wtorek, 3 lutego 2015

Nie tylko komiks #15

Na samym początku istnienia Image Comics Journal co jakiś czas przygotowywałem fragment historii wydawnictwa, którego blog ten dotyczy. Wtedy jeszcze nie miałem pojęcia, że w tym samym czasie w USA powstaje film dokumentalny, który także bierze na tapetę to samo zagadnienie. Po wielu trudnościach, ”The Image Revolution” trafia w końcu w moje łapska, a dzisiejsza odsłona ”Nie tylko komiks” zrecenzuje ten właśnie film.

Nie jest żadną niespodzianką, że trwający blisko półtorej godziny film przede wszystkim skupia się na genezie i początkach działalności wydawnictwa. Wypowiadają się tutaj wszyscy założyciele, ale także cała grupa ich bliskich współpracowników oraz twórców zarówno z czasów lat 90-tych jak i działający współcześnie. ”The Image Revolution” najpierw pokrótce przedstawia sylwetki rysowników, którzy postanowili odejść z Marvela, a następnie przybliża konkretne lata działalności nowego wydawnictwa. Końcówka filmu to trwająca blisko kwadrans pieśń pochwalna dla Roberta Kirkmana, który de facto sprawił, że Image Comics przetrwało w najtrudniejszym okresie swojego istnienia. Całość wypełniona jest nagraniami z lat 1992-1999, więc możecie przekonać się jak wtedy wyglądały największe gwiazdy przemysłu komiksowego, a także przypomnieć sobie, jak koszmarna panowała wówczas moda :)

Filmy dokumentalne nie są moim ulubionym gatunkiem filmowym i właściwie potrafię wytrzymać bez wiercenia godzinę tylko przy filmach przyrodniczych. W przypadku ”The Image Revolution” nie jest inaczej. Co prawda twórcy bawią się nieco konwencją, przedstawiając pewne sekwencje pod postacią komiksu, to jednak nie jest to produkcja, którą oglądałoby się ze szczęką przy podłodze i w pełnych emocjach. Nie oznacza to jednak, że nie ma w dokumencie tym aspektów, które przypadły mi do gustu. Najważniejszą z nich jest szczerość produkcji. Przyznam się szczerze, że spodziewałem się po ”The Image Revolution” bardzo długiej reklamówki zawierającej same ochy i achy na temat wydawnictwa założonego w 1992. Nic bardziej mylnego! W filmie znajdziecie mnóstwo scen, w których poszczególni twórcy przyznają się do błędów jakie popełniali w czasie początków działalności Image Comics. Nie unikają szczerych wyznań na temat rozpadu wydawnictwa, jaki miał miejsce w 1996 roku, przyznawania się do tego, że większość z nich okazała się kiepskimi biznesmenami czy dość bezkompromisowych opinii na temat towarzyszy (w czym bryluje Rob Liefeld) czy innych wydawnictw (ziejący nienawiścią do Marvela Todd McFarlane).

W tym miejscu muszę wspomnieć, że w filmie jest naprawdę MNÓSTWO Roba Liefelda. Musicie uzbroić się wytrwałość, ponieważ widok jego uśmiechniętej i cały czas pewnej siebie twarzy u mnie na przykład powodował raz za razem niekontrolowane napady śmiechu.

Czy dowiedziałem się czegoś nowego z ”The Image Revolution”? Jak najbardziej. I być może nie uwierzycie mi w to co teraz napiszę, ale mimo wszystko dokument ten sprawił, że nabrałem znacznie większego szacunku do Roberta Kirkmana oraz jakiegokolwiek do wspomnianego już nieraz Roba Liefelda. Owszem, nadal jest to jeden z najgorszych rysowników wszechczasów, ale jeśli wierzyć temu, co zawarto w filmie ”The Image Revolution”, to jemu przypada jakieś 90% udziału w stworzeniu najlepszego obecnie wydawnictwa komiksowego w USA (pod względem jakości oferty oczywiście). Inna sprawa że na tyle samo oceniłbym jego wkład w częściowy rozpad Image :)

Seans filmu dokumentalnego dał mi także bardzo przyjemną okazję zobaczenia na własne oczy jak wyglądają twórcy pracujący obecnie dla Image Comics. Nie wiedziałem dotąd przykładowo, że Ales Kot wygląda jakby nadal uczył się w liceum, a Jim Valentino stojąc obok reszty założycieli wydawnictwa przypomina ich ojca, a nie kolegę z pracy. Ale to już są takie smaczki, które nie każdy może docenić.

Całość tych dobrych wrażeń zaciera się jednak przez fakt, że film trwa blisko 90 minut i wydaje się być okropnie rozciągnięty. Ilość informacji, która pada w dokumencie, przynajmniej mnie wydała się podejrzanie mała i jestem całkowicie przekonany, że gdyby wyciąć niektóre dłużyzny (już napisy otwierające film wydają się być puszczane w slow-motion) oraz część nic nie wnoszących do tematu wypowiedzi (i znów - Rob Liefeld), to "The Image Revolution" spokojnie mogłoby zamknąć się w godzinnym seansie. Film ponadto cierpi z powodu puszczanego w kółko jednego motywu muzycznego, który z czasem zaczyna wkurzać, a brak tak zwanego "efektu WOW", czyli czegoś co przykuwa do krzesła i nie pozwala się z niego ruszyć sprawia, że naprawdę trudno wytrzymać seans bez kilku przerw.

The Image Revolution” jest filmem dokumentalnym, który można obejrzeć w wolnej chwili, ale nie trzeba. Moim zdaniem jest to ciekawsza pozycja niż wydany niegdyś przez wydawnictwo Centrala ”Comic Book Confidential”, lecz na pewno nie nazwałbym go pozycją obowiązkową. Tylko dla największych maniaków. 3+/6

2 komentarze:

  1. No to trochę zaspałeś bo ten film już trochę ma. Oglądałem go z rok temu a w tygodniu znalazłem na youtubie i też obejrzałem. Jak na maniaka Image to trochę nisko oceniłeś :), dla mnie 6/6.

    PS. Czy przypadkiem Sony nie kupiło praw do Descendera Lamira i Nguyena.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem maniakiem, tylko fanem :) Maniactwo wyklucza nawet najmniejszą dozę obiektywizmu. I tak, Sony kupiło prawa do "Descendera".

      Usuń