Po
opublikowaniu zapowiedzi wydania zbiorcze ”Trees”, przez bardzo długi
czas zastanawiałem się nad tym, jak Warren Ellis chce wydać ten komiks? Według
dostępnego wszędzie opisu, komiks zawierać miał zeszyty od 1 do 5, podczas gdy
pierwsza historia zamknęła się w ośmiu zeszytach. Czyżby reszta miała się
ukazać w drugim, ultrakrótkim tomie? A może twórcy upchną je razem z częścią
kolejnego story-arcu? Odpowiedź uzyskałem w momencie, w którym pierwszy tom ”Trees”
trafił w moje łapska. Drodzy czytelnicy, nie sugerujcie się opisem – komiks
zawiera osiem zeszytów, a Image Comics po raz kolejny nie ustrzegło się błędów.
Czas jednak zajrzeć do środka komiksu i wydać werdykt.
Dziesięć
lat temu Ziemia zmieniła się nie do poznania. Okazało się, że nie jesteśmy sami
we wszechświecie, gdyż na naszej planecie pojawili się oni. Wylądowali, górując
nad miastami jak ogromne drzewa. I nie zrobili kompletnie nic, nie nawiązali
kontaktu, nie przedstawili żądań. Po prostu od dekady stoją. W tym czasie świat
zmienił się jednak nie do poznania, a niemal każdy aspekt życia został
podporządkowany temu, że nad naszymi głowami górują tytułowe Drzewa. Warren
Ellis przybliża nam losy kilku osób różnych części globu, a także powoli
odkrywa pewne tajemnice przybyszów z kosmosu.
Pierwsze numery
”Trees” to triumfalny powrót Warrena Ellisa do tworzenia komiksów po
kilkuletniej przerwie. Niech Was nie zwiedzie fakt, że już od dłuższego czasu
można zakupić Marvelowskiego ”Moon Knighta” tego samego scenarzysty – to
opowieść o Drzewach została zapowiedziana dużo wcześniej. Jak już pewnie
zauważyliście, użyłem zwrotu ”triumfalny” i nie mam zamiaru teraz się z tego
wycofywać. ”Trees” bowiem okazało się lekturą godną polecenia pod niemal
każdym względem.
Przede
wszystkim, podkreślić muszę to, iż od zawsze byłem dużym fanem prac Ellisa,
którego stawiam w jednym szeregu z Gregiem Rucką – nieważne co i dla kogo
zrobią, na pewno to przeczytam. Scenarzysta ”Trees” słynął zawsze z
bardzo typowego dla siebie, dość niespiesznego sposobu opowiadania swoich historii,
które po jakimś czasie gwałtownie przyspieszały, zostawiając czytelników ze
szczękami na podłodze. Wystarczy przypomnieć opublikowane niedawno także i
Polsce przygody ”Thunderbolts” jego autorstwa, gdzie zarysy postaci i
interakcje między nimi były dużo lepsze i ważniejsze, niż spora dawka akcji
następująca później. Nie inaczej jest w przypadku dzisiaj opisywanego komiksu. Warren
Ellis nakreśla nam zarys świata, w którym ważną rolę odgrywają tajemnicze
Drzewa, górujące nad większością miast na Ziemi. Niech Was to nie zwiedzie,
ponieważ komiks wcale nie skupia się na tym, by odkryć ich tajemnice, pokonać
czy przepędzić. Zamiast tego otrzymujemy kilka niezwiązanych ze sobą historii
ludzi, którym przyszło żyć pod tymi kosmicznymi istotami. Mamy tu więc opowieść
o młodym artyście, który przeprowadza się do miasta umieszczonego pod ogromnym
drzewem, oglądamy losy pewnego afrykańskiego polityka, jak i wątek kobiety,
pragnącej dokonać zemsty na członku pewnego gangu. I wiecie co? Wcale nie czuję
się w żaden sposób zawiedziony, ponieważ Warren Ellis każdy z tych wątków
prowadzi konsekwentnie i w sposób interesujący, a każda z występujących w nich
postaci szybko zyskuje konkretnie zarysowany i łatwo dający się określic
charakter. Jednocześnie każdy z nich jest odrębny i niejako z innej bajki.
Scenarzyście udało się zmiksować zarówno science-fiction, political-fiction,
wątki sensacyjne jak i romantyczne, nie dając przy tym odczucia, iż któryś z
nich jest potraktowany po macoszemu. Pierwszy tom ”Trees” zawiera przy
okazji kilka komentarzy na temat aktualnych dziś tematów, typu wzbudzającego
wiele kontrowersji gender czy też sytuacji politycznej na świecie i jestem
przekonany, że nie wszystkim może przypaść do gustu część tego, co stworzył scenarzysta.
Moim zdaniem, zachował on sporo klasy, bo przy założeniu iż przekazał nam on
swoją opinię na podane wątki, to jednak nie zrobił tego w sposób dający
możliwość zarzucić mu nachalności czy braku wyczucia, nawet przy założeniu, że
ktoś z Was się z nim nie zgodzi.
Jak to
zwykle bywa z komiksami Ellisa, na sam koniec otrzymujemy mocny zwrot i
gwałtowne przyspieszenie akcji, które poprowadzone zostało w ten sposób, że już
teraz żałuję, iż na drugi tom przyjdzie mi poczekać prawdopodobnie około roku.
Jednak
wydaje mi się, że prawdziwym wygranym ”Trees” jest rysownik Jason
Howard, który na potrzeby tego komiksu całkowicie zmienił styl rysowania i
okazało się, że jego stosunkowo proste, kreskówkowe ilustracje z komiksów
Roberta Kirkmana to nie był szczyt jego możliwości, oj nie. Pierwszy tom
zbiorczy ”Trees” to popis rysownika, który momentami wręcz zachwyca swoimi
pełnymi szczegółów pracami. Im więcej pracy trzeba było wnieść z dany kadr, tym
lepiej on wyglądał. Czegoś takiego początkowo się nie spodziewałem, gdyż
obawiałem się przypadłości ”Lazarusa”, gdzie Michael Lark znacznie
lepiej wykonywał okładki, dopóki jeszcze je tworzył, niż sam środek komiksu. Porównanie
to nie jest przypadkowe, te nieliczne osoby regularnie śledzące ”Okładkę tygodnia”
wiedzą pewnie, że wyróżniałem absolutnie każdy cover z zeszytowego wydania ”Trees”.
Jedynym minusem
opisywanego dziś komiksu są dodatki, a właściwie ich brak. Poczułem się srogo
zawiedziony faktem, że te ograniczyły się jedynie do galerii coverów, która de
facto zajmuje dwie strony. Słowem, mamy po cztery miniatury na każdej z nich, a
ponieważ bardzo chciałem zobaczyć je w pełnej krasie, jestem nieco zawiedziony.
Nie wpłynie
to jednak na końcową ocenę pierwszego tomu ”Trees”, który nadal uważam za
zdecydowanie najlepszy debiut Image w 2014 roku i jedną z najlepszych pozycji w
obecnej ofercie wydawnictwa. Nie potrafię zarzucić mu kompletnie nic i
wystawiam bez cienia wątpliwości 6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz