Kolejny czytelnik odważył się wysłać na ktymczynski [małpa] gmail.com zdjęcia swojej kolekcji. Jest nim kolega Bartek. Nie zwlekam zatem i oddaję mu głos.
Tak jak moja fascynacja komiksami sięga już niemal dwóch dekad, tak
dopiero ostatnie dwa lata przyniosły systematyczność w powiększaniu ich
kolekcji, co można postrzegać jako jeden z nie tak wielu uroków
dorosłości. Niemal z miesiąca na miesiąc komiksy od Image zaczynają
stanowić coraz większy odestek moich zamówień. Dlatego moja kolekcja,
choć niewielka, jest całkiem dynamiczna, a i udało się nabyć w jej
ramach parę perełek.
Zacznijmy może od zeszytów.
Na pierwszy ogień idą serie pisane przez Ricka Remendera, który pomimo zniżek formy w Marvelu, w Image cały czas trzyma poziom. Widoczna na zdjęciu poniżej kolekcja jedenastu pierwszych zeszytów "Black Science" to jednocześnie zbiór pierwszej serii w formacie zeszytowym od Image, którą zacząłem nabywać. Po części z tego powodu pierwszy zeszyt pochodzi z dodruku.
Zacznijmy może od zeszytów.
Na pierwszy ogień idą serie pisane przez Ricka Remendera, który pomimo zniżek formy w Marvelu, w Image cały czas trzyma poziom. Widoczna na zdjęciu poniżej kolekcja jedenastu pierwszych zeszytów "Black Science" to jednocześnie zbiór pierwszej serii w formacie zeszytowym od Image, którą zacząłem nabywać. Po części z tego powodu pierwszy zeszyt pochodzi z dodruku.
Drugą serią tego scenarzysty w moim zbiorze jest "Deadly Class", które
kupiło mnie już w momencie ujrzenia okładki do pierwszego zeszytu i
wciąż dostarcza przedniej lektury aż do najnowszego, dziesiątego numeru.
Rzadko kiedy mamy do czynienia z tak dobrze oddaną atmosferą lat 80. w
Stanach, które wbrew ogólnie lansowanemu obrazowi nie ograniczały się do
natapirowanych fryzur i kiczowatego popu.
Następny zbiór to najnowsze dzieło sprawdzonego duetu Brubaker &
Phillips, czyli "The Fade Out". Cztery pierwsze numery, które widzicie
na zdjęciu stanowią pierwszy akt kryminalnej intrygi osadzonej w
Hollywood pod koniec lat 40. XX wieku. I znowu mamy do czynienia z
hołdem dla pewnej epoki, a umieszczane w zeszytach dodatkowe materiały
tylko poprawiają ten odbiór. Jak pewnie zauważyliście, pierwszy numer
udało mi się nabyć w specjalnym wydaniu "magazynowym" z okładką
stylizowaną na stare
czasopismo filmowe, w powiększonym formacie i z garścią unikalnych dodatków.
czasopismo filmowe, w powiększonym formacie i z garścią unikalnych dodatków.
Dalej mamy kolejny przykład tego, jak sama okładka potrafi zachęcić do
nabycia komiksu. Mam tu na myśli lewitującego dzika-szamana w
fantazyjnej szacie (później się okazało, że to locha) z okładki do
pierwszego "The Autumnlands: Tooth & Claw". Uważny obserwator
zauważy, że pierwszy człon tytułu pojawia się dopiero przy drugim
zeszycie, co jest wynikiem kuriozalnej zawieruchy z prawami do nazwy,
które - jak się okazało - należą do twórców miniserii wydanej pod koniec
lat 90. przez... Image.
Cóż, od razu wartość pierwszego druku pierwszego zeszytu została podbita ;) Na szczęście nie wpłynęło to na wydawanie serii, gdzie Busiek ma okazję opowiedzieć naprawdę epicką historię, a ekipa odpowiedzialna za wizualia od rysownika przez kolorystkę na literniku skończywszy przechodzi sama siebie, powołując do życia fantazyjny świat pełen zatropomorfizowanych bohaterów. Również alternatywna okładka do numeru drugiego autorstwa Alexa Rossa jest po prostu przecudna.
Przyszedł w końcu czas na najnowszy owoc współpracy na linii Kieron
Gillen-Jamie McKelvie - "The Wicked+The Divine". Pewna rezerwa po
pierwszych numerach ustąpiła miejsca zachwytowi przy piątym zeszycie,
który - jak mam nadzieję - utrzyma się. Ale jak na razie ta dwójka mnie
nie zawiodła, więc wszelkie obawy zdążyłem odłożyć na bok. Tak jak
bardzo lubię rysunki McKelviego, tak przy czwartym numerze nie mogłem
sobie odpuścić nabycia wydania z okładką alternatywną autorstwa Kevina
Wady.
Zeszyty to jednak nie wszystko i część mojej kolekcji stanowią również
wydania zbiorcze. Poniżej widoczny jest pierwszy tom "Battle Pope"
Kirkmana, który jest jednocześnie pierwszym komiksem od Image jaki
kupiłem, a było to hen w 2008 roku. Obok pozycje dużo nowsze, będące
elementem świetnej polityki związanej z wydawaniem pierwszych tomów za
10 dolców. Mamy tutaj surowe, brutalne i smażone w głębokim tłuszczu
"Southern Bastards" Aarona i LaToura oraz szpiegowskie "Velvet" od teamu
Brubaker & Epting.
A teraz last, but not least - wypasione wydania zbiorcze w twardej
oprawie i w powiększonym formacie. Z lewej znajduje się znana chyba
wszystkim zaglądającym na tego bloga "Saga" Briana K. Vaughana i Fiony
Staples, a z prawej wzmocniona fascynującymi dodatkami
nie-tak-znowu-nieprawdopodobna wizja przyszłości Grega Rucki i Michaela
Larka, czyli "Lazarus".
Jak łatwo zauważyć, niemal wszystkie komiksy od Image w mojej kolekcji
pochodzą z 2014 roku. A lektura newsów z zeszłotygodniowego Image Expo
sprawia, że w 2015 roku można się spodziewać u mnie nie tylko
kontynuacji nabywania aktualnie zbieranych serii, ale również wejścia w
całkiem spore grono nowych. Do tego dochodzi uzupełnianie kolekcji
("Battle Pope") oraz złożone już jakiś czas temu pre-ordery ("Big Hard
Sex Criminals"). Mój portfel już płacze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz