wtorek, 5 listopada 2013

Historia Image Comics część pierwsza


Na początku było... wydawnictwo Marvel Comics. Rzecz dzieje się w 1991 roku. Do biura Terry’ego Stewarda – ówczesnego prezydenta tego wydawnictwa, przychodzi grupka twórców niezadowolonych z tego, w jaki sposób są traktowani przez Dom Pomysłów. W większości rysownicy mają pretensje o to, że ich prace traktowane są jako taśmowy wyrób, nie mają żadnego wpływu na proces twórczy, a także nie posiadają praw autorskich na stworzone przez siebie postacie. Grupa domagała się zasadniczych zmian w funkcjonowaniu Marvela, lecz uzyskali odpowiedź odmowną. Na czele grupy stali Todd McFarlane oraz Rob Liefeld. Po tym jak odmówiono spełnienia ich żądań, ci dwaj panowie odeszli z Domu Pomysłów, zabierając ze sobą jeszcze Jima Lee, Erika Larsena, Marca Silvestriego, Jima Valentino, Whilce’a Portacio oraz Chrisa Claremonta. Na początku 1992 roku, ósemka „uciekinierów” ogłosiła stworzenie wydawnictwa Image Comics.

Już na samym początku ujawniono jasne zasady działania wydawnictwa. Przede wszystkim, Image nie miało najmniejszego zamiaru ingerować w prace poszczególnych twórców, ani także posiadać praw autorskich na którąkolwiek z wymyślonych przez nich postaci. Drugą zasadą był brak ingerencji wewnętrznych, co oznaczało np. że Jim Lee nie mógł mieć wpływu na to, co działo się na łamach serii tworzonej przez Jima Valentino i na odwrót. Jedyną „częścią” wydawnictwa będącą jego własnością okazało się znane już od dwudziestu lat logo, stworzone przez Hanka Kanalza.
Od początku głównym założeniem twórców Image Comics było stworzenie osobnego studia dla każdego z nich. Chris Claremont wycofał się z tej umowy i pozostał freelancerem, natomiast Whilce Portacio przeżywał zawirowania rodzinne i z braku dostatecznej ilości wolnego czasu także nie zdecydował się na stworzenie swojego studia. Tak więc w 1992 roku Image Comics podzieliło się na sześć części:

Extreme Studios – Założone przez Roba Liefelda. Tu publikowano takie tytuły jak „Youngblood”, „Prophet” czy „Supreme”.
Highbrow Entertainment – Którego twórcą był Erik Larsen, twórca „The Savage Dragon” oraz „Freak Force”.
Shadowline – Stworzone przez Jima Valentino. Na początku największym hitem studia była seria „Shadowhawk”.
Todd McFarlane Productions – Tu raczej nie trzeba pisać kto był założycielem, prawda? W tym studiu powstał „Spawn”.
Top Cow Productions – „Dziecko” Marca Silvestriego i dom takich serii jak „Witchblade” czy „The Darkness”
Wildstorm Productions – Gdzie swój dom znalazły wszystkie pomysły Jima Lee, na czele z „WildC.A.T.S.” oraz „StormWatch”.

Tu może wspomnę, że o każdym z wymienionych wyżej studiów, a także o tych które powstały w późniejszym okresie, napiszę osobną notkę. Niewykluczone że więcej niż jedną.

Wróćmy jednak do Image Comics. Na samym początku swojego funkcjonowania, nowy gracz na rynku podczepił się pod wydawnictwo Malibu Comics i korzystał z jego kanałów dystrybucji, marketingu oraz administracji. Trwało to jedynie do 1993, ponieważ Image stało się szybko poważnym graczem na rynku i mogło się już ostatecznie usamodzielnić. Jak do tego doszło? Niemal każdy z opublikowanych przez nowe wydawnictwo komiksów stawał się wydawniczym hitem. Tak było z historycznie pierwszą pozycją od Image – „Youngblood #1”, a także z każdym kolejnym komiksem. Przykładowo, „Spawn #1” sprzedał się w wysokości 1.7 miliona egzemplarzy, co do dziś jest rekordem wśród komiksów spoza Marvela i DC. Część spośród ojców założycieli uznało, że warto stworzyć coś na kształt uniwersum Image i, przy zachowaniu swobody twórczej, niektóre serie zaczęły się przenikać. Dzięki temu czytelnicy mogli być świadkami team-upu Spawna z Youngblood czy WildC.A.T.S. z Savage Dragonem. Erik Larsen oraz Jim Valentino obawiali się, że doprowadzi to do przekształcenia Image w korporację podobną do tej, którą z hukiem opuścili i z czasem zaczęli się wycofywać ze wspólnego uniwersum.
Jednak Image nie było tylko wydawcą dość specyficznych komiksów z napakowanymi do granic rozsądku superbohaterami. Wyżej wspomniane zasady działania firmy zaczęły stopniowo przyciągać kolejnych twórców, którzy chcieli stworzyć coś całkowicie po swojemu. I tak wkrótce Image zaczęło publikować takie tytuły jak „The Maxx” Sama Kietha, „Pitt” Dale’a Keowna czy „Astro City” Kurta Busieka oraz Alexa Rossa.

Pierwsze kłopoty Image Comics pojawiły się w połowie lat 90-tych, gdy sklepy komiksowe dość mocno okroiły ilość zamawianych u wydawcy komiksów. Wszystko ze względu na dość niekorzystne dla nich zasad współpracy z Image, przez które na koniec sklepy zostawały z ogromną ilością komiksów Image, których nikt nie chciał kupować. To zabolało poszczególne studia, zwłaszcza pod względem finansowym. Rozwiązaniem okazało się zatrudnienie Larry’ego Mardera, który nawiązał nowe kontakty z poszczególnymi dostawcami komiksów i ustalił zasady jasne, klarowne oraz korzystne dla obu stron. Po jakimś czasie zamówienia na komiksy od Image znów zaczęły wzrastać, zupełnie nowe serie pokroju „Witchblade” czy „Gen13” stawały się wydawniczymi hitami, a Image Comics wyprzedziło upadające już Malibu Comics oraz Valiant Comics i stało się trzecią siłą na rynku.

Niestety, gdzie kucharek sześć tam... spore kłopoty. Sukces najwyraźniej podzielił założycieli Image, ponieważ zaczęły pojawiać się pomiędzy nimi spięcia. Rob Liefeld został naczelnym całości wydawnictwa i zaczął wykorzystywać swoją pozycję do promowania Maximum Press – autorskiego edytora komiksowego, którego nie włączył w struktury Image. Jako pierwszy zaprotestował Marc Silvestri, któremu nie podobały się próby podkupienia Michaela Turnera, których dopuścił się Liefeld i postanowił odłączyć Top Cow od wydawnictwa. To zadziałało na wyobraźnię reszty założycieli i po wielu naradach w 1996 roku postanowiono wyrzucić twórcę „Youngblood” z Image Comics. Ten zabrał ze sobą całość studia Extreme, połączył z Maximum Press i przekształcił w wydawnictwo Awesome Comics. Silvestri w reakcji na te wydarzenie powrócił z Top Cow w struktury Image. Gdy wydawało się, że nastały spokojniejsze czasy, w 1998 roku prawdziwą bombę zrzucił Jim Lee gdy postanowił sprzedać WildStorm wydawnictwu DC. W tym momencie nastąpił faktyczny koniec „uniwersum Image”, co przyniosło sporo kłopotów poszczególnym twórcom. Już odejście Liefelda sprawiło, że Todd McFarlane musiał dość poważnie zmienić origin Spawna, lecz zniknięcie WildStormu wpłynęło na takie serie jak „Cyber Force”, „Hunter Killer”, a także ponownie na miesięcznik, którego bohaterem był Al Simmons.
Wraz z odejściem Lee, poszczególne studia zmieniły nieco taktykę wydawniczą. Komiksy z Top Cow stały się praktycznie osobnym uniwersum, podobnie jak wspomniane już prace McFarlane’a. Erik Larsen skupił się wyłącznie na „The Savage Dragon”, co zresztą robi do dziś, a Shadowline zostało zamknięte. W 1999 roku z pracy odszedł Larry Marder, a zastąpił go Jim Valentino. Od tego czasu Image postanowiło zdywersyfikować swoją ofertę i skupić się na publikowaniu komiksów określanych jako „non-studio”, oczywiście nie zabraniając poszczególnym twórcom publikować pod własnym szyldem. Valentino ustąpił w 2004 roku, zastąpiony przez Erika Larsena. Ten nie wsławił się niczym, ponieważ kontynuował dzieło swojego poprzednika. Nie był to najlepszy okres dla Image, które osiągało coraz gorsze wyniki sprzedaży i musiało rywalizować z Dark Horse Comics oraz IDW Publishing o miano trzeciej siły na rynku. Wiele zmieniło się w 2008 roku.

Wtedy też w Image pojawił się Eric Stephenson. Nie tylko namówił on Jima Valentino do wskrzeszenia Shadowline, ale także znacząco zwiększył rolę w wydawnictwie młodego zdolnego Roberta Kirkmana, który dał Image hity pokroju „The Walking Dead” oraz „Invincible”. Znów wzrosła rola poszczególnych studiów, lecz komiksy „non-studio” nie straciły na swojej ważności. Dziś można śmiało powiedzieć, że aktualna oferta Image to w połowie pozycje studyjne, a w połowie komiksy wydawane pod wspólnym szyldem. W połowie 2010 roku Kirkman zakłada własny imprint Skybound, a w 2012 roku John Michael Straczynski reaktywuje Joe’s Comics. Wcześniej była to mała część Top Cow, dziś pełnoprawne studio Image.

Wspomnieć należy także, że w 2007 roku do Image wraca Rob Liefeld. Próbuje on reanimować markę „Youngblood”, a w 2012 roku ze średnim skutkiem przywraca do życia studio Extreme.

Pomimo tego, rok 2012 ogólnie był pasmem sukcesów wydawnictwa. Z okazji dwudziestolecia istnienia Image, nie tylko przyciągnięto masę uznanych twórców, ale także ruszono ze sporą ilością nowych pozycji. Wśród nich „Saga”, „The Manhattan Project” czy „Fatale”. Image odzyskało pozycję trzeciej siły na rynku, a rok 2013 pokazał, że na tym wydawnictwo nie ma zamiaru poprzestać.

1 komentarz:

  1. Kurde, ten Jim Lee to jest skurczybyk, niech się smaży w piekle!
    A tekst jak zwykle bardzo fajny, szybko i przyjemnie się czyta. No i można z lektury wynieść coś ciekawego. Z niecierpliwością czekam na więcej.

    GrayFox

    OdpowiedzUsuń