wtorek, 24 listopada 2015

Copperhead vol. 2 (Jay Faerber/Scott Godlewski)

Mam wiele wad, wiecie o tym. Do tego zestawu dorzucę jeszcze to, że momentami wychodzi ze mnie komiksowy pseudo-pedant. Drugi tom cyklu ”Copperhead”, który jest przedmiotem dzisiejszego tekstu, już na wstępie zrobił sporo, bym odpowiednio podenerwowany siadał do pisania. Czy jednak wpłynęło to znacząco na mój osąd? No cóż, tego dowiecie się klikając w rozwinięcie posta.

Z reguły o formie wydania komiksu piszę na sam koniec swoich recenzji. Dziś jednak zrobię inaczej, by wyjaśnić od razu ten być może nieco tajemniczy wstęp. Otóż są takie rzeczy w wydawaniu komiksów, które bardzo mnie irytują. Z tego co mi wiadomo, zresztą nie tylko mnie. Chodzi o brak konsekwencji przy publikacji. Nie cierpię, gdy grzbiet kolejnego tomu danej serii ma inną czcionkę od poprzedniego. Tymczasem to właśnie przydarzyło się drugiemu tomowi ”Copperhead” i na półce wygląda to najzwyczajniej w świecie źle. Nie lubię też i kompletnie nie rozumiem tego, dlaczego komiks ten nie ma żadnego podtytułu, chociaż pierwszy tom go miał. Ok, ten co prawda nie był widoczny na okładce, ale w każdym opisie znajdziecie dodane do tytułu ”A New Sheriff In Town”. Dlaczego więc do cholery drugi tom tego już nie ma? Nie wiem, ale kłuje mnie to w oczy strasznie, jak zresztą sami widzicie.

Chociaż pewnie zabrzmi to zabawnie, te teoretycznie małe pierdółki sprawiły, że do pisania niniejszego tekstu postanowiłem usiąść dzień później niż planowałem. Wiecie, oczyszczenie się ze złych emocji i takie tam :) Bo widzicie, gdybym od razu zaczął pisać, pewnie dużo bardziej skupiałbym się na tym co mnie podenerwowało i w konsekwencji niesprawiedliwie ocenić tak naprawdę bardzo dobry komiks. ”Copperhead” w drugim tomie nie tylko nic nie straciło ze swojego uroku, ale wręcz go wzmocniło. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami obu twórców, drugi tom dużo mocniej skupia się na postaci Boo. Zastępca Clary Bronson nie tylko otrzymuje interesująca propozycję, która może uczynić go nowym szeryfem, ale także wpada po uczy w kłopoty, gdy napotyka osoby, którym jego szefowa wcześniej nadepnęła na odciski. Kolejny weekend w miasteczku Copperhead zmienia się w cykl walk, strzelanin i pościgów, z których nie wszyscy wyjdą cało.

Ilekroć widzę pytanie o serię ”Copperhead”, ktoś wskazuje na jej pewne podobieństwa do serialu ”Firefly”. No cóż, trudno nie uznać tych racji, lecz ci z Was, którzy znali tę właśnie produkcję, wiedzą jakie miała liczne zalety. Komiks autorstwa Jay’a Faerbera oraz Scotta Godlewskiego faktycznie nawet nie kryje się ze swoimi inspiracjami tym dziełem, ale zarazem obaj twórcy potrafili wykorzystać wszystko to, co było w nim najlepsze. Mamy więc ciekawie skonstruowany oraz ładnie zaprezentowany świat, klimat rodem z westernu z dużą domieszką sci-fi, a także intrygujących oraz dobrze przedstawionych bohaterów. Przy lekturze pierwszego tomu można było czuć pewien niedosyt, ponieważ fabuła tak mocno skupiła się na szeryf Bronson, że reszta jej towarzyszy trochę przy niej niknęła. W przypadku dziś opisywanego komiksu, nic takiego nie ma miejsca. Praktycznie każdy – za wyjątkiem młodego Zeke, lecz akurat z tego nie czynię wady – otrzymał swoje pięć minut. Scenarzyście udało się jednocześnie niemal każdym zaintrygować. Właściwie tylko ten teoretycznie główny zły jakoś mnie nie porwał. Jest taki dość mocno oklepany, konstrukcja tej postaci niczym nie zaskakuje, a przede wszystkim – nie potrafiłem nawet przez moment uwierzyć w to, że jest on jakimś realnym zagrożeniem dla głównych bohaterów. Z drugiej jednak strony, bardzo fajnie czytało mi się komiks, w którym teoretyczny główny zły od samego początku jest na straconej pozycji, tylko jeszcze o tym nie wie. Cieszy także fakt rozwijania wątków pobocznych w sposób intrygujący i zachęcający do czekania na kolejne odsłony komiksu.

Cały czas jestem także pod wrażeniem kreacji świata przedstawionego na łamach ”Copperhead”. Chociaż zapewne głównym architektem jest tu Faerber, nie potrafię nie docenić wysiłków Scotta Godlewskiego. Przede wszystkim muszę trochę go usprawiedliwić. Kolejne numery składające się na ten tom wychodziły z pewnymi opóźnieniami. Po lekturze wydaje mi się, że wiem dlaczego. Godlewski zdecydowanie poprawił się względem premierowej odsłony ”Copperhead”. Nie tylko postacie są jeszcze bardziej szczegółowe i pomysłowo wykonane, ale tym razem rysownik dużo większa uwagę przyłożył do tego, na co nieco narzekałem w poprzedniej recenzji. Mianowicie pisałem wówczas, że Godlewski drugi plan często pomija. Tym razem zostało to poprawione i zapewne zabierało czas znacznie bardziej niż powinno, co może tłumaczyć wspomniane opóźnienia. Niezmienny pozostał fakt, że rysownik świetnie odnajduje się w mieszance westernu i sci-fi, nadając serii idealnie dopasowany do niej klimat.

Dodatkowy plus na konto Godlewskiego idzie za... dodatki. drugi tom ”Copperhead” zawiera łącznie dwanaście stron bonusowych materiałów. Nie jest to może za dużo, ale są to w całości popisy tego bardzo utalentowanego artysty. Zapewniam Was, że już dawno tak długo nie wpatrywałem się w zaledwie tuzin stron. Godlewski lada moment pojawi się jako artysta jednego z komiksów zapowiedzianych przez DC Vertigo i mam dużą nadzieję, że także i tam będzie mógł rozwinąć skrzydła tak, jak na to zasługuje.

Nie powiem, by drugi tom ”Copperhead” zachwycił mnie bardziej niż pierwszy. Pod wieloma względami jest faktycznie lepszy od premierowej odsłony serii, ale jednak tamten czytałem z jakby większymi wypiekami na twarzy. Dziś opisywany komiks jest jakby bardziej przewidywalny i z nieco gorszym przeciwnikiem głównych bohaterów. Z drugiej strony ich rozwój, wątki poboczne oraz prace Scotta Godlewskiego są na tyle dobre, że podtrzymam poprzednią ocenę, która wynosiła 4+/6.

"Copperhead vol. 2" do kupienia w ATOM Comics

1 komentarz:

  1. Godlewski będzie rysował nie dla Marvela (przynajmniej nie teraz), ale... Vertigo to też ten kaliber ;)

    OdpowiedzUsuń