Kolejna zdublowana recenzja. Tak tylko dla przypomnienia.
W wykreowanym przez Roberta Kirkmana świecie opanowanym przez zombie,
ani na moment nie znajdziecie chwili na to, by odpocząć. Już pierwszy
tom pokazał nam całe spektrum uczuć: od radości przez grozę czy smutek, a
na szoku kończąc. Tymczasem scenarzysta wcale nie ma zamiaru zwalniać i
rzuca nam pod nogi kolejne zeszyty serii, którą czyta się bez
opamiętania i wiecznie chce się więcej. Jak totalnie, komiksowe zombie,
charakteryzujące się tym, że zamiast mózgów, ma niekończący apetyt na
kolejne wydania zbiorcze. I tak oto, po rozpalającym nasze uczucia tomie
pierwszym, w moje recenzenckie łapska trafia THE WALKING DEAD vol. 2,
znacznie spokojniejszy, ale nie mniej dobry.
Po kolejnym już
pogrzebie jednego ze swoich, grupa dowodzona przez Ricka Grimesa rusza w
dalszą podróż przez świat opanowany przez żywe trupy. Na swojej drodze
spotykają kolejnych ocalałych: między innymi byłego futbolistę Tyreese'a
czy farmę, na której w miarę spokojnie żyją starzec o imieniu Hershel
ze swoją rodziną. Po drodze kilkoro z nich zginie, inne zostanie
postrzelone, a ktoś jeszcze oznajmi Rickowi pewną szokującą nowinę.
Drugi
tom cyklu THE WALKING DEAD jest nieco mniej intensywny niż poprzedni.
Niech Was to jednak nie zmyli, ponieważ Robert Kirkman okazuje się być
scenarzystą, który daje nam wytchnąć tylko na chwilę, by po jej
upłynięciu uderzyć nas ze zdwojoną siłą. I tak samo jak w pierwszym
tomie, odnosi to odpowiednie skutki w postaci szczęk, które większość z
czytelników musi zbierać z podłogi po tym, jak nagle i niespodziewanie
im ona opadła. Kirkman inteligentnie jednak bilansuje akcję ze
spokojniejszymi momentami, które przeznacza głównie na przybliżenie nam
poszczególnych bohaterów. Udaje mu się sprawić, że przynajmniej część z
nich naprawdę zaczynamy darzyć sympatią, przez co tym mocniej nam
pogodzić się z tym, że ginie ono z rąk, a raczej z zębów panoszących się
tu i ówdzie zombie. No właśnie, panoszących się. To, co trzeba ponownie
podkreślić to fakt, że zombie w THE WALKING DEAD schodzą często na
drugi, a czasem nawet trzeci plan. Dochodzi wręcz do tego, że dopóki nie
pojawią się one na poszczególnych kadrach, niemal zapominamy o tym, że
obserwujemy świat po apokalipsie. To wbrew pozorom siła cyklu, także w
drugim jego tomie.
Nie mogę jednak cały czas zachwalać komiks,
ponieważ pojawiło się w nim kilka rzeczy, które zupełnie nie przypadły
mi do gustu i przez które oceniam go nieco niżej od „Days Gone Bye” –
pierwszego tomu cyklu. Przede wszystkim nie spodobały mi się sceny na
farmie, a zwłaszcza wątek szopy i jej zawartości. Nie chcę w tym miejscu
zbyt sporo zaspoilerować, ale argumenty Hershela w tej sprawie brzmiały
totalnie niewiarygodnie. Nawet jak na świat po zombie-apokalipsie,
gdzie koniec końców nic nie powinno być uznawane za niewiarygodne.
Kolejnym
minusem, moim zdaniem znacznie większego kalibru, jest zmiana na
stanowisku głównego rysownika komiksu. Pierwszy tom THE WALKING DEAD
przyozdobił swoimi świetnymi rysunkami Tony Moore. Od „Miles Behind Us”
na stałe zastępuje go Charlie Adlard, który rysuje nieźle. Tak, rysuje
on nie najgorzej, lecz zdecydowanie przegrywa ze swoim przeciwnikiem.
Ilustracje Adlarda są znacznie mniej szczegółowe, a swoje trzy grosze do
wszystkiego dorzuca także odpowiedzialny za nakładania tuszu Cliff
Rathburn. Nie umiem oprzeć się wrażeniu, że czarno-białe ilustracje bez
tak dużej zabawy różnymi odcieniami szarości wyglądały by znacznie
lepiej. Niestety, rysunki w drugim tomie THE WALKING DEAD wyglądają
momentami jakby kolorowe plansze zeskanowano i przerobiono na wersję bez
barw.
Warto także wspomnieć o fakcie, że THE WALKING DEAD
ukazuje się także w Polsce, pod tytułem ŻYWE TRUPY. Taurus Media –
wydawca serii, nie bawi się w żadne eksperymenty i publikuje kolejne
tomy dokładnie tak samo, jak w oryginale Image Comics. Oznacza to ni
mniej ni więcej, że otrzymujemy nieźle wydany komiks w miękkiej oprawie,
lecz niestety nie należy oczekiwać w nim żadnych dodatków, nawet czegoś
tak pospolitego jak okładki poszczególnych zeszytów, wchodzących w
skład zbioru. Na szczęście dobra, zajmująca uwagę historia sprawia, że
zupełnie nie zwracamy na to uwagę. No, chyba że jest się naprawdę
wielkim wielbicielem wszelkiej maści dodatków, a z doświadczenia
własnego wiem, że takich osób niemało krąży po świecie.
Jak już
wcześniej wspomniałem, drugi tom THE WALKING DEAD oceniam jako nieco
słabszy od premierowego. Złożyły się na to głównie rysunki, które
przynajmniej w tym wydaniu zupełnie nie przypadły mi do gustu. Mimo to
polecam wszystkim sięgnięcie po ten komiks, który wciąż jeszcze można
znaleźć także w naszych księgarniach, w niespotykanej dziś już cenie
27,90zł. Ale spieszcie się, ŻYWE TRUPY odniosły spory sukces także i u
nas, więc niektóre tomy dostać w dobrym stanie jest naprawdę ciężko.
„Miles Behind Us” oceniam na solidną czwórkę i już nie mogę doczekać
się, gdy podzielę się z Wami swoją opinią o trzeciej odsłonie historii o
grupie ocalałych, na czele której stoi Rick Grimes.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz