czwartek, 25 czerwca 2015

Umbral vol. 1: Out of the Shadows (Antony Johnston/Christopher Mitten)

Recenzja powstała dzięki uprzejmości załogi Klubokawiarni Allboom, która udostępniła mi egzemplarz do lektury. Chociaż pojawiają się odniesienia do posiadanych przeze mnie zeszytów. 

Dziś recenzja nietypowa, ponieważ tak naprawdę nie było wielkiej potrzeby jej pisać. Komiks, który będę dziś oceniać jakiś czas temu został zawieszony, a nadzieja na to, że powróci na sklepowe półki jest właściwie bliska zeru. Tak więc niezależnie od tego czy ocenię go wysoko czy nisko, koniec końców i tak go pewnie nie kupicie. No bo po co? Chyba nie ma wśród Was takich wariatów, którzy chcą zainwestować w urwany komiks tylko dlatego, bo był naprawdę dobry. No a ”Umbral” takie właśnie było i jeszcze długo będę żałować jego smutnego końca.

Antony Johnston fajnym gościem jest. To zarówno bardzo sympatyczny człowiek, ale także świetny, chociaż cały czas niedoceniany twórca. Jego ”Wasteland” z wydawnictwa Oni Press to kapitalna, postapokaliptyczna historia, zaś ”The Fuse” z Image także okazało się solidną pozycją, chociaż należy do zupełnie innego gatunku. Gdy Johnston przybył do Image, najpierw zapowiedział jednak ”Umbral”, którym zainteresowałem się od razu. Mroczne fantasy, w dodatku rysowane przez bardzo lubianego przeze mnie Christophera Mittena? Poproszę dwa razy!

Dark fantasy to raczej niewielki konkret, prawda? Tak więc wspomnę może, że ”Umbral” opowiada o młodej złodziejce imieniem Rascal, której dotąd w życiu nie wiodło się najlepiej. By odmienić swój los, chce ona ukraść jeden z największych i najcenniejszych klejnotów na świecie – tajemniczy Oculus. Cały plan upada w momencie, gdy dziewczyna jest świadkiem morderstwa rodziny królewskiej z... hm, chyba najbezpieczniej będzie napisać ”macek” tajemniczych potworów, a wspomniany skarb okazuje się być dla nich niezbędny dla zdobycia świata. Rascal kradnie Oculus i naturalnie staje się dla stworów celem numer jeden.

Na pierwszy rzut oka ”Umbral” rozpoczyna się dość typowo, ponieważ obserwujemy zdarzenie kluczowe z fabularnego punktu widzenia, a następnie rozpoczyna się dość standardowa wędrówka głównej bohaterki, w trakcie której napotyka nowych sojuszników jak i przeciwników. Na czym więc opieram swoją dość dobrą opinię o tym komiksie, skoro wychodzi na to, że oryginalności w storytellingu doszukać tu się raczej ciężko? Otóż przede wszystkim musze Wam napisać, że poprzednie zdanie to bzdura. Johnston faktycznie nie odkrywa niczego niezwykłego w ogólnym założeniu tworzonej przez siebie historii, lecz potrafi podbić serce czytelnika szczegółami, które pojawiają się właściwie na każdej stronie.

Przede wszystkim siła ”Umbral” leży w postaciach, które wymykają się jednak tym przywoływanym standardom. Zdaje sobie sprawę, że całkowicie świadomie użyty przez scenarzystę ”młodzieżowy” język, którym posługuje się Rascal nie wszystkim przypadnie do gustu, ale oprócz styl jej pisania może się podobać. Dziewczyna jest wiarygodna, naturalna i momentami całkiem zabawna. Kolejne rozdziały komiksu czyta się lekko i szybko, ale nie tylko dzięki głównej bohaterce. Co moment pojawiają się jeszcze inni bohaterowie posiadający bardzo charakterystyczne i zapadające w pamięć osobowości. I wreszcie to, co podobało mi się najbardziej – absolutnie nikomu nie możemy ufać na sto procent.

Świat przedstawiony na kartach pierwszego tomu ”Umbral” wydaje się być jednorodny. Właściwie wszędzie jest mroczno, co jest zgodne z wcześniejszymi zapowiedziami, lecz w pewnym momencie trochę ta wszechobecna ciemność  potrafi zmęczyć. To właściwie jedyny mój zarzut wobec Christophera Mittena – rysownika komiksu. Jak już wspomniałem wyżej, bardzo lubię tego artystę, lecz z pewnością nie jest to ten typ rysownika, który spodoba się osobom bez pamięci zakochanym w Marvelu czy DC. Nieco kreskówkowe, czasem wyglądające na niestaranne ilustracje budują 90% tego bardzo sympatycznego klimatu, który właściwie od początku atakuje czytelnika. Ale warto wspomnieć jeszcze o wysiłkach Johna Raucha oraz Jordana Boyda, którzy zajęli się kolorowaniem poszczególnych stron. Skorzystali oni z dość ograniczonej palety barw oraz do absolutnego minimum ograniczyli bardzo często spotykane komputerowe efekciarstwo. W efekcie doskonale widać na które elementy poszczególnych plansz zwracać baczniejszą uwagę, lecz zarazem koloryści nie starają się tak mocno wpłynąć na rysunki, by wręcz je przyćmić.

Wspomniałem już o krainie w której osadzone są wydarzenia komiksu ”Umbral”. Muszę jeszcze dopisać, że chociaż Johnston nie wykazał się jakąś szczególną oryginalnością przy jego projektowaniu, to jednak wysiłki jego oraz Mittena doprowadziły do tego, iż czuć że świat ten żyje. O tym zakątku ”Umbral” napiszę więcej przy okazji recenzji drugiego tomu, gdyż tam poznajemy znacznie większy wycinek Królestwa Fendin.

Mapa tej lokalizacji jest jedynym dodatkiem, jaki został umieszczony w wydaniu zbiorczym. Jako że posiadam w swoich zbiorach zeszyty, zaś trejd wypożyczyłem na potrzeby tej recenzji, muszę przyznać że trochę mnie to dziwi. Tam co prawda również nie było właściwie żadnych dodatków za wyjątkiem standardowej rubryki z mailami od czytelników, ale właśnie z niej można było wywnioskować, że trejd jednak będzie zawierać chociażby jakieś szkice. Tak się niestety nie stało, wydanie zbiorcze składa się jedynie z komiksu i wspomnianej mapy, ale dużym plusem z pewnością jest cena dziesięciu dolarów.

Tyle tylko, że tak jak wspomniałem na początku recenzji, pewnie i tak po ten komiks nie sięgniecie. Jest to fajna lektura, bardzo luźna i potrafiąca nieźle zrelaksować, ale jednak niedokończona. i chyba to jest właśnie najważniejsze. Oceniam pierwszy tom ”Umbral” na 4/6 oraz kontynuuję lamenty nad jej losem.

"Umbral vol. 1: Out of the Shadows" do kupienia w ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz