piątek, 16 października 2015

Felieton: O sentymencie i sympatii do człowieka-papierowego Internetu

Są takie rzeczy w moim małym rozumku, których cały czas nie ogarniam. Na przykład cały czas ciężko mi zrozumieć to, że doczekaliśmy się wreszcie pokolenia osób czytających komiksy i jednocześnie nie znających wcale lub tylko odrobinę zeszyty od TM-Semica. Zainspirowany jedną z niedawno przeprowadzonych rozmów oraz lekturą kolejnych staroci z tego wydawnictwa, postanowiłem raz jeszcze pograć nieco na Waszych sentymentach i cofnąć się w czasie do lat 90-tych. Do czasów gdy część z Was chciała być Batmanem i walczyć z Banem, część Spider-Manem zmagającym się z Venomem, a jeszcze inni woleliby należeć do złotej lub niebieskiej formacji X-Men. Założę się jednak, że część z Was wtedy miała takie marzenie jak ja: chcieliście być Arkiem :)
Tu zdecydowanie warto wyprostować sytuację dla tej części z Was, która nie żyła w czasach Semicowej euforii. Arek, czyli Arkadiusz Wróblewski, to osoba wielu talentów, ale dla większości z pokolenia lat 90-tych był on przede wszystkim człowiekiem prowadzącym na łamach poszczególnych serii tego wydawnictwa strony klubowe. W czasach, gdy Internet raczkował i ludzie byli w stanie odręcznie pisać długie listy, człowiek ten postanowił sobie stać się głównym źródłem informacji o tak fascynujących nas komiksach z USA, a jednocześnie odpowiadał za kontakt z czytelnikami, publikując ich listy i na nie odpowiadając. Brzmi to może mało fascynująco, ale uwierzcie mi – jeśli powiecie na Arka złe słowo w obecności fana TM-Semica, nawet nie zauważycie kiedy przeniesiecie się na tamten świat.

Nigdy nie kryłem się z tym, że moja fascynacja komiksami zaczęła się w 1994 roku od jednego z numerów ”Spider-Mana”. Był to zarazem komiks, który zrozumiałem dopiero po kilku latach, ponieważ był zbyt ciężki dla sześciolatka, jakim wówczas byłem. Nie od razu także doceniałem znajdujące się w komiksach strony klubowe, które nierzadko wypełnione były ścianami tekstu, których najzwyczajniej w świecie czytać mi się nie chciało. Można więc powiedzieć, że do Arka musiałem dojrzeć. Gdy jednak już do tego doszło, całkowicie oszalałem na punkcie jego pracy. Mogę ją podzielić na trzy osobne aspekty, które pokrótce omówię.
Po pierwsze: nowinki z USA i nie tylko. W komiksach TM-Semicu nierzadko można było doszukać się nawet 5-6 stron klubowych. Uwierzcie mi, to naprawdę sporo. Zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę ilość wówczas wydawanych pozycji i to, że wszystkie listy trzeba było przepisywać, okaże się iż Arek miał ręce pełne roboty. Jednakże najczęściej zaczynało się od tej jednej strony, na której informował on o najciekawszych wydarzeniach dotyczących poszczególnych bohaterów. Przykład tego typu felietoniku/artykułu widzicie powyżej. To właśnie tutaj mogliśmy dowiedzieć się chociażby o tych historiach, które doprowadziły do określonych wydarzeń, a nie zostały wydane w Polsce. Wszystko pisane językiem łatwym i przystępnym, a jednocześnie w jakiś niesłychanie magiczny sposób sprawiający, że człowiek chciał mieć te wszystkie komiksy, o których Arek pisał. Pozycje z logo TM-Semic były chyba jedynymi na naszym rynku, które potrafiły sprawić że czytelnik chciał więcej nie tylko dzięki samym komiksom, ale również stworzonej przez Arka otoczki wokół nich.
Po drugie: szczery kontakt z czytelnikiem. Czyli to, co zawsze najbardziej podobało mi się w czasach Semica, a czego próżno szukać obecnie gdziekolwiek. Wszędzie gdzie spojrzycie, zostaniecie zasypani informacjami sugerującymi, że wszystko jest super i nic złego się nie dzieje, błędów nikt nigdy nie popełniał, a wszystko spływa mlekiem i miodem. Arek nigdy nie szedł tą drogą. Jeśli TM-Semic dał z czymś ciała, wytłumaczenia i nierzadko przeprosiny mogliśmy znaleźć na stronach klubowych. Sądzicie że drukowane były tylko listy stanowiące pochwalne pieśni? Nic z tych rzeczy. Bardzo często redakcja umieszczała teksty zwyczajnie miażdżące TM-Semic, czasem całkiem słusznie, ale nie zawsze. Niestety nie posiadam już w swoich zasobach jednego numeru hybrydy o nazwie ”Batman/Superman”, w którym umieszczono listy wylewające pomyje na wydawnictwo za publikację ”Machin” Teda McKeevera. Wspominam go akurat, ponieważ tutaj czarno na białym widać było emocje przemawiające przez Arka, który kulturalnie ale zdecydowanie wyraził swój żal, iż polski czytelnik nie dorósł jeszcze do ambitniejszego komiksu. Zresztą o tym też warto wspomnieć. Lektura stron klubowych bardzo często dawała jasne wyobrażenie tego, w jakim humorze był Arek gdy je tworzył. To nigdy nie była beznamiętna kupa tekstu: emocje wylewały się i z listów i z odpowiedzi na nie. Jest to kolejna rzecz, do której już chyba nikt nigdy się nie zbliży w naszym komiksowie.

Swoją drogą jeśli dokładnie przeszukacie swoje Semici, możecie wśród listów czytelników znaleźć kilka bardzo znajomo brzmiących nazwisk :)
I po trzecie wreszcie: papierowy Internet. Forma wyglądu stron klubowych z czasem ewoluowała. Mając na uwadze to, że cały czas piszę o czasach, gdy Internetu nie było wcale lub był dostępny tylko dla ”elit” (swoją drogą, TM-Semic do samego swojego upadku w 2003 roku nie miał nigdy strony www). I tak też w końcu Arek zdecydował, że będzie umieszczać od czasu do czasu bloczki z krótkimi zapowiedziami ciekawszych komiksów ukazujących się wówczas w USA. To właśnie tam mogliśmy dowiedzieliśmy się chociażby, że swoją solową serię miał Ka-Zar i co w niej się działo, a także co pod koniec ubiegłego wieku wydawało Vertigo. Młodzian jakim wówczas byłem, dowiadywał się ile dobra go omija i coraz mocniej chciał mieć je wszystkie. Cholera, zostało to do dziś :)

Niestety wraz z coraz niższym zainteresowaniem komiksami TM-Semica, strony klubowe najpierw traciły na objętości, zaś z czasem pojawiały się bardzo sporadycznie. Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że (tu nie jestem pewien, poprawcie mnie jeśli się mylę) ostatni tekst Arka jaki pojawił się w komiksie od wtedy już Fun Media, opowiadał o sporych i ambitnych planach przywrócenia komiksu superbohaterskiego do kiosku z których niestety nic nie wyszło, ponieważ wydawnictwo zakończyło działalność kilka tygodni później.
Tu warto jeszcze wspomnieć o serii ”Dobry Komiks” z wydawnictwa Axel Springer, które w swoim krótkim żywocie postanowiło bardzo mocno naśladować styl TM-Semica i na krótko pojawiły się tak także coś na kształt stron klubowych. Do dziś doceniam pomysłową nazwę (DK.log), lecz niestety była to już jedynie marna imitacja Arka. Wszystko zmieścić musiało się na jednej stronie, dlatego też wstęp, newsy oraz maile i odpowiedzi były krótkie i zdawkowe, a dopóki szefowie linii komiksowej nie wiedzieli, że ich eksperyment nie wypali, próżno było szukać tam czegoś innego od pochwał. Jeśli pamięć mnie nie zawodzi, swego czasu Mandragora także planowała stworzyć strony klubowe. Było to na krótko przed tym, jak wydawnictwo upadło.

Świetny kontakt z czytelnikami mają ludzie prowadzący linię ”Star Wars Komiks” z Egmontu. Tam aż prosi się o strony klubowe w komiksach, lecz chyba nic z tego nie będzie. Pozostaje Wam bardzo żywy i aktywny fan-page na Facebooku.

Arka chyba już nikt zastąpi. Ale nam, starym dupom (a nie mam jeszcze trzydziestki), pozostaje ten nieśmiertelny sentyment. O TM-Semicu warto wspominać i chyba jeszcze niejednokrotnie ta nazwa przewinie się na tym blogu.

1 komentarz:

  1. Co prawda nie jestem z pokolenia Semika, ale komiksy z USA zawsze zbierałem w zeszytach, właśnie ze względu na strony klubowe. Ileż to się można było dowiedzieć z listów do redakcji! A jeśli rubrykę prowadził autor komiksu, to już w ogóle była rewelka. Potem na jakąś dekadę (albo więcej) listy zniknęły, ale ostatnio znów wracają, chociaż to już nie są takie emocje jak kiedyś. Teraz do dyskusji służy internet, a listy są raczej od kadzenia autorom.

    OdpowiedzUsuń