsutomu Nihei. Oraz wiele, wiele innych serii, miniserii,
one-shotów i powieści graficznych. Obecnie każdy znajdzie w Image tytuł, który
przypasuje do jego gustu.
Nie
wymieniłeś nic od Roberta Kirkmana :)
A, bo o
samego Kirkmana nie pytałeś ;) Prócz oczywistych Niezwyciężonego i Żywych
Trupów, bardzo lubię Wolf-Mana udanie mieszającego superbohaterszczyznę z grozą
(który rozgrywa się w uniwersum Invincible'a), album „Capes: Punching the Clock”
będący parodią totalną gatunku superhero - trochę mniej hardkorową niż „The Pro”
Ennisa, ale to mniej więcej ten sam poziom absurdu, oraz „Brit: The Old Soldier”
(później pomysł na bohatera Kirkman skopiował do marvelowego Destroyera) i
rzecz jasna „Battle Pope'a”, który był poligonem doświadczalnym dla brodatego.
Bardzo ciekawie zapowiadał się też kryminał s-f „Cloudfall”, ale niestety nie
dożył do drugiego numeru. Reszta tytułów („Super Dinosaur”, „Thief of
Thieves”) też jest godna polecenia, choć przyznam że „The Infinite”
z rysunkami Liefelda mnie onieśmieliło i nie odważyłem się sięgnąć. Czekam też
z niecierpliwością na zapowiedzianą nową serię grozy pt. „Outcast” oraz "Album One:
The Passenger”.
Teraz
załóżmy, że jestem typowym zjadaczem papki od Marvela i/lub DC. Jak zachęciłbyś
mnie do sięgnięcia po komiksy z Image?
Jeśli jesteś faktycznie takim zjadaczem, to zapewne
zauważyłeś pewną prawidłowość, jaka pojawia się w tych tytułach. Co rusz
dostajemy hasła z informacją o fundamentalnym wywróceniu uniwersum do góry
nogami (znane przecież: Nic już nie będzie takie samo), spektakularnej śmierci
jakiegoś bohatera, fenomenalnym crossoverze, reeboocie serii czy też całego
uniwersum. Po trzech latach w miarę regularnego czytania kilku tytułów Marvela
stwierdziłem, że te wszystkie wydarzenia coraz bardziej mnie nudzą i są po
prostu monotonne. Czarę goryczy przepełniło „Secret Invasion”, które miało
naprawdę duży potencjał, a skończyło się, w moim odczuciu, wręcz żenująco.
Podejrzewam, że prędzej czy później również dostrzeżesz taką
cykliczność i stwierdzisz, że bezefektywne napierdalando, zjadanie własnego
ogona i mielenie w kółko tej samej - może lekko zmodyfikowanej - fabuły
faktycznie jest nużące. Wtedy z pomocą przyjdzie Image. Chcesz świetne
superhero? Sięgnij po „Invincible” i „Savage Dragona”. Lubisz science-fiction,
dramat, komedię, fantasy, kryminał albo horror? Spróbuj wszystkich innych
tytułów po trochę, bo każdy z nich jest unikatowy, oryginalny, sensowny i bez
wyjątku prezentuje pewien wysoki poziom. A, że nie ma w nich Batmana czy Iron
Mana? Kij z nimi... Czy te postacie już dawno nie powinny leżeć w piachu?
Aż chce
się dopisać "Jeśli jesteś patriotą, sięgnij po Spawna lub Sex". Warto
chyba wspomnieć, że w Image Comics mamy obecnie dwóch Polaków. I dla obu
wydawnictwo to otworzyło drogę do pracy dla "wielkiej dwójki".
Tymczasem nasze rodzime serwisy praktycznie milczą na ten temat. Nie dziwi Cię
to?
Zaraz też
będzie i trzeci, Marek Oleksicki, który pocisnął epizody do „The Darkness” i „Zero”
Alesa Kota. A wracając do pytania to jest mi to zupełnie obojętne. Z serwisami
komiksowymi jest trochę jak z polskim dziennikarstwem, jeśli się nie poda
informacji wprost, na talerzu, to szybko umknie i zniknie w ciemnościach. Druga
sprawa to taka, że chyba mało kogo interesują dokonania Polaków za granicą. Gdy
bodajże na Alei pojawiła się króciutka wzmianka o „Sex” Kowalskiego, nikt nie
raczył tego skomentować. Gdy Marek Oleksicki debiutował „Frankenstein's Womb”,
chyba tylko Przemek Pawełek na swoim blogu w miarę szybko pokusił się o tekst
na ten temat. O Kudrańskim było trochę głośniej, ale on był pierwszy, natomiast
jego zupełnie samodzielny album, „Repulse”, również przeszedł u nas bez echa.
Gdy w 2010 r. w NF pojawił się tekst Leszka Kaczanowskiego, Karola
Wiśniewskiego i mój przybliżający twórczość naszych artystów za granicą
zainteresowanie tym tematem też było znikome. Czemu tak jest? Nie mam pojęcia.
Ja w każdym razie staram się na bieżąco śledzić zagraniczne zapowiedzi i
wyłuskiwać z nich polskie nazwiska. Autentycznie cieszę się, że coraz więcej
rodaków publikuje poza naszym krajem.
Ostatnie
pytanie. Czy Twoim zdaniem w ciągu najbliższych kilku lat Image ma szansę
zacząć mocniej deptać po piętach DC i Marvelowi?
Już od
kilku lat siedzi im na karku i z tego co można zaobserwować w comiesięcznych
statystykach sprzedażowych, zarówno Marvel jak i DC mają mocno poobcierane
pięty. Tendencja jest zwyżkowa i moim zdaniem tak pozostanie. W ostatnim roku
mieliśmy dwa razy komiks z Image na pierwszym miejscu w TOP100, a coraz więcej
tytułów trafia do tego zestawienia. Zapewne za kilka lat w pierwszej dziesiątce
będzie już kilka ich komiksów. Mam przynajmniej nadzieję, że tak się stanie.
Przy tej
okazji liczę też na to, że polscy wydawcy pójdą po rozum do głowy i poza
Batmanem oraz Marvelem zaczną w końcu wydawać jakieś tytuły z Image.
Dziękuję
za rozmowę.
Dzięki.
Teraz przydałoby się pójść za ciosem i zrobić wywiady z Polakami w Image. :-D
OdpowiedzUsuńGdyby tylko któryś z nich mi odpisał... :P
Usuń