Kel Symons na dobre zadomowił się w Image Comics. Twórca takich tytułów jak "I Love Trouble" czy niedawne "Mercenary Sea" tym razem idzie w kierunku fantasy spod znaku magii i miecza. O "Reyn" opowiedział co nieco w wywiadzie dla serwisu Newsarama, który ukazał się blisko tydzień temu. Dalszą część wpisu musicie potraktować z przymrużeniem oka, ponieważ premierowy numer tej serii okazał się być komiksem średnim, nie zachęcającym zbytnio do dalszej znajomości losów głównych bohaterów.
Tytułowy bohater "Reyn" to rycerz przyjmujący różne zlecenia. Początkowo wydaje się całkiem normalny, lecz skrywa on pewną tajemnicę. Słyszy głosy. I nie tylko strasznie go to wkurza, ale przy okazji utrudnia zarabianie na życie. Pewnego dnia napotyka on na swojej drodze Seph - młodą dziewczynę parającą się magią. Od tego czasu ich losy stają się jeszcze bardziej niebezpieczne i tylko współpracując mają szansę ujść z życiem.
Tyle teorii. Realia przyniosły komiks rozczarowujący. Przeczytałem go niedawno i w skrócie napiszę, że nie posiada on w sobie nic oryginalnego. Oboje główni bohaterowie są dość typowi, intryga na razie niczym nie zaskakiwała, a największą ciekawość wzbudzał świat w którym osadzona jest akcja komiksu. ALE, tego wątku w premierowym zeszycie jest właśnie najmniej.
Tymczasem to właśnie opisem świata Kel Symons próbuje zachęcić czytelników do sięgnięcia po "Reyn", obiecując solidną mieszaninę fantasy z westernem. Przyznam się szczerze, że w pierwszym numerze tego zbytnio nie dostrzegłem. Jak widać na powyższej ilustracji, tytułowy bohater komiksu jest czarnoskóry. Scenarzysta podkreśla, że nie jest to jego pomysłem na podbicie poziomu sprzedaży, ani właściwie wcale nie ma z tym nic wspólnego. To inicjatywa Nate'a Stockmana oraz zajmującego się kolorami Pata Brosseau. Wszyscy zgodnie podkreślają, że nie ma to żadnego wpływu na rozwój fabuły, uprzedzając tym samym pytania oraz ewentualne pretensje kierowane przez hardkorowych fanów.
Wybaczcie niewłaściwą grę słów, zwłaszcza w kontekście poprzedniego zdania, ale w założeniu "Reyn" ma być komiksem maksymalnie kolorowym. Pat Brosseau zdradza, że dostał od scenarzysty instrukcję, by do każdej nowej lokalizacji dobierał możliwie jak najbardziej zróżnicowaną paletę barw. Kolorysta uważa, że stanowi to dla niego niezłą zabawę, a ja od siebie dodam, że jedyną rzeczą, jaka spodobała mi się w pierwszym numerze "Reyn" to właśnie całkiem przyjemna warstwa graficzna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz