poniedziałek, 9 listopada 2015

Z archiwum Image #21

Halloween na szczęście już dawno za nami, ale szukając komiksu do dzisiejszej odsłony ”Z archiwum Image” pomyślałem, że może warto nawiązać do tego coraz bardziej popularnego po za terenem USA dnia. Zwłaszcza, że całkiem niedawno wpadł mi w ręce komiks od Image, który nawiązywał właśnie do Halloween. Jednocześnie należał on do linii bardziej ekskluzywnych zeszytów od WildStormu, a więc przy okazji mam także małe nawiązanie do poprzedniej, bardzo wśród Was popularnej, odsłony tej rubryki.

Co roku z okazji ostatniego dnia października wydawnictwa komiksowe przerzucają się bardziej lub mniej udanymi pomysłami na sprzedanie czegoś, co nawiązywałoby do Halloween. Oczywiście trend ten nie jest nowością i nie ominął swego czasu także wydawnictwa Image. Szansę na zarobek zwietrzył chociażby Jim Lee, który skrzyknął twórców pracujących w 1995 nad częścią z wydawanych przez WildStorm komiksów. Efektem jest one-shot ”Wildstorm Chaber of Horrors”, który to dzisiaj pokrótce opiszę.

Jak zapewne zauważyliście, autorem wyżej widocznej okładki jest znany i przez niektórych cały czas lubiany Simon Bisley. Nie ukrywam, że bardziej cenię go jako artystę niż człowieka i wręcz wkurza mnie to, że organizatorzy MFKiG praktycznie co roku sprowadzają go do Łodzi. Ale okładka bardzo mi się podoba, chociaż zarazem trzeba wspomnieć, że jest bardzo myląca. Widzimy na niej bowiem postać Deathblowa i jest to jedyny jego udział w tym komiksie. Co zatem znalazło się w środku? To jest akurat całkiem interesujące.
Prace Trevora Scotta przypadły mi do gustu...

Otóż ”Wildstorm Chaber of Horrors” ma dość nietypową konstrukcję. Zeszyt teoretycznie opowiada jedną historię, ale tak naprawdę podzielony jest na cztery osobne rozdziały, z których każdy powstał dzięki innemu duetowi twórców. Fabuła jest bardzo prosta i oczywiście dzieje się podczas Halloween. Widzimy członków WildC.A.T.S. podczas wieczornej kolacji, opowiadających sobie najbardziej przerażające historie jakich byli świadkami. I tak oto widzimy jak Warblade walczył z Daemonitami wyglądającymi jak zwłoki jego rodziców, dowiadujemy się iż Lord Emp boi się pająków czy też tego jak wiedźma Tapestry... straszy dzieci. No cóż, trudno tu napisać, by poszczególne opowiastki były oryginalne. Widać wyraźnie, że twórcy podeszli do sprawy bardzo ulgowo, ponieważ żaden nie wysilił się na przedstawienie kilkustronicowej historii, która aspirowałaby do miana czegoś ponad ”odhaczyć, zapomnieć”. Paradoksalnie, ta najbardziej oryginalna, a więc poświęcona postaci Tapestry, jest jednocześnie tą najsłabszą. Dlaczego? Otóż jeśli wierzyć informacjom do jakich dotarłem podczas researchu, ”Wildstorm Chaber of Horrors” jest komiksem bardzo mało istotnym dla ówczesnego uniwersum studia WildStorm, ale jednak kanonicznym. I to, co z jednej strony zdecydowanie wiązało ręce takim scenarzystom jak Ron Marz czy Jeff Mariotte, dla niejakiego Merva okazało się okazją do przeprowadzenia lobotomii na całkiem fajnej postaci.

Dla tych z Was, którzy mało orientują się w historii WildCATS, krótkie wyjaśnienie. Tapestry to postać bardzo istotna zarówno dla postaci Zealot jak i Lorda Empa. Kobieta pochodzi z Ziemi, lecz zakres jej mocy był równy Kherańskim. Uchodziła za nieśmiertelna wiedźmę. Nie tylko mocno dała się we znaki przybyszom z kosmosu nawiązując sojusz z Daemonitami, ale także szantażem doprowadziła do tego, że Zealot na 100 lat stała się jej niewolnicą. Na łamach kanonicznego wówczas ”Wildstorm Chaber of Horrors” została przedstawiona jako złoczyńca nieudolny do tego stopnia, że jej złowieszczy plan udaremniony został przez dwoję przypadkowych dzieciaków. Na deser widzimy scenę, w której odwiedza ona owy duet i obiecuje im, że będzie ich straszyć przez najbliższe kilkanaście lat. No czad, po prostu czad. Swoją drogą ciekawe czy edytor zatwierdzający tę historię stracił później prace?
Zaś ilustracje Jasona Johnsona już niekoniecznie 

Jak już wspomniałem, scenarzyści nie wysilili się zbytnio podczas pracy nad ”Wildstorm Chaber of Horrors”. Czy to samo można powiedzieć o rysownikach? Tu jest różnie. Oczywiście zeszyt cierpi na tę samą przypadłość co inne antologie, o ile można tak nazwać tę pozycję. Mianowicie poziom rysowników jest bardzo różny. Z jednej strony mamy bardzo przyjemne dla oka prace Toma Raney’a czy Trevora Scotta, z drugiej zaś bardzo przeciętne ilustracje Berniego Wrightsona oraz Jasona Johnsona. Jeśli weźmiemy jeszcze pod uwagę to, że ci rysownicy, którzy moim zdaniem jakoś się wybronili, zilustrowali drugą i czwartą historię, wychodzi nam prawdziwy miszmasz.

Wildstorm Chaber of Horrors” kosztował trzy i pół dolara, co w 1995 roku uchodziło za kwotę niebywale wysoką jak za komiks. Przypomnę, że wówczas dominowały ceny między 1,50 i 1,75 dolara. Co otrzymał czytelnik, który jednak zdecydował się sięgnąć po ten komiks? Nieco ponad 40 stron... wszystkiego. Mamy tu więc oczywiście poszczególne rozdziały bardzo średniego komiksu, całą kupę reklam i jeden standardowy, chociaż wcale nie wyglądający źle pin-up autorstwa Arona Wiesenfelda. Możecie zobaczyć go poniżej. Przyznacie sami, że trudno znaleźć tu jakiekolwiek uzasadnienie dla decyzji o kupieniu ”Wildstorm Chaber of Horrors”.
No chyba, że znajdziecie go gdzieś w pudle z napisem ”3zł/sztuka”, dokładnie tak jak ja. Ocena pewnie nikogo nie zdziwi i wyniesie 2/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz