Dobra, na
wstępie muszę się przyznać, że tytuł jest już lekko nieprawdziwy. Powinien
brzmieć „20 i 1/2 roku z komiksami”, ale to nie brzmi tak chwytliwie.
Dzisiejszy tekst niejako stanowi odpowiedź na sugestie, że powinienem na blogu
więcej napisać o sobie. Postanowiłem w dniu swoich 27 urodzin więc napisać
swoisty biogram, który w trakcie powstawania rozrósł się do tak nielogicznych
rozmiarów, że postanowiłem rozbić go na dwie części. Cofnijmy się zatem do
lipca 1994 roku, kiedy liczący sześć i pół roku mały ja, znajduje sobie hobby,
które z dwuletnią przerwą trwa do dziś, chociaż po drodze zmieniało swoje
oblicze kilkukrotnie.
Rok 1994
Żeby była
jasność – wyżej widoczny komiks nie jest moim pierwszym. Od kiedy tylko
nauczyłem się czytać, w moich łapach w miarę regularnie wpadały takie magazyny
jak raczkujący wówczas ”Kaczor Donald” czy już dawno zapomniany ”Królik Bugs”.
Swoją drogą do dziś rozpływam się na samo wspomnienie wszelkiego typu
kartonowych wkładek, które można było znaleźć wówczas pierwszym z wymienionych
tytułów. Pamięta ktoś jeszcze ”Giełdę Kaczogrodu”? Albo ”Zbuduj swój
Kaczogród”? Smutno robi się człowiekowi, gdy dziś widzi w kioskach ”Kaczora
Donalda” kosztującego jakieś nielogiczne pieniądze, ponieważ do środka pakuje
się plastikowy ”prezent” przewyższający wartością sam magazyn. No cóż, znak
czasów. W końcu gdy dziś powie się dziecku, że kiedyś nie było Internetu i
ludzie całkiem nieźle żyli, to dla takiego malca jest to nie do pomyślenia.
Jednak
pewnego lipcowego dnia roku 1994 do kiosku znajdującego się niedaleko mojego
mieszkania nowy numer ”Donalda” nie dotarł lub też został już wykupiony. Aby
wrócić do domu z czymś i nie narażać się na moje histerie, matka kupił mi
pierwszy z brzegu komiks. Kolorowy był, kosztował stosunkowo niewiele, więc
luzik. I tak oto dzięki pójściu na łatwiznę mojej rodzicielki, w łapska trafił
mi ”Spider-Man 7/94” z TM- Semica. I wiecie co? Ni cholery go nie zrozumiałem.
I wiecie co? W niczym mi to nie przeszkadzało :D Nie pamiętam tego, ale
prawdopodobnie poczułem się wtedy jakbym dostał obuchem w twarz, ponieważ od
tego momentu chciałem więcej. Sześciolatek, jakim wówczas byłem, stwierdził że
od humanoidalnych kaczek znacznie ciekawszy wydaje się dla niego gość
przebierający się za pająka walczący z drugim, który wyglądał jak kot. Zapewne
niewiele czasu upłynęło, aż ustaliłem iż w kioskach jest tego więcej.
Człowiek-nietoperz, ludzie-roboty, gość z S na klacie, gość z czachą na klacie
– chciałem tego wszystkiego i z czasem tak też się stało.
Nie jestem
w stanie stwierdzić, jaki komiks był moim drugim. Z racji tego, że do dziś
posiadam w swojej kolekcji ”Spider-Mana 8/94” (to ten jubileuszowy z
hologramem) oraz ”Batmana 8/94”, przypuszczam że musiały to być te dwa komiksy. Zapewne otrzymałem je hurtowo, jednego dnia. Wydaje mi się, że oba już
zdołałem ogarnąć swoim młodym rozumem, a dzięki temu tylko bardziej mi się to
wszystko podobało. Nie tylko coraz mocniej jarałem się amerykańskimi
superbohaterami, ale także szlifowałem swoje umiejętności czytania, wertując
rubryki z listami czytelników czy teksty Arka Wróblewskiego – mojego
pierwszego, komiksowego boga.
Zdradzę
Wam, że od samych szczenięcych lat nie byłem na ”Ty” z dostatkiem. Urodziłem
się i rosłem w rodzinie tak pochrzanionej, że można o tym napisać osobny tekst.
Na potrzeby tego niech ważny będzie tylko fakt, że żyliśmy od dziesiątego do
dziesiątego, nierzadko na krechę i nieobce było dla mnie usłyszeć ”nie”, gdy
chciałem nowy numer jakiegoś komiksu. Dlatego też, już pod koniec 1994 roku
stanęło na tym, że mogę sobie pozwolić tylko na kilka tytułów. Wybór padł na
”Kaczora Donalda”, ”Spider-Mana”, ”Batmana” oraz ”Supermana”. Jak więc widać,
już od szczenięcych lat byłem na bakier z Marvelem :) Co prawda jeszcze w 1995
roku udało mi się wymodlić dorzucenie do tego ”X-Men”, ale ten tytuł bardzo
szybko porzuciłem, gdyż najzwyczajniej w świecie jego poziom skomplikowania
mnie przerastał i przez to mi się nie podobał. Dopiero po latach nieco się to
zmieniło, ale o tym wspomnę w drugiej części tekstu.
Rok 1995
Co prawda
już wspomniałem o tym roku, ale na osobny akapit zasługuje co innego.
Pamiętacie może, co TM-Semic wydawał w 1995 roku? Podrzucę tylko trzy tytuły,
które już wtedy mocno mnie ukształtowały: ”Śmierć Supermana”, ”Knightfall” oraz
”Maximum Carnage”. O ile pierwsze dwa pokazały mi, że herosi też mają słabości
i to w taki sposób, że do dziś uważam to za jedne z najlepszych komiksów jakie
kiedykolwiek czytałem, o tyle już mordercze starcie Spider-Mana i spółki z
Carnage oraz jego walniętą rodzinką już wtedy uznałem za historię kiepską i to
na tyle, że po dwóch czy trzech numerach porzuciłem czytanie tego tytułu.
Zamieniłem go na ”X-Men”, ale jak już wspomniałem, także i ten tytuł szybko
odrzuciłem.
Mniej
więcej wtedy także odkryłem biblioteki publiczne, a także taki drobny szczegół,
że każda z nich ma sporą kupkę komiksów. I to takich, których w kioskach nie
było, a więc w mojej świadomości po prostu nie istniały. Tytuły? ”Asteriks”,
”Thorgal”, ”Kajko i Kokosz”, niezwykłe komiksy Baranowskiego i wreszcie to, co
do mojej wyobraźni trafiło najmocniej – oczywiście ”Tytusy”. Kolejne księgi
pochłaniałem taśmowo, niektóre często po kilka razy i tym samym tylko jeszcze
mocniej wciągały mnie komiksy. Znam sporo osób, które będąc dzieckiem miało do
czynienia z komiksami TM-Semica, Egmontu czy właśnie wymienionymi klasykami,
lecz z czasem z tego ”wyrastały”. Siedmioletni ja gdzieś tam z tyłu głowy
wiedział, że ze mną tak nie będzie. Jak mogło być inaczej, skoro niemal
codziennie byłem przyklejony do telewizora, lecz nie oglądałem bajek dla mojego
przedziału wiekowego. Co zatem?
Chyba
nietrudno było się domyśleć, prawda? Ten serial oraz emitowany mniej więcej w
tym samym czasie ”Spider-Man TAS” podobały mi się znacznie bardziej niż
Wieczorynki. Do tego oglądałem jeszcze ”Power Rangers”, więc można powiedzieć
że mały psychopata gotowy. Tak, kontrola rodzicielska w moim przypadku nie
istniała. Skoro byłem grzeczny i miałem dobre stopnie, to moją matkę nie
obchodziło zbytnio, że jednocześnie czytałem nierzadko krwawe komiksy oraz
oglądałem bajki, w których właściwie non-stop się tłuką. No i ”Power Rangers”
:D
Tak przy
okazji. Okładkę polskiego ”Supermana 8/1995” do dziś uważam za jedną z
najlepszych w historii.
Rok 1996
”Knightfall”
zaczyna mnie już męczyć – to pierwsze komiksowe wspomnienie z tego roku, które
przychodzi mi do głowy. Znów następują przetasowania w czytanych przeze mnie
komiksach, ponieważ po nieszczęsnym ”Maximum Carnage” wracam do czytania
przygód Człowieka-Pająka. Ale to dopiero w połowie roku. Styczeń 1996 to
początek ”Rządów Supermanów” oraz ”Pieśni Egzekutora” – historii dzięki której
wróciłem do mutantów Marvela. Pomimo częstych wizyt w bibliotekach, wciąż
najmocniej trzymam się Semiców, chociaż nie ukrywam że spore wrażenie robią na
mnie Giganty od Egmontu. Generalnie nie ma tu o czym pisać, gdyby nie jeden
mały szczegół – w moje łapy trafiła wtedy pierwsza manga. Było to oczywiście
”Aż do nieba” ze startującego wówczas JPF-u. Nie jest żadną tajemnicą, że zainteresowało mnie
to.
Rok 1997
Dziewiąty
rok życia, czwarty będący przygodą z komiksami. I właściwie wiele się tu
wydarzyło. Na samym początku warto odnotować, że był to mój pierwszy kontakt z
komiksami od Image. Zapewne gdzieś już tu na blogu to pisałem, lecz wbrew temu
co możecie pomyśleć nie oznacza to, że kupiłem ”Spawna”. Tym pierwszym komiksem
był:
”WildC.A.T.S.”
Jima Lee wystartowało we wrześniu lub październiku 1997 roku, niestety nie
pamiętam tego najlepiej. Część z Was pewnie pamięta, że tytuł ten sprowadzony
został do Polski jako zastępca dla innej serii, która właśnie w tym roku
dobiegła do końca. Było to oczywiście ”X-Men”, które tym bardziej mi się podobało,
im mocniej je rozumiałem. Do dziś pamiętam, że numer 3/1997 tego tytułu było
prawdopodobnie pierwszym komiksem, przy którym popłakałem się jak dziecko i się
tego nie wstydzę. Zwłaszcza dlatego, że byłem wtedy dzieckiem :D
To jeszcze
jakoś przeżyłem, ale rok ten pamiętam także jako ten, w którym strzeliłem
pierwszego dużego focha na TM-Semic. Stało się to w październiku, gdy
postanowiono przeprowadzić fuzję ”Batmana” i ”Supermana” w jeden twór, w
dodatku dając bardziej lubianemu przeze mnie wówczas Człowiekowi ze Stali mniej
miejsca.
Z drugiej
strony, to właśnie wtedy poznałem Bena Reilly’ego – Scarlet Spidera :)
Rok 1998
Rok, w
którym strzeliłem drugiego wielkiego focha na TM-Semic i na niecałe dwa lat
porzuciłem niemal całkowicie czytanie komiksów. Skasowano wszystkie czytane
przeze mnie tytuły tego wydawnictwa. Najpierw Dzikie Koty, a wraz z końcem roku
zarówno ”Spider-Mana” jak i twór o
nazwie ”Batman/Superman”. Na ”Kaczora Donalda” zacząłem czuć się zbyt stary (taaaaaaaaa...)
i generalnie moja pasja jakby wygasła. Moim ostatnim komiksem był:
Teraz następuje
przeskok do końcówki 2000 roku. Ale o tym napiszę już następnym razem, oczywiście o ile
będziecie chcieli :)
Pisz! czyta i wspomina się bardzo przyjemnie!
OdpowiedzUsuńChcemy więcej... :)
OdpowiedzUsuńCoś dla jubilata, zdjęcia dodatków jakie w latach 90 tych XX wieku pojawiały się w Kaczorze Donaldzie (w tym Zbuduj swój Kaczogród) http://pokazywarka.pl/0r580k/#_=_ , http://pokazywarka.pl/5rrxcm/.
OdpowiedzUsuńW ostatnim wydanym u nas numerze Dzikich Kotów (dawno temu miałem tylko ten zeszyt z tej serii), był przeskok czasowy i pamiętam,że rysował go Eric Larsen próbując upodobnić swój styl do stylu rysunku Jima Lee, to był okres w którym na jeden numer rysownicy i scenarzyści w Image wymienili się seriami, które wtedy tworzyli, Mark Silvestri z tego co pamiętam narysował wtedy gościnnie jeden numer Spawna.Sam seria była planowana wstępnie na wydanie 6 numerów (bo na tyle TM-Semic miało tylko licencję wykupioną.Ostatni numer Supermana (który udało mi się przeczytać dzięki koledze-fan Supermana :D) z tego co pamiętam dotyczył tego,że Superman stał się niestabilny i groziła mu śmierć, dzięki profesorowi Hamiltonowi oraz kostiumowi z LexCorpu mógł przeżyć i został Niebieskim Supermanem (później dowiedziałem się,że był też Czerwony, ale to już inna historia).Ostatni numer Spider-mana to też dla mnie był szok (12/1998), to dlatego,że wcześniej pojawiła się zapowiedź (w stopce redakcyjnej wewnątrz numeru, co i w jakim konkretnie numerze pojawi się w zeszytach planowanych na 1999 rok.
Okazuje się (przynajmniej tak podaje Wikipedia) po raz pierwszy animowany serial o Batmanie był emitowany w naszym kraju w 1992 roku na TVP 2, ale tylko pierwsza seria.Właśnie wtedy to był moja pierwsza styczność z tą produkcją (w piątki o 15 :D) i nie tylko moja: http://www.wykop.pl/ramka/1401377/nostalgiczne-wspominki-batman-the-animated-series/
OdpowiedzUsuńPojedynek z Pumą to jedna w wielu potyczek Pająka z tym złoczyńcą na łamach tej serii wydawanej przez TM-Semic. Poprzednie starcie pokazano w 8/92; ten numer z lata 1994 pokazuje jakby ciąg dalszy poprzedniego i został narysowany także przez Sala Busceme, co się stało z Pumą po tych wydarzeniach pokazują numery 4 i 5/97.
OdpowiedzUsuńKocham wspominki, dlatego chętnie przeczytałbym drugą część ;)
OdpowiedzUsuń1998 - też po upadku TM-Semic 2-3 lata odejścia od komiksów aż Egmont nie zaatakował Kaznodzieją.
OdpowiedzUsuńTylko ja od razu X-menów z Semica pochłaniałem garściami. Pierwszy był 4/94 - pamiętny debiut Jima Lee w Polsce.
Trzeba też powiedzieć że po erze TM-Semic nie było w Polsce wydawcy na taką skalę już nigdy.
Mandragora próbowała zeszytówki i skończyło się nieskończoną i nieodrzałowaną serią 100 Naboi.
Dodam, że przed Kaczorem Donaldem był Mickey Mouse - Egmont zresetował serie i zmienił nazwę.
OdpowiedzUsuń(wspominka dla starczego pokolenia)
Ach, aż mi się łezka w oku kręci od tej sentymentalnej podróży w czasie. Przypomniały mi się dzięki temu stare czasy, kiedy to kombinowałem jak koń pod górkę, by zdobyć pieniądze na wszystkie wówczas wydawane komiksy TM-Semica :) Z racji tego, że jestem wiele lat starszy od Ciebie to przygody Pajęczaka miałem w zeszytach już od 1990 roku. Nawet dzisiaj doskonale pamiętam jak trudno mi było zaprzestać kupowania Kaczora Donalda, bo choć wiedziałem, że jestem już na to zdecydowanie za stary, to sentyment brał górę, nad logiką.
OdpowiedzUsuńDzisiaj spoglądam z nieukrywaną dumą na moją sporą kolekcję oryginalnych amerykańskich komiksów (kto wie, może jedną z największych prywatnych kolekcji komiksowych w Polsce), którą często prezentuję na forum DCMultiverse, to jednak myślami często wracam do moich początków przygody z komiksem. Kiedy dzisiaj wydaje miesięcznie okrągły tysiąc złotych na komiksy w Atomie, to nie robi to na mnie takiego wrażenia jak ciułanie grosz po groszu, by zdobyć kasę na wszystkie komiksy dostępne wtedy w kiosku.
Czyżby to Nightwing z forum DC Multiverse ? :D (chole.... zazdroszczę kolekcji ;p)
UsuńTak - zgadłeś :)
UsuńNo krok we właściwym kieruku ;)
OdpowiedzUsuń