Ile
potraficie wymienić z pamięci komiksów o podróży w czasie? Ja spróbowałem i
wyszło mi ich kilkanaście, a z pewnością pominąłem coś, co nawet mam w swoich
zbiorach. Temat ten był, jest i jeszcze długo będzie eksploatowany na wszelkie
możliwe sposoby, co wynika z faktu, że jest dość wdzięczny, daje naprawdę spore
możliwości popisu. Nic więc dziwnego, że twórcy nie unikają kwestii, a ja
oczywiście... nie jestem jej wielkim fanem. Temat podróży w czasie jest pod
jednym względem bardzo niewdzięczny – łatwo się w nim pogubić. Dlatego też, gdy
na ubiegłorocznym MFKiG zauważyłem, że za stosunkowo niewielkie pieniądze mogę
nabyć ”Comeback”, trochę się wahałem. Ostatecznie jednak nazwisko Eda
Brissona zadecydowało, wszak z jego licznych prac dla Image Comics tylko jeden
nie przypadł mi do gustu i było to ”Sheltered”. Czy dziś omawiany komiks
dołączy do wspomnianego tytułu?
"Comeback”
to historia dwóch pracowników agencji o nazwie Reconnect. Marc i Seth zarabiają
na życie podróżując w czasie i ratując ludzi, którzy mieli zginąć w wypadkach.
Oczywiście, robią to dopiero po uiszczeniu ogromnej zapłaty. Obaj znają swoje
obowiązki i starannie działają, by uniknąć paradoksów czasowych. Reconnect to
jednak firma działająca nielegalnie i już wkrótce na ich trop wpada agent FBI,
który zrobi wszystko, by zakończyć ten proceder. Na domiar złego, pewnego dnia
do drzwi Setha puka... on sam, tylko z innego strumienia czasowego i ujawnia,
że Reconnect nie jest do końca uczciwe w stosunku do swoich pracowników.
Jak wynika
chociażby z powyższego akapitu, ”Comeback” nie jest komiksem mocno
osadzonym w realiach science-fiction. Ed Brisson umiejętnie wymieszał wątki
nadnaturalne w sensacją, dzięki czemu lekturę mimo wszystko trzeba bardziej
polecić wielbicielom tego drugiego gatunku. No właśnie, ale czy na pewno jest
to rzecz warta lektury? Jak to w przypadku większości komiksów bywa, cytując
klasyka, mamy tu plusy dodatnie i plusy ujemne.
Na plus ”Comeback”
na pewno zaliczyć trzeba pomysł. Oczywiście możecie mi zarzucić nieobycie w
temacie, ale nie przypominam sobie tego, aby wcześniej ktoś wykorzystał motyw
podróży w czasie jako źródło dochodowego biznesu. Pod tym względem,
przynajmniej dla mnie, ”Comeback” okazało się lekturą charakteryzującą
się świeżym podejściem do dość wyeksploatowanej tematyki. Brissonowi udało się
także stworzyć wiarygodne i przekonywujące postacie, przy czym nie mówię tu
tylko o wspomnianej już wcześniej dwójce głównych bohaterów. Także i agent
Tanaka, swoją drogą kawał niezłego skurkobańca, został przedstawiony w sposób
poprawny, a przy tym mocno niejednoznaczny. To właśnie kolejna zaleta ”Comeback”
– w trakcie lektury pojawiają się takie momenty, w których trudno jednoznacznie
orzec, kto tak naprawdę jest tu tym złym. Cieszy mnie fakt, że scenarzysta
zadbał o to, by pokazać plusy i minusy obu stron konfliktu, a przede wszystkim
sam je dostrzegał.
Następnym plusem
”Comeback” jest dla mnie Michael Walsh. Artysta być może nieco lepiej jest
znany z takich serii jak któryś z woluminów ”Secret Avengers” (serio, nie wiem
który) od Marvela czy kilka numerów ”X-Files: Season 10” z IDW, jednak to
właśnie tutaj pokazał te swoje oblicze, które podoba mi się zdecydowanie
najbardziej. Artysta dysponuje stylem bardzo pasującym do tego typu historii i
wydaje mi się, że lepiej sprawdziłby się tylko w konwencji twardej pulpy. Walsh
rysuje grubą, wyrazistą kreską, lecz momentami jednak rzucają się w oczy
uproszczenia na poszczególnych kadrach. Rzuca się to w oczy zwłaszcza w
momencie, gdy artyście przychodzi zmierzyć się z mniejszymi kadrami, które
niejednokrotnie kończą pozbawione detali.
Jak dotąd
wyłącznie chwalę, lecz jednak muszę napisać to wprost: koniec końców nie uważam
”Comeback” za komiks godny polecenia. Dlaczego? Otóż chociaż scenariusz
zaczyna się obiecująco i przez pierwsze dwa zeszyty wszystko idzie w dobrym
kierunku, ostatecznie historia rozmienia się na drobne w momencie, gdy
scenarzysta zaczyna korzystać z paradoksów czasowych. Wówczas do fabuły wkrada
się sporo rażących nieścisłości, które regularnie wyjaśniane są za pomocą podróży
w czasie. W efekcie, ”Comeback” zaczyna zmieniać się z całkiem dobrze
zapowiadającego się komiksu, na taki, w trakcie trwania którego może dojść do
każdej paranoi. Szkoda wielka, bo tak naprawdę burzy to całą pozytywną ocenę,
jaką duet Brisson/Walsh uciułali sobie początkowymi rozdziałami.
Składająca się
z pięciu części miniseria opublikowana została przez studio Shadowline, co
zazwyczaj oznacza sporą liczbę dodatków. Nie inaczej jest w przypadku dzisiaj
omawianego komiksu. ”Comeback” wzbogacono o dziesięć stron bonusowych
materiałów. Teoretycznie nie jest tego dużo, ale nie ograniczyli się do
wrzucenia galerii okładek czy paru szkiców. Te, owszem, są obecne, lecz
praktycznie wszystko podparte jest odautorskim komentarzem. W dodatkach
znajdziemy fragmenty scenariusza, komentarze tłumaczące wygląd poszczególnych
postaci i miejsc, materiały w powstawania pierwszego zeszytu serii oraz
posłowie autorstwa Eda Brissona. Chociaż to tyko dziesięć stron, jest co
czytać.
Mimo faktu,
iż większość tego tekstu to moje pozytywne opinie o ”Comeback”, komiks w
pewnym momencie straszliwie rozmienia się na drobne, przez co nie oferuje
czytelnikowi satysfakcjonującej końcówki. Doskonale widać tu zmarnowany
potencjał, którego nie przykrywają nawet całkiem przyjemne dodatki oraz bardzo
dobra praca rysownika. Końcowa ocena to zaledwie 3/6
"Comeback vol. 1" do kupienia w ATOM Comics
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz