Wiecie
który komiks niezależny sprzedał się najlepiej w historii? „Spawn #1” osiągnął w
1992 roku zawrotny wynik 1.7 miliona egzemplarzy, który do dziś nie został
pokonany i nie wydaje się, by kiedykolwiek ta sytuacja miałaby ulec zmianie.
„Odpowiedzialny” za tę sytuację był Todd McFarlane i dzisiejszy fragment
historii Image Comics skupi się właśnie na nim i studiu, które założył. Na
początek jednak cofnijmy się w czasie, gdy twórca ten pracował dla Marvela.
Nie czas to
i miejsce na dokładne opisywanie tego, w jaki sposób McFarlane stał się
supergwiazdą amerykańskiego komiksu, lecz wspomnę jedynie iż stało się to przy
pracy nad postacią Spider-Mana. Artysta najpierw współtworzył flagową serię
„The Amazing...”, by później z niej odejść i zająć się zupełnie nowym cyklem,
zatytułowanym samym pseudonimem człowieka-pająka. Todd wytrwał w nim zaledwie
szesnaście numerów, ponieważ nie umiał porozumieć się z Dannym Fingerothem –
nowym edytorem rodziny tytułów ze ścianołazem. De facto, był to początek drogi
do założenia Image Comics. McFarlane doskonale wiedział, że jest komiksową
gwiazdą. Nie chciał on odchodzić z wydawnictwa, dzięki któremu swoją pozycję
osiągnął. Czuł jednak, że jeśli metody pracy w wydawnictwie się nie zmienią, w
końcu ugrzęźnie w przeciętności. Na szczęście McFarlane nie był sam i wraz z
kilkoma innymi twórcami zaczął domagać się zmian. Ówczesny redaktor naczelny
Marvela nie chciał jednak oddać buntownikom nawet części praw oraz zysków z
postaci, które stworzyli oni dla wydawnictwa. Stało się więc jasne, że odejdą
oni z Domu Pomysłów. Nieoficjalnie, to właśnie Todd McFarlane wraz z Robem
Liefeldem przewodzili grupie zbuntowanych twórców, a jeszcze bardziej
nieoficjalnie – to właśnie późniejszy twórca postaci Spawna zaproponował, by
stworzyli oni wydawnictwo Image.
Tu wtrącę
mała dygresję. McFarlane nie posiada żadnego wykształcenia związanego z
biznesem. Uczył się on w czymś na kształt naszych akademii sztuk pięknych, a
jednocześnie był nieźle zapowiadającym się baseballistą. Tymczasem to właśnie on
najszybciej utworzył swoje studio w Image, jako pierwszy się na nim dorobił i
zdobyte pieniądze oraz doświadczenie wykorzystał na budowę całego imperium,
które obecnie obejmuje studio komiksowe, firmę produkującą zabawki, kolejne
studio, tym razem produkujące filmy animowane, a także jeszcze jedno, zajmujące
się grami komputerowymi. To ostatnie zbankrutowało w 2012 roku.
Wróćmy
jednak do komiksów. Po odejściu twórców z Marvela utworzono Image Comics. Todd
McFarlane był wśród „uciekinierów” największą gwiazdą. Jego popularność
przewyższała nawet tą, którą cieszył się Jim Lee. Twórca dość słusznie uznał,
że jego nazwisko samo w sobie jest gwarancją sukcesu i dlatego własne studio
nazwał... Todd McFarlane Productions. Artysta wiedział, że zapowiedziany przez
niego „Spawn” będzie hitem, lecz w przeciwieństwie np. do Roba Liefelda nie
widział on nic złego w przeciągnięciu pracy nad pierwszym numerem serii. Ten
ostatecznie trafił do sprzedaży w 1992 roku i jak już wspomniałem, do dziś jest
rekordowo sprzedającym się komiksem niezależnym.
To totalnie
wystarczyło, by McFarlane dorobił się fortuny. Aż do 2007 roku była to jedyna
(!!!) marka wydawana przez studio legendarnego rysownika. Owszem, z czasem
dorobiła się wielu spin-offów i serii pobocznych, lecz każda jedna z nich
osadzona była w uniwersum Spawna. Bohater ten nie był szczytem oryginalności –
praktycznie od samego początku zauważano pewne, dość nieznaczne podobieństwa do
Ghost Ridera z Marvela i Deadmana z DC. McFarlane pokazywał jednak, że był
mistrzem marketingu. Spawn doczekał się w szybkim tempie swojego solowego filmu
aktorskiego, serialu animowanego, serii figurek i kilku gier komputerowych. To
jednak będzie tematem jednej z kolejnych części Historii Image, więc dziś
jedynie o tym wspominam.
Zapewne
nieraz słyszeliście o słynnych opóźnieniach, które dotykało komiksy wydawane na
początku istnienia Image Comics. Przypuszczam także, że znacie warsztat Todda
McFarlane i uwagę, jaką potrafi on przywiązywać do szczegółów. Tymczasem jego
„Spawn” był jednym z niewielu tytułów wydawnictwa, który ukazywał się w
terminie. No, przynajmniej dopóki autorem rysunków był twórca postaci. Nigdy
oficjalnie nie potwierdzono czy Jim Lee czuł się tym zawstydzony, lecz znając
założyciela WildStorm, jest to wątpliwe.
Wielokrotnie
wspominałem w poprzednich częściach opisywania historii wydawnictwa o wspólnym
uniwersum Image. Otóż to właśnie Todd McFarlane był największym zwolennikiem
tego pomysłu. Twórca był tak pewien tego, że eksperyment ten się powiedzie, że
w origin Spawna wplótł zarówno Chapela z Youngblood Roba Liefelda, jak i
WildC.A.T.S. Jima Lee. Jak wiecie, seria z tym bohaterem cały czas się ukazuje
i warto wspomnieć, że przez ten czas kilkukrotnie została uderzona przez
rozłamy w wydawnictwie Image. Najpierw odejście Liefelda sprawiło, że McFarlane
nie mógł wspominać w swojej serii postaci Chapela – człowieka, który zabił Ala
Simmonsa. Powstały więc konieczne zmiany w originie Spawna. Kolejne były
bardziej kosmetyczne. Gdy Jim Lee sprzedał WildStorm wydawnictwu DC Comics, z
oficjalnego kontinuum Spawna zniknęło spotkanie z ekipą Dzikich Kotów. Jako że
było ono osadzone w alternatywnej przyszłości, praktycznie nie miało to
przełożenia na comiesięczną serię.
Dziewiąty
numer serii „Spawn” to dziś prawdziwy biały kruk. Jego scenarzystą był
gościnnie Neil Gaiman, który stworzył trzy postacie, które w późniejszym czasie
miały odgrywać znaczące role w tytule. Byli to Mediewal Spawn, Cogliostro i
Angela. Ta ostatnia spodobała się czytelnikom na tyle, że otrzymała własną miniserię.
W 2002 roku Gaiman upomniał się o te postacie, oskarżając McFarlane’a o
niepłacenie wynagrodzenia za ich wykorzystywanie. Rozpoczęła się wieloletnia
batalia sądowa, którą ostatecznie wygrał twórca Sandmana. Oczywiście wiązało
się to z faktem, że w 2002 roku te trzy niezwykle ważne postacie musiały z
numeru na numer zniknąć z łamów serii „Spawn”, co wiązało się z kolejnymi,
nieplanowanymi zmianami w fabule. Warto wspomnieć, że na mocy wyroku sądowego,
Gaiman „zabrał” z Image postać Angeli, która obecnie pojawia się w komiksach
Marvela. Cagliostro dzięki ugodzie między twórcami wrócił na łamy „Spawna”,
natomiast losy średniowiecznej wersji żołnierza piekieł są na razie nieznane.
To jednak
nie jedyny wyrok sądowy, który zaszkodził McFarlane’owi. Pozwał go także
baseballista Tony Twist, któremu nie spodobało się, że jego imieniem i
nazwiskiem nazwano gangstera z którym mierzył się Spawn. Todda zadośćuczynienie
kosztowało pięć milionów dolarów. Obecnie w sądzie rozpatrywana jest kolejna
rozprawa. Tym razem McFarlane’a pozwał... Al Simmons. Były współpracownik
twórcy postaci Spawna nie jest zadowolony z tego, że nie otrzymał wynagrodzenia
za użyczenie swoich danych postaci komiksowej.
Todd
McFarlane Productions w XXI wieku zaczęło nieco poupadać. Kolejne spin-offy
serii „Spawn” padały, aż w końcu w 2003 roku była ona już jedynym regularnym
tytułem z tym herosem. Trochę trwało zanim twórca postaci otrząsnął się z
letargu, ponieważ zareagował dopiero... pięć lat później. Najpierw wymienił on
głównego bohatera swojego flagowego dzieła, którym do dziś jest Jim Downing, a
w 2009 roku zapowiedział start nowej serii. Oczywiście mowa tu o cyklu „Haunt”
– pierwszym oryginalnym pomyśle McFarlane’a od siedemnastu lat. Sukces był
umiarkowany, ponieważ bohater ten utrzymał się na rynku jedynie przez 28
numerów i to pomimo Roberta Kirkmana na stanowisku scenarzysty serii.
Jeszcze
gorzej powiodło się w 2011 roku współtworzonemu przez samego Stana Lee tytułowi
„Blood Red Dragon”, który zakończył się na trzecim numerze (#0-2). Czytelnikom
nie spodobał się fakt mocno limitowanego nakładu, który wynosił 5000 kopii. Co
prawda każdy z trzech zeszytów wyprzedał się do cna, lecz przyjęcie serii było
bardzo chłodne i ostatecznie podjęto decyzję o jego bardzo przedwczesnym
zakończeniu.
Jakiś czas
temu pojawiła się plotka mówiąca o tym, że Todd McFarlane niedługo ogłosi
upadłość swojej firmy zabawkowej. Nie wiadomo ile jest w tym prawdy, lecz daje
to pewne nadzieje na to, że twórca mocniej poświęci się komiksom. Obecnie jego
studio publikuje jedynie rysowaną przez Szymona Kudrańskiego serię „Spawn”,
twardo- i miękkookładkowe wznowienia archiwalnych komiksów z udziałem tej
postaci, a także okazyjne zbiory spin-offów. Zdecydowanie dziwi brak trejdów
zbierających nowe przygody Jima Downinga. Jednak jedynie czas pokaże, czy
McFarlane powiedział już swoje ostatnie słowo.
Co sądzisz o "Hellspawnie" Bendisa i "The Dark Ages" Holguina?
OdpowiedzUsuńPierwszy bardzo dobry, drugiego nie znam
OdpowiedzUsuń