piątek, 8 listopada 2013

The Walking Dead vol. 2: Miles Behind Us (Robert Kirkman/Charlie Adlard)

Kolejna zdublowana recenzja. Tak tylko dla przypomnienia.

W wykreowanym przez Roberta Kirkmana świecie opanowanym przez zombie, ani na moment nie znajdziecie chwili na to, by odpocząć. Już pierwszy tom pokazał nam całe spektrum uczuć: od radości przez grozę czy smutek, a na szoku kończąc. Tymczasem scenarzysta wcale nie ma zamiaru zwalniać i rzuca nam pod nogi kolejne zeszyty serii, którą czyta się bez opamiętania i wiecznie chce się więcej. Jak totalnie, komiksowe zombie, charakteryzujące się tym, że zamiast mózgów, ma niekończący apetyt na kolejne wydania zbiorcze. I tak oto, po rozpalającym nasze uczucia tomie pierwszym, w moje recenzenckie łapska trafia THE WALKING DEAD vol. 2, znacznie spokojniejszy, ale nie mniej dobry.

Po kolejnym już pogrzebie jednego ze swoich, grupa dowodzona przez Ricka Grimesa rusza w dalszą podróż przez świat opanowany przez żywe trupy. Na swojej drodze spotykają kolejnych ocalałych: między innymi byłego futbolistę Tyreese'a czy farmę, na której w miarę spokojnie żyją starzec o imieniu Hershel ze swoją rodziną. Po drodze kilkoro z nich zginie, inne zostanie postrzelone, a ktoś jeszcze oznajmi Rickowi pewną szokującą nowinę.

Drugi tom cyklu THE WALKING DEAD jest nieco mniej intensywny niż poprzedni. Niech Was to jednak nie zmyli, ponieważ Robert Kirkman okazuje się być scenarzystą, który daje nam wytchnąć tylko na chwilę, by po jej upłynięciu uderzyć nas ze zdwojoną siłą. I tak samo jak w pierwszym tomie, odnosi to odpowiednie skutki w postaci szczęk, które większość z czytelników musi zbierać z podłogi po tym, jak nagle i niespodziewanie im ona opadła. Kirkman inteligentnie jednak bilansuje akcję ze spokojniejszymi momentami, które przeznacza głównie na przybliżenie nam poszczególnych bohaterów. Udaje mu się sprawić, że przynajmniej część z nich naprawdę zaczynamy darzyć sympatią, przez co tym mocniej nam pogodzić się z tym, że ginie ono z rąk, a raczej z zębów panoszących się tu i ówdzie zombie. No właśnie, panoszących się. To, co trzeba ponownie podkreślić to fakt, że zombie w THE WALKING DEAD schodzą często na drugi, a czasem nawet trzeci plan. Dochodzi wręcz do tego, że dopóki nie pojawią się one na poszczególnych kadrach, niemal zapominamy o tym, że obserwujemy świat po apokalipsie. To wbrew pozorom siła cyklu, także w drugim jego tomie.

Nie mogę jednak cały czas zachwalać komiks, ponieważ pojawiło się w nim kilka rzeczy, które zupełnie nie przypadły mi do gustu i przez które oceniam go nieco niżej od „Days Gone Bye” – pierwszego tomu cyklu. Przede wszystkim nie spodobały mi się sceny na farmie, a zwłaszcza wątek szopy i jej zawartości. Nie chcę w tym miejscu zbyt sporo zaspoilerować, ale argumenty Hershela w tej sprawie brzmiały totalnie niewiarygodnie. Nawet jak na świat po zombie-apokalipsie, gdzie koniec końców nic nie powinno być uznawane za niewiarygodne.

Kolejnym minusem, moim zdaniem znacznie większego kalibru, jest zmiana na stanowisku głównego rysownika komiksu. Pierwszy tom THE WALKING DEAD przyozdobił swoimi świetnymi rysunkami Tony Moore. Od „Miles Behind Us” na stałe zastępuje go Charlie Adlard, który rysuje nieźle. Tak, rysuje on nie najgorzej, lecz zdecydowanie przegrywa ze swoim przeciwnikiem. Ilustracje Adlarda są znacznie mniej szczegółowe, a swoje trzy grosze do wszystkiego dorzuca także odpowiedzialny za nakładania tuszu Cliff Rathburn. Nie umiem oprzeć się wrażeniu, że czarno-białe ilustracje bez tak dużej zabawy różnymi odcieniami szarości wyglądały by znacznie lepiej. Niestety, rysunki w drugim tomie THE WALKING DEAD wyglądają momentami jakby kolorowe plansze zeskanowano i przerobiono na wersję bez barw.

Warto także wspomnieć o fakcie, że THE WALKING DEAD ukazuje się także w Polsce, pod tytułem ŻYWE TRUPY. Taurus Media – wydawca serii, nie bawi się w żadne eksperymenty i publikuje kolejne tomy dokładnie tak samo, jak w oryginale Image Comics. Oznacza to ni mniej ni więcej, że otrzymujemy nieźle wydany komiks w miękkiej oprawie, lecz niestety nie należy oczekiwać w nim żadnych dodatków, nawet czegoś tak pospolitego jak okładki poszczególnych zeszytów, wchodzących w skład zbioru. Na szczęście dobra, zajmująca uwagę historia sprawia, że zupełnie nie zwracamy na to uwagę. No, chyba że jest się naprawdę wielkim wielbicielem wszelkiej maści dodatków, a z doświadczenia własnego wiem, że takich osób niemało krąży po świecie.

Jak już wcześniej wspomniałem, drugi tom THE WALKING DEAD oceniam jako nieco słabszy od premierowego. Złożyły się na to głównie rysunki, które przynajmniej w tym wydaniu zupełnie nie przypadły mi do gustu. Mimo to polecam wszystkim sięgnięcie po ten komiks, który wciąż jeszcze można znaleźć także w naszych księgarniach, w niespotykanej dziś już cenie 27,90zł. Ale spieszcie się, ŻYWE TRUPY odniosły spory sukces także i u nas, więc niektóre tomy dostać w dobrym stanie jest naprawdę ciężko. „Miles Behind Us” oceniam na solidną czwórkę i już nie mogę doczekać się, gdy podzielę się z Wami swoją opinią o trzeciej odsłonie historii o grupie ocalałych, na czele której stoi Rick Grimes.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz