piątek, 4 lipca 2014

Z archiwum Image #4 (z 10)

Zawsze lubiłem antologie. Co prawda dzisiaj opisywany komiks nie jest podręcznikową definicją tego słowa, lecz sam jej twórca tak właśnie określa swój cykl. Tytuł ten pojawił się na sklepowych półkach w 1995 roku, a w trakcie swojego istnienia przewinął się przez tyle różnych studiów, że czytelnikowi nieraz ciężko było nadążyć. Image Comics, Homage Studios, WildStorm Signature Series, WildStorm, Vertigo. Który cykl przebył taką drogę? “Astro City” Kurta Busieka.
To że Kurt Busiek w ogóle zgodził się pisać dla Image Comics takie chłamy jak np. miniseria ”Spartan: Warrior Spirit” spowodowane było obietnicą tego, iż w stosunkowo młodym wówczas wydawnictwie będzie mógł swobodnie wydawać własną, autorską serię. Jak już wspomniałem powyżej, pierwszy numer “Astro City” pojawił się na sklepowych półkach w 1995 roku i tytuł ten właściwie jest antologią. Nie oznacza to jednak, że każdy numer składał się z kilku oddzielnych historii osadzonych w tytułowym mieście. Nie, seria przybrała formę dość niekonwencjonalną, ponieważ na początku jej istnienia jedynym spoiwem tytułu było właśnie Astro City. Pierwszy wolumin cyklu składał się z sześciu numerów i każdy z nich opowiadał historię osobnego herosa. Opowieści te nie były ze sobą zbyt wyraźnie powiązane. Czasami bohater jednego numeru pojawiał się gdzieś w tle innego, a jedyną cechą wspólną było właśnie tytułowe miasto, ponieważ to w nim osadzone były wszystkie historie. Busiek odniósł spory sukces, głównie dlatego bo pokazał, że początkujące Image Comics może publikować tytuł ambitny, stojący na wysokim poziomie i nie prezentujący czytelnikom kupy mięśni i przerośniętych biustów. Ponadto scenarzysta legendarnej miniserii ”Marvels”, chociaż trzymał się konwencji superhero, generalnie operował różnymi stylami.

Sukces pierwszej odsłony “Astro City” właśnie na tym się opierał. Wśród składających się na niego sześć zeszytów znajdziemy zarówno najbardziej typową, superbohaterską nawalankę, ale także opowieść zdecydowanie mroczniejszą, albo bogato korzystającą z motywów mitologicznych. Także zupełnie nieprzypadkowe są podobieństwa do znanych i lubianych. Busiek chciał, by pisani przez niego herosi przypominali czytelnikom Supermana czy Batmana, lecz jednocześnie manewrował fabuła tak, by historia wnosiła sporo świeżości. Stąd też pojawiają się, znane ze wspomnianego już ”Marvels” historie opowiadane z punktu widzenia tak zwanego everymana. Uderzyć może także człowieczeństwo pisanych przez Busieka herosów. Niektórzy z nich mają widoczne wady, lecz scenarzysta nie ma zamiaru sprawiać, by po kilku stronach postać przezwyciężyła swoją słabość i przypominała ideał. Wszystko to sprawia, że chociaż czytamy historię o superbohaterach, to jednak trudno nie nazwać jej realistyczną. Warto dodatkowo wspomnieć, że bohaterami niektórych rozdziałów “Astro City” byli także złoczyńcy.
Pierwsza miniseria odniosła sukces, o czym już wspomniałem. Po kilku miesiącach pojawił się drugi wolumin “Astro City”, który na okładce nosił już logo Homage Studios – imprintu studia WildStorm, w którym twórcy prezentowali autorskie dokonania. Tym razem była to już seria ongoing, która prezentowała czytelnikom także i dłuższe fabuły. Całość zachowała jednak podstawy, u których została zbudowana. Chociaż niektóre postacie otrzymywały na swój użytek po trzy-cztery, a nawet sześć numerów, to jednak po zakończeniu jednej historii przeskakiwaliśmy do zupełnie innej dzielnicy, a działający tam bohaterowie mogli wcale nie pojawiać się we wcześniejszych numerach lub też zaliczyć występ na jednej-dwóch stronach.

To, co bardzo podobało mi się podczas lektury kolejnych numerów “Astro City”, to fakt że pomimo tego iż mamy do czynienia z jednym wielkim miastem, można odnieść wrażenie, że jego dzielnice nazywają się Metropolis, Gotham czy Themyscira. Busiekowi udało się na łamach jednego tytułu zbudować całe rozległe uniwersum, które wciąż jest de facto jedną lokalizacją. Jestem przekonany, że nie każdy scenarzysta dałby radę podołać czemuś podobnemu.

Astro City vol. 2” ukazywało się do 1998 roku, po czym cała marka zniknęła na kilka lat. Powróciła dopiero w 2003 w WildStorm Signature Series jako cykl miniserii ”Local Heroes”, a później ”Dark Ages”, których kolejne numery ukazywały się bardzo nieregularnie. Publikacja dwudziestu dwóch numerów zajęła WildStormowi siedem lat, co daje niewiele ponad trzy zeszyty rocznie. 2011 rok to wydanie sześciu odsłon cyklu podzielonych na dwa two-shoty oraz dwa one-shoty, a po zamknięciu WildStormu seria w 2013 zadebiutowała już w Vertigo, gdzie ukazuje się do dziś.

Astro City” zasłynęło także faktem, że jako jedna z niewielu pozycji wczesnego Image była zbierana w trendach. Gdy WildStorm przeniósł się ze struktur Image do DC, pojawiły się wznowienia wszystkich dotąd opublikowanych wydań zbiorczych i bez problemu można je dostać także dziś i to zarówno w wersji softcover jak i hardcover. Generalnie zachęcam Was do sięgnięcia po pierwszą odsłonę serii, a więc ”Life in the Big City” i sprawdzenia czy styl opowiadanej historii Wam pasuje. Jeśli tak, śmiało sięgajcie po kolejne tomy, do czego serdecznie zachęcam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz