To już przedostatni dubel :)
Pierwszy tom WITCHBLADE: REDEMPTION oceniłem na czwórkę, zarzucając
mu nieprzystępność dla zupełnie nowego czytelnika. Przypomnę, że
zamieszczone tam historie dzieją się już po „War of the Witchblades”,
które zebrano i wydano jako WITCHBLADE vol. 8. Cena w wysokości pięciu
dolarów zachęcała jednak do sięgnięcia po ten komiks, który koniec
końców okazywał się naprawdę niezłym czytadłem. WITCHBLADE: REDEMPTION
vol. 2 cierpi na bardzo podobny problem. Po pierwsze dzieje się
równolegle do pierwszego tomu zbiorczego ARTIFACTS (który też kiedyś
zrecenzuje, obiecuję) i to czuć. Jednocześnie, zaprezentowane na łamach
WITCHBLADE: REDEMPTION vol. 2 historie sprawiają, że nie tylko zupełnie
mi to nie przeszkadzało, a wręcz żałowałem, że komiks tak szybko się
zakończył.
WITCHBLADE: REDEMPTION vol. 2 nie składa się z jednej,
ciągłej historii. W zasadzie jest to zbiór kilku krótkich opowiastek.
Spróbuję więc opisać pokrótce każdą z nich, ponieważ momentami różnią
się one od siebie stylem, ale także i poziomem. Zbiór otwiera
jednoczęściowe „The Demon Within”, na łamach którego Sara Pezzini
spotyka na swojej drodze Necromancer – kolejną kobiecą bohaterkę
uniwersum Top Cow. Obie muszą połączyć siły i stawić czoła demonom,
które starają się zaatakować Nowy Jork. Na ich czele stoi nemezis
Abigail Alstine, czyli stwór o imieniu Mali. To już kolejna historia, po
tej z końcówki WITCHBLADE: REDEMPTION vol. 1, na łamach której widzimy
nie najlepiej wykonany team-up Witchblade z inną bohaterką świata Top
Cow. Ron Marz, scenarzysta całości zbioru, chciał prawdopodobnie
przypomnieć czytelnikom o istnieniu Necromancer, która odegra swoją rolę
w serii ARTIFACTS. Niestety, wykonane zostało to w schematyczny i znany
już z każdej strony sposób. W zasadzie jedyną różnicą od 90% innych
team-upów jest to, że obie bohaterki nie walczą ze sobą na łamach tego
zeszytu.
O ile pierwszy rozdział WITCHBLADE: REDEMPTION vol. 2
uważam po prostu za historię słabą, o tyle kolejny powinienem opisać
jako... dziwny. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, ponieważ dopiero po
zapoznaniu się z pierwszym numerem kilkukrotnie już wspomnianej serii
ARTIFACTS, nabiera on nowego znaczenia. „Faerie Tale” jest bowiem
dokładnie tym, co zawarto w tytule – baśnią. W zasadzie nie jest to
nawet komiks, tylko ilustrowana przez Stjepana Sejica prosta, niezbyt
zajmująca historyjka. Całość okazuje się być bajką, jaką dla córki Sary –
małej Hope, napisała jej ciotka Julie Pezzini. „Faerie Tale” pokazuje
nam nie tylko, jak kobieta widziała dalsze losy swojej siostry, ale
także możemy przekonać się, że pobyt Julie w więzieniu naprawdę ją
zmienił i stała się dobrą, wzbudzającą sympatię osobą. Julie ginie
miesiąc później w ARTIFACTS #1 i właśnie to zmienia zupełnie wydźwięk
tego zeszytu, który okazuje się pożegnaniem z postacią młodszej siostry
detektyw Pezzini. Dopiero teraz musze przyznać, że zamiast dziwacznego
zapychacza, Ron Marz dał nam okazję do bardzo oryginalnego, ostatniego
spotkania z Julie, która de facto na łamach „Faerie Tale” osobiście się
nie pojawia. Nie zrozumcie mnie źle – to wciąż jest co najwyżej dobry
zeszyt, ale sam pomysł okazał się ciekawy i oryginalny.
Trzeci
rozdział WITCHBLADE: REDEMPTION vol. 2 to narysowana przez Michaela
Gaydosa („Alias” dla Marvela) historia „Remembrance”. Na jej łamach dane
jest nam zobaczyć, jak Sara radzi sobie z wydarzeniami przedstawionymi w
pierwszych numerach serii ARTIFACTS. Tu znowu nie do końca udało się
Ronowi Marzowi wyjść poza schematy dotyczące tego typu komiksów, których
zwłaszcza w Marvelu i DC jest naprawdę dużo. Jedyne co naprawdę
zaskakuje, to decyzja pani psycholog mniej więcej z połowy historii.
Następnie jesteśmy już świadkami bólu z powodu straty siostry.
„Remembrance” w niczym nie ustępuje pierwszej historii zawartej w
WITCHBLADE: REDEMPTION vol. 2 – zeszyt ten nie jest zły, lecz z
pewnością nie można określić go jako szalenie ciekawy.
Moim
zdaniem, spośród całego zbioru WITCHBLADE: REDEMPTION vol. 2 najlepiej
prezentuje się dwuczęściowe „Paper Monsters”, na łamach którego wracamy
do tego, z czego run Rona Marza zasłynął – wciągających i dobrze
napisanych historii z pogranicza horroru i sensacji. Tym razem Sara oraz
detektyw Gleason muszą zmierzyć się z... kilkuletnim chłopcem, który w
niewiadomy sposób potrafi ożywiać swoje rysunki. Problem tkwi w tym, że
najbardziej lubi on malować potwory. Pewną rolę odegra też siostra
chłopaka. Tu Ron Marz pokazał w czym tkwi siła pisanych przez niego
przygód Sary Pezzini. Mamy więc akcję, ciekawe dialogi i zaskakujące
zwroty akcji. Szkoda, że trzeba było przedrzeć się przez całe
WITCHBLADE: REDEMPTION vol. 2, żeby wreszcie otrzymać historię stojącą
na naprawdę niezłym poziomie.
Cztery z pięciu rozdziałów
WITCHBLADE: REDEMPTION vol. 2 narysował Stjepan Sejic, którego prace po
prostu wielbię. Artysta ten ma niepowtarzalny styl, wynikający pewnie ze
stylu jego pracy. Sejic bowiem nie rysuje, lecz maluje poszczególne
kadry za pomocą kilku programów graficznych. Oznacza to, że do zera
ograniczony jest udział ołówka i tuszu, a ponadto nikt nie musi
kolorować jego prac. Niemniej, efekt jest po prostu wspaniały. Jeden z
zeszytów narysował Michael Gaydos, przedstawiciel starej szkoły.
Podobnie jak w przypadku Marvelowskiego „Alias”, tak i tu rysownik
postanowił narysować poszczególne postacie jako zupełnie zwyczajnie, bez
charakterystycznego dla Sary Pezzini ogromnego seksapilu. Przez to
oglądało się cały zeszyt naprawdę nieźle i nie przeszkadzało to w
odbiorze historii.
WITCHBLADE: REDEMPTION vol. 2 to kolejny popis
wydawnictwa Top Cow, przynajmniej jeśli chodzi o zawarte w nim dodatki.
Komiks otwiera przyzwoity wstęp Erika Larsena, lecz potem jest tylko
lepiej. Po „Paper Monsters” możemy zapoznać się z kompletną galerią
okładek numerów, które składały się na opisywany zbiór. Jest wśród nich
kilka bardzo miłych dla oka ilustracji. Najważniejszą częścią dodatków
jest jednak bez wątpienia kompletny scenariusz do „Remembrance” wraz ze
szkicami Gaydosa. Dodatek ten rzuca nieco światła na pracę, jaką
wykonują twórcy podczas powstawania kolejnych numerów poszczególnych
serii.
Osobiście uważam, że WITCHBLADE: REDEMPTION vol. 2 to
komiks przyzwoity, lecz zdecydowanie nie przebił pierwszą odsłonę cyklu.
Jednak w zalewie superbohaterskiej tandety, jaką serwują najwięksi tego
rynku, warto dać szansę Sarze Pezzini i przeczytać stojące na niezłym
poziomie, świetnie narysowane historie. WITCHBLADE: REDEMPTION vol. 2
otrzymuje ode mnie czwórkę z minusem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz