„Severed”
to jak dotąd zdecydowanie najmniej znane dzieło Scotta Snydera, który obecnie w
Polsce jest rozpoznawalnym autorem komiksów, lecz niekoniecznie przekłada się
to na poziom sprzedaży (patrz: „Amerykański Wampir” z Egmontu). Na początku
byłem mocno zdziwiony faktem, że Mucha zdecydowała się sięgnąć po ten komiks,
zwłaszcza dlatego bo znałem go już w oryginale, a znacznie bardziej znane
dzieło tego autora sobie na naszym rynku nie poradziło. Z drugiej strony wydaje
to Mucha, a akurat temu wydawnictwu nie mogę zarzucić jeszcze ani jednej
nieprzemyślanej decyzji. Skoro więc uznano, że publikacja „Severed” ma
sens, to ja im absolutnie wierzę. Wydawać by się mogło, że powinienem chociaż
trochę wspomóc Muchę i w tekście tym zachwalać opisywany komiks. Niestety, tak
się nie stanie.
Błędem jest
pisanie, iż „Severed” to dzieło wyłącznie Scotta Snydera. Sam się na tym
łapię, a i w wielu innych miejscach spotkałem się z uporczywym pomijaniem
Scotta Turfa, który bądź co bądź miał podobno taki sam udział w powstaniu
komiksu jak jego bardziej znany w komiksowym poletku kolega po fachu. Przejdźmy
jednak do konkretów. Co obaj panowie wymyślili? „Severed” to historia
Jacka Garrona, który mając dwanaście lat ucieka z domu, by poznać swojego
biologicznego ojca. Chłopak samotnie przemierza kraj, aż w końcu poznaje dwie
osoby, które w pewien sposób odmienią jego życie. Tyle tylko, że jedną z nich
jest ktoś bardzo niebezpieczny i nad głową Jacka zawiśnie ogromne
niebezpieczeństwo, z którego może nie ujść z życiem...
...a zdanie
to obalają już pierwsze strony komiksu. Tym razem swoją właściwą ocenę komiksu
zacznę od tego, co mi się w nim nie podobało. Przede wszystkim „Severed”
w mojej opinii cierpi na kompletny brak napięcia, co nie powinno zdarzyć się
komiksowemu horrorowi. Komiks bowiem jest wspomnieniem Jacka Garrona i już od
samego początku komiksu wiemy, że z czymkolwiek przyjdzie zmierzyć się
bohaterowi w czasach jego dzieciństwa, na pewno to przeżyje. Po tych kilku
stronach wiemy już, że 180 kolejnych jedynie doprowadzać będzie nas do momentu,
w którym poznajemy głównego bohatera komiksu i podczas lektury nie będziemy się
zastanawiać nad tym czy ujdzie on z życiem, ale jak mu się to uda. Oprócz tego
mógłbym się jeszcze przyczepić do postaci występujących w komiksie. Troje
głównych bohaterów zarysowano naprawdę nieźle – dobrze czuć ich motywacje i charakter.
Z drugiej jednak strony cały drugi plan pełen jest osób, które totalnie nie
zapadają w pamięć, a także w większości są do siebie bardzo podobne i mało
charakterystyczne.
Na
szczęście „Severed” posiada też sporo aspektów, które przypadły mi do
gustu. O pierwszym z nich napisałem już w powyższym akapicie, a więc bardzo
fajny sposób prowadzenia głównych bohaterów. Twórcom udało się nie tylko nadać
im wyrazisty i intrygujący charakter, ale także bardzo szybko i prosto wyłożyć
to czytelnikowi. Podoba mi się, że nie musimy przez ponad sto stron zastanawiać
się nad tym co kierowało Jackiem czy tytułowym „pożeraczem marzeń”, a twórcy
nie zaskakują nas rozwiązaniami, które wydają się być kompletnie wyciągnięte z
czapy. „Severed” od początku do końca jest płynną, zwięzłą i niezbyt
mocno skomplikowaną historią, a w tym przypadku wszystko to uważam za zaletę.
Jednak moim
zdaniem najmocniejszą siłą „Severed” są rysunki Attili Futakiego. Cały
komiks został przyozdobiony ilustracjami na naprawdę wysokim poziomie i to
właśnie im zawdzięczamy jedyny klimat grozy, jaki pojawia się w tym komiksie.
Nie mogę jednak też nie wspomnieć o kolorach. „Severed” nie bije po
oczach barwami rodem z photoshopa i powiedziałbym wręcz, że wyglądają jakby
żywcem wyjęte z lat 70-tych lub 80-tych ubiegłego stulecia. Jest to o tyle
udany zabieg, bo w połowie komiksu
zmieniają się osoby odpowiedzialne za barwy, lecz praktycznie przejścia
pomiędzy nimi zupełnie nie widać. Całość świetnie się ze sobą komponuje, co
sprawia iż „Severed” w zasadzie dużo lepiej się ogląda niż czyta.
Z informacji
do których dotarłem wynika, że polska wersja tego komiksu jest jedynie o
dwanaście stron bardziej rozbudowana od tej, którą posiadam na półce. W posiadanym
przeze mnie komiksie dodatki ograniczają się do ubogiej galerii okładek (zmieszczonych
na jednej stronie), posłowia, podziękowań i krótkich notek biograficznych. Przypuszczam
więc że te brakujący tuzin stron to jakieś szkice lub zdecydowanie bardziej
rozbudowana galeria z coverami. Tak czy inaczej, te kilka stron które dorzucono
do mojego tomu „Severed” to i tak więcej niż oferuje większość
posiadanych przeze mnie komiksów z Image.
Czy warto
więc wydać swoje pieniądze na „Severed”? Szczerze powiedziawszy... nie
wiem. Z jednej strony nie jest to komiks, który zachwyciłby mnie swoim
poziomem, z drugiej nie żałuję zakupu, a jeszcze z trzeciej strony pewnie nie
nabyłbym tej pozycji, gdyby nie ukazała się w miękkiej oprawie. Dla mnie komiks
ten zasługuje na trójkę z plusem, ale w Internecie znajdziecie zarówno opinie
znacznie bardziej pochwalne jak i dużo mocniej negatywne. To pokazuje tylko
jedno: „Severed” jest komiksem, obok którego nie można przejść obojętnie.
Może więc jednak warto nabyć go i wyrobić sobie własne zdanie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz