UWAGA: tekst powstał 12.05.2015 roku i dotyczył wydania oryginalnego. 25.02.2019 został poprawiony i zaktualizowany w związku z premierą polskojęzyczną od Non Stop Comics/
Rick
Remender jest dla mnie scenarzystą bardzo nierównym. Poznałem go nieco lepiej w
czasach, gdy czytałem jeszcze komiksy Marvela, a gdy zapowiedział start aż
trzech swoich tytułów w barwach Image Comics byłem dość sceptycznie nastawiony.
Na początku, nie sięgałem po żaden z jego komiksów. To wszystko zmieniło się
wraz z premierą pierwszego zeszytu ”Głębi”. Następnie dałem się skusić
wydawnictwu Taurus, które opublikowało ”Black Science”. Tymczasem wiele
osób zgodnie powtarzało, że to właśnie ”Deadly Class” jest spośród
obecnych komiksów Ricka Remendera tym najlepszym. Korzystając z nadarzającej się wreszcie okazji, postanowiłem to sprawdzić.
Tym razem
nieco złamię standardowa kolejność rzeczy, które poruszam w swoich recenzjach i
już na samym początku wspomnę o jakości wydania komiksu. Tom ten jest
naturalnie niemal identyczny jak drugi tytuł Ricka Remendera w ofercie Non Stop Comics. Wita nas
więc miękka okładka, a już parę stron później wstęp
autorstwa Davida Laphama. Z kolei gdy już przeczytacie całość historii, swoich
kilka zdań chce przekazać Wam w posłowiu scenarzysta komiksu. Nie są to może
teksty niebywale odkrywcze, ale czyta się je bez większego bólu. Bardzo miłym
dodatkiem jest piętnaście stron prezentujących wszystkie główne alternatywne
okładki początkowych sześciu numerów ”Deadly Class”. Tu swój popis
daje przede wszystkim Wesley Craig, ale część przedstawionych dzieł stworzona została także
przez innych artystów. Ogólnie rzecz ujmując, za jedyne czterdzieści pięć złotych (okładkowo)
dostajecie kawałek naprawdę solidnie wydanego komiksu i do tego w dwóch wersjach okładkowych - z okazji premiery serialu, Non Stop Comics zdecydowało się opublikować także wariant z jego obsadą. Pytanie tylko, czy
historia również dała radę?
Już na
początkowych stronach przenosimy się do 1987 roku i poznajemy Marcusa,
błąkającego się po ulicach dzieciaka, który przybył wraz z rodzicami z
Nikaragui. Ci niestety zginęli tragicznie a chłopak trafił do domu opieki. Nie
czuł się tam zbyt dobrze, więc postanowił zakosztować życia na ulicy. Pewnego
dnia jego życie ulega drastycznym zmianom, ponieważ wskutek niezwykłych
okoliczności trafia on do sekretnej szkoły dla przyszłych morderców. Tam zawiera
pierwsze przyjaźnie, odżywają w nim uczucia i wraca sens życia. Zaraz, zaraz...
w szkole dla morderców?
Ocenę
pierwszego tomu ”Deadly Class” należy podzielić na dwie części. Pierwsza
z nich zarezerwowana jest wyłącznie dla mniej więcej dwóch premierowych zeszytów cyklu, które
wyraźnie odstają od reszty. Gdybyście sięgnęli jedynie po tę część komiksu,
moglibyście srogo się zawieść. Oto bowiem pozycja ta stanowi rzede wszystkim miks
znanych nam już wątków i sporo odwołań do mocno oklepanych rzeczy. Gdy w tytule pojawia się Azjatka to okazuje się być z klanu ninja, zaś czarnoskóry uczeń szkoły to oczywiście gangsta pełną gębą. Sama historia Markusa bardzo mocno kojarzyć
może się z lekko zwichrowanym Harrym Potterem, a sekretna szkoła dla ludzi z pewnymi talentami...
w sumie też. Albo z X-Men lub także z wieloma innymi tytułami. Pierwsze
rozdziały nie potrafiły przekonać mnie jako czytelnika właściwie niczym z głównej
fabuły, co sprytnie wykorzystuje Wesley Craig, tworząc niesamowite i działające
na wyobraźnię rysunki. Bardzo podobał mi się pomysł, polegający na celowym
wykrzywianiu kadrów w momentach, gdy akcja gwałtownie przyspiesza i naprawdę
nie rozumiem, dlaczego w kolejnych zeszytach artysta zrezygnował z tego typu
zagrywek.
Pomijając
ten jeden niuans, całość ”Deadly Class” to popis Craiga oraz kolorysty
Lee Loughridge’a. Rick Remender ma niesamowicie dobrą rękę w dobieraniu sobie
współpracowników, ponieważ wszystkie trzy jego obecne serie dla Image to pod
względem artystycznym ścisła czołówka nie tylko oferty tego wydawnictwa, ale
pokuszę się o stwierdzenie, że także i na całym rynku w USA. Wróćmy jednak do
recenzowanego komiksu. Craig posiada cienką, ale zarazem bardzo wyrazistą
kreskę. Stosuje on na kartach ”Deadly Class” mnóstwo kreskówkowych
rozwiązań, lecz są one na tyle fajnie wkomponowane poszczególne kadry, że nie
przeszkadzają w lekturze. Loughridge z kolei zastosował w komiksie dość
ograniczoną paletę barw i to również świetnie się sprawdza, ponieważ już po
kilkudziesięciu stronach zauważamy zależność między dominującym na stronach
kolorem, a nastrojem panującym w danej scenie. To jak świetnie dogadują się
obaj panowie najlepiej widać w scenach z Marcusem przeżywającym swój
narkotyczny odlot. Zarówno rysownik jak i kolorysta świetnie oddali klimat tego
wydarzenia i sprawili, że zapadnie mi w pamięci na bardzo długo.
Na
szczęście od drugiego zeszytu wchodzącego w skład wydania zbiorczego, także i
Rick Remender znacząco się poprawił. Mocno zaskakuje fakt, że wspomniana już
wcześniej szkoła dla przyszłych zabójców bardzo szybko staje się tłem, a na
pierwszy plan wysuwają się wątki obyczajowe. Tak, dobrze czytacie. ”Deadly
Class” to tak naprawdę opowieść o chłopcu zagubionym i potrzebującym
bliskości oraz akceptacji, a tę znajduje właśnie w tak nietypowej szkole. Co
prawda komiks prowadzi jednocześnie wiele wątków, ale chyba najważniejszym jest
przedstawiony powolnie ale konsekwentnie proces odżywania Marcusa. Chłopak nie
jest ani bardzo inteligentny, popełnia także mnóstwo błędów oraz podejmuje co
najmniej nieprzemyślane decyzje, ale któż z nas taki nie jest? Młodzieniec
szybko zdobył moją sympatię swoją, nazwijmy to, naturalnością. Jest szczery,
dość prawdziwy i jedyne co mi w Marcusie przeszkadza, to że posiada znacznie
więcej krwi niż powinno znajdować się w tak wyraźnie wątłym ciele. Ale to już
raczej czepianie się dla samego faktu, wszak w końcu wątki związane z nauką w szkole
dla zabójców wymaga utraty krwawicy podczas ćwiczeń.
To nie była
zbyt mądra decyzja z mojej strony, gdy postanowiłem swego czasu nie kupować ”Deadly
Class” w zeszytach. Potem też zdecydowałem się olać wydania zbiorcze. Teraz, gdy jestem już po lekturze pierwszego tomu, jak
najszybciej chciałbym sięgnąć po kolejny. Komiks ten w początkowo irytuje, ale gdy okazuje się iż silne klepanie schematów przez scenarzystę to działanie jak najbardziej świadome i celowe, tytuł ten staje się świetną i niegłupią rozrywką,
oferującą znacznie więcej niż początkowo mogło się wydawać. I zdecydowanie jest to najlepszy
komiks Ricka Remendera w barwach Image Comics. Jeśli macie gdzieś na boku te niecałe cztery dyszki, nie
zastanawiajcie się nawet przez chwilę.
--------------------------------------------------------------------------------------------------
--------------------------------------------------------------------------------------------------
"Deadly Class #1: 1987 Reagan Youth" do nabycia w sklepie Non Stop Comics w dwóch wariantach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz