środa, 12 sierpnia 2015

Harvest vol. 1 (A.J. Lieberman/Colin Lorimer)

Powyżej widzicie okładkę wydania zbiorczego. Recenzja powstała w oparciu o lekturę wersji zeszytowej.

Studio Shadowline zawsze darzyłem spora sympatią. Przypuszczam, że większości z Was kojarzy się ono przede wszystkim z ”Rat Queens”, lecz nie trzeba wcale zbyt mocno się natrudzić, by w ofercie stworzonego przez Jima Valentino studia znaleźć coś dużo mniej znanego, ale z pewnością niemniej dobrego. Dziś chciałbym zwrócić Waszą uwagę na jeden z takich komiksów i mój wybór padł na ”Harvest” – teoretycznie jedną z wielu historii o człowieku, który z powodu własnej głupoty wpadł w potężne kłopoty. Ale za to przedstawione w taki sposób, że ciężko nie czytać kolejnych stron z ogromnym zaciekawieniem.

Doktor Benjamin Dane stracił wszystko. Był dobrze rokującym chirurgiem, lecz zgubiło go uzależnienie od narkotyków. Wyrzucony z pracy praktycznie od razu zaczął się staczać. Gdy prawie dotknął dna, skontaktowała się z nim pewna organizacja handlująca organami. Ich poprzedni chirurg... nie jest w stanie już pracować i potrzebują zastępstwa. Dane początkowo zgadza się, lecz gdy dowiaduje się od kogo ma pobierać organy, postanawia zaryzykować i od środka rozbić niebezpieczną szajkę. Tylko czy sam ujdzie z życiem?

Harvest” na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym szczególnym. Także i powyższy opis sugeruje, że bohaterem komiksu jest postać, która znalazła się na życiowym zakręcie. Co w takim razie sprawia, że już w pierwszym akapicie wypowiedziałem się na temat tego komiksu dość pozytywnie? Powodów jest kilka.

Przede wszystkim scenariusz A.J. Liebermana. Twórca ten postawił na realizm i stworzył postacie z krwi i kości (oraz wielu organów, hue, hue, hue). Jednocześnie tak prowadzi fabułę, by przede wszystkim uniknąć przesady, ale jednocześnie momentami przysadzić tak mocnym akcentem, by ten od razu wrył się w pamięć. Nie oczekujcie więc po ”Harvest” pościgów, strzelanin i wybuchów co drugą stronę. Całość historii prowadzona jest stosunkowo powolnym tempem, pozwalającym bliżej przyjrzeć się poszczególnym postaciom i ich motywacjom. Na pierwszym planie jest oczywiście Benjamin Dane, z którego perspektywy oglądamy kolejne wydarzenia. Lieberman znalazł dobry sposób, by nie sprowadzać go jedynie do roli zagubionego i poniżonego ćpuna. Co prawda nieraz już widzieliśmy zarówno w komiksach jak i literaturze podobne wykorzystanie narkotycznych wizji, lecz twórca scenariusza do ”Harvest” swoją sprawną ręką wprowadził do tego wątku sporą dynamikę oraz mnóstwo charakteru.

Duża zaletą komiksu jest to, że scenarzysta od początku do końca daje czytelnikowi odnieść wrażenie, że głównym bohaterem jest lekarz. Nie robi tego jednak za pomocą wpychanych wszędzie terminów, lecz dzięki zawartej w opowieści sterylności. Czytelnik czuje, że świat przedstawiony przez twórców jest nieco odrealniony, ale zarazem historia prowadzona jest w taki sposób, że zupełnie nie przeszkadzało mi to przy lekturze.

Warstwą rysunkową w omawianej dziś miniserii zajmował się Colin Lorimer. Jego kreska jest dość szczegółowa i wyrazista, chociaż zarazem trudno nie odnieść wrażenia, że stylowo jest bardzo podobna do prac Szymona Kudrańskiego. Jako że bardzo lubię ilustracje naszego rodaka, nie śmiem narzekać na rysunki Lorimera. ”Harvest” jednak bardzo mocno i pozytywnie wyróżnia się dzięki nakładanym także przez rysownika kolorom. Artysta wybrał ograniczoną i złożoną z zimnych barw paletę, która doskonale sprawdza się w opowieści o byłym lekarzu. Świetnie oddają uczucie panujące w sali operacyjnej, a także doskonale uzupełniają brudne i mroczne rysunki. Tak naprawdę, to kolory budują 90% klimatu opowieści i gdyby nie podjęto takiej decyzji, ”Harvest” zdecydowanie straciłoby w moich oczach.

Komiks zdecydowanie nie sprzedał się najlepiej. Idę o zakład, że wydanie zbiorcze również nie zostało hitem sprzedaży. Dlaczego? Otóż cala miniseria została zebrana jedynie w postaci twardookładkowego wydania deluxe, które to zawiera kilkanaście stron dodatków. Jak już zapewne zauważyliście na początku tego tekstu, nie posiadam tego tomu, lecz pięć zeszytów. W nich dodatków nie ma żadnych, ale jest pewien bonus. Mianowicie okładki wszystkich numerów tworzą jeden, zwarty rysunek, który podobno w wydaniu HC jest dodany jako rozkładówka. To jednak nie sprawia, bym chciał wymienić zeszyty (łączny koszt: 17,50$) na wyceniony na dwadzieścia dolarów trejd.

Jeśli więc zdecydujecie się na sięgnięcie po ten komiks, zapytajcie ludzi z ATOM Comics lub Multiversum o możliwość sprowadzenia zeszytów. ”Harvest” to dobra historia, ale nie na tyle, by koniecznie nadawała się postawienia na półce pod postacią opasłego tomu. Zwłaszcza, jeśli będzie to dla Was dopiero przetarcie przez zapoznaniem się z dorobkiem studia Shadowline. I do tego właśnie Was serdecznie zachęcam. Końcowa ocena to 4/6 

"Harvest vol. 1" do nabycia w ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz