Komiks oryginalnie opublikowano jako "The Walking Dead vol. 18: What Comes After". Recenzja jest oparta na wydaniu Taurus Media.
Siedemnasty
tom ”Żywych Trupów” przedstawił nam wreszcie długo oczekiwanego następcę
Gubernatora. Negan pojawił się na łamach komiksu z ogromnym przytupem, gdyż
okazał się nie tylko postacią bardzo charyzmatyczną i zapadającą w pamięć, ale
przy tym kompletnie nieprzewidywalną i brutalną. ”Co przed nami” pokazuje, że
pierwsze wrażenie było mylne. Otóż jeśli sądziliście że Negan jest porąbany, to
Robert Kirkman udowodni Wam, że jest on znacznie gorszy.
Po
demonstracji sił pod koniec poprzedniego tomu, Rick postanawia podporządkować
się woli Negana i zgodnie z umową oddawać mu połowę swoich zapasów. Nie podoba
się to nikomu z jego towarzyszy, a zwłaszcza Carlowi. Chłopak przy pierwszej
okazji postanawia wymknąć się ze Wzgórza i zabić szaleńca nie widząc, że jego
ojciec tak naprawdę ma plan. Carl dociera do kryjówki Negana i dowiaduje się,
jak funkcjonują Zbawcy. Tymczasem Jesus postanawia przedstawić kogoś Rickowi.
Tą osobą jest przywódca osady o wdzięcznej nazwie Królestwo.
Już
poprzedni tom dawał solidne nadzieje, że pojawienie się Negana w życiu
bohaterów ”Żywych Trupów” rozrusza wreszcie niemrawy od jakiegoś czasu
komiks. Już teraz muszę napisać, że scenarzysta Robert Kirkman podołał temu
zadaniu, gdyż osiemnasty tom jego trupiej epopei czyta się z zapartym tchem,
czego nie można było powiedzieć właściwie o żadnej odsłonie tej serii od czasów
”Bez wyjścia”. Pomysł na postać Negana nie jest zbyt wyszukany, ale sposób, w
jaki scenarzysta prowadzi tego złoczyńcę sprawia, że naprawdę nie mamy pojęcia
czego spodziewać się po kolejnych stronach. Mężczyzna ten najpierw zachowuje
się racjonalnie, by już po chwili zrobić coś, nieoczekiwanego. Wyraźnie widać,
że jest on zagrożeniem o skali porównywalnej z Gubernatorem, tyle tylko że w
całym swoim szaleństwie Phillip Blake postępował zgodnie z planem, a swoim
ludziom stworzył warunki minimalnie przypominające ”stary” świat.
I tu
właśnie warto wspomnieć o kolejnej ciekawej rzeczy, a więc wizycie Carla u
Zbawców. Trudno nie odnosić wrażenia, że cały ten element fabuły służył tylko
termu, by przybliżyć czytelnikom realia funkcjonowania Zbawców. I jest to
kolejna rzecz, która sprawia pozytywne wrażenie, ponieważ scenarzysta stworzył
miejsce pełne wydawać by się mogło zwykłych ludzi, rządzonych twardą i szaloną
ręką Negana. Z każdą stroną poznajemy kolejne detale, dzięki którym nikt nie
ośmieli się kwestionować słów dowódcy Zbawców i chociaż jest to dość
makabryczne, to mimo wszystko stanowi
powiew kolejny świeżości do zatęchłego ostatnio świata ”Żywych Trupów”.
I gdy
wydawać by się mogło, że całość recenzji ”Co przed nami” będzie z mojej strony
jedną, przedłużoną nieco pieśnią pochwalną, przychodzi czas na ostatnich
kilkanaście stron, na których poznajemy kolejnego ważnego gracza na planszy
rozgrywki Neganem, którym jest dowódca Królestwa – Ezekiel. Holy SHIT!!!!!!
Sceny przedstawiające nam tę postać są tak tandetne, jak tylko można sobie to
wyobrazić. Naprawdę nie wiem co myślał sobie, albo na jakiego typu prochach był
Robert Kirkman tworząc tego bohatera, ale stworzył kogoś, kto jest tak oddalony
od tego, co widzieliśmy w dotychczasowych tomach komiksu, i to w ten zły
sposób, że trudno przejść nam tym do porządku dziennego. Lektura całego ostatniego
rozdziału ”Co przed nami” była dla mnie serią facepalmów i chyba najbardziej
szkoda mi było Charliego Adlarda, ponieważ musiał te dziwne fantazje Kirkmana
rysować. Tak na uboczu, fani w USA oczywiście pokochali Ezekiela. No ale po
nich można było spodziewać się wszystkiego.
Gdyby nie
ta nieszczęsna końcówka, naprawdę wysoko oceniłbym osiemnasty tom ”Żywych
Trupów”, ponieważ oprócz tej jednej, ale jakże istotnej rzeczy, wszystko
jest na naprawdę wysokim poziomie. Także więc i rysunki wspomnianego już Charliego
Adlarda, który już od jakiegoś czasu nie schodzi poniżej pewnego,
satysfakcjonującego mnie w zupełności poziomu.
Wydawnictwo
Taurus Media wydało osiemnasty tom ”Żywych Trupów” dokładnie tak samo
jak poprzednie. Oznacza to, że nie znajdziemy w środku żadnych dodatków, ale za
43zł (minus rabaty) otrzymujemy ładnie i solidnie wydany komiks. Szkoda tylko,
że ma on tak bardzo fatalną końcówkę, bo gdyby nie ostatni rozdział, to ”Co
przed nami” otrzymałoby wyższą ocenę końcową. Ostatecznie przyznaję komiksowi 4/6
i liczę na to, że w kolejnych tomach Ezekiel nie będzie mnie drażnić aż tak
bardzo, jak w swoim debiucie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz