Ponad rok
przyszło mi oczekiwać na trzeci i zarazem ostatni tom serii ”Great Pacific”.
Joe Harris oraz Martin Morazzo początkowo zauroczyli mnie swoją pokręconą
wizją, która o ile w pierwszym tomie zbiorczym prezentowała się wyśmienicie, o
tyle już w drugiej swojej odsłonie nie spełniła pokładanych w niej nadziei. Jak
więc wypadła finalna część trylogii o kraju który powstał na wyspie śmieci,
która męczona była potężnymi opóźnieniami. Niestety, nie jest najlepiej.
Z ogromną
chęcią zadałbym pytanie Joe Harrisowi o to, kiedy podjął decyzję o zakończeniu
publikacji ”Great Pacific” na osiemnastym numerze. Lektura trzeciego
tomu zbiorczego daje mi mocne podstawy do tego, by myśleć iż nastąpiło to w
okolicach powstawania zeszytu z piętnastką na okładce. Dlaczego? Otóż ”Big
Game Hunters” rozpoczyna się od dwóch pojedynczych historii, które nie posuwają
historii do przodu, a pierwsza nawet nie jest szczególnie zajmująca czy też
interesująca. Otóż opisuje spotkanie Chasa Worthingtona – głównego bohatera
komiksu – z mężczyzną, który podaje się za przedstawiciela ogromnej, kosmicznej
federacji, która chce przyłączyć Ziemię do swoich struktur. Jest to kilkanaście
stron komiksu mocno odrealnionego od tego, do czego przyzwyczaili nas twórcy i
niestety nie wypada to na ich korzyść. Harris co prawda stara się zasiać ziarno
wątpliwości, byśmy zaczęli się zastanawiać czy nieznany mężczyzna na pewno jest
zwykłym wariatem, lecz wiedząc, iż mamy do czynienia z ostatnią odsłoną serii,
trudno jakoś mocniej się tym zainteresować. Zgodnie z przewidywaniami, wątek
ten nie doczekał się satysfakcjonującego zakończenia, które co najwyżej możemy
dopisać sobie sami.
Dużo lepiej
wypada drugi rozdział, który jest moim zdaniem jedynym jasnym punktem trzeciego
tomu ”Great Pacific”. W nim Chas musi zmierzyć się z problemem zażywania
narkotyków przez społeczeństwo Nowego Teksasu. Co prawda ponownie w żaden
sposób wątek główny nie zostaje poruszony do przodu, ale za to otrzymujemy
krótki, lecz intensywny pokład zapędów głównego bohatera, który w tym tomie ”Great
Pacific” jest już komunistą pełna gębą. Podobać może się pokazanie, jak
Chas stara się totalnie kontrolować mieszkańców swojego kraju, codziennie
dostarcza im świeżej porcji propagandy oraz nie boi się pacyfikować wszelkich
objawów nieposłuszeństwa społecznego, a za zagrożenie dla całego kraju uznaje
kilku dealerów opium. Jest to moment, w którym czytelnik ostatecznie powinien
wyzbyć się jakichkolwiek sympatii do Chasa, który tym samym kończy drogę od
sympatycznego chłopaka pełnego ideałów do zimnego tyrana nie biorącego pod
uwagę innego zdania niż swoje.
Jednocześnie
w tym miejscu pojawia się też kolejny problem z lekturą ”Big Game Hunters”.
Od trzeciego rozdziału totalnie przestałem sympatyzować z Chasem i wręcz
kibicowałem jego przeciwnikom. Tyle tylko, że nie wiedzieć dlaczego, Joe Harris
uznał, że za ostatecznego przeciwnika Worthingtona stworzy postać nudną, pełną
schematyczności, a zza pazuchy zacznie wyciągać sekrety, które kupy się zbytnio
nie trzymają. Dodatkowo, wszystko zostało wepchnięte z cztery rozdziały komiksu
i gołym okiem widać, że część tej historii poszła po najmniejszej linii oporu,
byle tylko zmieścić się w określonej ilości miejsca. Tempo opowiadanych wątków
wyraźnie wzrasta, lecz nie sprawia to szybszego bicia serca. Brakuje przede
wszystkim klimatu, a momentami dochodziło do sytuacji, w których obserwowanie
jak Chasowi wszystko wymyka się z rąk sprawiało mi mnóstwo radości. Trudno jest
czytać komiks, w którym nie kibicuje się żadnej stronie konfliktu, a tak jest w
przypadku trzeciego tomu ”Great Pacific” – w pewnej chwili złapałem się
na tym, że z jednej strony liczyłem na upadek Chasa, a z drugiej uznawałem że
głupio ponieść klęskę z ręki tak pustego i nudnego przeciwnika.
Za warstwę
graficzną odpowiedzialny jest Martin Morazzo i rysuje on na swoim standardowym
poziomie. Nie rozumiem więc niestety, skąd wzięły się tak potężne opóźnienia
kolejnych zeszytów ”Great Pacific”. Włoch nadal zachwyca przy tworzeniu
pejzaży, lecz nie do końca daje sobie radę z postaciami ludzkimi. Podobnie jak
w przypadku poprzednich tomów, tak i tym razem bardzo podobały mi się użyte w
komiksie kolory, podkreślające idealnie fakt, że cały czas mamy do czynienia z
górą śmieci. Z chęcią zobaczyłbym prace Morazzo przy jakimś innym komiksie. Najlepiej
gdyby była to miniseria, by nie zdążyły dotknąć jej ewentualne opóźnienia.
”Big
Game Hunters” zawiera dodatek pod postacią kompletnej galerii
variant-coverów. Wśród ich autorów próżno szukać najbardziej rozpoznawalnych
nazwisk, lecz muszę uczciwie przyznać, że dwie okładki zwróciły moją uwagę,
głównie dzięki niekonwencjonalnemu stylowi rysunków. Oprócz tego pojawiają się jeszcze
krótkie notki biograficzne obu autorów i z dodatków to tyle. Myślę, że na
pożegnanie można było postarać się chociaż odrobinę mocniej.
Trzeci i
zarazem ostatni tom jest dla mnie historią napisaną na szybko, by poodmykać poszczególne
wątki. Stanowi duże rozczarowanie, ponieważ idealnie pokazuje jak nie wykorzystać
całego pokładu potencjału, jaki widoczny był przy początkowych numerach serii. Niestety,
nie potrafię zrozumieć dlaczego tak się stało. Moja ocena to zaledwie 2+/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz