niedziela, 10 listopada 2013

Historia Image Comics część trzecia: Highbrow Entertainment oraz Shadowline

Co prawda dziś na „historyczną” rozkładówkę biorę nie jedno, ale aż dwa studia Image Comics, to jednak dzisiejszy wpis będzie najkrótszy spośród wszystkich, które opisują funkcjonowanie wydawnictwa. Dlaczego? Ponieważ zarówno Highbrow Entertainment jak i Shadowline nie przeżywały niemal żadnych wstrząsów ani nie wywoływały skandali, po prostu przez całe lata robiły swoje, co zresztą zaraz Wam udowodnię.

Highbrow Entertainment

Studio założone przez Erika Larsena jest teraz bodaj najspokojniejszym „zakątkiem” Image. Twórca ten planował stworzyć całą swoją część uniwersum wydawnictwa, co początkowo nawet mu się udawało. Larsen przyniósł ze sobą do Image postacie, które stworzył dla krótko istniejącego Megatron Comics, którymi byli Savage Dragon oraz Vanguard. Po dość dużym sukcesie miniserii z tym pierwszym, Highbrow oficjalnie ruszyło z kopyta. W ofercie studia znalazły się wydawany do dziś „The Savage Dragon”, a także serie „Vanguard”, „Freak Force”, „Star” czy „Super Patriot”. Początkowo wydawało się, że każde z nich zdobędzie sporą popularność i na dłużej zadomowi się w ofercie Image, lecz z czasem wyniki sprzedaży okazały się nieubłagalne. To właśnie komiksy ze studia Highbrow były tymi, które najmocniej ucierpiały na obcięciu ilości zamówień przez poszczególne sklepy komiksowe, o czym pisałem w pierwszej części „Historii Image”. Po 1996 roku Larsen tylko dwa razy zdecydował się na opublikowanie coś poza kolejnymi przygodami Dragona, ale bohaterowie wszystkich spośród wyżej wymienionych serii nie zostali zapomniani. Każde z nich do dziś okazyjnie pojawia się w kolejnych numerach „The Savage Dragon”. Vanguard był nawet częścią planowanego na 2006 rok przez Roba Liefelda odrestaurowania „Youngblood”, lecz krótki żywot tej serii poskutkował powrotem do gościnnych występów w opus magnum Larsena.

Sam twórca wsławił się tym, jako pierwszy spośród założycieli Image Comics opowiedział się przeciwko ścisłemu, komiksowemu uniwersum. Stało się to po tym, gdyż nie był zadowolony ze sposobu w jaki powstał komiks WildC.A.T.S. v1 #14, na łamach którego gościnnie pojawili się Freak Force oraz Savage Dragon.

Studio Highbrow próbowało uszczknąć coś z tortu animacji, jaki pewnego dnia pojawił się w siedzibie Image Comics. Niestety, podobnie jak animacje poświęcone Spawnowi i WildCats, tak i serial o Savage Dragonie nie utrzymał się zbyt długo na antenie. Ostatecznie w 1995 roku powstało jedynie 26 odcinków.

Aż do 2004 roku Erik Larsen po cichu funkcjonował sobie na boku wydawnictwa Image, tworząc jedynie kolejne przygody swojego zielonoskórego bohatera. Wtedy też został nominowany na naczelnego Image Comics. Także i po awansie trudno mówić o jakimś znaczącym wkładzie twórcy w rozwój wydawnictwa. Nie powstrzymał on powolnych spadków wyników sprzedaży i chyba najmocniej zapamiętany zostanie za to, że pozwolił wrócić do Image pierwszemu buntownikowi – Robowi Liefeldowi. Nie mogąc pogodzić obowiązków naczelnego z tworzeniem „The Savage Dragon”, Larsen zrezygnował z posady, co okazało się świetną decyzją. Jego następca – Eric Stephenson, znów uczynił z Image trzecią siłę na rynku.

Pod koniec 2013 roku Highbrow Entertainment wydaje jedynie kolejne numery „The Savage Dragon”, który pomału zbliża się do 200 numeru. Larsen próbował jeszcze reanimować „Supreme” dla studia Extreme, ale o tym dowiecie się więcej z kolejnych wpisów. 
Shadowline

Jak już mogliście dowiedzieć się z poprzednich wpisów, Shadowline jest studiem założonym przez Jima Valentino. Oficjalnie powstało ono w grudniu 1992 roku, gdy małe, lecz znane do dziś logo, pojawiło się na wewnętrznej stornie okładki komiksu „Shadowhawk #3”. Właśnie ten tytuł miał być najważniejszą pozycją studia, oczywiście tworzoną przez samego Valentino. Jakieś musiało być zdziwienie twórcy, gdy okazało się, że jedne z najgorszych wyników sprzedaży spośród oferty Image, a deklarowana niemal od samego początku niechęć do jednego, wspólnego uniwersum tylko ten stan pogłębiały. „Shadowhawk” w krótkim odstępie czasu zaliczył trzy krótkie serie (łącznie osiemnaście numerów), po czym odszedł w zapomnienie.

Valentino publikował także prace innych twórców. Ale nie oszukujmy się – były one w większości kiepskie. W końcu przyszedł rok 1997, gdy twórca wymyślił sposób na ratowanie swojego tworu. Oficjalnie ogłoszono, że od tego czasu Shadowline przestaje istnieć, a w jego miejscu pojawi się „Non-line” – zarządzana przez Valentino linia, nie będąca osobnym studiem, która publikować będzie wybrane komiksy zdolnych twórców, a i gdzie od czasu do czasu sam twórca coś napisze i narysuje. Ogłoszono także, że zakończono istnienie uniwersum studia i odtąd każda pozycja istnieje „sama dla siebie”, bez powiązań z innymi tytułami. „Non-line” nie odniosło spektakularnego sukcesu, ale decyzja ta pozwoliła jednemu z założycieli Image przetrwać we względnym spokoju.

Jim Valentino jednak nie był zbyt zadowolony z tego, co osiągnął w wydawnictwie. Gdy w 1999 roku nominowano go na naczelnego, „Non-line” jako osobny twór de facto przestało istnieć. Owszem, wciąż ukazywały się komiksy „bez studia”, lecz nie było jednej osoby sprawującej nad nimi pieczę. Spekuluje się nawet, że Valentino został naczelnym, by ponownie poczuć się ważnym w Image, skoro większość jego kolegów-współzałożycieli odnieśli zdecydowanie większe sukcesy. Miał on ogromnego pecha, ponieważ na samym początku to właśnie jemu przyszło posprzątać po odejściu Jima Lee, gdy ten przeniósł cały WildStorm do DC Comics. Cała kadencja twórcy polegała na tym, by ustabilizować pozycję wydawnictwa po tym zdarzeniu, które przy okazji rozwaliło wspólne uniwersum Image. Efekt rządów Valentino jest widoczny do dziś, ponieważ to właśnie za jego czasów wydawnictwo przebranżowiło się i otwarło na autorskie projekty młodych, zdolnych twórców. W 2004 roku, Jim zostaje zastąpiony przez Erika Larsena.

W tym też okresie dwudzieste urodziny obchodził Normalman – jeden z herosów stworzonych przez Valentino. Specjalny komiks z jego udziałem był jednocześnie odrodzeniem się Shadowline. W 2005 roku pojawia się pierwszy zeszyt, który znów posiada charakterystyczne logo na okładce. Jest nim nic innego jak „Shadowhawk vol. 2 #1”. Tradycji stało się zadość i seria ta nie przetrwała zbyt długo (15 numerów), lecz pociągnęła za sobą całą falę tytułów do scenariusza tego twórcy. Gdy ta przeszła, Shadowline skupiło się na publikacji 3-5 tytułów miesięcznie, za powstanie których rzadko kiedy odpowiada sam Valentino. Tak studio funkcjonuje do dziś, wydając między innymi takie hity jak „Peter Panzerfaust” czy „Rebel Blood”.

Warto jeszcze wspomnieć o Silverline – założonej przez Valentino linii wydającej od czasu do czasu powieści graficzne.

Na dziś to byłoby tyle. Dajcie znać o którym ze studiów chcielibyście przeczytać następnym razem. Do wyboru zostały Todd McFarlane Productions, Extreme Studios oraz Top Cow Productions.

5 komentarzy:

  1. Świetny tekst, następnym razem chętnie poczytałbym o "dziecku" Roba Liefielda.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny ciekawy tekst na temat Image, który przeczytałem z ciekawością. Dzięki za rzeczowe i przystępne przedstawianie tematu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem pod stałym wrażeniem wysokiej jakości zamieszczanych tu tekstów. Dziękuję za ich napisanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. To jeszcze tak tylko spytam czy pierwsza seria z ShadowHawkiem (z 1992) to rzeczywiście taka chała? Intryguje mnie wizerunek tej postaci i stąd zastanawiam się czy nie zamówić sobie tej serii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem tak. Ma jedynie cztery numery i oprócz kiepskiego głównego wątku, wpycha na siłę inne postacie z Image. W rezultacie ma się wrażenie, że czyta się komiks kompletnie o niczym.

      Usuń