poniedziałek, 4 stycznia 2016

Z archiwum Image #24

Dziś, zgodnie z wcześniejszą obietnicą, kontynuuję opowiadanie o zakręconych losach serii "StormWatch vol. 1". Tym razem na tapetę biorę tę odsłonę serii, która wzięła udział w ambitnym i oczywiście częściowo nieudanym wydarzeniu o nazwie "Images of Tomorrow".
Na początku 1994 roku, gdy Image Comics ostatecznie oddzieliło się od Malibu Comics – z którym dzieliło kanały dystrybucyjne – i mocno osiadło na komiksowym rynku, ktoś rzucił interesującym pomysłem. Niestety, dziś trudno jest rozliczyć tę osobę, ponieważ historia zapomniała jego imienia. Nie był to jednak Rob Liefeld ;) Niemniej jeden z pracowników Extreme Studios zaproponował, by komiksy z oferty Image Comics przeskoczyły do przyszłości. Ale nie tylko fabularnie, lecz także... wydawniczo. Zaintrygowani?

Tak właśnie narodził się projekt ”Images of Tomorrow”. Polegał on na tym, by twórcy poszczególnych serii zastosowali w nich trik, polegający na przeniesieniu swoich bohaterów w przyszłość w specjalnych, 25 numerach swoich serii. Wspomniany przed chwilą Rob Liefeld oczywiście zapalił się do realizacji tej idei i przeznaczył do akcji dwa swoje tytuły. Reszta założycieli Image Comics nie była pewna słuszności tego kroku i kolejno wycofywali się z udziału w ”Images of Tomorrow”. Jako jedyny nie uczynił tego Jim Lee, który również nie był zbytnim zwolennikiem tegoż pomysłu, lecz jednocześnie miał przeczucie, że może to się udać. Ostatecznie postanowił, że do projektu dołączy swoje ”StormWatch” – tytuł ważny z punktu widzenia uniwersum, lecz sprzedający się nieco poniżej oczekiwań. Liczył, że wspomoże to w jego promocji.

Założenia ”Images of Tomorrow” były proste: w jednym z numerów swoich serii twórcy umieszczają postać Timespana, który przenosi jakąś postać w przyszłość, do 25 zeszytu danego tytułu, lub też po prostu i bez uzasadnienia akcja skacze do przodu. I tak oto czytelnicy mogli sięgnąć po ”Bloodstrike #25” miesiąc po premierze #10, ”Brigade #25” – po #20, zaś ”StormWatch #25” – po #9. Zanim wezmę na tapetę ten ostatni, warto wspomnieć o tym, co oczywiście poszło nie tak. Nietrudno się domyślić, że swoje oczy skierować musimy w kierunku Extreme Studios Roba Liefelda. Otóż oba jego tytuły, które wzięły udział w ”Images of Tomorrow” skasowano na numerach 22. Oznacza to, że w numeracji woluminów obu tych serii jest wyrwa. Nie przeszkadzało to jednak Liefeldowi zaliczyć nieistniejących zeszytów serii ”Bloodstrike” w poczet tworów jak najbardziej realnych, gdy restartował swoje studio w 2012 roku i raz za razem zadziwiał czytelników bardzo karkołomna matematyką.
Wróćmy jednak do ”StormWatch #25”, jedynej serii, która obyła się bez dziur w numeracji i w miarę dobrym zdrowiu dotarła do 50 numeru. Nie mam zielonego pojęcia, jak akcję ”Images of Tomorrow” przeprowadzono w tytułach Roba Liefelda, lecz przypuszczam, że podobnie źle jak tutaj. Otóż dziś omawiany to jeden, wielki spoiler. To chyba nikogo nie dziwi, prawda? W końcu takie było założenie projektu. Fabularnie bez rewelacji – Timespan przenosi Jacksona Kinga w przyszłość, by ukazać mu walkę nieco przerobionych StormWatch z niejakim Despotem i stojącymi u jego boku Wanguard. Wielki zły okazuje się być ojcem Kinga, następuje łubudu, potem kolejne i jeszcze jedno, Jackson wraca do swoich czasów, cliffhanger, koniec.

Z punktu widzenia czytelnika, gdybym sięgnął po ”StormWatch #25” w maju 1994 roku, najprawdopodobniej wściekłbym się potężnie. Nawet przy założeniu, że to co przeczytałem spodobałoby mi się, do czego absolutnie się nie przyznaję, zeszyt ten rujnuje całą ewentualną radość z lektury... numerów #10-24, które w tym momencie stają się przydługim wstępem do tego, co pokazano nam na łamach specjalnego zeszytu. Jestem ciekaw, ile osób zrezygnowało z kupowania ”StormWatch”, skoro już i tak znali najważniejsze rzeczy, które wydarzą się w trakcie całego roku wydawniczego?

Gdyby jeszcze ta historia była wciągająca lub dobrze narysowana. Nic z tego! Steven T. Seagle oraz Scott Clark przechodzili samych siebie, by odrzucić czytelnika. Ten pierwszy przy pomocy najgorszej jakości scenariusza, wypełnionym po brzegi czerstwymi dialogami, kretyńskimi zachowaniami poszczególnych postaci oraz wydumanymi i totalnie niezaskakującymi zwrotami akcji (z deserem pod postacią ostatniej strony), zaś ekstremalne popisy drugiego możecie podziwiać powyżej i poniżej. Słowa uznania także dla kolorysty – Trevora Scotta – który na okładce przyozdobił Despota w świecące sutki.
Jako ciekawostkę dodam, że debiutujący na łamach omawianego dzisiaj zeszytu Fiend, już w kolejnych numerach serii występował pod pseudonimem Pagan, ze względu na zbieżność ksywek z jedną z postaci wykreowanych przez Erika Larsena na potrzeby ”Savage Dragona”. Jest to o tyle zabawne, ponieważ na tylnej stronie okładki nazwa Field widnieje z amerykańskim znakiem towarowym. Chyba ktoś się pospieszył ;)

Na sam koniec zaspoileruję nieco następną, jubileuszową odsłonę ”Z archiwum Image”. Ostatnim razem oraz dziś poużywałem sobie trochę na tym tytule. Ostatnia część cyklu poświęconego ”StormWatch” będzie jednak inna, ponieważ znajdzie się w niej sporo chwalenia. I to powtórnego, gdyż pisałem o komiksie tym już 7 maja 2014 roku na łamach tej właśnie rubryki ;)

Tymczasem ”StormWatch #25” to kupa jakich mało. 1/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz