Trzynasta
odsłona ”Nie tylko komiks” skupiła się na pierwszym sezonie serialowego
wcielenia ”Witchblade”. Była to kontynuacja telewizyjnego filmu stacji
TNT. Zarówno jedno jak i drugie oceniłem bardzo nisko, a dziś zajmę się tą
przysłowiową wisienką na torcie, a więc drugą i zarazem ostatnią serią tej
produkcji.
SPOILERY!!!!!!!!!
Na początek
jednak pewien krótki rys historyczny. Serial ”Witchblade”, nie do końca
wiedzieć dlaczego, był w 2002 roku produkcją bardzo popularną i miał właściwie
zapewnione zamówienie kolejnego sezonu. Dlaczego więc tak się nie stało? Otóż
Yancy Butler, która grała Sarę Pezzini, zmagała się z różnego typu
uzależnieniami i produkcję serialu przerwano, ponieważ jej stan zdrowia mocno
podupadł. Nie będę tu może wchodził w polemikę na ten temat, zaznaczę jedynie
iż jestem bardzo mocno zdziwiony tym, jak bardzo ”Witchblade” było
lubiane przez widzów. Dla mnie bowiem serial ten jest jednym z największych
koszmarów, jakie było dane mi oglądać. Dlaczego tak uważam? Już wyjaśniam.
Zacznę może
od fabuły. Po tym, jak finał pierwszej serii nie zaskoczył absolutnie niczym i
doprowadził do cofnięcia czasu, a tym samym do anulowania wszystkiego co
zdarzyło się we wspomnianym odcinku, a nawet dalej. Nowa seria zaczyna się tam,
gdzie w telewizyjnym filmie zginął Danny Woo. Ale nie tym razem, ponieważ Sara
używa mocy artefaktu i ratuje mu życie. To zmienia bieg czasu i rozpoczyna...
no właściwie nic. Czas więc pozrzędzić jak stara baba.
Ja naprawdę
rozumiem, że można było chcieć zrobić nowy sezon bardziej przystępny dla nowego
widza, ale czasem tez trzeba pamiętać o tych, którzy już przy ”Witchblade”
trochę się namęczyli. Twórcy uznali jednak, że najfajniej będzie doprowadzić do
tego, że cały pierwszy sezon zarazem miał jak i nie miał miejsca. Tak, tak,
dobrze czytacie. Pomimo tego, że czas się cofnął o dobrych kilka miesięcy do
tyłu, Sara pamięta wszystko, co działo się w jej życiu. Z oczywistych przyczyn
ani Danny (jej nowy/stary partner) ani Jake (jej partner, który teraz nigdy nim
w sumie nie był) nie pamiętają niczego. Ale Kenneth Irons i Ian Nottingham już
jak najbardziej. Dlaczego? Ponieważ najwyraźniej zadziałała magia artefaktu.
Serio, twórcy nie podają żadnego sensownego wyjaśnienia dlaczego akurat ci dwaj
panowie zachowują pamięć i widzowi pozostaje się jedynie domyślać. To co
napisałem przed chwilą, to po prostu moja interpretacja, nie podparta żadnymi
dowodami.
Skoro już
czas się cofnął i historia uległa zmianom, powinniśmy być świadkami czegoś w
stylu paradoksu czasowego, prawda? Nic z tych rzeczy, już od trzeciego epizodu
drugiej serii wracamy do odcinków typu ”sprawa tygodnia” z obowiązkowymi wadami
tego serialu: słabym aktorstwem oraz przerażająco dużą ilością nudnawych scen.
Naprawdę nie potrafię zrozumieć decyzji twórców serialu, którzy postanowili na
pierwszy plan wysunąć chyba najbardziej nijakiego aktora, a z dwójki dającej
radę zrobić drugoplanowych wycieruchów. Tak właśnie się stało, gdy bardzo słaby
i posiadający zerową charyzmę Will Yun Lee dostał znacznie więcej czasu antenowego,
skutecznie zabierając go dla Davida Chokachiego i Erica Etebariego,
wcielających się odpowiednio w Jake’a oraz Iana. Ucierpiał zwłaszcza ten drugi,
który w pierwszym sezonie był postacią niejednoznaczną i owianą dość gęstą mgłą
tajemnicy, a w kolejnym zmienił się w zwykłego szaleńca.
Żeby nie
było, że jedynie narzekam. Naprawdę trudno nie docenić wysiłków scenarzystów,
którzy w drugiej serii serialowego wcielenia ”Witchblade” naprawdę dali
radę. Stworzyli całkiem ciekawe ”sprawy tygodnia”, które niejednokrotnie były
znacznie lepsze i bardziej wciągające niż wątek główny. Podobnie jednak jak w
przypadku poprzednich odsłon tej serii, kompletnie leżała reżyseria. To naprawdę
duża sztuka sprawić, by widz ziewał z nudów nawet w czasie, gdy na ekranie trwa
właśnie strzelanina, a tutaj się to udało. Praktycznie całość serialu od samego
początku pachnie nudą. Ale tak to jest, gdy nie daje się grać tym aktorom
którzy potrafią, a próbuje wykrzesać się coś z tych, co do których gołym okiem widać
iż się nie nadają. Niestety nie mogę zbyt wiele dobrego napisać o samej Yancy
Butler. Z pewnością można to zrzucić na jej problemy z uzależnieniami, ale
niestety w drugim sezonie ”Witchblade” poradziła sobie znacznie gorzej
niż w pierwszym. A muszę podkreślić, że jakiś czas temu pisałem, że aktorka ta
dobrze wygląda, ale niewiele oprócz tego może zaoferować serialowi.
Nie chcę
już nawet pastwić się nad samym tytułowym artefaktem, ponieważ w tym przypadku
nic się nie zmieniło – nadal mamy do czynienia z pojawiają się i znikającą
rękawicą, wyglądającą jak element taniej zbroi.
Być może
jestem zbyt brutalny wobec serialowego wcielenia ”Witchblade”, ale taka
jest dla mnie prawda. Produkcja była słaba właściwie pod każdym względem – w
drugim sezonie radę dały ”sprawy tygodnia” oraz muzyka – i nie jestem w stanie
polecić oglądania tej produkcji komukolwiek. No chyba, że naprawdę wielkim,
fanatycznym fanom postaci. Są tu tacy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz