niedziela, 23 sierpnia 2015

Sex tom 2: Supercool (Joe Casey/Piotr Kowalski)

Nie wiem czy jeszcze to pamiętacie, ale na pierwszy tom serii ”Sex” narzekałem okrutnie i do dziś swoją opinię podtrzymuję. Patrząc po rozmaitych recenzjach komiks ten w naszym kraju został przyjęty raczej chłodno, chociaż faktem jest że znalazły się także i osoby, którym pozycja ta (hue, hue, hue) przypadła do gustu. Dziś to stosunkowo (hue, hue, hue!) wąskie grono poszerzy się o kolejnego członka (HUE, HUE, HUE!). Bowiem przeczytałem drugi tom tej serii i dostrzegłem w nim sporo plusów, chociaż nadal jest też na co ponarzekać.
 
Tym obfitującym w suche żarty wstępem chciałem podkreślić szok, jaki czułem po zakończeniu lektury ”Supercool”. Kończąc czytanie dwóch stron dodatków, które uwierzcie mi - są naprawdę kluczowe, pomyślałem sobie ”Wow, to wcale nie było takie złe. I sens jakiś się znalazł”. Pytanie tylko, czy naprawdę trzeba było umieszczać wyjaśnienia scenarzysty, by po drugiej już dawce konsekwentnie usypiającego komiksu, znaleźć ideę stojącą za serią ”Sex”?

Fabularnie jest to bezpośrednia kontynuacja pierwszego tomu. Główny bohater to nadal do bólu nudny gość posiadający cały arsenał smutnych min i działający bez ładu i składu. Oprócz niego Joe Casey prowadzi równolegle kilka innych wątków i aż dziw bierze, jaki mocny rozstrzał poziomów mają one między sobą. Na minus niestety nadal Simon Cooke i jego kompletnie nieinteresujące losy. Emerytowany superbohater, który każdego dnia budzi się coraz bardziej sfrustrowany i nie robi nic, by to się zmieniło, naprawdę ma zadatki na bycie interesującą postacią. Tak się nie dzieje, jeśli przez czternaście już zeszytów on po prostu chodzi i zrzędzi. Nie powiem że jest to nierealistyczne, ponieważ sam znam kilka osób, które po przejściu na emeryturę zajęły się zawodowo marudzeniem na wszystko dookoła, lecz to nie oznacza, że chce mi się jeszcze o nich czytać komiksy. Na korzyść Simona totalnie nie przemawia także fakt, że scenarzysta napisał w omawianym dziś komiksie jedną scenę, w której aż prosi się o to, by postać ta pokazała że ma jaja (HUE!!! HUE!!! HUE!!!) i ostatecznie się z niej wycofał. Są pewne granice cierpliwości i czekania na popis charakteru głównego bohatera. Moja pękła właśnie w tym momencie gdy Joe Casey zdecydował, że jeszcze sobie na to trochę poczekamy.

Na szczęście wokół Simona Cooke’a kręcą się inne postacie, które w drugim tomie ”Sex” mocno zyskują charakteru. Akurat nie dotyczy to Annabelle, która po dość istotnej roli w pierwszej odsłonie cyklu w tym zajmuje się jedynie gdzieś w tle kwestią złego samopoczucia jednej z pracujących dla niej prostytutek czy też Warrena, który to z kolei... ech, szkoda pisać. To, co sprawiło iż lektura ”Supercool” momentami naprawdę była interesująca, to postacie Keenana, braci Alfa oraz to, w jaki sposób twórcy przedstawiają Saturn City.

Zacznę od pierwszy dwóch, a raczej trzech wymienionych. Keenan oraz złowieszczy duet przestępców tak naprawdę uratowali ten tom. Czarnoskóry chłopak to chyba jedyna naprawdę bardzo wyrazista i charakterna postać w tym komiksie, jednocześnie mająca wiele widocznych gołym okiem wad. W mojej ocenie jest dużo ciekawszym bohaterem od Simona i dlatego też gdy pojawiały się sekwencje z nim w roli głównej, odruchowo ożywiałem się w trakcie lektury. Wątek Keenana od samego początku ewidentnie do czegoś prowadzi i jest właściwie rozwijany: bez zbytniego pośpiechu, ale też i nie ospale. Bracia Alfa z kolei po zaznaczeniu swojej obecności w tomie pierwszym, gdzie zapadli w pamięci głównie dzięki swojej kazirodczej relacji, tutaj nabierają rumieńców. Co prawda nie można napisać, by ich plan był niebywale chytry, a scenarzysta wykazał się niesłychaną oryginalnością. Fragmenty im poświęcone są po prostu żywsze, bardzo konsekwentne i logiczne, co na tle niesłychanie niemrawego głównego bohatera praktycznie samo się pozytywnie wyróżnia.

No i jest jeszcze to niesłychane Saturn City. Tu muszę uczciwie przyznać, że sposobem w jaki Joe Casey i Piotr Kowalski stworzyli to komiksowe miasto jest od teraz zauroczony. Scenarzysta świetnie i niezbyt nachalnie podsuwa nam kolejne smaczki dotyczące zasad jego funkcjonowania. Dopiero teraz bowiem widać jak mocno życie w nim jest trudne dla niektórych grup społecznych czy etnicznych. Być może zasypiając nad tomem pierwszym tego po prostu nie dostrzegłem, ale podczas lektury ”Supercool” zacząłem łączyć pewne wątki. Bardzo pomocna i przy okazji całkiem udana była sekwencja z przeszłości Simona oraz Keenana, zaś później pełniejszy obraz dawały teoretycznie mało rzucające się w oczy smaczki.

Kowalski z kolei dołożył do tego wcale nie mniejszą cegiełkę, rysując Saturn City jako miasto z jednej strony futurystyczne, ale z drugiej także brudne i upadające pod ciężarem własnych błędów. ogólnie warstwę graficzną ”Sex” oceniam dobrze. Nasz rodak bardzo dobrze radzi sobie z rozbudowanymi kadrami, każdy z nich dopieszcza sporą ilością szczegółów i chociaż zdecydowanie nie należy on do ścisłej czołówki rysowników pracujących w USA, to nie mogę powiedzieć, by komiks na tym tracił. W ”Supercool” wspomagali go jeszcze dwaj artyści. Pierwszy z nich to Morgan Jeske, który na swoich kilkunastu stronach poszedł odrobinę w stronę stylu Franka Quitely’ego, co ja akurat uważam za minus, zaś Chris Petersom i jego prace przypadły mi do gustu, ze względu na niewielki skręt w bardziej pulpowe rejony. W połączeniu z jego grubą i wyrazistą kreską dało to całkiem przyjemny dla oka efekt.

Niemal na koniec wspomnę jeszcze o jednym. O tytułowym seksie. W omawianym dziś tomie znów jest go sporo i podobnie jak przy opiniowaniu poprzedniej odsłony ”Sex”, także i tutaj kolejne sekwencje wydają się być wepchnięte strasznie na siłę. Większość z nich nie prowadzi absolutnie do niczego, oczywiście za wyjątkiem pokazania golizny. Powtarzam się, wiem o tym, ale wciąż jestem zdania że gdyby np. dwustronicową scenę masturbacji pod prysznicem w wykonaniu Simona Cooke’a zastąpić czymś, co miałoby faktyczne znaczenie dla fabuły, absolutnie nikt by nie narzekał. Zresztą we wspomnianym dodatku Joe Casey sam przyznaje, że ”motywy erotyczne stanowią tylko przynętę do sięgnięcia po komiks”. Dziękujemy za szczerość, lecz nie zmienia ona faktu, że przynęta ta jest wyjątkowo płytka.

Sex: Supercool” w mojej ocenie zdecydowanie nie jest takim komiksem, jak sugeruje tytuł. Niemniej jest to i tak wyraźnie lepsza odsłona niż ta, którą zostaliśmy uraczeni w październiku zeszłego roku. Dlatego też ocena powędruje w górę i zatrzyma się na 3+/6

"Sex tom 2: Supercool" do kupienia w sklepie Mucha Comics, a także w ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz