To że Kurt
Busiek w ogóle zgodził się pisać dla Image Comics takie chłamy jak np.
miniseria ”Spartan: Warrior Spirit” spowodowane było obietnicą tego, iż
w stosunkowo młodym wówczas wydawnictwie będzie mógł swobodnie wydawać własną,
autorską serię. Jak już wspomniałem powyżej, pierwszy numer “Astro City”
pojawił się na sklepowych półkach w 1995 roku i tytuł ten właściwie jest
antologią. Nie oznacza to jednak, że każdy numer składał się z kilku
oddzielnych historii osadzonych w tytułowym mieście. Nie, seria przybrała formę
dość niekonwencjonalną, ponieważ na początku jej istnienia jedynym spoiwem
tytułu było właśnie Astro City. Pierwszy wolumin cyklu składał się z sześciu
numerów i każdy z nich opowiadał historię osobnego herosa. Opowieści te nie
były ze sobą zbyt wyraźnie powiązane. Czasami bohater jednego numeru pojawiał
się gdzieś w tle innego, a jedyną cechą wspólną było właśnie tytułowe miasto,
ponieważ to w nim osadzone były wszystkie historie. Busiek odniósł spory
sukces, głównie dlatego bo pokazał, że początkujące Image Comics może
publikować tytuł ambitny, stojący na wysokim poziomie i nie prezentujący
czytelnikom kupy mięśni i przerośniętych biustów. Ponadto scenarzysta
legendarnej miniserii ”Marvels”, chociaż trzymał się konwencji superhero,
generalnie operował różnymi stylami.
Sukces pierwszej
odsłony “Astro City” właśnie na tym się opierał. Wśród składających się
na niego sześć zeszytów znajdziemy zarówno najbardziej typową, superbohaterską
nawalankę, ale także opowieść zdecydowanie mroczniejszą, albo bogato
korzystającą z motywów mitologicznych. Także zupełnie nieprzypadkowe są
podobieństwa do znanych i lubianych. Busiek chciał, by pisani przez niego
herosi przypominali czytelnikom Supermana czy Batmana, lecz jednocześnie
manewrował fabuła tak, by historia wnosiła sporo świeżości. Stąd też pojawiają
się, znane ze wspomnianego już ”Marvels” historie opowiadane z punktu widzenia
tak zwanego everymana. Uderzyć może także człowieczeństwo pisanych przez
Busieka herosów. Niektórzy z nich mają widoczne wady, lecz scenarzysta nie ma
zamiaru sprawiać, by po kilku stronach postać przezwyciężyła swoją słabość i
przypominała ideał. Wszystko to sprawia, że chociaż czytamy historię o
superbohaterach, to jednak trudno nie nazwać jej realistyczną. Warto dodatkowo wspomnieć,
że bohaterami niektórych rozdziałów “Astro City” byli także złoczyńcy.
Pierwsza miniseria
odniosła sukces, o czym już wspomniałem. Po kilku miesiącach pojawił się drugi
wolumin “Astro City”, który na okładce nosił już logo Homage Studios –
imprintu studia WildStorm, w którym twórcy prezentowali autorskie dokonania. Tym
razem była to już seria ongoing, która prezentowała czytelnikom także i dłuższe
fabuły. Całość zachowała jednak podstawy, u których została zbudowana. Chociaż niektóre
postacie otrzymywały na swój użytek po trzy-cztery, a nawet sześć numerów, to
jednak po zakończeniu jednej historii przeskakiwaliśmy do zupełnie innej
dzielnicy, a działający tam bohaterowie mogli wcale nie pojawiać się we
wcześniejszych numerach lub też zaliczyć występ na jednej-dwóch stronach.
To, co
bardzo podobało mi się podczas lektury kolejnych numerów “Astro City”,
to fakt że pomimo tego iż mamy do czynienia z jednym wielkim miastem, można
odnieść wrażenie, że jego dzielnice nazywają się Metropolis, Gotham czy Themyscira.
Busiekowi udało się na łamach jednego tytułu zbudować całe rozległe uniwersum,
które wciąż jest de facto jedną lokalizacją. Jestem przekonany, że nie każdy
scenarzysta dałby radę podołać czemuś podobnemu.
“Astro
City vol. 2” ukazywało się do 1998 roku, po czym cała marka zniknęła na
kilka lat. Powróciła dopiero w 2003 w WildStorm Signature Series jako cykl
miniserii ”Local Heroes”, a później ”Dark Ages”, których kolejne
numery ukazywały się bardzo nieregularnie. Publikacja dwudziestu dwóch numerów
zajęła WildStormowi siedem lat, co daje niewiele ponad trzy zeszyty rocznie. 2011
rok to wydanie sześciu odsłon cyklu podzielonych na dwa two-shoty oraz dwa
one-shoty, a po zamknięciu WildStormu seria w 2013 zadebiutowała już w Vertigo,
gdzie ukazuje się do dziś.
“Astro
City” zasłynęło także faktem, że jako jedna z niewielu pozycji wczesnego Image
była zbierana w trendach. Gdy WildStorm przeniósł się ze struktur Image do DC,
pojawiły się wznowienia wszystkich dotąd opublikowanych wydań zbiorczych i bez
problemu można je dostać także dziś i to zarówno w wersji softcover jak i
hardcover. Generalnie zachęcam Was do sięgnięcia po pierwszą odsłonę serii, a
więc ”Life in the Big City” i sprawdzenia czy styl opowiadanej historii
Wam pasuje. Jeśli tak, śmiało sięgajcie po kolejne tomy, do czego serdecznie
zachęcam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz