5.
”Glory” Alana Moore’a
Jak
było: czytelnicy
którzy decydowali się sięgać po ten tytuł, dostawali przygody kobiety
przyprawiającej o zawroty głowy nawet lalkę Barbie. To była cecha
charakterystyczna Glory, ponieważ nic innego serii tej zbytnio nie wyróżniało.
Fabuła (?) była mdła i stanowiła pretekst do kolejnych walk pomiędzy amazonkami
i demonami.
Co się
zmieniło: Alan
Moore, który już wówczas zadziwiał świat kolejnymi numerami ”Promethei”,
postanowił użyć w tytule Roba Liefelda podobnych zagrywek. Oprócz kolejnych
nawalanek, scenarzysta dodał od siebie nowe wątki mitologiczne, nieco
przygodówki i... romansu. Chociaż nowa odsłona ”Glory” zaliczyła tylko
jedną odsłonę, bohaterka zyskała znacznie więcej charakteru, niż miała przez
cały okres, gdy pieczę nad serią trzymał Rob Liefeld. Gdyby tytuł nie zdechł po
jednym zeszycie, zapewne miejsce w dzisiejszym zestawieniu byłoby wyższe.
4.
”Brigade” Marva Wolfmana
Jak
było: po wydaniu
szesnastu numerów serii liczby były nieubłagalne i tytuł ten zbliżał się do
swojego końca. Nic w tym dziwnego, bowiem podobnie jak ”Youngblood”, tak
i losy Brygady ograniczały się do rzucania jej członkom pod nogi kolejnych
przeciwników, z którymi mogą się nawalać. Coś takiego jak pogłębianie
charakteru postaci i głębsze interakcje między nimi nie istniało.
Co się
zmieniło: niespodziewanie,
to Rob Liefeld wpadł na całkiem dobry pomysł. Wywalił z tytułu 3/4 obsady i
zastąpił ją znanymi herosami w ówczesnego uniwersum Image. Tak do Brygady
dołączyli Shadowhawk, Supreme czy Vanguard, natomiast obowiązki scenarzysty
przejął Marv Wolfman. Wtedy tez okazało się, że śledzenie losów tej drużyny
jest całkiem przyjemne, a zbliżająca się śmierć bohatera stworzonego przez Jima
Valentino (co miało miejsce na łamach jego solowej serii) dała okazję do
pokazania, że członkowie drużyny mieli jakieś charaktery i względnie się
lubili. Trzeba podkreślić, że komiks ten nie był jakoś wybitnie dobry, a po kilku
numerach w końcu otrzymał cancela, ale różnica poziomu jest na tyle zauważalna,
że dało to rezultat w postaci czwartego miejsca w dzisiejszym zestawieniu.
3.
”Glory” Joe Keatinge’a
Jak
było: jak już
wiecie z lektury uzasadnienia miejsca piątego, Alan Moore miał okazję
popracować nad postacią Glory tylko przez jeden numer, ale i tak nadał heroinie
więcej charakteru, niż ktokolwiek spodziewał się, że może ona mieć.
Co się
zmieniło: gdy Rob
Liefeld ogłosił wskrzeszenie studia Extreme, ”Glory” trafiło w ręce
nieznanego dotąd szerzej Joe Keatinge’a. Zaczął on od tego, że chociaż
numeracja serii była kontynuowana od zakończenia pierwszego cyklu Liefelda (z
pominięciem zeszytu Moore’a), to dostaliśmy zupełnie inny komiks. Po pierwsze,
zarówno Amazonki oraz Demony okazali się rasami kosmitów, a i sama główna
bohaterka komiksów z kobiety o posturze lalki Barbie zmieniła się w kogoś
bardziej przypominającego Pudziana... na sterydach. Oprócz tego historia stała
się naprawdę interesująca, także i Glory zyskała charakter, który sprawiał duża
frajdę z lektury. Niestety, pomimo korzystnych recenzji, tytuł sprzedawał się
słabo i po dwunastu numerach został zakończony. Dla Joe Keatinge’a stał się
przepustką nie tylko do kolejnych prac dla Image, ale także otworzył
scenarzyście drzwi do Marvela.
2.
”Supreme” Alana Moore’a
Jak
było: początkowe
numery serii opowiadały o egoistycznym i brutalnym herosie, którego zakres mocy
od razu pokazywał, że Rob Liefeld chciał mieć w swoim studiu wariację na temat
Supermana. Pomysł niespodziewanie chwycił, ponieważ seria sprzedawała się
bardzo dobrze i spokojnie dotrwała do 40 numeru. W sumie trzeba uczciwie
przyznać, że spośród wszystkich scenariuszowych prób Liefelda, to właśnie ”Supreme”
było najlepsze. Czytajcie: nie tak żałośnie słabe jak wszystko inne.
Co się
zmieniło: Alan
Moore uznał, że porównywanie Supreme do Supermana to dobry trop i swoje ujęcie
tej postaci uczynił uhonorowaniem Człowieka ze Stali z czasów srebrnej ery
komiksów. Nie tylko do obsady komiksu dorzucił Supremę (Supergirl) i Radara
(Krypto the Dog), ale także za głównego przeciwnika herosa uczynił Dariusa Daxa
(Lex Luthor). Nie to było najważniejsze. Moore nie odciął się od poprzednich
numerów serii, lecz wytłumaczył iż istnieje wiele alternatywnych rzeczywistości
i w każdej z nich żyje jakaś wersja Supreme i nie do końca wiadomo, którą z
nich mieliśmy okazję oglądać w poprzednich zeszytach. Bohater zyskał na
charakterze bardzo mocno, a jego przygody zostawały wyróżniane przez
recenzentów bardzo pozytywnymi opiniami. Naturalnie, wszystko skończyło się
źle. Serię zakończono na numerze 56, po czym zaplanowano wydanie miniserii ”Supreme:
The Return”. Tej nigdy nie udało się dokończyć, a na sam deser Rob Liefeld
strzelił wszystkim fanom w twarz, ponieważ nie tylko tę nieskończoną historię
wydał w trejdzie, to jeszcze na sam (otwarty) koniec historii kazał doklei
napis „The End”. I właśnie za to drugie miejsce.
1.
”Prophet” Brandona Grahama
Jak
było: było tak, że
bohater ten miał zostać włączony do serii ”X-Force” i stać się kolejnym
bohaterem Marvela. Liefeld odszedł zakładać Image Comics i zdecydował, że
postać tępego osiłka, jakim okazał się John Prophet zasługuje na swój własny
tytuł. Pierwsza próba zakończyła się na jedenastu numerach, druga na ośmiu, a trzecia
na jednym. Słuch o herosie zaginął.
Co się
zmieniło: Brandon
Graham w prosty sposób odciął się od wszystkiego, co dotychczas stworzono z tą
postacią i przeniósł akcję, tak dla bezpieczeństwa, dziesięć tysięcy lat do
przodu. Tam okazało się, że prawdopodobnie jest jedynym człowiekiem we
wszechświecie, co nie do końca zostało potwierdzone. Dlaczego? Otóż jak się dowiedzieliśmy,
na w uniwersum są jeszcze inni ludzie i są nimi klony Propheta. Od tego czasu
seria skupia się na kilku z nich, a każdy z wątków przypisany jest do
konkretnych rysowników. Brandon Graham stworzył przy okazji historię tak
intrygującą i osadzoną w interesującym świecie, że seria dostała nominację do nagrody
Eisnera. I w przeciwieństwie do niemal wszystkich dziś wymienionych tytułów,
doczeka się wydawniczego happy endu. Co prawda seria ongoing jest na ostatniej
prostej, ale już zapowiedziano dodatkową miniserię, która zakończy opowieść
snutą już od ponad dwóch lat przez Grahama.
Prophet jest świetny. Mam nadzieję, że któreś z polskich wydawnictw sięgnie po te serię.
OdpowiedzUsuń