poniedziałek, 15 czerwca 2015

Felieton: O krowie, co mleka dużo nie daje

Dzisiaj podzielę się w Wami swoimi obawami, które towarzyszą mi już od dłuższego czasu. Właściwie od momentu, gdy prowadzę blog poświęcony wydawnictwu Image. Nie mam pojęcia, czy to co za moment napiszę znajduje jakiekolwiek uzasadnienie w rzeczywistości, lecz chciałbym wskazać Wam kilka aspektów, które moim zdaniem przemawiają za tym, że studio Top Cow może nie przetrwać kilkunastu najbliższych miesięcy, jeśli jego szefowie nie wezmą się ostro do pracy.
SPRZEDAŻ
Nie ma się co oszukiwać. Czas, gdy kolejne numery ”The Darkness” sprzedawały się bez trudu w nakładzie 300 tysięcy egzemplarzy minęły bezpowrotnie. To jednak miało miejsce niespełna dwadzieścia lat temu i trudno porównywać to co wtedy działo się na rynku z sytuacją obecną. Dlatego też na potrzeby dzisiejszego felietonu, bez żadnego metodologicznego uzasadnienia, przewertowałem wyniki sprzedaży komiksów Top Cow z ostatniej dekady. Dziesięć lat temu rynek wyglądał już podobnie do tego, co mamy obecnie, to znaczy wynik rzędu 100 tysięcy sprzedanych kopii dawał miejsce w ścisłym czubie listy, chociaż żeby załapać się do czołowej trzysetki comiesięcznych list wystarczyło sprzedać około 2 tysiące sztuk danej pozycji, a nie 6 tysięcy jak obecnie.

Maj 2005 to czas, gdy pozycje studia Top Cow decydowały o ogólnym wyniku wydawnictwa Image. Pięć najlepiej sprzedających się komiksów – były to ”Rising Stars”, ”Monster War”, ”City of Heroes” oraz klasyki ”Witchblade” i ”The Darkness” – należało właśnie do tego fragmentu firmy, którą założył Marc Silvestri. I nie były to wyniki byle jakie, ponieważ komiksy te krążyły w pobliżu czołowej setki ze sprzedażą między 15 a 20 tysięcy kopii. Najlepszy wynik jaki uzyskał komiks spoza Top Cow przypadł premierowej odsłonie miniserii ”Girls” autorstwa braci Luna, za nim uplasował się restartowany wtedy ”ShadowHawk”, a kolejne dwie pozycje od Image znów nosiły logo Top Cow.

Przenieśmy się trzy lata do przodu. Kwiecień 2008 roku to początek trendu regularnego wzrostu sprzedaży ”The Walking Dead” oraz całkiem wyraźny spadek zainteresowania pozycjami Top Cow. Dowodzona wówczas przez Rona Marza ”Witchblade” oraz ”The Darkness” trzymają się mocno (111 oraz 114 miejsce na liście), lecz wystarczyły raptem niespełna trzy lata, by reszta komiksów studia Top Cow wyleciała daleko na niższe miejsca. Najwyżej zawędrowało ”Dead Space #1”, które ulokowało się na 239 pozycji.

I kolejny przeskok, tym razem do momentu, w którym Ron Marz kończy swoja wieloletnią przygodę z uniwersum Top Cow, a samo Image Comics świętuje dwudziestolecie swojego istnienia. I tu już zaczyna się pewien problem. Najlepiej sprzedaje się naturalnie ”Witchblade”, która przez cztery lata straciła około 1/4 odbiorców i ląduje na 211 miejscu zestawienia z maja 2012 roku. Do czołowej trzysetki łapie się jeszcze jeden z zeszytów ”Artifacts” (256 miejsce) oraz ”The Darkness” (267 pozycja). Regres jaki spowodował restart uniwersum tego studia jest coraz mocniej widoczny.

I znowu przeskok w czasie, tym razem do tegorocznego kwietnia. Top Cow jakiś czas temu ogłosiło wielki sukces wydawniczy miniserii ”The Tithe”, więc sprawdziłem co tak naprawdę to oznacza. Okazuje się, że premierowa odsłona tego komiksu ledwo przekroczyła poziom sprzedaży równy 10 tysięcy i chociaż jest najlepiej rozchodzącym się komiksem od Top Cow, to i tak wystarcza to na ledwo 209 pozycję listy. Reszta? ”Postal #3” na 285 miejscu… i tyle. ”Witchblade” radzi sobie już tak słabo, że nie łapie się do trzysetki, a o porażce jaką jest ”IXth Generation” już nawet nie wspomnę. Dlaczego tak się dzieje? Oto moje podejrzenia.

DECYZJE KADROWE
Trudno nie odnieść wrażenia, że wyniki osiągane przez studio Top Cow zaczęły spadać na twarz, gdy z pracy odszedł główny twórca sukcesu odświeżenia uniwersum tego wydawcy, a więc Filip Sablik. Ten sympatyczny mężczyzna, mający zresztą polskie korzenie, przekonał Marca Silvestriego do zatrudnienia Rona Marza, a także zwrócił uwagę na Stjepana Sejica. To także on namówił scenarzystę do przeprowadzenia kompletnego przemeblowania uniwersum Top Cow i chyba większość z Was pamięta, jak dobry miało to efekt. Za czasów Sablika komiksy Top Cow nie tylko sprzedawały się bardzo dobrze, ale także zbierały pozytywne recenzje. Dlaczego więc odszedł on do Boom! Studios? Tajemnicą poliszynela jest, że Sablikowi nie podobał się fakt coraz większych wpływów Matta Hawkinsa. Zrozumiał że jest na straconej pozycji w momencie, gdy nie udało mu się zatrzymać przeprowadzenia restartu uniwersum Top Cow, co było pomysłem właśnie Hawkinsa. Konsekwencją tego, chociaż naturalnie niepotwierdzoną, jest jego odejście do Boom! Studios, gdzie znów święci triumfy. To właśnie Sablik stoi za znaczącym otwarciem się tego wydawnictwa na komiksy autorskie oraz te prawie-autorskie, a mówi się także, że miał spory wpływ na wchłonięcie upadającego wydawnictwa Archaia, co w ostateczności okazuje się być całkiem udaną fuzją. Jakie są za to efekty pracy Hawkinsa w Top Cow?
Przeprowadzony pod jego wodzą restart uniwersum Top Cow to kompletna porażka. Wyniki sprzedaży zamiast wzrosnąć, poleciały na łeb i efektem tego była najpierw kasacja ”The Darkness” (swoja drogą będąca kwintesencją nieudolności), następnie kasacja ”Artifacts” (poprzedzona serią dziwacznych decyzji personalnych), a patrząc na wyniki osiągane przez ”Witchblade” oraz cichą ucieczkę Rona Marza ze stanowiska scenarzysty, wkrótce można się spodziewać zgonu i tego, ukazującego się nieprzerwanie od dwóch dekad tytułu.

Pojawiały się próby przeniesienia uniwersum w przyszłość, kierowane zresztą przez samego Hawkinsa. Restart ”Cyber Force” okazał się klapą, podobnie zresztą jak pisane przez samego twórcę ”Aphrodite IX”. W efekcie mocno promowane ”IXth Generation” nikogo nie obchodziło i zaliczyło żałosny debiut (8 tysięcy sprzedanych sztuk), a kolejne numery poradziły sobie jeszcze gorzej (wyniki sprzedaży poniżej 5 tysięcy sztuk). Tym mocniej dziwić powinna decyzja Top Cow, które to w sierpniu wyda kilka one-shotów z postaciami z tego tytułu. Skoro sama seria nie obchodzi nikogo, kto sięgnie po te zeszyty?

W momencie gdy uniwersum właściwie zdycha, Top Cow podjęło całkiem logiczną decyzję poszerzenia swojej oferty komiksów spoza tego zakątku. I pojawił się kolejny problem.
WSZYSTKO W RĘKACH KILKU OSÓB
Jeśli rzucicie sobie okiem na to, co obecnie oferuje Top Cow, macie 90% pewności że przy każdym kolejnym komiksie sygnowanym logo tego studia znajdziecie jedno z dwóch nazwisk: Matta Hawkinsa i/lub Stjepana Sejica. Serio, można odnieść wrażenie, że w studiu tym pracują tylko ci dwaj panowie. Gdy piszę kolejne posty z informacjami od Top Cow, nawet się już nie dziwię obecnością któregoś z tych nazwisk. Nie byłoby to takie złe, gdyby nie jeden, skromny fakt. Mianowicie żaden z nich nie jest w stanie utrzymać na swoich barkach całego studia. Hawkins miewa przebłyski, ale nie ma się co oszukiwać – scenarzystą jest średnim. Stjepan Sejic z kolei, chociaż ma wielu oddanych fanów, także nie prezentuje się tak dobrze jak jeszcze kilka lat temu.

Kto stoi ramię w ramię z nimi? Cała banda młodych rysowników i niedoświadczonych scenarzystów – laureatów konkursu Top Cow Talent Hunt, która może już w swoje CV wpisać spuszczenie w kiblu serii ”Artifacts”. Ta zakończyła się kilka miesięcy po tym, jak zdecydowano się zastąpić Rona Marza i Stjepana Sejica (znowu on) właśnie nimi, a format tytułu zmienił się z normalnego komiksu w mini-antologię z postaciami z Top Cow. Bardzo słabą antologię, muszę dodać.

Ktoś z Was może powiedzieć: zaraz, zaraz, przecież zapowiedziano ”The Beauty” przy którym palców nie maczali ani Hawkins ani Sejic. Jesteście pewni? Miniseria ta to laureat kolejnego konkursu Top Cow, a konkretnie Pilot Season. Nie wątpię w to, że Jeremy Haun chciał ja zrealizować, lecz realia są takie, że zwycięzcy tego konkursu są obligowani kontraktem do tego, by kontynuować komiks, który w nim zwyciężył. Patrząc na to, jak szybko Haun po zakończeniu swojego udziału w ”The Darkness” zaczepił się w DC Comics – minął dosłownie miesiąc – oraz zręcznie unikał odpowiedzi na pytania o końcowe losy Jackiego Estacado i zamieszania wokół historii ”Death of the Darkness”, nie jestem do końca przekonany czy z wielką radością i przyjemnością wrócił do Top Cow. Przypomnę, że po zakończeniu serii ongoing, David Hine oraz Jeremy Haun mieli zrealizować miniserię kończącą wszystkie ich wątki. Top Cow decyzją Hawkinsa projekt jednak zarzuciło i zasypywało rynek mało istotnymi one-shotami z ”The Darkness” autorstwa Alesa Kota. W końcu obaj twórcy odeszli, a po dwóch latach historia została wydana w ramach serii ”Witchblade” lecz już z rysunkami innego artysty.
CO DALEJ?
Patrząc na obecną kondycję Top Cow ciężko coś wyrokować. W momencie gdy uniwersum studia, zarówno to teraźniejsze jak i te z przyszłości, powoli i cicho kona na naszych oczach, a za wielki sukces uznaje się komiks, który nawet nie łapie się do czołowej dwusetki listy sprzedaży, ciężko mi o optymizm. Dla mnie jakimś małym światełkiem w tunelu byłoby to, co z reguły strasznie mnie irytuje – całkowity i porządny relaunch. Gdyby Top Cow zdecydowało się zatrudnić kilku porządnych twórców i dało im szansę pisać ”The Darkness”, ”Witchblade”, ”Cyber Force” czy ”Magdalenę” z jedynkami na okładce, a przede wszystkim odsunęło od projektu tego zarówno Hawkinsa i Sejica, którzy powinni działać sobie cicho na boku przy ”The Tithe” czy ”Sunstone”, ale też tych wszystkich anonimów z Talent Hunt, chociaż odrobina słońca mogłaby wyjść zza chmur. Ale do tego trzeba odrobiny odwagi i realnego spojrzenia na sytuację na rynku, której Matt Hawkins na pewno nie ma. Marc Silvestri pokazał już niejednokrotnie, że potrafi mocno uderzyć w stół. Chyba najwyższy już czas, by zrobił to ponownie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz