Powyżej widzicie okładkę wydania zbiorczego. Recenzja powstała w oparciu o lekturę wersji zeszytowej.
Trudny to
okres gdy z powodu nakładających się na siebie opóźnień dostawy zamówionych
nowości z Image Comics ograniczają się do dosłownie jednego zeszytu. Na
szczęście wciąż mam sporo bardziej lub mniej archiwalnych pozycji do
zrecenzowania i dziś przychodzi kolej na jedną z nich. Miniseria ”Three”
autorstwa Kierona Gillena i Ryana Kelly’ego przeszła właściwie bez echa. Czyżby
był to komiks, o którym nie warto się rozpisywać? Poznajcie moją opinię na jej
temat.
Miniseria
ta ukazała się na przełomie 2013 oraz 2014 roku i skupiła się na fikcyjnej
historii osadzonej w możliwie jak najmocniej osadzonej w historii
rzeczywistości. Kieron Gillen w wielu wywiadach podkreślał, że fascynują go
czasy starożytnej Grecji i zawsze chciał stworzyć opowieść osadzoną w tych
realiach. W końcu nadszedł czas ”Three”, które skupiło się na tytułowej
trójce Helotów. Trzy kompletnie inne ludzkie charaktery jako jedyne przeżyły
bitwę pomiędzy swoimi ludźmi i grupą Spartan. Tyle tylko, że oni nie wybaczą im
zamordowania ich ziomków. Wkrótce za trójką uciekinierów rusza cała armia, a z
każdym dniem ich szanse na przeżycie maleją.
Skojarzenia
z legendarnym komiksem Franka Millera ”300” nasuwają się właściwie same, ale
nie dajcie się zwieść. ”Three” to kompletnie inna historia, mająca znacznie
mniejszy rozmach, lecz to wcale niczego jej nie ujmuje. Recenzowany dziś komiks
nawet nie aspiruje do bycia podobnym w czymkolwiek do wspomnianego klasyka,
lecz i tak w zanadrzu ma wiele rzeczy, które potrafią przekonać do niego
czytelnika.
Pierwsze co
rzuca się w oczy, to wręcz chwalenie się Kierona Gillena tym, jak dużo wie o
czasach świetności Sparty, chociaż wiele z tych rzeczy musi zostać najpierw
wyjaśnione (no, przynajmniej mnie), bym mógł to docenić. Właśnie w tych
przypisach pojawia się kilka ciekawostek dotyczących także ”300”. Ale nie czas
to by je zdradzać, wróćmy do samego komiksu. Fabuła przedstawiona na łamach ”Three”
nie powala na kolana. Właściwie można zaryzykować stwierdzenie, że w dorobku
Kierona Gillena trudno znaleźć drugą tak oczywistą i powiedziałbym nawet wtórną
historię. Cała trójka tytułowych bohaterów jest jakby żywcem wyjęta z typowe
serialu. Mamy więc małomównego twardziela-dowódcę, kobietę którą kocha i często
musi ratować z opresji, a także tchórzliwego oraz nieustannie wkurzającego
bawidamka. Schemat na schemacie. Sam motyw ich ucieczki przed Spartanami także
nie jest niebywale odkrywczy i właściwie już po pierwszym zeszycie można
spokojnie przewidzieć jak ”Three” się zakończy.
Czym więc
komiks potrafi zainteresować? Pewnie zabrzmi to niecodziennie, ale bardzo
przyjemnie rozpisanymi przeciwnikami trójki uciekinierów. Kieron Gillen nie
skrywa nawet przez moment swojej fascynacji Spartanami oraz ogromną wiedzą na
ich temat i to pokazuje. Każda scena osadzona w tym kraju to mały skarb. Aż
dziw bierze, że przy tak marnych głównych bohaterach, ich oponenci są tak
fascynujący, a rozgrywki między nimi wciągają niemal od samego początku.
Ogólnie rzecz ujmując, wszystkie fragmenty ”Three” w których główni
bohaterowie schodzą na dalszy plan, automatycznie stają się znacznie ciekawsze.
Scenarzysta
wykonał masę pracy, by dobrze pokazać czytelnikowi realia panujące w starożytnej
Grecji i Sparcie. Wydatnie wspomógł go rysownik Ryan Kelly, znany dotychczas z
wieloletniej pracy dla DC Vertigo, gdzie ilustrował między innymi takie tytuły
jak ”Lucifer”, ”Northlanders” czy niedocenione niestety ”Saucer Country”. W ”Three”
ponownie pokazał wszystko to, za co ceniła go Karen Berger i stworzył
dynamiczne, czytelne, obfitujące w detale i przede wszystkim bardzo przyjemne
dla oka ilustracje. Mało tego, okładki do poszczególnych zeszytów a także
wydania zbiorczego tej miniserii to idealny materiał na plakat, który bez
wstydu można sobie powiesić na ścianie. Sporadycznie tylko to robię, ale tym
razem chcę także pochwalić kolorystkę. Jordie Bellaire pokazała ogrom swoich
możliwości i udowodniła tym samym, że bezsprzecznie należy jej się miejsce
wśród najlepszych w tym fachu. Nałożone przez nią barwy nie tylko idealnie
pasują do danych scen, ale momentami wręcz wynoszą je na nowy poziom i z cała
pewnością dodają klimatu.
Nie wiem
niestety, czy w wydaniu zbiorczym zawarte zostały dodatki z zeszytów. Na te, oprócz
wspomnianego już wstępu z pierwszego numeru, składa się jeszcze czteroczęściowy
wywiad Gillena z profesorem Stephenem Hodkinsonem – kolejnym ekspertem od
starożytności. Jest to solidny kawał tekstu, lecz zarazem prawdziwa kopalnia
wiedzy i ciekawostek, dzięki którym pewne sceny z ”Three” nabierają
kompletnie innego znaczenia. Dlatego nie przejmujcie się drobną czcionką, jaką
obdarzona została ta rozmowa, naprawdę warto ja przeczytać.
Oczywiście o
ile zdecydujecie się na kupno ”Three”. Jak już wspomniałem, nie jest to
komiksowe mistrzostwo świata, ale na pewno dobrze narysowana i niestety tylko
momentami porywająca historia. Chociaż zawsze możecie się ze mną nie zgodzić. Wystawiam
3+/6
"Three vol. 1" do nabycia w ATOM Comics.
"Three vol. 1" do nabycia w ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz