wtorek, 16 czerwca 2015

Three vol. 1 (Kieron Gillen/Ryan Kelly)

Powyżej widzicie okładkę wydania zbiorczego. Recenzja powstała w oparciu o lekturę wersji zeszytowej.

Trudny to okres gdy z powodu nakładających się na siebie opóźnień dostawy zamówionych nowości z Image Comics ograniczają się do dosłownie jednego zeszytu. Na szczęście wciąż mam sporo bardziej lub mniej archiwalnych pozycji do zrecenzowania i dziś przychodzi kolej na jedną z nich. Miniseria ”Three” autorstwa Kierona Gillena i Ryana Kelly’ego przeszła właściwie bez echa. Czyżby był to komiks, o którym nie warto się rozpisywać? Poznajcie moją opinię na jej temat.

Miniseria ta ukazała się na przełomie 2013 oraz 2014 roku i skupiła się na fikcyjnej historii osadzonej w możliwie jak najmocniej osadzonej w historii rzeczywistości. Kieron Gillen w wielu wywiadach podkreślał, że fascynują go czasy starożytnej Grecji i zawsze chciał stworzyć opowieść osadzoną w tych realiach. W końcu nadszedł czas ”Three”, które skupiło się na tytułowej trójce Helotów. Trzy kompletnie inne ludzkie charaktery jako jedyne przeżyły bitwę pomiędzy swoimi ludźmi i grupą Spartan. Tyle tylko, że oni nie wybaczą im zamordowania ich ziomków. Wkrótce za trójką uciekinierów rusza cała armia, a z każdym dniem ich szanse na przeżycie maleją.

Skojarzenia z legendarnym komiksem Franka Millera ”300” nasuwają się właściwie same, ale nie dajcie się zwieść. ”Three” to kompletnie inna historia, mająca znacznie mniejszy rozmach, lecz to wcale niczego jej nie ujmuje. Recenzowany dziś komiks nawet nie aspiruje do bycia podobnym w czymkolwiek do wspomnianego klasyka, lecz i tak w zanadrzu ma wiele rzeczy, które potrafią przekonać do niego czytelnika.

Pierwsze co rzuca się w oczy, to wręcz chwalenie się Kierona Gillena tym, jak dużo wie o czasach świetności Sparty, chociaż wiele z tych rzeczy musi zostać najpierw wyjaśnione (no, przynajmniej mnie), bym mógł to docenić. Właśnie w tych przypisach pojawia się kilka ciekawostek dotyczących także ”300”. Ale nie czas to by je zdradzać, wróćmy do samego komiksu. Fabuła przedstawiona na łamach ”Three” nie powala na kolana. Właściwie można zaryzykować stwierdzenie, że w dorobku Kierona Gillena trudno znaleźć drugą tak oczywistą i powiedziałbym nawet wtórną historię. Cała trójka tytułowych bohaterów jest jakby żywcem wyjęta z typowe serialu. Mamy więc małomównego twardziela-dowódcę, kobietę którą kocha i często musi ratować z opresji, a także tchórzliwego oraz nieustannie wkurzającego bawidamka. Schemat na schemacie. Sam motyw ich ucieczki przed Spartanami także nie jest niebywale odkrywczy i właściwie już po pierwszym zeszycie można spokojnie przewidzieć jak ”Three” się zakończy.

Czym więc komiks potrafi zainteresować? Pewnie zabrzmi to niecodziennie, ale bardzo przyjemnie rozpisanymi przeciwnikami trójki uciekinierów. Kieron Gillen nie skrywa nawet przez moment swojej fascynacji Spartanami oraz ogromną wiedzą na ich temat i to pokazuje. Każda scena osadzona w tym kraju to mały skarb. Aż dziw bierze, że przy tak marnych głównych bohaterach, ich oponenci są tak fascynujący, a rozgrywki między nimi wciągają niemal od samego początku. Ogólnie rzecz ujmując, wszystkie fragmenty ”Three” w których główni bohaterowie schodzą na dalszy plan, automatycznie stają się znacznie ciekawsze.

Scenarzysta wykonał masę pracy, by dobrze pokazać czytelnikowi realia panujące w starożytnej Grecji i Sparcie. Wydatnie wspomógł go rysownik Ryan Kelly, znany dotychczas z wieloletniej pracy dla DC Vertigo, gdzie ilustrował między innymi takie tytuły jak ”Lucifer”, ”Northlanders” czy niedocenione niestety ”Saucer Country”. W ”Three” ponownie pokazał wszystko to, za co ceniła go Karen Berger i stworzył dynamiczne, czytelne, obfitujące w detale i przede wszystkim bardzo przyjemne dla oka ilustracje. Mało tego, okładki do poszczególnych zeszytów a także wydania zbiorczego tej miniserii to idealny materiał na plakat, który bez wstydu można sobie powiesić na ścianie. Sporadycznie tylko to robię, ale tym razem chcę także pochwalić kolorystkę. Jordie Bellaire pokazała ogrom swoich możliwości i udowodniła tym samym, że bezsprzecznie należy jej się miejsce wśród najlepszych w tym fachu. Nałożone przez nią barwy nie tylko idealnie pasują do danych scen, ale momentami wręcz wynoszą je na nowy poziom i z cała pewnością dodają klimatu.

Nie wiem niestety, czy w wydaniu zbiorczym zawarte zostały dodatki z zeszytów. Na te, oprócz wspomnianego już wstępu z pierwszego numeru, składa się jeszcze czteroczęściowy wywiad Gillena z profesorem Stephenem Hodkinsonem – kolejnym ekspertem od starożytności. Jest to solidny kawał tekstu, lecz zarazem prawdziwa kopalnia wiedzy i ciekawostek, dzięki którym pewne sceny z ”Three” nabierają kompletnie innego znaczenia. Dlatego nie przejmujcie się drobną czcionką, jaką obdarzona została ta rozmowa, naprawdę warto ja przeczytać.

Oczywiście o ile zdecydujecie się na kupno ”Three”. Jak już wspomniałem, nie jest to komiksowe mistrzostwo świata, ale na pewno dobrze narysowana i niestety tylko momentami porywająca historia. Chociaż zawsze możecie się ze mną nie zgodzić. Wystawiam 3+/6

"Three vol. 1" do nabycia w ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz