poniedziałek, 28 września 2015

Snapshot vol. 1 (Andy Diggle/Jock)

Powyżej widzicie okładkę wydania zbiorczego, poniższy tekst powstał jednak w oparciu o dostępne w USA wydanie zeszytowe.

Snapshot” jest pierwszym przypadkiem w historii bloga, w którym recenzować będę komiks tylko przedrukowany i przeredagowany przez Image Comics. Historia ta bowiem pierwotnie ukazała się w brytyjskim magazynie ”2000AD” pod postacią ośmiu dwunastostronicowych części, zaś dopiero potem jej autorzy uznali, że warto ją pokazać także odbiorcom w Stanach. Znam co najmniej kilka osób, które dadzą mi w łeb za to co teraz napiszę, ale forma publikowania ”2000AD” totalnie mi się nie podoba i gdyby komiks ten nie ukazał się w barwach Image, pewnie w życiu bym po niego nie sięgnął. Ale czy straciłbym dobrą historię?

Przyznajcie się, każdy z Was najprawdopodobniej znalazł kiedyś coś wartościowego. Czytając ”Snapshot” trochę się śmiałem z samego siebie, ponieważ parę lat temu wracając z pracy niedaleko pewnej dyskoteki, znalazłem zagubiony przez kogoś telefon i najzwyczajniej w świecie go przygarnąłem. Niemal dokładnie to samo przydarza się głównemu bohaterowi komiksu. Jake Dobson – młody chłopak pracujący w sklepie z komiksami – popełnia jednak zdecydowany błąd i nie pozbywa się karty pamięci. Przeglądając jej zawartość trafia na coś, co wkrótce sprawi iż jego życie zawiśnie na włosku, ponieważ wplącze się w dość skomplikowaną intrygę.

Andy Diggle oraz Jock to autorzy, który nie pierwszy raz współpracowali ze sobą przy okazji ”Snapshot”. Ich wcześniejszym i znacznie bardziej znanym dziełem jest ”Losers” z DC Vertigo, które niestety nie przyjęło się na naszym rynku, gdy pierwszy tom wydał Taurus. Wspominam o tym tytule dlatego, ponieważ to sympatia jego względem nakłoniła mnie bym sięgnął po dzisiaj omawiany komiks. ”Snapshot” zacznę omawiać od warstwy graficznej. Miniseria opublikowana została w wersji czarno-białej, a więc zgodnej z oryginałem. Jeśli macie w swoich zbiorach już pierwszy tom ”Wytches” z rysunkami Jocka, możecie mocno się zdziwić. Pozbawiony kolorowych fajerwerków artysta ten wcale nie prezentuje się gorzej. Cała miniseria zilustrowana została bardzo dynamicznie, a jednocześnie czytelnie. Podobało mi się podczas lektury to, że rysownik bardzo mieszał grafiką, przez co rozumiem to, iż na jednej stronie potrafił umieścić mnóstwo szczegółów na drugim planie, by na kolejnej już tego nie robić. Całość jednak wydawała się dobrze dopasowana do wizji scenarzysty, ponieważ momenty bardziej oszczędne świetnie budowały klimat tajemnicy i niebezpieczeństwa. ”Snapshot” to jeden z tych komiksów, które nie tracą nic na braku barw, ani raczej nic by nie zyskał, gdyby został pokolorowany.

Trochę inaczej jest ze scenariuszem. Andy Diggle niejednokrotnie już dawał poznawać mi się z jak najlepszej strony. Nie tylko we wspomnianym już ”Losers”, ale również w ”Uncanny” od Dynamite czy ”Daredevilu” od Marvela (chociaż tu ocena jego pracy jest mocno podzielona). ”Snapshot” trudno również nie docenić… pod pewnymi względami. Otóż trudno komiksowi odmówić świetnego tempa opowiadanej historii. Andy Diggle pisze z wyczuciem i potrafi świetnie rozplanować sceny akcji z tymi spokojniejszymi. Scenarzyście udało się także niemal do samego końca utrzymać wysoki poziom emocji oraz uniknąć prostych i dających łatwo się przewidzieć rozwiązań fabularnych. I wszystko byłoby naprawdę spoko, gdyby nie pewien szkopuł. Chodzi mi o zawiązanie fabuły.

Niejednokrotnie byliśmy już świadkami historii, których początkowy wątek skupia się na osobie, która robi coś głupiego lub nieodpowiedzialnego i tym samym skupia na sobie całe mnóstwo problemów. Nie inaczej jest w przypadku ”Snapshot”, lecz tutaj wydaje mi się, że Andy Diggle trochę przesadził. Jest w pierwszym numerze scena w sklepie komiksowym, w którym to Jake Dobson poznaje zawartość telefonu, który znalazł. To co robi chwilę potem jest w mojej ocenie tak niewyobrażalnie głupie i naiwne, że od tego momentu do samego końca liczyłem na to, że scenarzysta albo w końcu się go pozbędzie, albo przynajmniej mocno pokiereszuje. Nie zdradzę czy tak się stało, ale chyba nie w tym rzecz. Ja, jako czytelnik, powinienem emocjonować się walką Jake’a o przetrwanie, lecz jego głupota (i to aż dwukrotna zresztą) spowodowała, że wcale mu nie kibicowałem. Nie wiem, może uznacie że czepiam się naprawdę nieistotnych szczegółów, ale ta jedna scena z pierwszego numeru sprawiła, że całość ”Snapshot” odbierałem najprawdopodobniej inaczej niż powinienem.

Jak już wcześniej wspomniałem, jeden zeszyt miniserii składa się z dwóch rozdziałów opublikowanych przez ”2000AD”. Nie wiem czy twórcy przerabiali coś w swoim komiksie, by dopasować go do standardów panujących w USA (przy czym przypuszczam że nie), ale nie musicie obawiać się tego, że każdy zeszyt w połowie ma jakiś cliffhanger. Generalnie ”Snapshot” jest historią odznaczającą się bardzo płynnymi przejściami między rozdziałami i z pewnością lepiej widać to w wydaniu zbiorczym. Gdy kupowałem zeszyty, które na szczęście wychodziły regularnie co miesiąc, raz czy dwa razy złapałem się na tym, że przewracałem stronę w poszukiwaniu kolejnej planszy komiksu, bo przecież nie było cliffhangera! :)

W wydaniach zeszytowych próżno było szukać dodatków. jedynie na końcu ostatniej odsłony ”Snapshot” twórcy umieścili rozwiązanie konkursu, który wówczas ogłosili. Kolejne rozdziały jednak były wydawane zaskakująco fajnie, ponieważ czuć było iż zdecydowano się na nieco grubszy papier niż w innych zeszytach. I znów muszę tu stwierdzić, że nie wiem czy sytuacja powtórzyła się w wydaniu zbiorczym.

Generalnie jednak chciałbym polecić Wam lekturę ”Snapshot”, jako dobrego, niedługiego i zarazem niedrogiego komiksu, przy którym możecie nieźle się bawić. Pomimo mojej awersji do zachowań głównego bohatera, całkiem nieźle bawiłem się zarówno podczas pierwszej lektury, jak i przypominając sobie ten komiks na potrzeby niniejszego tekstu, który to właśnie kończę wystawiając ocenę 4+/6

"Snapshot vol. 1" możecie zakupić w ATOM Comics

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz