Jakiś czas
temu zapowiedziałem, że wezmę na rozkładówkę seriale animowane od Image, które
dość licznie pojawiały się w latach 90-tych ubiegłego stulecia na różnych
kanałach telewizyjnych. Tym razem jednak będę miał duży problem, ponieważ na
dziś zaplanowałem sobie napisać kilka zdań o ”The Savage Dragon”. Na
czym polegają owe trudności? Otóż serial ten nigdy nie doczekał się wydania
DVD, zaś obejrzeć go można w paru miejscach nielegalnie (co zresztą, przyznaję
się, zrobiłem) w jakości typowej dla rzeczy przegranej z dość zużytej kasety
VHS. Kto pamięta tamte czasy, ten wie jak to wyglądało. Tą okrężną drogą
próbuję Wam powiedzieć, że chociaż zaraz opiszę swoje wrażenia z tej właśnie
animacji, przesiejcie je mocno przez sito, ponieważ swoją przygodę z tym
serialem zacząłem na epizodzie pierwszym, zaś zakończyłem na szóstym. Więcej
niestety nie dałem rady.
Jakiś czas
temu serwis Newsarama umieścił na swoich łamach listę dziesięciu najgorszych
seriali animowanych opartych na komiksach. ”The Savage Dragon” znalazł
się wśród nich, lecz nie z powodu tego, że był naprawdę podle zły (bo nie był,
wrócę do tego), lecz z powodu lobotomii jaką przeprowadzono na postaci. Jeśli bowiem
znacie postać Dragona z komiksów, na sto procent będziecie zawiedzeni tym, jak
postanowiono przedstawić go w serialu animowanym. Dla mnie stało się to głównym
powodem tego, że postanowiłem zakończyć swoją znajomość z tym tytułem tak
szybko.
Na pierwszy
rzut oka wszystko trzyma się mniej więcej komiksowego oryginału. Pozbawiony pamięci
Dragon zostaje odnaleziony przez uczciwego policjanta, który postanawia
wychować go na prawego i uczciwego. Z czasem bohater ten dołącza do oddziałów
policji z walczy z superzłoczyńcami, których na ulicach miasta pojawia się
coraz więcej. I tu można właściwie zakończyć opis fabuły. Nic, czego nie byłoby
w komiksie, prawda? Otóż to nie do końca prawda.
Animowany ”The
Savage Dragon” został dotknięty dokładnie tym samym problemem, co animacja
poświęcona Dzikim Kotom Jima Lee. Mianowicie serial ten został strasznie
ugrzeczniony względem komiksowego oryginału, by dopasować się do grupy
docelowej. Tu niestety twórcy polegli całkowicie, ponieważ dali nam co prawda
bohatera wyglądającego jak Dragon, ale zachowującego się zupełnie inaczej niż postać,
którą pokochali fani komiksu. w efekcie dostaliśmy rzucającego moralizatorskimi
one-linerami luzaka. Także jego przeciwnicy to w większości znacznie zbiedzone
wersje swoich komiksowych oryginałów i absolutnie żaden nie tylko nie sprawia
wrażenia kogoś naprawdę groźnego dla głównego bohatera, ale momentami wręcz
zastanawiające jest jak takie (w większości) bezmózgie ciołki mogły dożyć
dorosłości. Zaryzykuję stwierdzenie, że o ile w animowanym ”WildC.A.T.S.”
jeszcze próbowano zachować jakieś cechy charakterów niektórych postaci, tak w ”The
Savage Dragon” zachowano tylko wygląd oraz pseudonimy, zaś całą resztę
rozpisano na nowo. Z kiepskim efektem dla fanów komiksu. Całej reszcie
spodobało się na tyle, że produkcja przetrwała 26 odcinków (w zależności od
źródła: był to jeden dłuższy sezon lub dwa krótsze). Ostatecznie skasowano ją
wraz z dwoma innymi produkcjami należącymi do bloku ”Action Extreme Team”. Powodem,
naturalnie nietrudno zgadnąć, była niższa niż zakładana oglądalność.
O animacji
w serialu trudno jest mi cokolwiek napisać, ze względu na jakość nagrania epizodów,
które oglądałem. Ogólnie wydaje się, że jest bardzo podobnie do przywołanych
już kilkukrotnie Dzikich Kotów, czyli bez szału i typowo dla produkcji z
tamtych lat. Ale tak jak już pisałem, ciężko mi jest pisać będąc w stu
procentach pewnym. Jakość obejrzanych przeze mnie epizodów była po prostu
koszmarna.
Teraz parę słów
pozytywnych. Załóżmy przez chwilę, że nie mamy do czynienia z ekranizacją
bardzo fajnego komiksu, a z czymś zupełnie nowym, autorskim. Wtedy też okaże
się, że dla młodszych odbiorców powstała bardzo fajna produkcja. Gdy już przezwycięży
się wszystkie smutki związane z bezczeszczeniem lubianej przez nas postaci,
okaże się, że ”The Savage Dragon” spokojnie można polecić młodszemu
rodzeństwu czy tez posiadanemu potomstwu (o ile oczywiście znają język). Rozrywka
może niezbyt ambitna, ale odnoszę nieodparte wrażenie, że w kwestii
przystępności dla młodszego odbiorcy, zdecydowanie wygrywa z wieloma innymi
produkcjami.
Oczywiście
jeśli się na to zdecydujecie, opuśćcie jeden z epizodów, który stanowił czteroczęściowy
crossover z innymi produkcjami z ”Action Extreme Team”. Był to dwudziesty
pierwszy odcinek, noszący tytuł ”Endgame”.
Jaki jest
więc ”The Savage Dragon”? na podstawie tych kilku epizodów które obejrzałem,
mogę być pewien tylko jednego – to NIE jest pozycja dla fanów postaci i
komiksów z nim. Za to może się nieźle jako ciekawostka dla młodszego odbiorcy,
który Dragona po prostu nie zna. Od końcowej oceny się wstrzymam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz